Dzień dobry! Jak Wam leci tydzień, jak się czujecie? Coś fajnego, ciekawego się dzieje? A może na coś czekacie, może jakieś fajne wydarzenie się szykuje? Ja, jak co roku mówię sobie, że na pewno następna jesień będzie fajniejsza i łatwiejsza, tak niestety spotykam się ze ścianą. Jednak trzy- i czterolatki w dalszym ciągu są na tyle absorbujące i mają swój styl zabawy, że nie jestem w stanie ich okiełznać i robić z nimi fajne jesienne aktywności. Podziwiam wszystkich pracujących w placówkach dla najmłodszych, kiedy ja nie panuję nad dwójką.
Ale panuję na szczęście nad swoimi kosmetykami i nad swoim ciałem, a regularne używanie peelingu na szczęście weszło mi już tak bardzo w nawyk, że wow! Ostatnio zużywam bardzo dużo peelingów do ciała, co mnie mega cieszy, bo ja uwielbiam ten rodzaj pielęgnacji! A tym razem miałam możliwość sprawdzić, coś bardziej wow, bo Rituals! The Ritual of Sakura brzmi niesamowicie, pachnie fenomenalnie, a jak działanie? Zapraszam do recenji!
The Ritual of Sakura
cukrowy peeling do ciała
Peeling znajduje się w dość niewielkim słoiku, ja posiadam wersję niepełnowymiarową - 125ml, nie jest to zbyt duże opakowanie, ale ogólnie kolorystyka oraz design bardzo mi odpowiadają. Bardzo ładnie się prezentują i jest to coś, co bardzo się wpasowuje w mój gust. Mamy tutaj odkręcany słoiczek, który jest bardzo szczelny, kiedy znajduje się pod prysznicem, nie dostaje się do środka woda, co jest mega. Dodatkowo peeling zabezpieczony jest sreberkiem, co dla mnie jest bardzo ważne!
Konsystencja jest typowa, jak dla peelingów cukrowych, mamy tutaj dość spore drobinki, które świetnie wygładzają skórę. Zapach jest obłędny, cudownie perfumowany, ekskluzywny, dość intensywny, ale podoba mi się bardzo! Mogłabym mieć takie perfumy lub świece, bosko!
Ogólnie peeling świetnie działa, skóra po użyciu jest cudownie wygładzona, zmiękczona, a zarazem wypielęgnowana, w tym odżywiona oraz nawilżona. Nie podrażnia ani nie uczula, drobinki mimo swojej wielkości są całkiem delikatne i miłe dla skóry, a przynajmniej moja skóra jest przyzwyczajona do peelingów cukrowych, więc ja bardzo lubię. Peeling sprawia, że po martwym naskórku nie ma ani śladu. Bardzo podoba mi się też fakt, że peeling nie zostawia na skórze żadnego tłustego filmu, czasem mam problem z użyciem myjki, że żel do mycia nie chce się pienić i robi się taki tępy, tutaj nie ma takiego problemu.
Warto dodać, że przed nałożeniem dodatkowo zwilżałam peeling wodą, żeby łatwiej było nakładać na skórę.
Peeling jest niesamowity jeśli chodzi o konsystencję oraz zapach. Te perfumowane nuty naprawdę sprawiają, że ja odpływam, prysznic staje się ekskluzywnym rozpieszczeniem ciała oraz duszy, ja uwielbiam kiedy mi pachnie i tutaj dostaję dokładnie to, co uwielbiam. Przy okazji, peeling ma też oczywiście super działanie, mamy tutaj świetne wygładzenie oraz zmiękczenie skóry, jak i nawilżenie i odżywienie - pielęgnacja jest tutaj zachowana, bo nie ma potrzeby nałożenia balsamu przed.
Jedyne do czego się przyczepię to wydajność, a raczej jej brak. To opakowanie wystarczyło mi chyba na jakieś 3-4 użycia - zdecydowanie za mało, tym bardziej, że jest to produkt z wyższej półki cenowej - szkoda!
I tak o to kończy się moja miłość do tego peeling The Ritual of Sakura, bardzo szkoda, bo ten zapach chodzi za mną cały czas, jest fenomenalny! Jakie jest Wasz ulubiony peeling na chwilę obecną?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Bardzo proszę o komentarze na temat notki lub moich wpisów u Was ;))
miło mi, że mam fajnego bloga, ale za pusty komentarz nie dodam do obserwowanych ;))
mimo wszystko lubię z Wami rozmawiać, czy nawet ostrzej konwersować ;)) :DDD