The Rituals of Sakura pianka pod prysznic w żelu

19 października 2025


Dzień dobry! Jak się macie? Co u Was słychać? Jak Wam minął weekend? U nas standardowo się dzieje, ale dzieje się bardzo fajnie. Ten weekend jest dla mnie cudownym połączeniem spokoju, ale jednak z nutką wyjść, spotkań i przyjemnych chwil. W końcu wybraliśmy się z mężem do restauracji na restaurant week oraz do kina, co było mi bardzo potrzebne! Człowiek od razu ma jakąś przestrzeń w myślach i dużo łatwiej jest się ogarnąć i ohh jak przyjemnie!
A dzisiaj też mam dla Was coś przyjemnego, bo piankę pod prysznic marki Rituals, a my wiemy, że jak Rituals, to będziemy mieć piękny zapach, super konsystencję i kolejną przyjemną chwilę w domowym zaciszu! Ale czy za każdym razem? Jak myślicie? Ja wiem i zapraszam na wpis, ale myślę, że moja opinia nikogo nie zdziwi!

The Rituals of Sakura
pianka pod prysznic w żelu





Pianka znajduje się w aluminiowej butelce, dość sporej, więc od razu wiemy, że pianki wystarczy nam na dłużej. Sama idea pianki dla mnie jest super wygodna i hiper przyjemna! Mamy zatyczkę, która też nie jest aż tak wymagana, bo tutaj wyciskamy piankę na dłoń lub na myjkę, ale pianki nie ma od samego początku. Najpierw wyciskamy bardzo delikatny, rzadki i przeźroczysty żel, który szybko zaczyna się zabielać, a dopiero w kontakcie ze skórą pojawia się super przyjemna pianka. Ta pianka też jest delikatna, ale mam wrażenie, że z każdą chwilą jest jej coraz więcej, dzięki czemu nie ma potrzeby używać dużej ilości produktu.
Pianka tak, jak pisałam konsystencję ma super, jest dużo rzadsza i luźniejsza od np. pianki do golenia. Z kolei, zapach jest turbo piękny, perfumowany, pachnie dość intensywnie, ale nie na tyle, żeby zapach miał być zbyt mocny. Zapach należy zdecydowanie do tych bardziej orientalnych, trochę cięższych, zadymionych, ale ohh - jak ja kocham takie zapachy! To jest zdecydowanie aromat, jaki ja lubię.


Początkowo używałam pianki po prostu na rękę, myjąc ciało dłonią. Jak najbardziej taka forma mycia jest też przyjemna i efektywna. Aczkolwiek tak bardzo mi się ta pianka podobała, że obawiam się, że w taki sposób skończyłaby się dużo szybciej. Zdecydowanie wolę myć się pod prysznicem za pomocą myjki, która sprawia, że produkty lepiej się pieni, staje się dużo bardziej wydajny, ale nie traci przy tym na jakości, właściwości zostają takie same, co jest naprawdę super!
Prysznic z tą pianką jest bardzo przyjemny, nie dość, że pachnie to jeszcze pianka pięknie otula nasze ciało sprawiając, że skóra staje się nie tylko czysta, ale i gładka, nawilżona i miękka. Skóra po takim prysznicu nie jest ściągnięta, ani sucha - nie ma potrzeby nakładania silnie nawilżającego czy odżywczego balsamu, bo skóra jest w naprawdę fajnym stanie. 


I mimo, że tak trochę we wstępie namieszałam, to nie ma się co dziwić, ale pianka marki Rituals jest oczywiście fantastyczna. Wszystko tutaj się zgadza. Pojemność, wydajność, zapach, konsystencja i oczywiście pozytywne efekty i super wpływ na skórę. Nie ma potrzeby używać później balsamu, przynajmniej niecodziennie. U mnie balsam do ciała jest must have i to staram się co wieczór, ale fajnie jest mieć świadomość, że jeśli się spieszę albo jestem turbo zmęczona, to mam produkt pod prysznic, który też będzie w stanie mi o tę skórę zadbać - to jest najważniejsze! A to, że pozostałe właściwości są również na plus, to tylko się cieszyć - uwielbiam!
 
Uwielbiam produkty marki Rituals, miałam dwa lata temu kalendarz adwentowy tej marki i byłam bardzo zadowolona! Te produkty naprawdę robią robotę, a przy okazji pachną magicznie i mają bardzo fajną konsystencję! Ja uwielbiam i na pewno z chęcią będę wracać do tych produktów. Dlatego dajcie znać, jakie są wasze ulubione produkty tej marki!

beBio Cosmetics - Shea Butter - naturalny balsam do ust

17 października 2025


Dzień dobry! Jak tam, co tam u Was? Działamy dalej, chociaż jest mega ciężko, dużo strasznie rzeczy na głowie, a jeszcze więcej rzeczy przed nami. Moja doba mogłaby trwać parę godzin więcej, byłoby fajnie. Ale na razie muszę się jakoś wyrabiać w tym, co mam. Mam nadzieję, że w weekend uda mi się i odpocząć i się wyrwać z tego wszystkiego, a zarazem, że uda mi się nadgonić wszystko. Czyli standard, tak samo, jak zawsze. Ja się nie wyrabiam i narzekam. Ale nie narzekam na kosmetyki, mam dla Was coś wow!
Ja jestem osobą, która bardzo rzadko, a nawet prawie nigdy maluje usta na jakiś konkretny kolor. U mnie zdecydowanie rządzą balsamy nawilżające do ust, pielęgnacyjne, więc jestem tutaj bardzo zadowolona, że takie produkty do mnie trafiają. Tym razem miałam możliwość przetestować beBIO Cosmetics i jest to naturalny balsam do ciała, który... robi robotę! Ale przeczytajcie szczegóły. 


beBio Cosmetics - SHEA butter
naturalny balsam do ust - regeneracja





Balsam jest w sztyfcie, znajduje się w standardowym i plastikowym opakowaniu. Początkowo mamy jeszcze sztyft w papierowym kartoniku, na którym te wszystkie najważniejsze informacje się znajdują. Balsam ma super opakowanie, zatyczka jest naprawdę bardzo szczelna i trwała. Nie otwiera się sama, co jest mega ważne, tym bardziej, że u mnie te balsamy się walają po prostu w czeluści torebki. Balsam tak samo bardzo fajnie się wykręca. 
Balsam ma super konsystencję, taką oleistą i bardzo konkretną. Od pierwszego nałożenia czuć, że na ustach jest konkretny kosmetyk, który działa, który nie znika z ust, wchłania się na idealnym poziomie, ale warstwa ochronna cały czas 'siedzi' na tych ustach. Zapach jest bardzo łady, mega mi się podoba.


I dla mnie ten balsam w ostatnim czasie jest na maksa przydatny. Uwielbiam go! Balsam nałożony na usta od razu pięknie działa, nawilża usta, odżywia i pięknie działa. Balsam trzyma się ust, nie znika z nich, wchłania się tak, jak musi, a reszta chroni usta przed czynnikami zewnętrznymi. Dla mnie ten balsam jest naprawdę genialny. Ładnie pachnie, konsystencja jest na maksa aksamitna, a na dodatek usta przepięknie połyskują, odbijają światło, co wygląda pięknie. I dla mnie jest to efekt idealny na co dzień, do makijażu, jak i na większe wyjście. To robi robotę!
Balsam nawilża usta długoterminowo, potrafi wyprowadzić usta nawet z najgorszej sytuacji. Obecnie pogoda nas nie rozpieszcza, jest coraz zimniej i będzie tylko gorzej, a wiadomo, że okres jesienno-zimowy nie jest zbyt łatwy dla ust i ja zawsze wtedy cierpię. Ale, w tym roku będzie inaczej, bo mam super balsam!


I właśnie o tym balsamie mowa - beBIO Cosmetics - uwielbiam! Ten balsam pachnie przefantastycznie, konsystencja jest cudownie aksamitna, a działanie jest po prostu jest. Działa, nawilża, odżywia, a na dodatek pięknie podkreśla usta. Usta po nałożeniu tego balsamu wygląda bardzo smakowicie, są wypełnione, fajnie odbijają światło i tak jak pisałam. Bardzo ładnie ten balsam podkreśla usta do makijażu, nawet mocnego - mega. Ja jestem pod ogromnym wrażeniem tego produktu i będe go polecać cały czas!

Przy okazji, balsam jest obecnie bardzo łatwo dostępny i jest na promocji, więc w ogóle szok, że tak dobre działanie i tak fajna jakość jest w super cenie. Bomba! I ja właśnie za takie bomby uwielbiam Pure Beauty! A mam dla Was jeszcze lepszą bombę. Już się możemy szykować na otwierania najlepszego kalendarza adwentowego, bo właśnie od Pure Beauty!
A u Was co wygrywa na ustach? Kolor czy nawilżenie?


[produkt otrzymany w ramach współpracy, ale jego recenzja nie była wymagana]




NAM - Glass Highlighter - rozświetlacz do twarzy

15 października 2025

 
Dzień dobry, jak się macie? Jak Wam leci następny tydzień października? Oj coraz bardziej zbliża się listopad, zima, święta, urodziny każde i kolejne, i standardowo dzieje się. Zamiast zamykać projekty, żeby w końcu odetchnąć, to zaczynam otwierać nowe projekty i działamy, no nie potrafię inaczej - lubię, jak się coś dzieje. Mimo że zawsze na to narzekam, to potem jestem zawsze mega zadowolona z ostatecznych efektów, cieszę się z rzeczy, jakie się dzieją i jestem zadowolona, że nie ma nudy. Ale ponarzekać też muszę.
Za to przyszedł czas na moje recenzowanie kolorówki! Tyle tego mam i używam praktycznie codziennie, ale jakoś ciężko jest mi to recenzować. Głównie dlatego, że zależy mi na zdjęciach, a nie potrafię ani robić fantastycznych i hipnotyzujących makijaży, a jeszcze wypada zrobić jakieś dobre zdjęcie - dla mnie szaleństwo. Ale są takie produkty, które warto zrecenzować, bo naprawdę warto je mieć! Tak, jak właśnie produkty od NAM, jestem oczarowana! Dowiedzcie się dlaczego. 

NAM - Glass Highlighter
rozświetlacz do twarzy





Rozświetlacz znajduje się w super opakowaniu, górna pokrywka jest przezroczysta, więc nie ma problemu przy wybieraniu odcienia idealnego dla nas. Opakowanie może jest lekko plastikowe, wydaje się, że nie jest zbyt trwałe i solidne, ale muszę przyznać, że wszystko dobrze działa od pierwszego użycia aż po dziś.
Rozświetlacz jest prasowany i ma stałą konsystencję. Za pomocą pędzelka nie ma problemu z nałożeniem produktu na twarz. Nie osypuje się, nie pyli jakoś bardzo, a ja musze przyznać, że lubię dużo rozświetlenia na buzi!


Ja nakładam rozświetlacz tam, gdzie mogę - pod łuk brwiowy, na kości policzkowe, łuk kupidyna, gdzieś tam na czoło oraz na brodę. Nie mam jakichś dużych wymagań, mam pędzelek, który u mnie się super sprawdza, fantastycznie nabieramy produkt i przekładamy na twarz.
Ten produkt cudownie mieni się na twarzy, pięknie odbija światło i błyszczy w cudownie szampańskim kolorze. No ja uwielbiam błysk, uwielbiam ten efekt na twarzy i zdecydowanie ten rozświetlacz cudownie się sprawdza! Robi dokładnie to, co ma robić, trzyma się twarzy, nie znika z niej tak łatwo w trakcie dnia, kiedy wiadomo, że różnie te dni wyglądają.


Ja jestem bardzo zadowolona z tego rozświetlacza! Jest bardzo trwały na twarzy, nie znika z niej, świetnie się go nakłada, mimo tego, że jest prasowany mam wrażenie, że jest zarazem lekko mokry, co powoduje właśnie taką świetną trwałość. Uwielbiam! Nie jest bardzo drogi, a jest łatwo dostępny i na dodatek wydajny - używam go już bardzo długo i jestem mega zadowolona!


No dla mnie jest to produkt idealny, ma bardzo dużo różnych odcieni, a teraz na oficjalnej stronie internetowej jest naprawdę ekstra promocja! Polecam!
I jak zawsze dziękuję Pure Beauty za możliwość poznania takich cudeniek!

[produkt otrzymany w ramach współpracy, ale jego recenzja nie była wymagana]

Rytuał Wellosophy - kraina pięknych przyjemności!

13 października 2025

Dzień dobry! Jak się macie? Odpoczywacie? Weekendujecie? Ładujecie baterię? Mam nadzieję, że dla wielu z Was ten weekend był relaksujący i dał Wam wytchnienia. Ja bardzo potrzebuję takich chwil tylko dla siebie, mam wrażenie, że 24/7 jestem mamą, która sprząta, pierze, a w głowie ma tylko obowiązki związane z dziećmi. Bo wiecie, lekarz się sam nie umówi, kozaki na zimę się same nie kupią, a i cieplejsze kurtki się same nie znajdą. I tak to już jest, że zapominam o sobie, wieczorem kiedy dzieci śpią, ja jestem zbyt zmęczona, żeby cokolwiek z sobą zrobić, żeby cokolwiek zrobić dla siebie. Dlatego tak bardzo doceniam marki, które starają się swoimi produktami sprostać moim wymagającym oczekiwaniom, a przy okazji nakłaniają mnie do znalezienia tego czasu dla siebie. Bo kto by się oparł Rytuałowi Wellospohy od Oriflame?

Ja na pewno się nie mogłam oprzeć, całą ta seria jest bardzo przemyślana, produkty zostały idealnie dobrane, czyniąc ten rytuał czymś wyjątkowym, wyjątkową chwilą dla mnie i nie są to tylko kosmetyki, ale jest to przygotowanie skóry pod masaż, który ma zawsze pozytywne skutki, który ujędrnia, napina i nada skórze znowu młodego i promiennego wyglądu. A tego właśnie trzeba mojej szarej, matowej i ciągle zmęczonej i niewyspanej skórze. Poddałam się temu rytuałowi, poddałam się tym kosmetykom i jestem z tego bardzo zadowolona! Bo nie jest są to tylko kosmetyki, nie jest to tylko masaż, to jest cała idea! Idea spokoju, harmonii, piękna i relaksu. Chwila tylko dla mnie, do której mam prawo, której potrzebuję i która pozytywnie wpływa nie tylko na wygląd, ale i na samopoczucie!
Poznajcie Rytuał Wellosophy, który przeniesie nas w krainę pięknych przyjemności!


Kraina pięknych przyjemności
- rytuał WELLOSOPHY by Oriflame
- ten rytuał to aż albo tylko cztery kroki pielęgnacyjne, które idealnie wpływają na naszą skórę. Trzy kosmetyki, które cudownie przygotują naszą skórę do masażu wykonanego za pomocą Gua-Shroom, który napnie, ujędrni i odmłodzi naszą skórę. Cały rytuał sprawia, że znajdujemy chwilę dla siebie, polecam zapalić ulubioną świeczkę, założyć coś komfortowego, co otuli nasze ciało, włączyć ulubioną muzykę i po prostu zapomnieć o obowiązkach i o problemach. One nie znikną, ale gwarantuję Wam, że jeśli będziemy dbać o siebie i fundować sobie czas ciszy, relaksu w samotności będziemy lepiej radzić sobie z tym całym chaosem, który przytłacza nas codziennie. 



Oriflame Wellosophy Maseczka do twarzy - złuszczanie i energia
Zaczynamy od maseczki do twarzy, która ma w sobie już drobinki złuszczające. Gęsta konsystencja maseczki wypełniona jest drobinkami, które bardzo przyjemnie masują twarz, złuszczając martwy naskórek oraz wygładzając skórę. Maseczka idealnie nawilża twarz, odżywia i sprawia, że skóra zyskuje od razu nowy wygląd! Maseczka jest świetna, ja w niej uwielbiam to działanie złuszczające i drobinki, dla mnie jest to świetna opcja, kiedy złuszczamy i przy okazji działamy maseczką na skórę.



Oriflame Wellosophy Mgiełka do twarzy - nawilżenie i energia
Następnym krokiem jest stosowaniu produktu w spray na twarz, jeśli chodzi o Wellosophy mamy do czynienia z mgiełką do twarzy. Mgiełka ma cudowny atomizer, który daje idealną mgiełkę, nie ma tutaj skoncentrowanego strumienia w jedno miejsce, tylko właśnie idealnie rozproszony kosmetyk, który pokrywa całą twarz, jak i wszystkie zakamarki. Jest świetną bazą pod jakiekolwiek produkty kosmetyczne, myślę, że świetnie sprawdzi się też rano i wieczorem, żeby pobudzić twarz, ale i przy okazji ją nawilżyć. Ja uwielbiam takie produkty, bo są mega wygodne w użytkowaniu i szybkie.



Oriflame Wellosophy Serum do twarzy - odmłodzenie i błogość
A teraz działamy już konkretnie, lecimy z serum do twarzy, które jest lekko olejkowe w swojej konsystencji, ale nie jest tłuste, czy klejące się. Idealnie się też wchłania nie pozostawiając po sobie żadnego tłustego filmu. Serum idealnie wnika w najgłębsze warstwy skóry oddziałując na nie pozytywnie. Mamy tutaj przy okazji cudowne nawilżenie, odżywia, napięcie oraz ujędrnienie. Serum nadaje skórze promienny, zdrowy wygląd i efekt rozświetlonej naturalnie cery, co wygląda fenomenalnie w dni bez makijażu. I jest świetną podstawą do masażu!




Oriflame Wellosophy Masażer Gua-Shroom
A masaż wykonujemy tym cudownym grzybkiem, który może i jest niewielki, ale wow - tkwi w nim taki potencjał, że ja byłam pod wrażeniem od pierwszego obejrzanego filmiku, aż po wykonywany masaż. No szok! Taki niepozorny, ale ten kształt fenomenalnie pasuje do twarzy, można z nim wykonać masaże kilku różnych części twarzy poprawiając elastyczność, ujędrnienie, a także walczyć z powoli pojawiającymi się zmarszczkami. Poza tym, pamiętajmy o aspekcie relaksującym, to jest właśnie ta chwila, która daje nam najwięcej rozluźnienia i ohh jak ja to kocham!



Zakochałam się w tym Rytuale Wellosophy, tak jak pisałam - cudownie dobrane produkty kosmetyczne, cała pielęgnacja zakończona wspaniałym masażem, to jest zdecydowanie coś, czego ja potrzebuję w tej chwili. Poterzebuję relaksu, rozluźnienia i kojącej, jak i przyjemnej chwili dla siebie. Każdy produkt tutaj jest potrzebny i idealnie wkomponowany w cały rytuał sprawiając, że skóa twarzy jest cudownie wypielęgnowana. Uwielbiam i jest to coś, co robię bardzo często, kilka razy w tygodniu i widzę różnice w twarzy. Od razu mi lepiej!


Znacie ten rytuał, robicie sobie masaże twarzy? Dajcie mi koniecznie znać, bo  ja jestem podjarana, tym bardziej, że taki masaż to dla mnie nowość!



[wpis reklamowy]

Garnier Vitamin C, rozświetlające serum do twarzy na noc

11 października 2025

 
Dzień dobry! Jak się macie? Co u was słychać? U nas październik mimo, że jest spokojniejszym miesiącem, to jakoś teraz dużo się dzieje. Nie mogę się doczekać naszego kolejnego mini wyjazdu, odpoczynku i zresetowania się. Cieszę się, że coś się dzieje, że nasze plany powoli się realizują, że z każdym tygodniem coś idzie do przodu i jesteśmy bliżej naszego głównego na chwilę obecną celu.. Trzeba być cierpliwym, przymknąć oko na niektóre rzeczy i czekać, działać i wytrwać w tym. Dobrze nam idzie, więc mimo wszystko jestem zadowolona.
A dzisiaj chcę Wam pokazać produkt, który również przyczynia się do tego, że jestem zadowolona. A mowa tu o serum, kolejnym serum, a wiecie, że ja serum kocham wszystkie, one dla mnie odmieniają twarz, jak i cała pielęgnację, co jest super. Ja mam skórę skłonną do przebarwień, jestem ciągle zmęczona, niewyspana i niestety odwodniona, więc staram się nie tylko działać od wewnątrz, ale i od zewnątrz. Dlatego chętnie używam Garnier, serum do twarzy na noc!


Garnier Vitamin C
rozświetlające serum do twarzy na noc





Serum znajduje się w tych samych buteleczkach, co wszystkie inne serum z tej marki. Mamy tutaj ciemną buteleczkę, która też korzystnie wpływa na właściwości serum, a na pewno nie skraca jego przydatności i żywotności. Mamy kartonik, na którym znajdują się wszystkie informacji, jak i design, który jest bardzo w porządku. Cały design jest utrzymany w tym samym stylu, opakowanie jest bardzo typowe dla marki, jak i serii Vitamin C. Buteleczka jest bardzo wygodna w użytkowaniu, zakrętka jest bardzo szczelna, a pipetka dozuje idealną ilość produktu.
Konsystencja produktu jest dość wodnista, trzeba pamiętać o tym, żeby nie wylać serum poza dłoń, ale jak już nałoży się na twarzy, to bardzo dobrze współpracuje się z tą formułą. Zapach jest niewyczuwalny, na pewno nie jest irytujący i nie przeszkadza za bardzo, tutaj wszystko gra.


Serum z witaminą C do stosowania na noc robi naprawdę świetną robotę, Serum świetnie wnika w głąb skóry twarzy, działając już na najgłębsze warstwy skóry. Serum sprawia, że skóra jest bardzo ładnie nawilżona i odżywiona. Poza tym, od razu można odczuć, że skóra jest miękka i cudownie gładka w dotyku. Widać też, że serum ma pozytywny wpływ na ujędrnienie oraz napięcie skóry. Serum zdecydowanie wyrównuje koloryt, a także pomaga w walce z przebarwieniami. Nie pozbędziemy się za pomocą tego serum pieprzyków, czy piegów, ale na pewno niweluje zaczerwienienia, jak i podrażnienia. 
Na szczęście nie mam problemów z niedoskonałościami, a i serum nie powoduje ich więcej. Co więcej, serum nie podrażnia, nie uczula ani nie zapycha. Nie ma tutaj opcji o pojawieniu się nagle wielu nadprogramowych niedoskonałości.


Tak, jak pisałam, ja mam wiecznie problem z odwodnioną oraz matową, szarą skórą. To serum sprawia, że skóra momentalnie odżywia, zyskuje jakby kolejne życie, wygląda lepiej, zdrowiej i bardziej promiennie. A do tego, jest oczywiście w dużo lepszym stanie. Serum na noc bardzo świetnie sprawdza się pod kątem pielęgnacyjnym, efekty widać od razu, a regularne stosowanie przyczynia się do całkowitej zmiany stanu naszej cery.
Ja uwielbiam, i bardzo polecam!


Znacie to serum? Dajcie koniecznie znać!


[produkt otrzymany w ramach współpracy, ale jego recenzja nie była wymagana]

BioElixire serum silikonowe - baobab, biotyna i olejek konopny

09 października 2025

 
Dzień dobry! Jak się macie, co ciekawego słychać? Powoli kończy się kolejny tydzień i to szalony tydzień, a weekend zapowiada się dość spokojnie, więc bardzo się nie mogę doczekać ! Jak zawsze mam tyle rzeczy do zrobienia, że moja lista już na chwilę obecną nie ma miejsca na nowe pozycje, jest masakra. Ale już trochę do tego się przyzwyczaiłam, na chwilę obecną chciałabym mniej narzekać, bo mam wrażenie, że za dużo tego. Jeśli macie jakieś sposoby na to, to bardzo proszę - podajcie mi je!
A żeby nie było aż tak negatywnie, to ja mam dzisiaj dla Was kolejny produkt do włosów, kolejne serum marki BioElixire, które jest tak samo genialne, jak inne wersje. Tym razem zdecydowałam się na serum z olejkiem konopnym, które nie tylko chroni włosy przed wysoką temperaturą, jak i promieniami słonecznymi, ale i regeneruje. Sprawdźmy!

BioElixire, serum silikonowe
baobab, biotyna i olejek konopny





Serum znajduje się w takim samym opakowaniu jak pozostałe serum tej marki. Opakowanie jest identyczne, tylko zmieniona jest lekko szata graficzna, jak i kolorystyka. Opakowanie jest niewielkie, jest odkręcane, duży otwór, przez który dostajemy serum. Na kartoniku znajdziemy wszystkie najważniejsze informacje, a ta mała buteleczka serum jest bardzo wygodna w użytkowaniu. Zakrętka jest bardzo mocna i szczelna, nie ma opcji, żeby sama się otworzyła, a ja te wszystkie serum zabieram ze sobą wszędzie, dla mnie to jest podstawowa pielęgnacja w każdych warunkach.
Konsystencja jest dość oleista, jak na serum z olejkiem przystało, ale nie klei się, nie brudzi rąk na tyle, żeby nie dało się ich domyć. Konsystencja nie skleja ani nie obciąża włosów. Zapach jest bardzo ładny, pachnie słodko, trochę owocowo, bardzo mi się ten zapach podoba!


Ja serum do włosów używam na kilka różnych sposobów, po myciu na mokre włosy, codziennie wieczorem na spanie na suche włosy, codziennie rano przed wyjściem, a także w ogóle w ciągu dnia, kiedy chcę dać im dodatkową pielęgnację oraz ochronę przed zniszczeniami i czynnikami zewnętrznymi. 
Uwielbiam te serum przede wszystkim za to, że one nie obciążają włosów, nie sklejają ich, ani nie powodują częstszego przetłuszczania się. One idealnie domykają włos, sprawiają, że końcówki wyglądają dwa razy lepiej, dociążają kosmyki, eliminują puszenie się włosów, sprawiają, że włosy są łatwiejsze w ujarzmieniu i w ogóle to serum robi wszystko z tymi włosami. Przede wszystkim chroni przed zniszczeniem się włosów czy rozdwajaniem się końcówek. A i powiem Wam, że to jak to serum nabłyszcza włosy, to ja jeszcze takiego efektu nie uzyskałam za pomocą serum, no włos lśni przepięknie!


Dlatego moja opinia nie może być inna, ja jestem zachwycona. To serum działa, jak należy, a powiedziałabym, że nawet lepiej. Świetnie nawilża, odżywia i regeneruje włosy, zatrzymuje wodę we włosie, pięknie pachnie, fantastycznie ujarzmia włosy, sprawia, że błyszczą i wyglądają dużo lepiej, te fryzury się wydają jakieś takie zdrowsze. I one są zdrowsze, bo serum wspaniale je chroni przed czynnikami zewnętrznymi, przed wysoką temperaturą w trakcie stylizacji, jak i przed promieniowaniem słonecznym. Jestem pewna, że serum też i super wpływa na te włosy teraz, kiedy na zewnątrz jest chłodniej. 
No dla mnie mistrzostwo świata i mimo niewielkich rozmiarów serum jest naprawdę wydajne, a ja używam go czasami nawet i kilka razy dziennie, jestem zawsze w pozytywnym szoku, jak to małe serum może być aż tak efektywnym cudeńkiem, które uwielbiam stosować! Cena jest turbo przystępna, dostępność też jest fajna, więc ja bardzo polecam!


Dajcie znać, czy jest tu ktoś, kto jeszcze nie zna tych serum do włosów?

The Ritual of Sakura cukrowy peeling do ciała

07 października 2025


Dzień dobry! Jak Wam leci tydzień, jak się czujecie? Coś fajnego, ciekawego się dzieje? A może na coś czekacie, może jakieś fajne wydarzenie się szykuje? Ja, jak co roku mówię sobie, że na pewno następna jesień będzie fajniejsza i łatwiejsza, tak niestety spotykam się ze ścianą. Jednak trzy- i czterolatki w dalszym ciągu są na tyle absorbujące i mają swój styl zabawy, że nie jestem w stanie ich okiełznać i robić z nimi fajne jesienne aktywności. Podziwiam wszystkich pracujących w placówkach dla najmłodszych, kiedy ja nie panuję nad dwójką.
Ale panuję na szczęście nad swoimi kosmetykami i nad swoim ciałem, a regularne używanie peelingu na szczęście weszło mi już tak bardzo w nawyk, że wow! Ostatnio zużywam bardzo dużo peelingów do ciała, co mnie mega cieszy, bo ja uwielbiam ten rodzaj pielęgnacji! A tym razem miałam możliwość sprawdzić, coś bardziej wow, bo Rituals! The Ritual of Sakura brzmi niesamowicie, pachnie fenomenalnie, a jak działanie? Zapraszam do recenji!


The Ritual of Sakura
cukrowy peeling do ciała




Peeling znajduje się w dość niewielkim słoiku, ja posiadam wersję niepełnowymiarową - 125ml, nie jest to zbyt duże opakowanie, ale ogólnie kolorystyka oraz design bardzo mi odpowiadają. Bardzo ładnie się prezentują i jest to coś, co bardzo się wpasowuje w mój gust. Mamy tutaj odkręcany słoiczek, który jest bardzo szczelny, kiedy znajduje się pod prysznicem, nie dostaje się do środka woda, co jest mega. Dodatkowo peeling zabezpieczony jest sreberkiem, co dla mnie jest bardzo ważne!
Konsystencja jest typowa, jak dla peelingów cukrowych, mamy tutaj dość spore drobinki, które świetnie wygładzają skórę. Zapach jest obłędny, cudownie perfumowany, ekskluzywny, dość intensywny, ale podoba mi się bardzo! Mogłabym mieć takie perfumy lub świece, bosko!


Ogólnie peeling świetnie działa, skóra po użyciu jest cudownie wygładzona, zmiękczona, a zarazem wypielęgnowana, w tym odżywiona oraz nawilżona. Nie podrażnia ani nie uczula, drobinki mimo swojej wielkości są całkiem delikatne i miłe dla skóry, a przynajmniej moja skóra jest przyzwyczajona do peelingów cukrowych, więc ja bardzo lubię. Peeling sprawia, że po martwym naskórku nie ma ani śladu. Bardzo podoba mi się też fakt, że peeling nie zostawia na skórze żadnego tłustego filmu, czasem mam problem z użyciem myjki, że żel do mycia nie chce się pienić i robi się taki tępy, tutaj nie ma takiego problemu.
Warto dodać, że przed nałożeniem dodatkowo zwilżałam peeling wodą, żeby łatwiej było nakładać na skórę. 


Peeling jest niesamowity jeśli chodzi o konsystencję oraz zapach. Te perfumowane nuty naprawdę sprawiają, że ja odpływam, prysznic staje się ekskluzywnym rozpieszczeniem ciała oraz duszy, ja uwielbiam kiedy mi pachnie i tutaj dostaję dokładnie to, co uwielbiam. Przy okazji, peeling ma też oczywiście super działanie, mamy tutaj świetne wygładzenie oraz zmiękczenie skóry, jak i nawilżenie i odżywienie - pielęgnacja jest tutaj zachowana, bo nie ma potrzeby nałożenia balsamu przed.
Jedyne do czego się przyczepię to wydajność, a raczej jej brak. To opakowanie wystarczyło mi chyba na jakieś 3-4 użycia - zdecydowanie za mało, tym bardziej, że jest to produkt z wyższej półki cenowej - szkoda!


I tak o to kończy się moja miłość do tego peeling The Ritual of Sakura, bardzo szkoda, bo ten zapach chodzi za mną cały czas, jest fenomenalny! Jakie jest Wasz ulubiony peeling na chwilę obecną?
 

Denko wrzesień 2025r.!

05 października 2025

 
Dzień dobry! I jak się macie? Co tam u Was ciekawego słychać? U nas dużo się dzieje, jak zawsze, a zarazem jakoś wszystko jest tak rozłożone w czasie, że ja mam wrażenie, że chwilowo jest jakaś taka nuda. Ja żyję od okazji do okazji, pozwala mi to zdecydowanie lepiej ogarniać rzeczywistość i jakoś tak teraz mam poczucie, że jedyne na co czekam to krótki wyjazd dopiero w listopadzie, No, ale.. może coś się jeszcze wydarzy po drodze, a na razie musimy pożegnać miesiąc - wrzesień!


A jak już musimy żegnać konkretny miesiąc, to niech to będzie z denkiem! Bo ja bardzo lubię zamykać sobie pewien okres czasu i rozpoczynać następny z czystą kartą. We wrześniu nie zużyłam jakoś wielu kosmetyków, nawet nie czułam, żebym była w jakimś dobrym flow, ale jednak wrześniowy powrót do przedszkolnej rutyny trochę mnie uderzył. Dlatego, staram się już, żeby następny miesiąc był zdecydowanie lepszy, a na razie zapoznajcie się z wrześniowymi zużyciami!


  • Schwarzkopf, got2be, Volumania, lakier do włosów - który zdecydowanie nie ma sobie równych. Jest najlepszy, bardzo ładnie pachnie, świetnie utrwala włosy, jak i każdą fryzurę, s na dodatek nie skleja włosów, nie obciąża ich i nie wygląda sztucznie. Dla mnie i dla mojego męża bomba! 
  • Garnier PureActive Hydrating Deep Cleanser, nawilżająca emulsja oczyszczająca pojawia się u mnie już któryś raz, bardzo lubię tę emulsję! To jak ona zmywa makijaż z pomocą gąbeczki to ja jestem zachwycona, uwielbiam ten efekt dobrze oczyszczonej twarzy nie tylko z makijażu, ale i ze wszystkich innych zanieczyszczeń, reguluje powstawanie sebum, nie powoduje ściągnięcia skóry dla mnie ideolo! 
  • Alterra Naturkosmetik, szampon do włosów nadający połysk i to są produkty, które pojawiają się u mnie regularnie, te szampony świetnie oczyszczają włosy z zanieczyszczeń, z kosmetyków oraz fantastycznie zmywają oleje. 
  • Queen, nawilżany papier toaletowy to kolejny produkt, bez którego ja nie wyobrażam sobie funkcjonować. Te chusteczki ratują mnie w różnych sytuacjach, używam ich również u dzieci i uważam, że są bardzo przydatne, jak i efektywne. 


  • Regenerum, trychologiczny peeling enzymatyczny do skóry głowy - peeling enzymatyczny, który zdecydowanie zaskoczył mnie swoim działaniem. Ja ostatnio bardzo polubiłam ten etap w pielęgnacji, uważam że ten peeling świetnie oczyszcza skórę głowy, jak i ją odświeża. Włosy są cudownie odbite u nasady, mam wrażenie że układają się dużo lepiej, ładniej rosną i no po prostu jest sztos! 
  • Oriflame, Opt Optimals, daily glow, ochronny krem rozświetlający SPF 50 - kolejny produkt z serii Optimals, który super się u mnie sprawdził. Kosmetyk nie tylko posiada działanie przeciwsłoneczne, mamy aż SPF50, a do tego mamy super działanie rozświetlające, skóra jest bardzo promienna, wygląda bardzo zdrowo! 
  • BioElixire, serum jedwab, witamina A, koenzym Q10, filtr UV - ja jestem zakochana w tych serum marki BioElixire, one wszystkie pięknie pachną, mają świetną konsystencję, a w dodatku nie obciążają włosów. Serum pięknie nawilża, odżywia i pielęgnuje włosy! Są miękkie, zdrowe i wyglądają pięknie! 
  • Garnier, Hyaluron+, barrier repair, serum ujędrniające do skóry twarzy - kocham, kocham i bardzo kocham te serum. One tak cudownie wpływają na skórę głowy, tak pięknie nawilżają, nawadniają i odżywiają skórę, że wow. Uważam, że serum odmienia pielęgnację, poprawia stan skóry diametralnie i zawsze jest efekt WOW! 



  • Dr Hola, czekoladowa maska - ta maska do twarzy była całkiem okej, ale w dalszym ciągu bez szału, zapach czekoladowy mnie trochę przytłoczył, bo wiadomo, że to jest coś bardziej sztucznego. Skóra była w fajnym stanie, ale no nie są to efekty wow. 
  • Efektima, natural collagen, eye glam, serum pod oczy /nawilżenie + cienie/ - serum pod oczy było w porządku, jak używałam na początku to było wow, ale skóra dość szybko się przyzwyczaiła i efekt już osłabł i nie był aż tak przeze mnie pożądany. Krem może i ładnie nawilżał, wygładzał i pielęgnował cienką skórę pod oczami. Miałam problem z opakowaniem, trochę za dużo kremu się wylewało z tej kulki, nad czym nie mogłam zapanować. Nie był zły, ale raczej nie będę o nim pamiętać w przyszłości. 


I mamy produkty, które niestety zostały wyrzucone, ale w niektórych już dawno skończył się termin przydatności. Babydream, spray do opalania, SPF50, wiem że ten spray jest bardzo polecany! Ja jakoś nie mogłam się do niego przekonać, w między czasie kupiłam parę innych produktów w formie spray i były dużo wygodniejsze w aplikacji, a ja zdecydowanie cenię sobie wygodę i szybkość, więc tutaj coś mi nie podeszło. Ale z kolei, Kobo, makeup primer używałam zawsze na większe wyjścia, uwielbiam tę aksamitną i jedwabną konsystencję. Ale no stwierdziłam, że po kilku latach trzeba wyrzucić, na wszelki wypadek mimo że nic się nie działo. Skin 79, dark panda BB cream  miałam dośc mieszane, co do tego kremu BB albo ja nie do końca umiałam go używać albo używałam go w złym momencie życia, sama nie wiem. ogólnie był w porządku, ale mi coś nie grało. Essence, Glow to go! 10 sunkissed glow ta paletka, która mnie rozkochała swoimi rozświetlaczami, piękne odcienie, szampańskie, różowe złoto, coś co ja bardzo lubię! Te brązowe odcienie też były bardzo ładne, ale nie było mi nigdy po drodze, żeby ich używać. Nie umiałam sobie z nimi poradzić, a szkoda, bo myślę, że tu można było naprawdę wycisnąć z nich maksa!


I tak o to prezentuje się moje denko! Dajie znać, jak u Was się prezentują zużycia?

Redblocker koncentrat naprawczy do twarzy

03 października 2025

 
Dzień dobry! I jak się macie? Witamy w październiku! Mamy jesień oficjalnie nie tylko w kalendarzu, ale i na zewnątrz. Oj czuć ten chłód rano, czuć to specyficzne powietrze wieczorami, no i nawet to mocne słoneczko w ciągu dnia nie jest aż tak ciepłe, jak można to sobie wyobrazić. No czuć już ten klimat jesienny, a ja taki klimat lubię - bardzo! I coraz bardziej nie mogę się doczekać tych dni w naszym domu, w naszych czterech ścianach, a jeszcze tyle przed nami, ale na pewno jesteśmy bliżej niż dalej.
A jak mamy jesień, jesteśmy po lecie, mam dla Was i dla mnie świetny produkt do twarzy, koncentrat naprawczy do twarzy - marki Redblocker! Mamy tutaj produkt w formie serum, który idealnie się sprawdzi na cerze wrażliwej i naczynkowej - i jest to moja cera, zaczerwienienia, przebarwienia to też jest moja cera! Także, szykujcie się na fajny produkt i na recenzję! 


Redblocker koncentrat naprawczy do twarzy





Koncentrat naprawczy znajduje się w szklanej buteleczce z precyzyjną pipetką. Początkowo serum znajduje się też w kartonowym opakowaniu, na którym mamy wszystkie najważniejsze i potrzebne informacje. Ten koncentrat idealnie nadaje się do używania dwa razy dziennie, co najważniejsze po wstrząśnięciu! W buteleczce znajduje się pipeta, która jest bardzo precyzyjna. 
Serum bez wstrząśnięcia jest bardzo rzadkie, od razu czuć różnicę w konsystencji, kiedy potrząśniemy wcześniej buteleczką, wtedy formuła zamienia się w trochę bardziej gęstą, bardziej jakby puszystą, ale niesamowicie przyjemną, bo i ciężko jest mi to wytłumaczyć. Zapach jest bardzo słaby wyczuwalny. 


Koncentrat idealnie nakłada się na twarz, nie spływa z niej i idealnie wtapia się w skórę, wnikając głęboko w warstwy skóry. Ja od razu czuję, że koncentrat wchodzi tam, gdzie trzeba nawilżając i odżywiając skórę, sprawiając, że zaczyna świetnie wyglądać. Nie ma znaczenia, czy jest to rano czy wieczór, ale od razu widać, że cera wygląda jakoś tak ładniej i zdrowiej. Wszystkie podrażnienia są załagodzone oraz ukojone. 
Poza tym, ja mam dość spory problem z zaczerwieniami, no i muszę przyznać, że po dłuższym stosowaniu widać zdecydowaną różnicę. Koloryt jest zdecydowanie wyrównany, te wszystkie plamki stają się dużo mniej widoczne, dzięki czemu twarz bez makijażu wygląda całkiem w porządku, a w makijażu to już w ogóle jest dość łatwo uzyskać fajny efekt. 


Koncentrat naprawdę odmienia naszą skórę, sprawia, że skóra jest przyjemniejsza, gładsza i milsza w dotyku. Mimo, że produkt nie wygląda na dwufazowy i nie widać, że posiada dwie różne konsystencje to po wstrząśnięciu do razu widać różnicę w formule, staje się bardziej przyjemna dla skóry i mam też wrażenie, że łatwiej jej wnikać w głąb skóry - nawilżając, odżywiając i łagodząc jakiekolwiek podrażnienia. Koncentrat sprawia, że zaczerwienienia są mniej widoczne, a koloryt skóry bardziej wyrównany. Bardzo podoba mi się ten efekt.
I bardzo podoba mi się ten kosmetyk! Marka mi mało znana, niewiele produktów od nich miałam, ale muszę przyznać, że wow!


I standardowo takie nowości odkrywam dzięki Pure Beauty! Niezastąpione boxy kosmetyczne, w którym znajduj się wszystko, co mi potrzeba w pielęgnacji ciała, twarzy oraz włosów - uwielbiam! A wiecie, co się niedługo szykuje? Kalendarz adwentowy, tak ja już to czuję!

[wpis reklampwy]