Denko - maj 2018r.

07 czerwca 2018



Halo halo, w końcu nadchodzę do Was z denkiem! Denko ogromne, nawet nie wiem kiedy ja wykańczam aż tyle produktów. Zawsze mnie to dziwi, bo w ciągu miesiąca wydaje mi się, że tam może z 2-3 produkty udało mi się zdenkować, a tu cała torba się uzbierała, więc bez zbędnego gadania - przechodzę od razu do cudów, średniaków i bubli. Przygotujcie sobie coś do picia i do przegryzienia, bo trochę tego jest ;)


Alterra, Naturkosmetik, szampon, biotyna & kofeina - standard na mojej liście, używam regularnie i za nic innego w świecie nie mam zamiaru ich zamienić. W dalszym ciągu idealnie myją, odświeżają, zmywają oleje i są najlepsze, najtańsze i po prostu bardzo dobre. Jest tu ktoś jeszcze, kto nie zna tych szamponów?

Facelle intim, chusteczki do higieny intymnej - dla mnie te chusteczki są najlepsze i najlepiej sprawdzają się w każdej sytuacji, czy po prostu w sytuacji odświeżenia, czy w 'te dni', co jakiś czas zdarza  mi się kupować inne, ale w sumie to zawsze wracam do tych chusteczek, są często na promocji, więc cenowo też wychodzą najkorzystniej.

BeBeauty care, płatki kosmetyczne z ekstraktem z aloesu - kolejny standard na mojej liście cudów, płatki jak płatki, ale te są zdecydowanie najlepsze i to właśnie je kupuję regularnie. Tanie i co najważniejsze nie rozwarstwiają się ani nie wchłaniają za dużych ilości produktu. Bardzo na tak!

Ziaja, tonik zwężający pory na dzień/ na noc, liście manuka - kolejny standard na mojej liście. Tonik jest genialny, wspaniale pachnie, cudownie działa na skórę, sprawia, że jest zawsze gładka, miła w dotyka i promienna, wygląda niesamowicie zdrowo i jest w dużo lepszym stanie, od kiedy używam regularnie ten tonik. Jeszcze nie raz go tu zobaczycie na pewno.

Cosnature, BioBeauty, Naturkosmetik, naturalna regenerująca maska do włosów z awocado i migdałami - zapach tej maski jest tak cudowny, że już za nim tęsknię. Poza tym, maska naprawdę genialnie działa na włosy, wygładza je, regeneruje, odżywia i nawilża. Dzięki niej włosy nie tylko wyglądają lepiej i zdrowiej, ale rzeczywiście ich dobra kondycja jest podtrzymana i lekko poprawiona. W sumie za wiele się po niej nie spodziewałam, ale mile się zaskoczyłam i chętnie do niej wrócę, bo moje włosy polubiły ją bardzo.

Ziaja, pasta do głębokiego oczyszczania twarzy przeciw zaskórnikom, liście manuka - kolejny uwielbiany przeze mnie produkt, pasta to najlepszy peeling jaki miałam kiedykolwiek, a przetestowałam już wiele. Ta pasta jest nie dość, że najtańsza to działanie ma najlepsze; oczyszcza cudownie skórę, wygładza ją i pomaga utrzymać ją w zdrowej i idealnej kondycji. Naprawdę, moja skóra się bardzo poprawiła dzięki tej serii<3.

Schwarzkopf, Glisskur, Supreme Length, ekspresowa odżywka regeneracyjna - w Rossmannie pojawiła się nowa odżywka regeneracyjna w sprayu i oczywiście od razu musiałam po nią sięgnąć. Co prawda nie posiadam jakoś nie wiadomo jak długich włosów, ale ta odżywka jest równie fajna, co innego wersje, więc na pewno trafi do mojej pielęgnacji na stałe :). Super pachnie, nawilża włosy, nie skleja ich i nie przetłuszcza, mega!

Yves Rocher, Moment de Bonheur - zdecydowanie mój zapach i te perfumy mam zawsze w zapasach w razie w gdyby mi się skończyły, uwielbiam je, uwielbiam ich zapach i nie patrzę nigdy na porę dnia, czy porę roku. One dla mnie są tak idealne, że żadnych innych nie potrzebuję.

Rimmel, Lasting Finish 25HR, breathable, korektor do twarzy - totalna nowość w mojej kosmetyczce, a od razu go pokochałam. Korektor idealnie jasny, cudownie pasuje do mojej cery i idealnie rozjaśnia okolice pod oczami. Nie zbiera się w załamaniach, nie waży się, a robi to co ma robić. Produkt zakończony jest gąbeczką, którą fajnie nakłada się produkt pod oczami, ale pod koniec, kiedy już zostaje nam niewiele produktu, ciężko się go wyciska. Da się, ale trzeba się ładnie napracować nad tym. Ale mimo wszystko uwielbiam go, bo rozjaśnia i nadaje twarzy promiennego i świeżego spojrzenia.

Dermedic, Normacne Preventi, tonik oczyszczająco - regulujący - o toniku dopiero, co pisałam, więc możecie jeszcze kojarzyć. Tonik zdaje egzamin, oczyszcza cerę, lekko ją matowi i sprawia, że wygląda zdrowo i promiennie. Pomaga w zwalczaniu trądziku i pozbyciu się pryszczy czy innych nieprzyjaciół. Koi i łagodzi podrażnienia i jest też mega delikatny, także bardzo go polubiłam.

Genera, regeneracyjna maska do włosów  - maskę kupiła moja siostra będąc w Bośni, więc niestety a początek ma ogromną wadę jeżeli chodzi o jej dostępność, ale jak tylko będziemy gdzieś w okolicy to zrobimy zapasy. Te maski mają super pojemność, a zarazem są niesamowicie tanie, kosztowała  ok. 1,5 euro, a działanie mają genialne. Dzięki niej włosy są lejące, gładkie, nawilżone, odżywione, odbudowane i wyglądają bardzo zdrowo. Przy okazji, pięknie pachnie. 


Yves Rocher, Un Matin Au Jardin, żel pod prysznic, bez - wszyscy wiedzą już chyba, że uwielbiam zapach bzu, tym bardziej w kosmetykach marki Yves Rocher, nie wiem jakim cudem, ale ta marka potrafi tak idealnie odwzorować ten zapach, że ja jestem zakochana. Wszystko byłoby spoko, gdyby ten żel był chociaż trochę wydajny. Może to moje zamiłowanie do bzu sprawiło, że wylewam go na siebie litrami, ale cały żel zużyłam chyba nawet w niecałe dwa tygodnie - szkoda.

Bentley Organic, pobudzający żel pod prysznic z palmarosą i pomarańczą - żel był na maksa wydajny i bardzo delikatny dla mojej skóry. Jeżeli ktoś ma problem z wrażliwą skórą czy skłonną do alergii to powinniście sięgnąć po ten żel. W średniakach ląduje tylko dlatego, że zapach mi jednak bardzo nie podszedł, a dla mnie w żelach pod prysznic, zapach jest najważniejszy. Ten był jakiś taki sztuczny i wcale nie pobudzający.

Natura Siberica, self-made peeling cukrowy do ciała - nie pisałam jeszcze relacji z Meet Beauty, ale dowiecie się z niej, że na warsztatach z Natura Siberica miałyśmy przyjemność stworzyć własny peeling! W sumie słyszałam, że to nie jest jakieś bardzo trudne, ale zaskoczyłam się bardzo, bo to jest banalnie proste, a ja peelingi cukrowe uwielbiam ;). Co prawda dowaliłam za dużo płatków róży do niego i za szybko się skończył, ale i tak był okej i zainspirował mnie do tego, żeby zrobić własne peelingi od czasu do czasu ;).

Eveline Cosmetics, Ideal Cover Full HD, matujący podkład kryjący - dziwne, bo w sumie kiedyś byłam mega zachwycona tym fluidem, był dla mnie dobrym zamiennikiem Catrice i coś się z nim stało. Nie wiem, czy formuła się zmieniła czy ja trafiłam przez przypadek na jakieś felerne jedno opakowanie, ale już nie był tak fajny jak na początku. Krył i jest zajebiście matujący, ale tworzył mi trochę efekt maski na twarzy, więc krycie dla mnie już zbyt duże, a ja takiego na chwilę obecną nie potrzebuję i poza tym był zdecydowanie za ciężki. Poza tym, znikał mi sam z twarzy w ciągu dnia, więc nie wiem co to za zmiana. 

Lovenue, Purelove, płyn do czyszczenia pędzli i loveblendera - ogólnie do czyszczenia pędzli zawsze używam szamponu z Alterry, który pojawia się tu co miesiąc w cudach, ale zawsze chciałam spróbować jakiegoś specjalnego płynu do czyszczenia pędzli i wiecie co? Dupy nie urywa. Alterra zdecydowanie z nim wygrywa. Co prawda ładniej pachnie i myślę, że może pielęgnować włosie pędzli, ale ja miałam wrażenie, że trzeba było dokładniej zmywać płyn z pędzli, bo jakby je oblepiał. Myje dobrze, ale o dziwo schodziło mi z tym dłużej niż za pomocą zwykłego szamponu.

Safira, chłodzący żel do ciała z olejkiem eukaliptusowym - zdecydowanie przetrzymałam ten żel do ciała z nadzieją, że będzie cudownie działał po tylu latach, haha. Wtedy był spoko, strasznie chłodził i żałuję, że nie korzystałam z niego wtedy na oparzenia słoneczne. Z jakiegoś powodu nie zużyłam go do końca, bo nie miałam na co i nie miałam kiedy. Efekt chłodzący zdecydowanie za mocny, więc nie wiem kiedy bym miała go używać.

Green Pharmacy, szampon do włosów normalnych, pokrzywa zwyczajna - normalny zwyczajny szampon, jak na pokrzywy zapach ma bardzo ładny, roślinny, ziołowy, ale nie był zbyt intensywny ani nachalny. Fajnie mył i oczyszczał włosy, standardowo się pienił i był w miarę wydajny, ale nic więcej nie robił, nie pomógł przetłuszczającym się włosom, ani trochę. 

Eveline, Facemed+, maseczka oczyszczająco - detoksykująca - mam co do tej maski mieszane uczucia. Ogólnie wywarła na mnie dobre wrażenie, bo super się jej używa. Świetnie się nakłada, w ogóle nie ściąga skóry, bardzo dobrze się ją tez zmywa i ma fajny zapach, idealną konsystencję i opakowanie, ale efekty były średnie. Może też dlatego, że używałam ją dosyć rzadko, a nie tak jak zalecał producent czyli 2-3 razy w tygodniu, więc na razie średniak, ale dam jej jeszcze kiedyś szansę i sprawdzimy. 

Soraya, Ideal Beauty, lekki hydro-krem na dzień - lekki, fajny krem do twarzy. Wygodnie się go używało, wygląd ma również na plus. Fajnie działa, bo nawilża skórę, poprawia jej wygląda, sprawia, że staje się promienna, świeża i gładka, ale brakuje mi jakiegoś efektu wow, żebym chciała do niego wrócić za wszelką cenę. Z braku laku, chętnie po niego jeszcze kiedyś sięgnę, ale mimo ochów i achów jakoś nie sprawił, że jest moim ulubieńcem.



Polny Warkocz, mazidło pszeniczne - mimo, że mazidło jest genialne to u mnie niestety przegrywa z tym, że pojemność jest za duża, wydajność jest za duża, a mazidła możemy używać jedynie przez 6 miesięcy, a niestety to przekłada się na cenę i fakt, że musimy potem wyrzucić dużo produktów. W sumie wygrzebałam go z czeluści kosmetyków i się przeraziłam, że jeszcze go mam, bo powinnam wywalić go dawno temu. Bardzo gęste i ciężkie w rozsmarowywaniu, a ja nie lubię się męczyć i spędzać za dużo czasu na nakładaniu kremów itp. Działanie miał spoko, ale niewygoda w aplikacji  i fakt, że i tak wyrzucicie połowę niestety przeważa.

Perfecta, Your Time is Green, matujący booster - produkt jest w sumie bardzo nijaki, od razu po nałożeniu strasznie ściąga skórę, jest mega niewydajny i zużyłam go w niecałe 2 tygodnie. Samo serum bardzo źle się nakłada, może trafiłam na felerne opakowanie, ale pipeta niestety nie działała w ogóle, a to już dodatkowy problem. Na plus est jedynie zapach i fakt, że w miarę szybko się wchłania, więc nadaje się pod makijaż. Ale co z tego, jak w ogóle nie matowi?


Znowu zawaliłam sprawę z próbkami, ale nic na to nie poradzę. Niedługo wyjeżdżam na parę dni to mam nadzieję, że coś pójdzie bardzo do przodu. Tym razem, zużyłam mini żel pod prysznic Douglas, Home SPA, Breath of Amazonia, Acai Berry i marakuja i muszę przyznać, że zapach jest obłędny, konsystencja świetna, a ja nabrałam ochotę na pełnowymiarowy produkt. Poza tym, Equilibra, mini balsam do włosów, produktu ani marki nie muszę nikomu przedstawiać, ja uwielbiam ich produkty, bo bazują głównie na aloesie, a moje włosy kochają aloes!

Ostatecznie cena całego denka to około 550zł. Kto by pomyślał, że tyle możemy wydawać na kosmetyki, które wykańczamy w ciągu jednego miesiąca? Kto przebrnął do końca? Dajcie znać i moje uznanie, podziwiam! :)



9 komentarzy:

  1. Z szamponów Alterry najlepiej sprawdza się u mnie wersja z papają ;) Teraz weszła też nowa z kakao :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Kurcze, mało co znam :D. Polny warkocz bardzo mnie ciekawi i na pewno w końcu do mnie trafi. Miałam chyba kiedyś te perfumy z YR, ale za nic w świecie nie mogę sobie przypomnieć zapachu :P

    OdpowiedzUsuń
  3. Mnie tonik Ziaji niestety rozczarował. Nie był zły, ale nie robił tego co obiecuje producent.

    OdpowiedzUsuń
  4. Szampon Alterra kofeinowy też bardzo lubię i co i rusz do niego wracam

    OdpowiedzUsuń
  5. Sporo ci się udało zużyć u mnie jest zazwyczaj tego więcej ale dlatego że nie zużywam sama:D nigdy nie liczyłam ile to wszystko kosztuje :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Ale dużo produktów zużyłaś. Przy tym moje to takie...deneczko ;) Ciekawa jestem jak u mnie sprawdzi się to mazidło pszeniczne od Polny warkocz. Na razie czeka w kolejce :)

    OdpowiedzUsuń

Bardzo proszę o komentarze na temat notki lub moich wpisów u Was ;))
miło mi, że mam fajnego bloga, ale za pusty komentarz nie dodam do obserwowanych ;))
mimo wszystko lubię z Wami rozmawiać, czy nawet ostrzej konwersować ;)) :DDD