Zadbana każda, nawet podrażniona skóra dzięki Dermacol

29 sierpnia 2019


Dzień dobry! CO tam, jak tam? Cieszę się, że ostatni wpis bardzo wam się spodobał, powiem szczerze, że ostatnio tak cisnę z recenzjami kosmetycznymi, że trochę cierpię na brak produktów do zrecenzowania, haha. Więc szykujcie się na to, że będzie coraz więcej wpisów niekosmetycznych, tym bardziej że bardzo dużo się u mnie zmienia, ja się zmieniam i powoli powoli zmieniają też mi się zajawki! Ale, na razie będzie jak najbardziej kosmetycznie.
Mam dla Was kolejny produkt marki Dermacol, mleczko do ciała z mocznikiem, który idealnie nadaje się na każde podrażnienia skóry, po nadmiernej ekspozycji na słońce, ale i na tatuaże! Zapraszam do czytania:

Dermacol, Urea Body Milk
Mleczko do ciała z mocznikiem (15%)


Mleczko do ciała zawiera mocznik [2], który jest korzystna dla wszystkich rodzajów skóry. Mocznik zapewnia intensywne nawilżenie i poprawia elastyczność skóry. Oliwa z oliwek [3] chroni skórę, czyni ją bardziej miękką i utrzymuje jej naturalny poziom nawilżenia. Szybko się wchłania i nie pozostawia uczucia tłustej skóry. Skóra będzie pięknie zregenerowana, nawilżona i zmiękczona, a wszelkie podrażnienia zostaną złagodzone.
*Nie zawiera parabellów i silikonu.

Skład: Aqua, Urea [2], Olea Europaea Fruit Oil [3], Glycerin, Cetearyl Alcohol, Glyceryl Stearate CItrate, Glyceryl Stearate, Ethylhexyl Stearate, Benzyl Alcohol, Ethylhexylglycerin, Tocopherol, Citric Acid, Tocopherol Acetate, Sodium Hydroxide, Carbomer, Parfum.

Sposób użycia: Nanieść odpowiednią ilość balsamu do ciała za pomocą delikatnych kolistych ruchów i pozostawić do wchłonięcia. Polecany do stosowania z innymi produktami Aqua Beauty.


Balsam, jak to balsam znajduje się w zwykłej tubce, z dość prostym wyglądem. Tubka biało różowa, bardzo fajnie mi się kojarzy i pasuje mi do głównego motywu Dermacolu. Pod światło widzimy, ile produktu zostało nam do końca, na opakowaniu też znajdziecie najważniejsze informacje po angielsku. Tubka zamykana jest na zatrzask, czasem mam wrażenie, że opakowania nie domknęłam, ale zaraz mam lekki problem z ponownym otwarciem, więc tutaj jest bardzo fajnie i solidnie. 
Konsystencja jest bardzo lekka i pasuje mi do mleczka. Produkt jest trochę rzadki, ale nie wpływa to na jakość produktu, za to dzięki temu niewielka ilość wystarczy, żeby nałożyć i wsmarować w całe ciało.
Zapach to jest coś, czego totalnie nie jestem w stanie ocenić. Jest trochę mocny, ale zarazem nie utrzymuje się długo na skórze i nie pachnie mi nim. Trochę jakby owocowy, trochę nie, totalnie nie wiem czym mi to pachnie. Ale ogólnie zapach nie jest brzydki, więc to najważniejsze.


Balsamu używałam codziennie po kąpieli, jak normalnego balsamu. Po tym, jak zrobiliśmy sobie z narzeczonym tatuaże w dalszym ciągu smarowałam się tym balsamem i nie patrzyłam, żeby omijać okolice tatuażu. Poza tym, kiedy za bardzo się opaliłam i byłam czerwona jak burak, to próbowałam wszystkiego, więc tak samo i wtedy ten balsam poszedł w użycie. Jak się sprawdził?
Jeśli chodzi o codzienne nawilżanie to balsam sprawdza się po prostu ekstra. Nawilża, wygładza, odżywia, nie mam problemów z suchymi skórkami, czy ze ściągniętą skórą. Wszystko jest tutaj bardzo poprawne, ale powiem szczerze, że ja mam tak z większą ilością balsamów. Nie mam problemu z bardzo suchą czy odwodnioną skórą, więc nie było efektu WOW. Fajnie się też sprawdził na podrażnioną skórę po goleniu czy po depilacji woskiem. Od razu dał skórze ulgę i sprawił, że było milej.


Tak, jak pisałam używałam go też codziennie na tatuaż. I po jakimś czasie dopiero zwróciłam na to uwagę, że skoro balsam świetnie działa na podrażnioną skórę po goleniu, to jak to wygląda z tatuażem? No i muszę przyznać, że tatuaż mi się bardzo szybko i rewelacyjnie zagoił, szybciej niż ten pierwszy, a miejsce teraz było bardzo podatne na dodatkowe podrażnienia. Nic się nie rozlało, w żadnym miejscu pigment się nie wykruszył ani nie zbledniał. Jako, że narzeczony pracuje na słońcu jego tatuaż był stale podrażniony i zaczerwieniony. Po użyciu tego balsamu problem zniknął bardzo szybko! Balsam lepiej radził sobie skórą tak podrażnioną niż Bepanthen polecany przez tatuażystów. Więc jeśli o to chodzi, to naprawdę balsam zdziałał cuda i zregenerował skórę w trybie natychmiastowym.
Przechodząc do opalania się, to balsam tak samo świetnie sobie radził z opaloną i zaczerwienioną skórą. Podobnie jak balsamy typowe 'po opalaniu'. Czuć było ulgę, skóra była ładnie nawilżona i odżywiona i nie schodziła skóra, więc ekstra!


Balsam możecie znaleźć w internecie, w dwóch pojemnościach 250 ml, jak i 400 ml. Cenowo standardowo przedstawia się różnie, jak dobrze poszukacie to kupicie większą pojemność za niecałe 25 zł. A produkt jest bardzo wydajny, nadaje się do wielu różnych zastosowań. I mi trochę szkoda, że tak późno odkryłam jego inne zastosowania, i trochę go zmarnowałam na zwykłe codzienne balsamowanie się. Nie zrozumcie mnie źle, ale moja skóra nie wymaga tak mocnego codziennego nawilżania, jakie daje to mleczko. Dlatego bardzo go polecam dla osób, które cierpią na suchą i odwodnioną skórę, będziecie bardzo zadowoleni! Mogłam go oszczędzać, ale na pewno kupię sobie jedno opakowanie, które przyda się na silne podrażnienia i do czasu do czasu balsamowanie się. Więc bardzo go polecam, balsam do wszystkiego i do zadań specjalnych!


Wieczór Panieński, prezenty dla gości

26 sierpnia 2019


Dzień dobry! Dzisiaj będzie trochę inny post niż kosmetyczny, ale myślę, że przyda się przyszłym 'bridetobe'! Sama przed swoim wieczorem panieńskim szukałam inspiracji, szukałam czegokolwiek, co może się udać i przydać i mimo wszystko w internecie jest tak mało takich rzeczy, że przybywam z pomocą!
Wieczór panieński to jest impreza dla przyszłej panny młodej i wiadomo, że większość rzeczy ma być zrobione pod nią i to na niej ma być skupiona uwaga, ale...!

  • Jak zorganizować wieczór panieński? - moje doświadczenie i rady, co prawda część bym zmieniła i teraz zrobiła inaczej, bo jest dużo więcej możliwości i  jestem starsza (wiek zmienia preferencje), ale część jest dalej aktualna ;)


Ale! Jako osoba, która uwielbia mieć wszystko pod kontrolą, uwielbia wszystko wiedzieć i co najważniejsze uwielbia organizować takie rzeczy, byłam wrzodem na tyłku u wszystkich dziewczyn, bo wtrącałam i mieszałam się niesamowicie. I żeby trochę spuścić z tonu i dać sobie spokój, postanowiłam sama coś zorganizować, żeby czymś się zająć i dać odpocząć dziewczynom, więc padło na upominki dla wszystkich moich Team Bride!

Wieczór panieński - prezenty dla gości


Pomysłów miałam mnóstwo, chciałam zrobić dużo, ale też nie ze wszystkim udało mi się wyrobić, a i wiadomo w Polsce to chyba nie jest tak popularne, więc sklepy nie pomagały. Jakie miałam pomysły?

Zestaw ratunkowy poimprezowy

Wiadomo, że każda impreza, a tym bardziej panieński wiąże się z wypiciem sporej ilości alkoholu. Początkowo chciałam dla każdej przygotować właśnie zestaw ratunkowy, który zawierałby najpotrzebniejsze rzeczy na kaca: wodę, tabletki na ból głowy, chusteczki, gumy do żucia i co by mi tam jeszcze przyszło do głowy. To jest fajne, ale z drugiej strony szłyśmy do klubu, były dziewczyny niepijące, a weźcie noście ze sobą coś, co i tak możliwe, że się zgubi albo nawet nie przyda. Jednak w niektórych sytuacjach taki zestaw byłby na pewno strzałem w 10!

Prezenty spersonalizowane

Nie wiem czy wiecie, ale ja jestem najbardziej sentymentalną osobą, jaką znam! Uwielbiam zdjęcia, uwielbiam wybierać prezenty, uwielbiam prezenty niematerialne, wymyślne, takie, które pokażą, że znam tę osobę i zależy mi na niej. Prezenty spersonalizowane zazwyczaj wymagają trochę wysiłku i czasu, bo mając kilka dziewczyn na imprezie, musisz pomyśleć o każdej, a na to potrzeba czasu. Zresztą też nie chciałam, żeby były jakieś większe różnice w prezentach, bo jednak wszystkie teambride! traktujemy jednakowo! Fajne mogą być ramki ze zdjęciami, spersonalizowane bransoletki czy cokolwiek wam przyjdzie do głowy, co się kojarzy z Twoimi koleżankami/

Kosmetyki

Każda dziewczyna kocha kosmetyki i każdej się takie przydadzą tym bardziej po imprezie! Można rozkminić maseczki nawilżające, pomadki, jakie by pasowały do dziewczyn, produkty z pielęgnacji, akcesoria (są genialne opaski z Douglas np!), kremy do rąk... masa rzeczy, które dziewczyny będą używać na bieżąco, a za każdym razem przypomną sobie, że to właśnie one zostały wybrane do teambride!

Rzeczy typowo z wieczoru panieńskiego

Kiedy przeglądałam oferty sklepów mających dodatki na takie imprezy, znalazłam dużo rzeczy, które niekoniecznie mogą być prezentami od przyszłej panny młodej, ale mogą być też po prostu dodatkiem do wieczoru panieńskiego. Mogą to być np. tatuaże #teambride, ciasteczka, pierniczki, lizaki, czekoladki, przypinki, pierścionki, czy nawet małe buteleczki z alkoholem!



A ja postawiłam na...

Wszystko po trochę i na raz!

Tak! Nie mogłam się zdecydować, podobała mi się masa rzeczy, więc po prostu połączyłam trochę wszystkie pomysły. Początkowo znalazłam fajne, niewielkie papierowe torebki z napisem Thank You
Byłam pewna, że chcę podarować dziewczynom jakieś kosmetyki, maski nawilżające w płachcie i koniecznie płatki pod oczy. Jak tylko użyłam tych Efektima, Shiny Look, wiedziałam, że muszą być one (wykupiłam wszystkie w drogerii haha). Wiaodmo, mogły ich użyć po panieńskim żeby odżyć albo bezpośrednio przed weselem!
Dodatkowo na szczęście dla każdej zdrapki, trochę szczęścia i grosza zawsze każdej się przyda, a dla mnie to jest też świetna zabawa.


Poza tym, zamówiłam dla każdej buteleczki z winem ze słomkami (które widzicie wyżej), żebyśmy mogły się napić w trakcie albo mogą sobie następnego dnia w domu wypić. A do tego ciasteczka z wróżbą, dla mnie to była świetna zabawa, dziewczyny otwierały i czytały, której co się trafiło. Możecie tam znaleźć nawet liczby do skreślenia w lotto, więc fajna rozkmina ;).


A żeby było sentymentalnie i tak po mojemu, wywołałam dla każdej zdjęcie, na którym oczywiście jesteśmy razem (tak też oznaczyłam torebki dla dziewczyn, więc musiały się znaleźć!), a na odwrocie zdjęcia dla każdej napisałam coś od siebie. Uwielbiam słowo pisane, uwielbiam moje dziewczyny, więc napisałam od serca co czuję, ile dla mnie znaczą i że zawsze będą dla mnie ważne. W końcu to mój #teambride!



I o! Uwielbiam takie rzeczy na imprezach, uwielbiam robić ludziom prezenty i mam nadzieję, że udało mi się sprawić im przyjemność! A to też sprawiło, że mam więcej pomysłów na kolejne prezenty! Dajcie znać, jak udały się Wasze wieczory panieński, czy też pomyślałyście o takich upominkach. A jeśli jesteście przyszłymi bride to be to życzę Wam udanej zabawy na wieczorze, jak i na weselu!


Hegron, żel w sprayu dodatkowa objętość!

22 sierpnia 2019


Dzień dobry! Co tam u Was słychać? Mam nadzieję, że wszystko w porządku, że jakoś idzie do przodu. Kto wraca do szkoły? Kto jedzie na wakacje? Kto się obija i dobrze mu z tym? Grunt to robić wszystko w zgodzie ze sobą i to Wy macie być zadowoleni, a nie inni - pamiętajcie o tym. Chociaż powiem Wam szczerze, że jak widzę te cudowne rzeczy szkolne w sklepach to bym chętnie wróciła na lekcje i była pilną uczennicą, haha!
To przechodząc od tak dość dziwnego wstępu, mamy dzisiaj temat włosów. Utrwalenie każdej fryzury, dodanie turbo objętości i ogarnięcie szopy na głowie, już teraz Wam zdradzę, że właśnie tego dokona ten żel w sprayu, chociaż też mam jakieś ale, więc nie jest idealnie, ale zapraszam do zapoznania się z recenzją!


Hegron, Gel Spray, Extra Volume
żel w sprayu dodający objętości


Żel w sprayu marki Hegron z ekstraktem z bambusa to profesjonalny produkt do stylizacji włosów, zagwarantuje maksymalną objętość już od nasady bez efektu obciążenia. Maksymalnie utrwala fryzurę, nawet tą najbardziej wymyślną.
Produkt jest łatwy do wyczesania, należy uważać na oczy.

Skład: Alcohol Denat., VP/VA Copolymer, Aqua, Glycerin, Bambusa Arundinacea Stem Extract, Parfum, Hexyl Cinnamal, Linalool, Benzyl Salicylate, Alpha-Isomethyl Ionone, Hydroxycitronellal, Sodium Benzoate, Potassium Sorbate, Citric Acid.

Sposób użycia: należy nanosić z odległości 25 cm na suche lub wilgotne włosy.

Spray znajduje się w dość wygodnym opakowaniu, buteleczce. Ma trochę powydziwiany kształt, ale wszystko przenosi się na wygodę użytkowania. Na opakowaniu mamy wszystkie najważniejsze informacje. Spray jest wyposażony w atomizer, dodatkowo chroniony zatyczką. Od razu powiem, że sam atomizer nie rozpyla idealnie rozproszonej mgiełki, jest ona jednak dość skoncentrowana na niewielki obszar, więc im dalej tym lepiej, a na pewno nie będzie posklejanych włosów.
Konsystencja sprayu jest bardzo mokra, i przez to, że jest to żel od razu da się wyczuć pewną teksturę na włosach, która jest dość twarda i sztywna. Coś pomiędzy suchym szamponem a mocnym stylizatorem, ale dzięki temu, że jest to ciągle spray wygodnie się aplikuje produkt na włosy. Zapach jest z kolei średnio wyczuwalny, nie jestem w stanie wam powiedzieć czym on pachnie. Na pewno jest ładny, dość kosmetyczny, ale na tyle delikatny, że nie irytuje i nie przeszkadza i szybko ulatnia się z włosów.


Jeśli chodzi o użycie, to ja tego sprayu nie używam na co dzień. Sięgam po niego na i przed imprezami, w trakcie, zawsze na wesela, żeby unieść włosy od nasady. Ja mam dość cienkie włosy, ale trochę ich jest, dodatkowo teraz odżywają po keratynie i mocno się kręcą i są dosyć niesforne, ale podatne na szczęście na jakiekolwiek zabiegi fryzjerskie. Jedyne co mogę im zarzucić to to, że po krótkim czasie zaczyna im brakować właśnie objętości i stają się oklapłe. 
I teraz tak! Używam go zawsze jak gdzieś idę. Zawsze na suche włosy i w trakcie układania włosów. Przed prostowaniem spryskuję całe i potem na koniec raz jeszcze, żeby utrwalić i wzmocnić efekt. Jeśli kręcę to w między czasie tak jak mi pasuje. Poza tym, w trakcie imprezy też muszę tak z raz/dwa razy iść do lusterka i trochę nim spryskać włosy, żeby dodać im objętości.

Produkt działa całkiem w porządku. Nadaje włosom ogromnej objętości, nie skleja ich, nie przetłuszcza ich - tutaj wszystko jest jak najbardziej w porządku, jeśli same nie przesadzimy z użyciem. Po spryskaniu odczekuję chwilę aż produkt wyschnie i lekko 'czochram' włosy, żeby trochę go wyczesać i przy okazji unieść włosy. Naprawdę robi robotę, ale w zależności do tego, co robimy czynność muszę powtarzać.
Jeśli jest to dość statyczna impreza to spoko, nic się z włosami nie dzieje, wszystko jest jak najbardziej w porządku. Jeśli mamy wesele, człowiek szaleje, tańczy, skacze i się poci, to włosy też po jakimś czasie ponownie stają się oklapłe, ale wystarczy produktu użyć ponownie, żeby włosy odżyły i znowu było ich więcej! Na wesele, z dwa dodatkowe użycia wystarczą, ale to tak jak mówię, wszystko zależy od własnych szaleństw. 


Produkt sam w sobie nie jest zły, co prawda nie nazwałabym go profesjonalnym produktem, który zadziała idealnie. Jest tani, więc też nie oczekiwałabym od niego cudów, że przez 3 dni mam mnóstwo włosów i jest super objętość, trochę jest to denerwujące, że w trakcie wesela włosy są bardziej oklapnięte niż na początku, ale to też może być kwestia moich włosów. Ja się cieszę, że mam produkt, po który mogę sięgnąć w każdej chwili i poprawić swój wizerunek, także ogólnie jestem zadowolona.


Dwa największe buble, jakie kiedykolwiek miałam

19 sierpnia 2019


Osoby, które są ze mną na blogu już długo wiedzą, że mi tak naprawdę łatwo dogodzić kosmetykami i kolorówką. Mam dosyć normalną twarz, cerę, ciało bez żadnych problemów, a moje włosy piją każdy kosmetyk, jak woda i praktycznie każdy daje im coś, czego potrzebują. Nie kupuję byle czego, nawet do testów nie wybieram ani nie zgadzam się na cokolwiek, więc szanse, żeby coś mi nie podpasuje są niskie, co nawet widać w moich denkach, że przysłowiowych bubli jest niewiele, a i nawet nie co każde denko.
I jakie jest moje ogromne zdziwienie, kiedy mam dwa takie produkty praktycznie w jednym, których nie jestem w stanie nawet używać. Po prostu nie i koniec kropka, więc idą do kosza w całości. A ja sobie pomyślałam, że nie może być u mnie cały czas kolorowo i przyszedł czas na recenzje bubli!
Przy okazji, jeśli mieliście te produkty to dajcie mi znać, czy u Was też się nie sprawdziły - może ja trafiłam na jakąś felerną serię.


Golden Rose, Make-Up Fixing Spray
'Utrwalający spray do makijażu, dzięki lekkiej i nielepiącej się konsystencji pozwala na zachowanie idealnego makijażu przez cały dzień. Produkt szybko wysycha, nada niewidzialne wykończenie i utrwali makijaż nie wysuszając skóry. 
Należy wstrząsnąć mocno butelką i trzymać ją w odległości 20-25 cm od twarzy i spryskać makijaż mając zamknięte oczy i poczekać aż wyschnie.'

Skład: Aqua, Methylpropanediol, Phenoxyethanol, Pentylene Glycol, PVP, Ethylhexylglycerin, Biosaccharide Gum-1, Parfum.

Ja zawsze używałam fixera z Kobo i byłam bardzo zadowolona, ale jakoś stwierdziłam, że spróbuję czegoś innego i bardzo tego żałuję. Ogólnie produkt ma fajną szatę graficzną, wszystkie najważniejsze informacje mamy na opakowaniu, dodatkowa zatyczka i atomizer, który się początkowo nie zacinał. Początkowo, bo teraz coś się zepsuło z pompką i mogę sobie naciskać i naciskać, a i tak nic z niego nie wylatuje, a użyłam go może ze dwa/trzy razy.
Ale to dobrze! Produkt może i fajnie pachnie, ma normalną konsystencję, ale jednak nie działa tak, jak powinien. Wolę produkty w aerozolu, które działają np. jak lakier do włosów i rozpylają idealną substancję lotną, która idealnie pokrywa twarz i makijaż. Z kolei ten fixer od Golden Rose działa bardziej, jak odżywka do włosów czy perfumy i rozpyla bardzo mokrą mgiełkę dość skoncentrowaną w jednym miejscu, która nie pokrywa idealnie twarzy, a gdzieniegdzie zostawia na niej mokre kropelki płynu. A te kropelki momentalnie zmywają makijaż, co prawda nie spływają, ale kończy się to tak, że Wasz makijaż jest tak jakby 'dziurawy' i w miejscach tych kropelek nie ma w ogóle makijażu, co więcej niestety nie da się ich nijak zakryć. Tych kropelek oczywiście nie ma sporo, bo jak widzę, że sytuacja się powtórzyła to nie używam dalej fixera, ale jest ich na tyle, że cały makijaż idzie w pizdu i tyle.


Rival de Loop, płyn micelarny
'Łagodny płyn micelarny został opracowany dla skóry wymagającej i wrażliwej, bezalkoholowa formuła oczyszcza skórę w łagodny sposób z zanieczyszczeń, nie naruszając jej paszcza hydrolipidowego. zmniejsza zaczerwienienia, wspomaga naturalną odporność, nawilża i zapobiega wysuszeniu, zmniejsza uczucie napięcia.
Należy używać rano i wieczorem po oczyszczeniu twarzy, nasączonym płatkiem przemyć skórę twarzy, szyi i dekoltu, omijając okolice oczu.'

Skład: Aqua, Glycerin, Caprylyl/Capryl Glucoside, Decyl Glucoside, Panthenol, Phenoxyethanol, Parfum, Disodium EDTA, Ethylhexylglycerin, Bisabolol, Calcium PCA, Pantolactone, Citric Acid, Zingber Officinalis Root Extract.

Wiecie co, ja nawet nie wiem, co ten płyn u mnie robi i jak on się znalazł w mojej łazience (a na pewno ja go kupiłam - haha). Ogólnie produkt bardzo taniej marki, wygląda jak wygląda. Nie szaleję za takim designem, ale też nie oczekuję zbyt wiele. Niestety, ale już zapach mi przeszkadza, jest bardzo kosmetyczny, sztuczny i duszący, ale tak bardzo, że aż irytuje i przeszkadza. Konsystencja typowo wodnista, ale nie jest to woda.
Nie mam pojęcia, co to jest, ni to olejek, ni żel, ni woda - mam wrażenie, że łączy wszystkie ich właściwości.  W momencie przemywania twarzy tym płynem micelarnym to jest masakra. Mam wrażenie, jakbym nakładała na twarz żel, który kojarzy mi się z płynem do mycia szyb, który trzeba jak najszybciej zmyć. Zostawia po sobie film i jakąś dziwną warstwę, która wydaje się, że jest nieprzepuszczalna. Płyn micelarny po prostu 'jeździ' po skórze, makijażu nie zmywa w ogóle, zanieczyszczeń również nie zbiera, więc ja jestem w szoku, że coś może nawet tak działać - już sama woda byłaby w stanie zmyć cokolwiek.
Dziwi mnie też fakt, że skoro płyn micelarny ma oczyszczać skórę, to dlaczego mam przemywać nim już oczyszczoną skórę? Dla mnie tragedia, twarzy nie podrażnia i nie uczula, ale jak niechcący przemyjecie zbyt blisko oczu, to poczujecie straszne podrażnienie, a oczy zaczną Wam łzawić. 


Dajcie znać czy mieliście te produkty! Ja nawet, jak coś okazuje się bublem to jestem w stanie coś tam zużyć albo znaleźć dla takich produktów inne zastosowanie, a akurat tych dwóch produktów nie da się kompletnie używać! 



Magia rozświetlenia cery, W7 Glowcomotion

16 sierpnia 2019


Dzień dobry! Co tam u Was słychać? Jak pogoda? Muszę przyznać, że mi ta aura jesienna się strasznie podoba! Burze, deszcz, mgła, niższa temperatura. Myślcie co chcecie, wiem że większość ludzi nie znosi jesieni, ale dla mnie to zdecydowanie najfantastyczniejsza pora roku i na samą myśl robi mi się ciepło i przytulniej - czad! Już niedługo będę pewnie spamować jesienią na insta, chyba że lato nas jeszcze zaskoczy, co oczywiście pewnie się zdarzy! Ale, ale ale!
Dzisiaj czas na kolorówkę, będę pisać o zdecydowanie mojej ulubionej części makijażu, czyli o rozświetlaczach. Uwielbiam glow, uwielbiam rozświetlenie na kościach policzkowych, łuku kupidyna i wszędzie, więc zapraszam!

Rozświetlacz, W7
Glowcomotion


Rozświetlacz do twarzy i ciała Glowcomotion to niesamowicie drobno mielony puder rozświetlający o intensywnym blasku. Spowija skórę warstewką, niczym tafla w kolorze złoto - szampańskim, który pasuje każdemu. Odbija światło w sposób jednolity, bez drobinek. Jest idealny jako puder połyskujący do ciała, rozświetlacz do twarzy i rozświetlający cień do powiek. Jego blask Cię zachwyci!
Opakowanie zawiera lusterko.

Skład: Talc, Mica, Magnesium Stearate, Dimethicone, Ethylhexyl Palmitate, Polyisobutene, Synthetic Wax, Phenoxyethanol / Ethylhexylglycerin, Paraffinum Liquidum, Tin Oxide, [+/- May Contain: Cl 77019, Cl 77891, Cl 77492, Cl 77491, Cl 77499]



Rozświetlacz Glowcomotion od W7 znajduje się w dość sporym opakowaniu (8,5 g) typowym dla wszystkich kosmetyków prasowanych. Lusterko, jakie mamy w opakowaniu jest spore, więc bardzo wygodnie się go używa do nakładania nie tylko samego produktu, ale i jest mega przydatne w wykonywaniu całego makijażu. Z opakowaniem nie mam nigdy problemów, bardzo dobrze działa, fajnie się zamyka (a nawet czasem mam problem z otwarciem), jest też dość solidne i nie zacina się. Mimo że spadło mi kilka razy, nigdy się nie rozwaliło. Szkoda tylko że sam rozświetlacz tych upadków nie przetrwał.
Ratowałam już ten rozświetlacz kilka razy. Moje pierwsze opakowanie też ratowałam, potem tak się produkt pokruszył i roztrzaskał, że nie było nawet co zbierać. To jest moje drugie opakowanie i na szczęście zdążyłam zrobić zdjęcia kiedy był cały, bo niestety znowu mi się rozwalił. Nie wiem, czy to jest kwestia samego produktu, że jest dość kruchy, ja też powinnam bardziej uważać, ale to jest jedyny produkt, który kruszy mi się aż tak łatwo.


Ja ten rozświetlacz nakładam zawsze palcem. Nakładam pod łuk brwiowy, na kości policzkowe, łuk kupidyna, czasem nos i inne miejsca, gdzie mam ochotę na glow. A uwierzcie mi, że mam ochotę na glow wszędzie i nie oszczędzam go w ogóle. Sam produkt jest niesamowicie wydajny. Gdyby nie fakt, że co chwilę ma u mnie wypadki i się po prostu marnuje, to jedno opakowanie miałabym pewnie kilka lat - poważnie.
Poza tym, rozświetlacz daje cudowne rozświetlenie, piękna tafla, która mieni się równomiernie. Nie jest to efekt tandetnego brokatu, który może wyglądać sztucznie. Efekt jest piękny, cały czas naturalny, ale robi genialne wrażenie. Pasuje do makijażu dziennego, który dzięki takiemu rozświetleniu wygląda promiennie, zdrowo, a sama twarz wygląda tak energicznie. Z kolei w makijażu wieczorowym będzie wisienką na torcie, cudownym wykończeniem i dopełnieniem wszystkiego. Poza tym, nie ściera się aż tak łatwo. Ja i tak, kiedy mam ochotę przesadzić to nakładam na ten rozświetlacz jeszcze inne rozświetlacze. Bo mogę, bo lubię!




Ciężko jest mi uchwycić efekt rozświetlenia na zdjęciach, jakoś wszystko wygląda dość płasko, ale znalazłam coś, gdzie coś tam widać!
Dla mnie rozświetlacz jest genialny i nie wyobrażam sobie makijażu bez niego, ani dziennego ani wieczorowego. Jest niesamowicie wydajny, a i tani. Jak pozostałe kosmetyki marki W7 są dla mnie dość tandetne, tak ten produkt Glowcomotion to jest prawdziwy cud! Gwarantuję, że jeśli uwielbiacie rozświetlenie to będzie bardzo zadowolone!

Dajcie znać, jakie są Wasze ulubione rozświetlacze :)!

#40 Kinomaniak, czyli ostatnie filmy, jakie oglądałam

12 sierpnia 2019



Hej! Kolejna część Kinomaniaka przed Wami! I jest to ostatnia, która pojawia się dość regularnie, bo na razie skończyły mi się filmy, a w sumie jakoś ostatnio nie mam za bardzo czasu na oglądanie, ale sukcesywnie, co obejrzę to będzie się pojawiał kinomaniak. Koniecznie polecajcie mi jakie pozycje są warte obejrzenia, co ostatnio obejrzeliście. Ostatnio głównie bazujemy na netflixie ewentualnie hbo go, więc możecie proponować! A ja przechodzę do moich opcji:

The Do-Over (2016) komedia

Jeśli lubicie dobrą komedię, która będzie bardzo nieprzewidywalna i zaskoczy Was praktycznie w każdej minucie to koniecznie obejrzycie Do-Over. Może i byłam sceptycznie nastawiona, ale ubawiłam się świetnie oglądając ją. Nie wiedziałam, co się wydarzy i to było świetne. Takiej fabuły jeszcze nie oglądałam, a Adam Sandler jak zawsze dał radę. Uwielbiam go w każdej postaci i bardzo polecam! Z kolei David Spade zagrał tutaj takiego Janusza, który mimo wszystko fantastycznie się odnalazł w nowej rzeczywistości i nowym życiu. Nie chcę spoilerować, obejrzyjcie!

Non-Stop (2014) thriller, akcja

Kolejny idealnie rozkminiony film z Liam'em Neeson'em. Uwielbiam tego gościa od czasów Uprowadzonej. Film cały czas trzyma w napięciu, co chwilę są jakieś zwroty akcji, dzięki czemu ogląda się go zdecydowanie z zapartym tchem. Nie przepadam za takim rodzajem filmów, bo zawsze za bardzo przeżywam, ale ten aktor robi taką robotę, że ogląda mi się je genialnie. Ten thriller jest nieprzewidywalny od początku do końca, więc bardzo polecam!

Całe szczęście (2019) komedia romantyczna

Wiecie, że ja za polskimi filmami nie przepadam, jakoś tak sama się nastawiam do nich negatywnie, ale zazwyczaj nie ma szału i nic nie urywa. Ta jest całkiem całkiem. Podoba mi się to, że została przeniesiona w takie dość teraźniejsze czasy, bycie fit jest modne, więc każdy jest fit, mamy też odniesienie do kultury, która teraz chyba coraz bardziej zyskuje na popularności i to jest fajne. Oczywiście jedna sprawa dla mnie była dość oczywista i może nawet trochę za bardzo naciągana i niemożliwa, ale mimo wszystko jakoś fajnie mi się tę komedię oglądało i mogę ją polecić.

Płytki facet (2001) 'Shallow Hal' komedia

Lubię Jack'a Black, on nadaje każdej komedii jeszcze większej komedii. Sam film jest dość zaskakujący, znowu naciągany i niemożliwy, ale mimo wszystko fajnie pokazuje prawdę o ludziach, pokazuje to, że nie powinniśmy patrzeć tylko i wyłącznie na urodę czy na okładkę, bo liczy się wnętrze. Wydaje mi się, że obecnie w dobie internetu, idealnych osób na instagramie coraz trudniej jest nam o tym pamiętać, więc polecam ten film żeby sobie o tym przypomnieć. Nie jest to co prawda komedia, którą bym polecała na prawo i lewo, ale z braku laku fajnie jest ją obejrzeć.

Jak romantycznie! (2019) 'Isn't It Romantic' komedia

Rebel Wilson jest genialna i chyba nie muszę o tym nikomu wspominać, uwielbiam jej dystans do siebie i to, że nie przeszkadzają jej role, które gra, a nawet sprawia, że inaczej się na to wszystko patrzy. Jak romantycznie jest dla mnie trochę magiczną bajką, którą oglądałam jako dziecko. Magia, ale i pełen romantyzm, świat się zmienia, a w sumie budzisz się w innym wszechświecie, gdzie wszystko jest super, ekstra, cudowne i idealne, ale czy na pewno? Czy już nie lepsze jest to nasze nieidealne życie, ale nasze? Bardzo polecam!

Opiekun (2016) 'The Fundamentals Of Caring' dramat

Uwielbiam Netflix'a za to, że robi genialne filmy i to różnych gatunków. Cokolwiek chcecie, a wszystko tam znajdziecie, na każdy humor i nastrój.  Dawno nie oglądałam tak pięknego dramatu, który wzrusza i powoduje, że zaczynamy się zastanawiać nad własnym życiem, co robimy źle, a co moglibyśmy zrobić lepiej albo totalnie inaczej. Czasem pomagając sobie, możemy pomóc komuś, a nawet dać mu jeszcze więcej niż nam się wydaje. Grunt to się nie poddawać, nie tracić siebie niezależnie od sytuacji w jakiej się znajdujemy. Genialny!


I tak, jak wspominałam, nie oglądałam ostatnio za dużo nowych filmów, więc czekam na polecajki w komentarzach! Zawsze wszystkie chętnie przeglądam i zapisuję na filmweb, a potem oglądam ;).


Prawdziwy efekt sztucznych rzęs, Dermacol Angelash

08 sierpnia 2019


Dzień dobry! Trochę się tutaj zakurzyło, ale to dlatego, że nie ogarniałam życia po ostatnim weekendzie. W sobotę miałam panieński (swój! - sic) i jeszcze ciężko jest mi się przestawić na fakt, że teraz trzeba ogarniać, bo czasu zostało coraz mniej! Ale, damy radę ze wszystkim, Dajcie znać, co tam u Was! Połowa wakacji za nami, został jeszcze tylko jeden miesiąc, co też jest dla mnie niesamowite, że to tak szybko zleciało.. Szok!
Ale, dzisiaj mam dla Was nowy produkt, tusz do rzęs marki Dermacol! Wiecie, że zachwycam się kosmetykami pielęgnacyjnymi tej marki, a nie miałam jeszcze okazji za dużo pisać na temat kolorówki od nich, mimo że co nieco posiadam. Dlatego właśnie dzisiaj przychodzę do Was z tuszem Angelash, który potrafi wyczarować anielskie rzęsy.

Dermacol, Tusz do rzęs
Angelash Care & Length Volume


* spojrzenie nie z tego świata * anielskie piękno * urok i nieziemski zachwyt *
*wydłużenie, podkręcenie i objętość*

Taki efekt osiągniesz z pielęgnacyjno-wydłużającym tuszem do rzęs Angelash Care & Length Volume Mascara! Wystarczy jedno pociągnięcie aby uzyskać anielski efekt dzięki podkręceniu i wydłużeniu każdego włoska z osobna. Zadba o to nie tylko odpowiedni skład tuszu, ale także doskonale zaprojektowana w tym celu szczoteczka. Dodatek pantenolu doskonale nawilży i uelastyczni rzęsy, a wyciąg z bambusa intensywnie je zregeneruje zapobiegając ich łamaniu.
Kosmetyk doskonale pogrubi włosy i pokryje je intensywnie czarnym kolorem. Produkt jest przy tym łagodny, dlatego nadaje się również i do wrażliwych oczu oraz dla osób noszących szkła kontaktowe. 

Skład: Aqua, Cera Alba, Paraffin, Copernicia Cerifera Cera, Acacia Senegal Gum, Stearic Acid, Palmitic Acid, Hydrogenated Lecithin,k Aminomethyl Propanol, Butylene Glycol, Hydroxyethylcellulose, Polyimide-1, Tocopheryl Acetate, Glycerin, Panthenol, Bambusa Vulgaris Extract, Phenoxyethanol, Ethylhexylglycerin, Cl 77499.

Sposób użycia: Starannie nałóż od nasady po końce włosków.


Tusz znajduje się w anielskim opakowaniu, połączenie bieli i złote to jest zdecydowanie coś, co ostatnio mi się bardzo podoba i często sięgam po takie rzeczy. Estetycznie - rewelacja, a i przy okazji w temacie anielskim, jak sama nazwa wskazuje! Na opakowaniu znajdziecie najważniejsze informacje, z kolei skład znajduje się pod naklejką na zakrętce (szukałam, aż znalazłam!). Tusz do rzęs ma dość 'grube' opakowanie, ale wygodnie trzyma się je w dłoni i nim operuje. Szczoteczka nie jest też za długa i nie zdarzyło mi się, żebym wsadziła sobie ją do oka.
Odcień tuszu jest iście, mocno i głęboko czarny, który podkreśli nie tylko każdy makijaż, ale i spojrzenie, a codzienny makijaż będzie z trochę większym efektem wow.



Sama szczoteczka jest lekko wygięta w łuk i bardzo gruba, początkowo byłam przerażona, jak tylko ją zobaczyłam i od razu pomyślałam sobie, że z rzęs zrobią mi się posklejane kluski, bo jak? Widać, że szczoteczka nabiera też dość sporo tuszu, który mam wrażenie, że jest bardzo zbity i gęsty. Zazwyczaj spotykałam się z rzadkimi tuszami, lekkimi i dlatego nie wiedziałam, jak to będzie działać. Nie wiedziałam też, którą stroną łuku mam pomalować rzęsy ani nic. Ale bardzo pozytywnie się zaskoczyłam i wcale nie było to aż tak skomplikowane, jak mi się wydawało!


I tutaj nie ma żadnej ściemy, nawet nie używałam zalotki do podkręcenia rzęs. Z moich turbo prostych, wydaje mi się, że krótkich rzęs, uzyskuję tak wspaniały efekt rodem sztucznych, przyklejonych rzęs, które są chyba ze 3 razy dłuższe, grubsze i gęstsze od moich. Nie pytajcie mnie, jak to się dzieje, bo ja nie mam bladego pojęcia. Dla mnie magia i sama, jak patrzę na te zdjęcia to nie widzę w to, co widzę, ale wow. Zastanawiam się, co by się działo gdybym używała przynajmniej serum do rzęs, wtedy efekt byłby oszałamiający.
Rzęsy w niektórych miejscach są może i leciutko sklejone, gdzieniegdzie wydaje mi się, że nałożyło się odrobinę za dużo tuszu, ale to wystarczy czasem wyczesać albo i nie, bo w zależności od makijażu nie jest powiedziane, że będzie to widoczne, żeby się bawić. Poza tym, ja zawsze mam lekko pomalowaną powiekę tuż nad linią rzęs tuszem, ale wydaje mi się, że to może być też moja wina i nieumiejętności, bo mam tak z każdym tuszem w sumie.
Macie tutaj jedną warstwę, którą pociągnęłam raz kolejną w celu utrwalenia efektu, więc dla mnie niesamowite coś tu się wydarzyło! I anielskie rzęsy zostały uzyskane w 100%. Coś wow.



Angelash od Dermacol jest bardzo trwały i mocno siedzi na rzęsach. Nie zauważyłam żeby pod koniec dnia się wykruszał, jest bardzo trwały. Nie polecam zmywania go płynem micelarnym, bo będziecie się męczyć kilkanaście minut. U mnie najlepiej zdaje egzamin olejek do demakijażu i dzięki niemu nie mam żadnych problemów z jego zmyciem. Ponadto, tusz też jest pielęgnujący. Może właśnie dlatego rzęsy są coraz dłuższe, żadne mi nie wypadły od kiedy go używam, ale też ciężko jest mi to określić ;).
Produkt kosztuje od 30 do 40 zł, w internecie znajdziecie go wszędzie, więc dla mnie czad. Poza tym, jest dość wydajny, tak mi się wydaje. Nie wiem jeszcze, jak dokładnie z tym wyjdzie, ale to poinformuję przy denku. Ale, efekty są zniewalające, chyba sami widzicie, że zdecydowanie warto sięgnąć po ten tusz!


Przy okazji, był on hitem mojego panieńskiego! Każda, która go użyła była zachwycona efektem, więc nie tylko ja tak mam, a magicznie działa na każde rzęsy!


Denko, lipiec 2019r.

01 sierpnia 2019



Dzień dobry! Cześć! Kolejne denko, kolejny miesiąc za nami. Tym razem, akurat nie będę się rozwodzić na temat tego, że jak ten czas szybko mija, bo to jest za bardzo przerażające. Tak samo, jak te ilości kosmetyków, które udaje mi się wykańczać i wyrzucać. Ale pociesza mnie fakt, że niewiele kupiłam w tym miesiącu, ale jeżeli to same najpotrzebniejsze rzeczy, więc moje zapasy maleją w dalszym ciągu. W denku zobaczycie mnóstwo hydrożelowych płatków pod oczy, co zdecydowanie zdominowało ten miesiąc i produkt, niezużyte, nie skończone, niektóre nawet nie zaczęte, których po latach postanowiłam się w końcu pozbyć! Lecim!


Ze standardowych rzeczy (aczkolwiek tym razem w mniejszych ilościach): BeBeauty, płatki kosmetyczne - które są po prostu genialne, zwykłe, nieprzekombinowane, a w dodatku tanie. Poza tym, od kiedy używam oleju do demakijażu to zużywam ich mniej, więc też mnie to cieszy. Facelle, chusteczki do higieny intymnej - nic dodać nić ująć, jeśli jeszcze ktoś ich nie zna to bardzo, ale to bardzo polecam! No i, Isana, Mango Exotic, delikatne mydło - zwykły produkt, potrzebny, tani, ładnie pachną, nie wysuszają dłonie - więc bardzo jestem na tak.Jeśli chodzi o włosy, to znowu nie mogło zabraknąć dwóch: Alterra, NaturKosmetik, szampon do włosów osłabionych i przerzedzających się, biotyna i kofeina - moje ulubione szampony, które idealnie nadają się do pierwszego mycia włosów ze wszystkich powierzchownych zabrudzeń, kurzu, ale i do zmywania oleju - rewelacja. A jeśli chodzi o ciągłe nawilżanie włosów, to jak zawsze zużyłam Schwarzkopf, Gliss kur, ekspresowa odżywka regeneracyjna, ultimate repair - pięknie pachną, nie obciążają moich włosów, nakładam na mokre, wilgotne i suche włosy, mogę z nią wygładzić włosy, ale i lekko podkręcić loki, kiedy już się rozprostowują. No i twarz! Tutaj mamy oczyszczanie, czyli Iwostin, Purritin, aktywny żel do mycia twarzy, jak i Garnier, czysta skóra, 3w1, płyn micelarny - oba produkty fajnie działają, oczyszczają, zmywają makijaż i wszystkie zabrudzenia, nie ściągają, nie powodują podrażnień ani wysypu.


  • O2 Skin, odżywczy krem na noc - krem, który okazał się być ostatecznie tak na maksa wydajny, że szok! Nie myślałam, że będę używać go tak długo, a w pewnym momencie już przestałam go oszczędzać, bo szok. Mega wydajny, bardzo nawilżający, odżywiający i pielęgnujący skórę, przy okazji pięknie pachnie i naprawdę, genialnie działa na skórę pod każdym względem!
  • Bourjois Paris, Helathy Mix, BB cream anti-fatigue, lekki krem BB - jest bardzo lekki i mam wrażenie, że oddychający. Idealny na lato, naprawdę - krycie ma nawet dobre, ale ja też za dużo nie potrzebuje, nie zapycha mnie, nie powoduje, żeby coś się u mnie na skórze działo, a tak naprawdę twarz wygląda bardzo zdrowo i fajnie. Ja na pewno na lato będę chętnie do niego wracać!
  • Hollywood Skin, Hydrogel Secrets, nawilżające płatki pod oczy z kwasem hialuronowym - genialne, super nawilżają i odżywiają skórę pod oczami. Dodatkowo lekko błyszczące, więc można czuć się, jak księżniczka. Aczkolwiek trzeba uważać, bo są turbo delikatne, i zdarzyło mi się je lekko rozedrzeć i wyleciało trochę brokatu, ale działanie jest super.
  • Efektima, Shiny Look, hydrożelowe płatki pod oczy wygładzająco - rozświetlające oraz Efektima, Gold&Collagen, hydrożelowe płatki pod oczy, zmarszczki i zmęczona skóra - te płatki są genialne, bardzo je uwielbiam! Obie wersje sprawdziły się u mnie rewelacyjnie, rozjaśniły skórę pod oczami, nawilżyły i odżywiły ją, dla mnie czad. Już zrobiłam sobie nawet większy zapas.
  • Botanicals, kojąca pielęgnacja, olejek ochronny, lawenda - olejku używałam do olejowania włosów i powiem Wam, że to był szał! Cudownie nawilżył i odżywiał włosy, sprawiał, że były dość mięsiste i konkretne. Nie miałam problemów z puszeniem się ani odstającymi włoskami. Czy zostawiałam proste czy kręcone włosy to działanie było tak samo fajne. Zapewnia brak zniszczonych i rozdwojonych końcówek, i cały czas pomaga w ich regeneracji.
  • Garnier Fructis, Banana Hair Food, maska do włosów bardzo suchych - o tych maskach chyba nie muszę wspominać, tak pięknie i smakowicie pachną wszystkie, ta bananowa w dodatku świetnie działa na włosy, odżywia, nawilża i fajnie podkreśla skręt włosów. Dla mnie, cudo!


  • Efektima, Hailu-Rose, hydrożelowe płatki pod oczy, zmarszczki i worki pod oczami - jak wersja ze złotem oraz Shiny Look okazały się być u mnie fantastyczne, tak ta różowa wersja z kwasem hialuronowym jakoś nie do końca mi podpasowała. Niby była spoko, nawilżała, odżywiała, ale czegoś mi brakowało w ostateczni efekcie.
  • Garnier, botanical cleanser, przywracający komfort tonik, miód kwiatowy - tonik, jak tonik. Ładnie pachniał, w miarę spoko, fajnie odświeżał i doczyszczał ze wszystkich pozostałych zanieczyszczeń, ale nie jest to produkt, który zapamiętam na długo.
  • Rapan Beauty, Power of Nature, maska do twarzy, glinka żółta, śluz ślimaka, owoc acai - jednak wersja różowa była dla mnie przefantastyczna. Ta też była fajna, ale w pewnym czasie bardzo szybko zmieniła się konsystencja w stałą i niestety nie byłam jej w stanie już potem używać. 
  • Przepisy Babci Agafii, Tradycyjny balsam do włosów nr 1 na cedrowym propolisie - ja za bardzo nie wiedziałam jak mam używać tego balsamu, więc używałam na wiele różnych sposobów. Czasem, jako odżywkę, czasem jako maskę, a czasem pod olej. Za każdym razem balsam sprawdzał się u mnie dość poprawnie. Na początku był super efekt wow i ja byłam zachwycona, ale potem już przestał działać aż tak fantastycznie. Produkt bardzo wydajny.


Z masek nie zaszalałam w tym miesiącu, za bardzo skupiłam się na płatkach pod oczy, a one robiły tak fajny efekt, że miałam wrażenie, że żadnej maski już nie potrzebuję. Aczkolwiek zużyłam Mediheal Vita, Pomegranate Mask, maska nawilżająco - uelastyczniająca z granatem, która była bardzo fajna! Ładnie pachniała, super nawilżała, odżywiała i skóra zaraz po jej użyciu była w świetnym stanie. No i zużywam próbki kremów do twarzy, ze wszystkich trzech: Ziaja, kuracja dermatologiczna z witaminą C + HA/P, SeeSee, mineralny krem nawilżający na dzień i Dermacol, Collagen+, intensywno-regenerujący krem na dzień, to dwie ostatnie były dla mnie w porządku. Seesee znam i miałam pełnowymiarowy produkt, więc aż milej mi się jej używało, piękny zapach ! Dermacol wystarczył mi naprawdę na jakieś 2 użycia, za mało, żebym mogła coś o niej powiedzieć.


I tutaj macie całą masę rzeczy, których nie udało mi się zużyć, a niektórych nawet nie zaczęłam. Z produktów, które dobrze mi się kojarzą to na pewno: Carmex, cherry, balsam do ust nawilżający, który ładnie pachnie i marka ogólnie świetnie dba o usta, Hemp Eaze, balsam na tatuaże, używałam go przy pierwszym tatuażu i super działał, nawilżał, odżywiał i koił podrażnioną skórę po tatuowaniu, jak i Laura Conti, nawilżający balsam do ust zużyłam dosyć sporo, mentolowy i mrowiący efekt na ustach był dość fajny, mocny zapach, ale i balsam nadawał kolor ustom, a ja jakoś tego nie lubię.
Średnio wspominam z kolei: Playboy, play it sexy, mgiełka, jej zapach w końcu zaczął mi przeszkadzać, LaVielle, Carlo Boss, pour femme, w tym przypadku tak samo, zapach stał się w końcu męczący.
Kompletnie nie miałam okazji poznać się z Ava, krem złoty opalizujący, Indigo, perfumetki małe, FireStarter, Second Skin, Aroma 98, Intoxicated, Pachnąca Szafa, trawa orientu z akacją, perfumy do pomieszczeń i samochodu, a także GlySkinCare, Gold Collagen Eye Pads, kolagenowe płatki pod oczy ze złotem oraz Eveline, slim extreme 4d, remodelująca maska antycellulitowa, body wraping mask *uda *pośladki *brzuch. Płatki niestety były jeszcze przed upływem terminu ważności, a jak wyciągnęłam z opakowania były suche. 

Na tym zdjęciu znajduje się też Life, pomadka do ust, którą dostaniecie w Superpharmie. Nie wiem co ona tu robi, bo zużyłam ją do końca i zdecydowanie powinna znaleźć się w cudach, jest genialna i super nawilża usta!


No i mamy to! Dawajcie znać, jak Wasze zużycia w tym miesiącu! :)