Dzień bloga, co się zmieniło i bez czego nie wyobrażam sobie dnia?

31 sierpnia 2018


Długo zastanawiałam się nad tym, jaki wpis mogłabym opublikować tutaj z okazji Dnia Bloga. Nigdy tego nie praktykowałam, ale co roku miałam plan, żeby coś tam napisać, coś podsumować, albo cokolwiek innego, żeby tylko pojawił się inny wpis niż zwykle. Bloga prowadzę już 7 lat, więc szczęśliwa siódemka i tyle czasu sprawiło, że blog na mnie wpłynął, zmienił moje życie,moje przyzwyczajenia i otworzył mi wiele innych furtek, zyskałam sporo możliwości oraz nowych zajawek.


Nie muszę chyba wspominać o tych wszystkich znajomościach, jakie udało mi się zawrzeć właśnie dzięki tej stronie, mnóstwo spotkań blogerek, konferencji wyjazdów, czy zwykłych wypadów na kawę zamieniło się w więź nie do opisania z niektórymi dziewczynami. Strasznie się cieszę, że mam możliwość widzieć, jak rosną dzieci blogerek, być na ich ślubach/weselach, brać udział w urodzinach i świętować z nimi każde sukcesy i pomagać sobie w najmniejszych porażkach. Te znajomości to jest coś, co będę szanować i podkreślać do końca życia.

Doświadczenia i przeżycia, które zdobyłam na różnych warsztatach, szkoleniach i konferencjach to kolejna rzecz, za którą jestem mega wdzięczna. Wielu rzeczy się uczę, od marketingu po umiejętności interpersonalne, przechodząc przez pisanie maili z firmami, przeprowadzanie różnych akcji blogowych, czy organizowanie spotkań. Blog sprawia, że cały czas się rozwijam i udoskonalam swój warsztat. Widzę po zdjęciach, że jest progres, przeszłam na własną domenę, rozkminiam content marketing i internetowe zagadki związane z social media. To właśnie blog sprawił, że postanowiłam iść jeszcze na jedne studia podyplomowe związane z online marketingiem i infobrokeringiem informacji i jaram się bardzo, bo dość sporo mi to dało. 

Co jeszcze zmienił w moim życiu blog? Ogólne funkcjonowanie, kupiłam mnóstwo rzeczy za Waszą namową i teraz nie potrafię bez nich wyobrazić sobie życia. Zacznę od tego, że do wszystkiego przekonuję się bardzo długo. Nawet jeśli coś jest na topie i wszyscy to kupują, to ja jestem nastawiona sceptycznie i potrzebuję kilku miesięcy albo nawet kilku lat, żeby po coś sięgnąć i zobaczyć, że jednak wszyscy mieli rację haha. Więc bez czego nie wyobrażam sobie obecnie życia?


KOSMETYKI
Gdyby nie blog,moja pielęgnacja ograniczałaby się pewnie do żelu pod prysznic i szamponu. Nie wyobrażam sobie nie używać kremu pod oczy, serum pod kremy, odżywki do rzęs, oleju na włosy i wielu wielu innych. Nie spodziewałabym się, że jednego dnia będę używać dwóch różnych balsamów, że będę tak świadoma swojego ciała i cery i wiem, czego w danej chwili potrzebuje, jaka pielęgnacja jej odpowiada itp. Kosmetyki kolorowe też się powiększyły chyba 10-krotnie; korektor, cienie, pomadki te w standardowych odcieniach i szalonych, bronzer, rozświetlacz - ja naprawdę byłam kiedyś zielona i nie miałam pojęcia co do czego. Podoba mi się to bardzo i potrafię wykonać sobie sama makijaż taki, że jestem z niego zadowolona i mogę w nim nawet iść na wesele nie obawiając się, że coś mi się może zepsuć w ciągu nocy.

SZCZOTECZKA ELEKTRYCZNA
Wiem głupie i w sumie zawsze mnie to śmieszy, ale zawsze uważałam, że jest to niepotrzebny gadżet. Tyle różnych wersji samych szczoteczek, a co tu dopiero mówić o końcówkach. Ochy i Achy, a niektóre można nawet połączyć z aplikacją na telefon, która mówi Ci, czy nie za mocno przyciskasz włosia do zębów 
A jak już się skusiłam, to przepadłam, a moje życie się zmieniło haha. Serio, od pierwszego użycia miałam wrażenie, że nigdy nie miałam czystszych zębów, mimo że strasznie głupio to brzmi, ale myślę, że każda osoba miała takie doświadczenia przechodząc ze zwykłej szczoteczki na tą elektryczną. I tak, teraz ja mam ochotę na tą wypasioną szczoteczkę z możliwością łączenia z aplikacją.

TANGLE TEEZER
Zawsze myślałam, że jest to zwykła szczotka i nie ma sensu wydawać na nią kilkudziesięciu złotych. Strata kasy, a przecież wszystko czesze tak samo, a ja sobie jakoś poradzę. Ale jak wpadła w moje ręce to przeżyłam szok. Kiedyś, kiedyś byłam posiadaczką mocno kręconych włosów, które się puszyły, plątały i same nie wiedziały w którą stronę się odwinąć. Wystarczyło jedno rozczesanie włosów żebym zrozumiała, że da się inaczej. Obyło się bez bólu, bez wyrywania sobie włosów, bez plątania, bez ciągnięcia. Włosy w ekspresowym tempie były idealnie rozczesane. Obecnie jestem po keratynowym prostowaniu włosów, więc one ogólnie są gładsze, śliskie i raczej nie mam problemów z ich rozczesywaniem. Ale uwielbiam to, że szczotka przy okazji masuje skórę głowy i daje przy okazji możliwość zrelaksowania się.
Szczotki i tak są mega wytrzymałe; jedna nadaje się do używania przez dobrych kilka lat. Wersja kompaktowa jest moim must have, bo mogę ją zabrać wszędzie i wiem, że nic się nie stanie z ząbkami. 

BRUSHEGG
Kolejny gadżet, który kojarzył mi się z tarką i kminiłam dosyć długo, jak to niby ma działać i mi pomóc, nie niszcząc przy tym pędzli. A no działa i pomaga, i nawet przyspiesza mycie wszystkich pędzli i gąbeczek. Kiedyś mycie pędzli trwało u mnie naprawdę dłuższą chwilę przy kilku pędzlach, bo ciężko było mi dostać się do najgłębszych partii i dokładnie wymyć włosie. Teraz, przy myciu ok. 20 pędzli z jajeczkiem brushegg schodzi mi do pół godziny. Odpalam sobie wtedy jakiś film na yt i myję, a pędzle w kilka sekund są dużo czystsze. Nie mam też teraz problemu z resztkami po szamponie na włosiu. Wszystko jest pięknie domyte, a kosmetyki dobrze spłukane. Włosie też się nie psuje, ani nie plącze, jest tak samo miękkie i są jak nowe.

PĘDZLE + BEAUTY BLENDER
Zastanawiałam się dosyć długo, czy jest coś jeszcze, co kupiłam za sprawą bloga i serio są to pędzle. Gdyby nie blog, pewnie dalej nakładałabym makijaż palcami, a do innych produktów używałabym tych pędzelków dołączonych do kosmetyków, które do niczego się nie nadają. Bo tak przecież było cały czas, nawet jeszcze na początku mojego prowadzenia bloga. Pierwszy zestaw kupiłam sobie ze 3-4 lata temu i mam go do dziś. Dzięki tym pędzlom mój makijaż zyskał inną jakość, jest dużo lepiej wykonany, trwalszy i ładniejszy. Makijaż oka za pomocą kilkunastu pędzli naprawdę można wyczarować niesamowity i przekonałam się o tym dopiero teraz. Obecnie nie wyobrażam sobie wykonywania makijażu bez pędzli, mam ich sporo i będę miała jeszcze więcej.


Dziś opijam ten dzień w Warszawie, także Wasze zdrowie Blogerzy i piszcie w komentarzach, jak na Was wpłynęło prowadzenie bloga, co się zmieniło od kiedy tu jesteście?


#23 Kinomaniak, czyli ostatnie filmy, jakie oglądałam

29 sierpnia 2018



Ostatnio oglądam tyle filmów, że nie wyrabiam.. Jak cieszyłam się, że powoli zapisane wersje robocze kinomaniaka mi maleją, tak ostatnio oglądałam po dwa, a nawet trzy filmy dziennie, więc ilość filmów rośnie do opisania, ale spoko. Zbliża się jesień, moja ulubiona pora roku, o czym trąbię ostatnio w każdym wpisie, więc myślę, że i Wy znajdziecie czas na obejrzenie jakiejś pozycji, więc wpisy będą myślę przydatne, dlatego trzeba się spiąć i pisać!;) Koniecznie piszcie mi w komentarzach, co Wy ostatnio oglądaliście,zawsze wszystko zapisuję na filmwebie i w końcu oglądam. A dziś zapraszam na następujące filmy:


Fakty i akty (1997) 'Wag the Dog' dramat, komedia

Robert De Niro i Dustin Hoffman - już dla tych dwóch warto obejrzeć ten film. Moje ulubione combo i oni zawsze sprawią, że film mi się lepiej ogląda, nawet jeżeli jest mega stary. Film z 97', ale mimo wszystko jest na czasie. Rewelacyjnie pokazuje to, że możemy zostać zmanipulowani poprzez telewizję i inne media, że niektóre wysoko postawione osoby robią sobie z nas jaja podając czasami do wiadomości nieprawdziwe informacje. Tak było, jest i będzie - nie ma się co oszukiwać, tylko trzeba dobrze się rozejrzeć i poszukać wiarygodnego źródła albo przynajmniej porównać sobie różne wyniki. Fajnie to pokazuje, co można zrobić z ludźmi i jak bardzo i łatwo można nakręcić nieprawdę, wcale to nie jest takie trudne, jak nam się może czasem wydawać. 

Klik: i robisz, co chcesz (2006) 'Click' fantasy, komedia

Komedia z jednym z moich ulubionych aktorów - Adam Sandler. Facet mnie rozwala i w sumie lubię go oglądać, jakoś zawsze mnie śmieszy. Ta komedia jest oczywiście nieprawdopodobna, ale pokazuje też to, że czasem wykorzystuje się za bardzo, to co dostajemy od losu. Wydaje nam się, że wszystko okej, a nagle okazuje się, że przesadziliśmy i jesteśmy trochę w dupie. Sama bym chciała mieć pilota do zmiany rzeczywistości, do cofnięcia życia, do przewinięcia nudnych momentów - fajnie by było! Ale obstawiam, że wpadłabym w błędne koło tak samo, jak i nasza główna postać w filmie. Komedię polecam, na pewno fajnie będzie wam się ja oglądało.

McImperium (2016) 'The Founder' biograficzny, dramat

Nie byłam początkowo przekonana do oglądania tego filmu. Nie przepadam nawet za McDonalds'em jakoś bardzo, ale powiem Wam, że fajnie jest zobaczyć, jak powstało coś na skalę światową, miejsce, do którego przychodzi mnóstwo ludzi w każdej chwili, po imprezie, przed imprezą albo w trakcie, a nawet całymi rodzinami w wolny dzień. Fakt, jak to wszystko szybko wyszło i jak to się zaczynało potrafi zaskoczyć w pozytywny, jak i negatywny sposób. Czy lubicie fast-foody, czy nie to i tak uważam, że warto obejrzeć ten film, bo robi wrażenie!

Fantastyczne zwierzęta i jak je znaleźć (2016) 'Fantastic Beasts and Where to Find Them' familijny, fantasy, przygodowy

Film był przyjemny, mimo że była to bardziej bajeczka zwierzątkach, dziwnych stworkach, niektóre latały, a inne biegały, ale wszystkie potrafiły na swój sposób zauroczyć i przestraszyć. I niby okej, dał się obejrzeć i całkiem mi się podobał, ale nic by się nie stało, jakbym tego filmu nie obejrzała, po prostu bym przeżyła. Bardziej polecam na rodzinny wieczór, dla dzieci. A z Harrym Potterem też za wiele wspólnego niema. Bez szału.

Wciąż ją kocham (2010) 'Dear John' melodramat

Uwielbiam mocne filmy romantyczne, melodramaty, na których mogę siedzieć i płakać. Uwielbiam miłość, mocne emocje, uczucia, tęsknotę, kiedy widać, że dwie osoby do siebie ciągnie i walczą i robią wszystko, żeby pokonać wszelkie przeciwności losu, jakie spotykają na swojej drodze. Uwielbiam aktorów, jacy biorą udział w filmie i super się ogląda. Na zbliżającą się jesień, na babski wieczór, czy romantyczny wieczór z chłopakiem będzie idealny. Mega.

The Social Network (2010) biograficzny, obyczajowy

Czy jest tutaj ktoś, kto nie ma facebook'a? W sumie wydaje mi się, że wśród blogerek jest to praktycznie niemożliwe, ale jeżeli jednak jest tutaj ktoś taki dajcie znać! To musi być mega ciekawe ;D. Dla tych wszystkich uzależnieniowców od fejsa (bo u kogo facebook nie jest włączony cały czas na komputerze?) polecam Wam film The Social Network, czyli historię powstania facebook'a, od czego się zaczęła, jak to wyglądało i krok po kroku, co, gdzie i jak. Wiadomo, że film jest trochę podkręcony i pewnie nie wszystko jest zgodne z prawda, ale mimo wszystko, fajna historia, fajnie przedstawiony, także polecam.


Nie możecie się doczekać tych długich i jesiennych wieczorów, podczas których można obejrzeć tysiące filmów?


3w1 do oczyszczania twarzy od Selfie Project

27 sierpnia 2018


Dzień dobry! I weekend minął w zastraszająco szybkim tempie. Ja nadrabiam, robię zdjęcia kosmetyków, żeby spędzić teraz każdy wolny czas głównie na pisaniu. Coraz bardziej przeraza mnie ten rok szkolny, bo wiem, że mi czas wolny skróci się ogromnie i to kilkukrotne, dlatego chciałabym jak najwięcej zrobić do przodu, żeby przetrwać ten rok, bo będzie bardzo intensywnie i organizacyjnie, ale o tym też będę więcej pisać.
Dzisiaj mam dla Was produkt 3w1 od Selfie Project. Marka, co prawda jest skierowana głównie do młodej skóry z niedoskonałościami, ale powiem Wam, że i na mnie dosyć fajnie działa, mimo że nie przepadam za produktami 'tysiąc w jednym'. Ale warto się przyjrzeć temu produktowi, wiec zapraszam do recenzji.

Selfie Project, 
żel myjący, peeling i maseczka


Selfie Project to produkty stworzone przez specjalistów dla wymagającej młodej cery z niedoskonałościami, z pryszczami, o których zapomnisz dzięki tym produktom .
3w1; żel myjący + peeling + maseczka to wielofunkcyjny kosmetyk do stosowania 2-3 razy w tygodniu, jako intensywny sposób na oczyszczenie i wygładzenie skóry. Głęboko złuszcza i odblokowuje pory, pozostawiając skórę czystą, świeżą i matową, ponadto będzie zapobiegać niedoskonałościom. Dzięki zawartości węgla bio-aktywnego, mineralnej glinki kaolin oraz zmielonych pestek moreli kosmetyk jest antybakteryjny, pochłonie zanieczyszczenia, usunie martwy naskórek, wygładzi skórę, zwęzi i oczyści pory, wyreguluje wydzielanie sebum, oczyści z toksyn, a także przyniesie skórze odprężenie.
Nie zawiera parabenów, SLS i SLES, oleju parafinowego.

Skład: Aqua, Kaolin, Glycerin, Prunus Armeniaca Seed Powder, Pumice, Methylpropanediol, Charcoal Powder, Cymbopogon Flexuosus (Lemongrass) Oil, Menthyl Lactat Allantoin, Ccamidopropyl Betaine, Magnesium Aluminium Silicate, Xanthan Gum, PPG-28 Buteth 26, PEG-40 Hydrogenated Castor Oil, Phenoxyethanol, Ethylhexylglycerin, Sodium Benzoate, Diazolidinyl Urea, Citric Acid.

Sposób użycia:
żel myjący - należy rozprowadzić na zwilżonej skórze twarzy, masować delikatnie i następnie spłukać dokładnie letnią wodą.
peeling - należy nanieść na zwilżoną skórę twarzy, masować wykonując okrężne ruchy, skupiając się na obszarach z zablokowanymi porami i następnie spłukać letnią wodą.
maseczka - należy rozprowadzić równomiernie na skórze i pozostawić do wyschnięcia, spłukać letnią wodą po ok. 10-15 minutach. Możliwe jest odczuwanie delikatnego szczypania, które jest efektem aktywnego działania glinki.


Marka Selfie Project kojarzy mi się bardzo z nastolatkami i problemami z cerą. Wygląd tych produktów od razu przypomina mi moje nastoletnie lata, ich design jest właśnie tak stworzony, żeby przyciągnąć wzrok młodej osoby. Nastolatką nie jestem, więc zdecydowanie nie jest to moja estetyka. Aczkolwiek na opakowaniach znajdziemy wszystkie najważniejsze informacje, pod światło widać ile produktu zostało nam do końca.
Produkt otrzymujemy w tubce, która 'stoi na głowie', dzięki czemu cały czas możemy z łatwością wycisnąć kosmetyk na dłoń. I jak nie ma problemu z wydobywaniem, tak produkt sam w sobie strasznie brudzi opakowanie, mi to za bardzo nie przeszkadza, ale do zdjęć trochę się oczyściłam. Możecie się domyśleć, że po zastosowaniu tego produktu umywalka też jest trochę brudna, więc warto pamiętać opłukaniu jej później. Produkt zamykany jest na zatrzask, który działa dosyć w porządku, ale nie jest zbyt solidne. Bałabym się zapakować go do kosmetyczki, więc jak już polecam dodatkowo zabezpieczyć tubkę.


Żel myjący + peeling + maseczka to dosyć gęsty, zbity krem o całkiem delikatnej konsystencji. Trochę, bardzo lekko wyczuwalne są te zmielone pestki moreli, jest ich bardzo niewiele, więc nie ma szans, żeby produkt mógł być podrażniający. Zapach jest w porządku, kosmetyczny, nie za bardzo intensywny, dla mnie jest okej.
Ja produkt używałam głównie jako peeling/żel myjący, w sumie dla mnie to jedno i to samo. Jestem osobą, która uwielbia peelingi i nie mam problemu z używaniem ich nawet dwa razy dziennie, codziennie. Nie podrażniają mojej skóry, nawet te gruboziarniste.


Produkt bardzo łatwo rozprowadza się na twarzy. Nic samo nam z twarzy nie spłynie, więc o to nie ma się co martwić, nawet przy korzystaniu z kosmetyku, jako maseczka. Jak już mówiłam pestki moreli są bardzo dobrze zmielone i jest ich niewiele, przez co ledwo wyczuwalne przy masowaniu skóry.
Peeling/żel bardzo dobrze radzi sobie z usunięciem martwego naskórka. Skóra po użyciu jest niesamowicie gładka, miękka i bardzo miła w dotyku. Jeżeli chcemy pozbyć się zaskórników musimy skupić się na tych okolicach i powiem Wam, że efekty są całkiem w porządku. Pory są odblokowane i część z nich jest mega oczyszczona. Przy regularnym stosowaniu i utrzymaniu odpowiedniej pielęgnacji możecie oczekiwać fajnych efektów. Skóra jest naprawdę oczyszczona i nawet zmatowiona. Produkt też na pewno zapobiega powstawaniu nowych niedoskonałości. Nie mam większych problemów z cerą podczas używania tego produktu.


Produkt super spełnia moje oczekiwania, ale muszę zaznaczyć, że ja od zawsze nie mam większych problemów z cerą  Nie walczę z nadmiernym trądzikiem i myślę, że te produkty mi w tym pomagają, udaje mi się zapobiegać niedoskonałościom i utrzymać dobry stan mojej cery. Poza tym, fajne jest to rozwiązanie, że kosmetyk nadaje się do kilku rzeczy naraz. Poza tym, jest mega tani, super wydajny i łatwo dostępny. Ja Wam bardzo polecam ten produkt, moja cera się z nim na maksa polubiła i kupiłam już kolejne opakowanie.


'Arganowy' ratunek do włosów od BingoSpa

25 sierpnia 2018


Witamy w weekend. Jakie macie plany? Ja się powoli zbieram i ogarniam i ruszam do mojego. Ktoś mnie wysłuchał i mamy coraz bardziej jesienną pogodę i w końcu jest chłodniej! Można odpocząć od tych upałów, założyć sweterki, które tak uwielbiam i jestem mega zadowolona. Nie mogę się już doczekać września, powrotu uczniów do szkół, pierwszych spadających liści. I tak już czuję jesień w powietrzu i może właśnie dlatego chce mi się tej jesiennej aury coraz bardziej. A przy okazji, zdajecie sobie sprawę, że do grudnia, do blogmasów i do świąt zostały jeszcze tylko 3 miesiące? Wydaje się sporo, ale minie to w moment, a ja jako świąteczny freak katuję już moich bliskich właśnie tą informacją haha.
Co do recenzji,to dziś dbamy o włosy. Na ostatnim Spotkaniu Blogerek wylicytowałam wielką paczkę kosmetyków od BingoSpa. Mimo że ja do samej marki jestem nastawiona negatywnie poprzez żenujące reklamy to powoli do samych produktów przekonuję się na nowo. Koniecznie zapoznajcie się z recenzją!

BingoSPA
arganowa kuracja do włosów 
z lnem, jedwabiem i skrzypem polnym


Kuracja arganowa BingoSPA ma za zadanie w intensywny sposób nawilżyć i przywrócić włosom ich naturalną równowagę nawilżenia. Pomaga w restrukturyzacji warstwy ochronnej włosa, która odpowiedzialna jest za ochronę włosa przed uszkodzeniem oraz za ożywienie suchych, łamliwych i zniszczonych włosów; poza tym, pozostawia je gładkie, błyszczące i łatwe do ułożenia. 
Dzięki olejku arganowego, protein, jedwabiu, lnu oraz skrzypu polnego, kuracja wygładzi, wzmocni, odżywi, nawilży i zregeneruje włosy od wewnątrz, odbuduje uszkodzone włosy, nada im błysku, miękkości i elastyczności, a także ochroni je przed łamliwością, czynnikami zewnętrznymi i wypadaniem. Poza tym, po użyciu kuracji, włosy są błyszczące i łatwo się rozczesują.
Maska nie obciąża włosów. Olejek arganowy użyty w masce jest certyfikowany.

Skład: Aqua, Stearamidopropyl Dimethylanine, Cetyl Alcohol, Ceteareth-20, Cetearyl Alcohol, Styrene Acrylates Copolymer, Propylene Glycol, Rosmarinus Officinalis Leaf Extract, Chamomilla Recutita Flower Extract, Amica Montana Flower Extract, Lamium Album Extract, Salvia Officinalis Leaf Extract, Pinus Sylvestris Bud Extract, Nasturbium Officinalis Extract, Arctium Majus Root Extract, Citrus Limon Peel Extract, Hedera Helix Extract, Calendula Officinaliss Flower Extract, Tropaeolum Majus Flower Extract, Linum Usitatissimum Extract, Aloe Vera Extract, Chamomilla Recutita Extract, Hydrolyzed Silk Extract, Argania Spinosa (Argan) Nut Oil, Yogurt Filtrate, Soluble Collagen, Equisetum Arvensa Extract, Alcohol, Parfum, Hexyl Cinnamal, Citric Acid, Methylparaben, Ethylparaben, Sodium Benzoate, DMDMM-Hydantoin, BHT. 

Sposób użycia: na włosy należy użyć 1/4 nakrętki produktu, następnie należy delikatnie wmasować w skórę głowy i po 10 minutach należy delikatnie zmyć kosmetyk ciepłą wodą, a włosy wysuszyć i rozczesać. Zabieg należy powtarzać codziennie przez 5 dni, a potem profilaktycznie 1-2 razy w tygodniu.


Kuracja znajduje się w dosyć sporym słoiczku, mimo że ja nie przepadam za takimi opakowaniami to w tym przypadku dosyć wygodnie nabierało mi się produktu. Opakowanie dało się z łatwością odkręcić mimo mokrych dłoni pod prysznicem i jest dosyć wygodne w użytkowaniu, nie wyślizguje się. Poza tym, zakrętka jest bardzo trwała i dobrze się zakręca. Na pewno się nie odkręci. Nie podoba mi się design tych produktów. Dla mnie są bardzo tanie i takie zwykłe. Poza tym, ta złota naklejka strasznie odbija światło i wszystko dookoła, więc ciężko było cokolwiek z niej przeczytać.
Konsystencja tej kuracji jest bardzo rzadka. Przelewa się przez palce, więc trzeba na to uważać, żeby jej nie zmarnować i w sumie ciężko jest nałożyć ją na skórę głowy bez marnowania. Dużo łatwiej jest ją nałożyć bezpośrednio na włosy jako maskę. Produkt przez tą konsystencję jest dosyć wydajny, jeżeli uważamy, żeby maska nam się nie wylewała z dłoni. Zapach jest bardzo kosmetyczny, nie pachnie niczym znajomym, a na pewno nie olejkiem arganowym. Zapach jest też dosyć intensywny i  utrzymuje się późnej jakiś czas na włosach. 


Powiem szczerze, że częściej używałam kuracji, jako zwykłej maski na włosy. Mimo, że nie obciąża moich włosów nawet kiedy nakładam ją na skórę głowy to od tego mam inne preparaty i wcierki, zresztą za bardzo nie wiem, co miałaby tam robić, bo producent o tym nic nie pisze. Ale bardzo lubię używać tego produktu, jako maskę na włosy, nakładam czepek i pod ręcznik, żeby pod wpływem ciepła mogła lepiej zadziałać. Włosy wtedy są aksamitnie gładkie, na maksa mięciutkie, śliskie, sypkie i dokładnie takie, jakie chcemy, żeby były. Nie są oklapłe, nie przetłuszczają się szybciej i ja jestem z efektów bardzo zadowolona. Końcówki są również gładkie, nie są rozdwojone, wyglądają bardzo zdrowo. Włosy ogólnie są bardziej nawilżone, odżywione i nie są suche. A przez to, że mam rozjaśniane włosy to stwierdzam, że super działa.


Pojemność jest spora, maska jest wydajna, więc starczy nam na bardzo długo. Nie podoba mi się design i opakowanie, ale w produkcie on nie jest najważniejszy, a na szczęście jego działanie broni się samo i sprawia, że bardzo lubię go używać. Jest tez tani, więc naprawdę warto się nim zainteresować. Jedyne, co mnie boli to fakt, że kuracja nazywa się arganowa, a olejek arganowy znajduje się gdzieś na końcu składu po tych wszystkich innych ekstraktach, więc z jakiej paki? No, ale nieważne, produkt sam w sobie jest w porządku i jego skład też jest niczego sobie, więc polecam. 


Micelarny demakijaż skóry odwodnionej, Dermedic

22 sierpnia 2018


Cześć! Od kilku dni jestem cały czas w biegu, cały czas coś robię i ledwo się wyrabiam. Na szczęście przyszły tydzień będę mała trochę spokojniejszy i będę mogła więcej rzeczy zrobić, a wakacje kończymy weselem koleżanki ze studiów, czego nie mogę się już doczekać! Poza tym, jesień już czuć w powietrzu, a skoro to moja ulubiona pora roku, to możecie sobie wyobrazić moją radość. Lubicie jesień,k upujecie już botki i swetry, czy wolelibyście, żeby lato trwał cały czas?
Dzisiaj mam dla Was recenzję nowości marki Dermedic, micelarny płyn dwufazowy do demakijażu, który ma nie tylko zmyć szybko makijaż, ale i zadbać o nasze rzęsy, więc zapraszam do recenzji!

Dermedic, Hydrain3 *hialuro*
Micelarny płyn dwufazowy do demakijażu


Micelarny płyn dwufazowy do demakijażu nadaje się idealnie do skóry odwodnionej oraz wrażliwych oczu. Produkt ma na celu skutecznie zmyć długotrwały oraz wodoodporny makijaż, a także wzmocnić rzęsy i pobudzić ich wzrost. Płyn skomponowany jest ze specjalnie wyselekcjonowanego układu miceli oraz emolientów, dzięki czemu skutecznie oczyści mocny i odporny na działanie wody makijaż. Płyn nie pozostawia po sobie również uczucie ściągnięcia ani wysuszenia. Płyn dzięki zawartości alantoiny, krzemu, selenu oraz kompleksu Hydroveg VV przyspiesza proces gojenia się, łagodzi podrażnienia oraz utrzymuje odpowiednie nawilżenie i dba o fizjologiczną równowagę wrażliwej skóry. Za wzmocnienie rzęs odpowiedzialny jest specjalnie opracowany kompleks Fortilash (krzem+żelazo+L-lizyna), który poprawi kondycję cebulek rzęs, jak i ich włókien, pogrubi, wzmocni i zagęści je. Poza tym, wydłuża cykl życia samego włosa.
Kosmetyk jest testowany okulistycznie, również na osobach noszących soczewki kontaktowe, ma nietłustą formułę, jest hipoalergiczny oraz nie podrażnia oczu. 

Skład: Aqua, Isohexadecane, 1,2-Hexanediol, Propylene Glycol, Urea, Digliceryn, Sodium PC/A, Hydrolyzed Wheat Protein, Sorbitol, Lysine, Allantoin, Lactic Acid, Caprylyl/Capryl Glucoside, Polyaminopropyl Biguanide, Cl 42090.
Składniki aktywne: woda termalna, kompleks Fortilash, Hydroveg VV, Gliceryna.

Sposób użycia: należy potrząsnąć energicznie butelką do czasu, aż dwa płyny dokładnie się ze sobą wymieszają. Następnie należy zwilżyć płatek kosmetyczny płynem i przyłożyć do powieki. Delikatnie i powolnym ruchem w dół należy zmywać makijaż oczu. Każdorazowo przed każdą aplikacją należy wstrząsnąć aby utworzyć jednolitą konsystencję.


Płyn znajduje się w przeźroczystej, niewielkiej butelce. Wygodna, ale nie standardowa, pojemność, szczególnie na wakacje, żeby zabrać ze sobą w podróż. Na opakowaniu znajdują się wszystkie najważniejsze informacje dotyczące produktu, jak i składu, wszystko jest też dobrze widoczne. Opakowanie mamy na zatrzask, który jest dość solidny i dobrze się zamyka, Potrząsając buteleczką nic się nie rozlewa.


Płyn dwufazowy składa się z dwóch płynów, białego, który jest przeźroczysty i przypomina zwykły płyn micelarny oraz drugiego,który jest niebieski i widać po nim, że jest on lekko tłusty. Po zmieszaniu otrzymujemy błękitny płyn, którym możemy zacząć zmywać makijaż.
Konsystencja po zmieszaniu jest lekko tłusta, ale nie klei się, nie lepi i nie jest śliska. Płyn nie odwarstwia się w jakimś ekspresowym tempie, ale na wszelki wypadek i tak warto przed każdym użyciem ponownie wstrząsnąć buteleczką. Zapach jest praktycznie niewyczuwalny, ja przy demakijażu niewiele czuję.


Dwufazowy płyn micelarny świetnie sobie radzi z demakijażem oczu. Wystarczy dłużej przytrzymać i jakiekolwiek cienie, czy matowe czy brokatowe, razem z eyelinerem i kredką od razu zostają zmyte, a oko jest czyste. W przypadku rzęs, to należy się na nich skupić dłużej. Nie należy pocierać intensywnie ani mocno przyciskać wacika do oczu i rzęs, delikatnymi i powolnymi ruchami w dół cały tusz zostaje zmyty, nawet ten wodoodporny. Nieważna jest też ilość warstw tuszu na rzęsach, płyn micelarny bardzo fajnie go rozpuszcza i doczyszcza wszystko bez wyjątku.
Poza tym, oczy nie są zamglone ani podrażnione.
Jeżeli chodzi o rzęsy,to powiem Wam, że płyn rzeczywiście dba również o nie. Nie zauważyłam, żeby jakakolwiek rzęsa mi wypadła podczas używania produktu. Przy okazji mam wrażenie, że stały się mocniejsze, gęstsze i trochę dłuższe. W połączeniu z fajną odżywką, możemy uzyskać naprawdę genialne efekty.


Ja jestem zauroczona tym produktem! Uwielbiam, kiedy jest taki kosmetyk, który potrafi w ekspresowym tempie zmyć mój makijaż oczu, bo jeżeli chodzi o oczy to własnie na nich uwielbiam się skupiać, kiedy wykonuję makijaż i prawdopodobnie tam jest najwięcej rożnych produktów; brokat, mocne i ciemne cienie, eyeliner; ma być widocznie. Ten płyn, nie dość, że zmywa makijaż, to nie powoduje przy tym podrażnień i zamgleń. No i jest wydajny, zużyjecie go maksymalnie na trzy waciki na wykonanie całego demakijażu oczu. Koniecznie go sprawdźcie, bo jest naprawdę fajny!



zawsze 'Have a great hair day!' z suchym szamponem, Nivea

20 sierpnia 2018


Witam po weekendzie! Jak tam? W Krasnymstawie były Chmielaki, czyli Święto Piwa. Chwalić się kto z Was był! Ja na tej imprezie byłam tylko raz, kilka lat temu, ale na pewno tam pojadę jeszcze kiedyś. Ten weekend miałam mega chillowy. Cały spędziłam z narzeczonym nad wodą, oglądając filmy i spędzając razem czas, także możecie się domyślać w jak genialnym nastroju dziś jestem. Zabieram się do działania, bo na mojej liście 'to do' jest całkiem sporo rzeczy do zrobienia, a im szybciej skończę tym szybciej będę mogła odpoczywać i zająć się innymi rzeczami.
Dzisiaj mam dla Was recenzję suchego szamponu marki Nivea, który wyróżnia się na tle innych zapachem, konsystencją i innymi właściwościami, więc koniecznie musicie się z nim zapoznać!


Nivea, Fresh Revive
Suchy szampon


Marka Nivea zadbała tym razem nie tylko o nas, ale zarazem o nasz czas, żebyśmy mogły wykorzystać cały dzień, od rana do wieczora. A wiadomo ile potrafi nam zejść z  umyciem, wysuszeniem, wystylizowaniem włosów, a nawet nie będę wspominać o ewentualnym olejowaniu, odżywce, masce itp. Suchy szampon Fresh Revive gwarantuje nam 3 produkty w jednym; delikatnie oczyści i odświeży nasze włosy bez podrażnień, doda im objętości, a ponadto podkreśli ich naturalny kolor. Wystarczy spryskać nasze włosy, a w ekspresowym tempie zyskają świetny look na cały dzień. 
Są trzy dostępne wersje: różowa dla szatynek, żółta dla blondynek oraz niebieska dla brunetek.

Skład: Butane, Isobutane, Propane, Oryza Sativa Starch, Alcohol Denat., Quaternium-26, Propylene Glycol, Cetrimonium, Chloride, Linalool, Alpha-Isomethy Ionone, Citronellol, Geraniol, Limonene, Parfum.

Sposób użycia: Należy mocno wstrząsnąć szamponem i rozpylić z odległości ok. 30 cm na podzielonych pasmach włosów u nasady. Następnie należy wmasować produkt we włosy, aż stanie się niewidoczny. W przypadku, gdy produktu jest za dużo można go wyczesać.


Standardowe opakowanie przypomina suche szampony, czy lakiery; moje posiada różowe kolory, które jest przeznaczone  jest dla szatynek. Mega podoba mi się napis 'Have a great hair day!' jest mega przemyślane i od razu wiem, że jak użyję tego suchego szamponu to moje włosy zyskają drugie życie a ja w szybkim tempie będę mogła się zebrać, ogarnąć i ruszać podbijać świat. Zakrętka się nie psuje, tak samo, jak i atomizer. Nie ma problemów z naciskaniem, wszystko działa bez zarzutu i nie zacina się. Atomizer rozpyla idealnie produkt na włosy dokładnie tam, gdzie chcemy.


Produkt pachnie pięknie, połączenie słodyczy i kwiatów fajnie współpracuje, a mi bardzo pasuje i utrzymuje się dosyć długo na włosach. Zazwyczaj suche szampony pachną sztucznie i są zbyt intensywnie, ten na szczęście taki nie jest. Poza tym, mój narzeczony nie wiedząc czego użyłam od razu stwierdził, że włosy mi pięknie pachną  Także dziewczyny, jeżeli macie mało czasu na zebranie się przed randką to nie musicie się o nic martwić. Nie dość, że facet nie będzie musiał na Was długo czekać to w dodatku na pewno Was skomplementuje!


Po spryskaniu włosów suchym szamponem, początkowo produkt jest biały, który po chwili zmienia się w lekko brązowy kolor. Przy moich sombre włosach się to idealnie sprawdza, bo nie jest ani za biały, ani za brązowy. Wmasowuje produkt we włosy i dla pewności wyczesuje resztki szczotką. Nie zdarzyło mi się jeszcze, żeby produkt był widoczny na moich włosach. 
Włosy od razu są czystsze, świeższe i oczyszczone, jakbym dopiero co je umyła. Poza tym, odbijają się od razu u nasady, a objętość jest dużo większa niż wcześniej. Włosy od razu wydają się być grubsze i jest ich więcej z czego jestem mega zadowolona. Efekt utrzymuje się spokojnie cały dzień, a na upartego myślę, że nawet dłużej w jakichś bardzo kryzysowych sytuacjach. Ponadto, włosy nie stają się szorstkie, nie plączą się, cały czas są gładkie, lśniące i miłe w dotyku. 


Ja jestem mega zadowolona. Przetestowałam już dużo suchych szamponów i zawsze coś mi nie pasowało. A to zapach, konsystencja, nie dało się go wyczesać z włosów i pozostawiał po sobie jakieś dziwne coś. Ten suchy szampon daje mi wszystko, co potrzebuję; pięknie pachnie, oczyszcza i odświeża włosy, dodaje im objętości i fajnie wygląda. Zdarza mi się, że używam tego produktu tylko po to, żeby dodać im właśnie objętości i je podnieść, jeżeli przed jakimś ważniejszym wyjściem zależy mina pełnej fryzurze. Poza tym, ten suchy szampon na tle innych tego typu produktów jest też bardzo tani i łatwo dostępny. Znajdziemy go w internecie i w drogeriach, które są wszędzie; w Rossmannie ma właśnie swoją premierę. Fajnie też, że są wersje dopasowane do koloru włosów. Musicie go wypróbować, a będziecie mega zadowolone.


czy catzy zdradzi Ci sekret pięknych włosów i skutecznej kuracji przeciwłupieżowej?

18 sierpnia 2018



Heeeej! Dzisiaj wróciła do nas wakacyjna pogoda, więc lecimy z niej skorzystać i nie będę za dużo gadać tylko przechodzę od razu do konkretów. Zapraszam Was do recenzji szamponów marki Catzy, o której dowiedziałam się stosunkowo niedawno, kiedy to otrzymałam intrygujący mail dotyczący sekretu pięknych włosów. Mail był zniewalający, a wszystko było owiane tajemnicą, wiedziałam tyle, że nie mogłam się doczekać aż dostanę przesyłkę i będę mogła sprawić, że moje włosy będą w genialnym stanie. Mimo że nie miałam pojęcia o co chodzi ani co dostanę, spodziewałam się jedynej w swoim rodzaju kampanii reklamowej. No i do testowania dostałam szampony przeciwłupieżowe; jeden - czerwony do każdego rodzaju włosów, a drugi - zielony do włosów przetłuszczających się. Szkoda tylko, że mam włosy normalne i nie mam łupieżu, więc za wiele Wam nie powiem. Na szczęście siostra przetestowała dla mnie zieloną wersję, a ja o czerwonej powiem Wam ogólnie co i jak. Enjoy!

Catzy, Laboratories
szampony przeciwłupieżowe 


Szampony Healing zawierają 1% pirytionianu cynku; jest to substancja posiadająca właściwości przeciwbakteryjne oraz przeciwgrzybiczne. Natomiast, zielona wersja, została dodatkowo wzbogacona o ekstrakty z brzozy, rozmarynu, rumianku i pokrzywy, które posiadają właściwości przeciwłojotokowe i przeciwłupieżowe. Szampony są przeznaczone do stosowania w przypadku łupieżu do każdego rodzaju włosów, jak i do tych przetłuszczających się.

Sposób użycia: Przed użyciem należy wstrząsnąć. Niewielką ilość szamponu należy nanieść na mokre włosy, wmasować i spienić. Szampon należy pozostawić na włosach na kilka minut, a następnie spłukać obficie wodą. Czynność powtórzyć. Stosować codziennie, aż do uzyskania efektu kuracji.
W przypadku dostania się preparatu do oczu, przepłukać obficie wodą. 


Co to jest ten pirytionian cynku?
Jest to substancja czynna, która skutecznie zwalcza grzyby i pasożyty, hamuje podziały komórkowe oraz spowalnia proces odnawiania się komórek skóry, działa przeciwłojotokowo, przeciwłupieżowo i łagodzi stany zapalne.. Jest stosowana w zwalczaniu chorób skóry głowy. Pomaga zwalczyć suchy, jak i tłusty łupież; zapobiegając jego nawrotom. Substancja nie rozpuszcza się w wodzie, a zostaje na skórze w postaci krystalicznej, dzięki czemu działa nawet po zmyciu szamponu. 
Według SCCS, maksymalne 1% stężenie pirytionianu cynku w spłukiwanych produktach jest bezpieczne

WERSJA CZERWONA, do każdego rodzaju włosów

Skład: Aqua, Sodium Laureth Sulfate, Cocamide DEA, Zinc Pyrithione, Parfum, Cl 42080, Methylchloroisothiazolinoone, Methylisothiazlinone. 

Szampon otrzymujemy w kartoniku, wszystko ze sobą współgra kolorystycznie i mamy na opakowaniu same najważniejsze informacje. Opakowanie jest zrobione z dosyć grubego tworzywa, bo nawet pod światło nie zobaczymy zużycia produktu, ale to dobrze. Zamknięcie jest również solidne, na zatrzask i na pewno nic nam się nie rozleje. Szampon ma zaskakujący zielono-niebieski kolor i jest dosyć gęsty i zbity. Niewiele wystarczy, żeby nałożyć na skórę głowy, jak i na włosy, od razu zaczyna się fajnie pienić, dzięki czemu w wygodny i szybki sposób możemy umyć włosy. Zapach ma dosyć specyficzny, lekko migdałowy, ale mi się podoba.
W kwestii działania; nie mam pojęcia co z tym łupieżem. Może kiedyś, jak mnie on dopadnie to sprawdzę wtedy działanie tego szamponu. Wydaje mi się, że przez to, że nie zmagam się z łupieżem szampon mógł mi trochę wysuszyć skórę głowy i ją podrażnić, na szczęście po odstawieniu szybko to minęło. Na razie mogę powiedzieć Wam tyle, że szampon super oczyszcza włosy, nadaje się też do zmywania olejów, nie plącze ich i nie powoduje u mnie większego przetłuszczania się. Poza tym, po umyciu włosów tym szamponem, wyglądały one dobrze i miały większą objętość
Czerwoną wersję należy zużyć w ciągu 6 miesięcy od otwarcia.

WERSJA ZIELONA, do włosów przetłuszczających się 

Skład: Aqua, Sodium Laureth Sulfate, Cocamide DEA, Zinc Pyrithione, Propylene Glycol, Alcohol, Betula Alba Bark Extract, Chamomilla Recutita Flower Exract, Urtica Dioica Leaf Extract, Rosmarinus Officinalis Leaf Extract, Parfum, Cl 42080, Methylchloroisothiazolinoone, Methylisothiazlinone.

Wersja zielona ogólnie ma takie same właściwości. Fajne i solidne opakowanie, konsystencja i kolor taki sam, jak w czerwonej wersji, informacje na opakowaniu również są niemal identyczne. Jedyna różnica to zapach, jest dużo bardziej ziołowy, typowy dla szamponów do włosów przetłuszczających się.
Co do działania. Szampon również bardzo dobrze myje włosy, oczyszcza je i odświeża. Nie plącze włosów i dodatkowo nie wysusza ich. Nie przetłuszcza włosów, ale też nie przedłuża ich świeżości, a trochę szkoda. Z łupieżem radzi sobie całkiem okej, po krótkim czasie widać różnicę, że jest go zdecydowanie mniej. Natomiast po ok. 2-óch tygodniach można pozbyć się go całkowicie. Aczkolwiek siostra i tak stwierdziła, że na tle innych szamponów niczym szczególnym się nie wyróżnia - jest okej.
Zieloną wersję należy zużyć w ciągu 12 miesięcy od otwarcia.



Fajnie jest to, że szampony są na maksa tanie, dostępne w Internecie oraz w aptekach. Są mega wydajne i wiadomo, że nadają się tylko do używania w kryzysowych sytuacjach, kiedy walczymy z łupieżem. Nie jest to mój sekret pięknych włosów, bo nie są to szampony dla mnie. Mimo wszystko uważam, że za taką cenę warto je wypróbować, bo widziałam sporo pozytywnych opinii na ich temat, a i moja siostra bardzo nie narzekała ;).
Dajcie znać mi i innym czytelnikom, czy znacie te kosmetyki i czy pomógł Wam z łupieżem :))


Roge Cavailles, kremowy prysznic z masłem shea i magnolią

16 sierpnia 2018


Cześć! Co tam? Ja Wam powiem szczerze, że ostatnio mega się cieszę na tą trochę gorszą i mniej wakacyjną pogodę. Trochę wytchnienia, odpoczynku od upałów, które są dla mnie na maksa męczące. Czekam na burze, bo uwielbiam błyskawice, grzmoty oraz deszcz. Poza tym, jestem zaskoczona tym, jak ostatnio wszystko dobrze się układa, dzień za dniem leci w lekko przyspieszonym tempie, a ja działam, planuję, zmieniam i po prostu się cieszę. Gdyby ktoś mi powiedział rok temu, że właśnie takie będę mieć teraz odczucia i tak będzie wyglądało moje życie to bym go wyśmiała. Poważnie. Bierzcie życie takim, jakie jest wszystko; jest po coś i warto doceniać nawet te beznadziejne rzeczy, bo karma wraca i szczęście jest przed Wami. 
Żeby nie zacząć pisać od rzeczy, zamykam się i zapraszam Was na recenzję kremu pod prysznic o wspaniałym zapachu, marki Roge Cavailles, którą poznałam dzięki tegorocznej konferencji Meet Beauty :)!

Roge Cavailles, krem pod prysznic
masło shea & magnolia


Krem pod prysznic od Roge Cavailles został specjalnie stworzony do mycia skóry suchej oraz wrażliwej. Został wzbogacony o masło shea, które odpowiedzialne jest za głębokie odżywienie oraz chroni skórę przed wysuszeniem. Zapach jest bardzo delikatny, został lekko podkręcony ekstraktem z magnolii, dzięki połączeniu z bogatą kremową konsystencją zmieniają codzienny prysznic w przyjemny rytuał. Po zastosowaniu kremu pod prysznic, będziesz cieszyć się miękką, sprężystą oraz nawilżoną skórą. 

Skład: Aqua, Sodium Laureth Sulfate, Glycerin, Acrylates Copolymer, Cocamidopropyl Betaine, Sodium Lauroyl Glutamate, PEG-7 Glyceryl Cocoate, Potassium Olivoyl Hydrolyzed Oat Protein, Butyrospermum Parkii Butter, Olive Oil PEG-7 Esters, Polysorbate 20, Magnolia Officinalis Flower Extract, Xanthan Gum, Glycol Distearate, Parfum, Citric Acid, Cocamide MEA, Titanium Dioxide, Sodium Benzoate, Sodium Hydroxide, Disodium EDTA.


Krem pod prysznic marki Roge Cavailles znajduje się w przeźroczystej butelce, która utrzymana jest w spokojnej i delikatnej kolorystyce, co od razu kojarzy się z tym, że sam produkt też będzie delikatny i odpowiedni dla naszej skóry. Napisów jest sporo po francusku, ale na szczęście na odwrocie znajdziecie również dodatkową naklejkę z informacjami w języku polskim. Butelka jest bardzo wygodna w trzymaniu i użytkowaniu, nie zdarzyło mi się,żeby miała mi wypaść z dłoni. Zamknięcie jest bardzo solidne, Nie ma opcji, żeby się samo otworzyło czy coś przeciekało, a towarzyszył mi na niejednym wyjeździe.


Konsystencja jest rewelacyjna. Bardzo kremowa, nie za gęsta, nie za rzadka, a za to idealna i delikatna. Dla mnie rewelacja, czułam się trochę jak dziewczyna z reklam produktów pod prysznic, które otulają się kosmetykiem i wyglądają, jak w niebie. Mega. Poza tym, konsystencja była zbawienna dla mnie, gdy przezywałam poparzenie słoneczne, tak miło krem otulał moje ciało, nie podrażniał, a miałam wrażenie, że dodatkowo koi i łagodzi czerwoną skórę pod prysznicem. A zapach jest mega strzałem w 10! Delikatny, trochę maślany, da się wyczuć masło shea, które za chwile jest złamane pięknym, świeżym, kwiatowym zapachem magnolii. Dla mnie połączenie idealne.


Jak już wyżej pisałam, krem pod prysznic jest bardzo delikatny, łagodzi podrażnienia, nie powoduje żadnych alergii, nic nie piecze, nawet przy bardzo podrażnionej i poparzonej skórze, ten krem daje mega ukojenie. Początkowo bałam się trochę że taka konsystencja nie będzie współgrała z myjką i będę musiała bezpośredni aplikować krem na skórę, co przenosi się na wydajność. Na szczęście, z myjką fajnie współpracuje. Lekko, ale wystarczająco zaczyna się pienić i niewielka ilość wystarczy na użycie kremu na całe ciało. Zapach jest piękny, utrzymuje się też potem na skórze, no i myje bardzo dobrze. Mogę też powiedzieć, że krem pielęgnuję skórę, nie wysusza jej, lekko nawilża i zostawia ją w naprawdę fajnym stanie, miłą i gładką w dotyku. Praktycznie zawsze o kąpieli aplikuję na ciało jakiś balsam,ale wiadomo, że od czasu do czasu brakuje nam czasu albo po prostu mi się nie chce. Wtedy skóra i tak nie jest napięta ani wysuszona, co przemawia za tym, że ten krem pod prysznic wykonuje swoje zadanie bardzo dobrze.


Podsumowując, dla mnie kosmetyki pod prysznic mają głównie myć, pięknie pachnieć i nie wysuszać skóry. Ten krem pod prysznic gwarantuje mi nawet więcej niż te podstawowe wymagane rzeczy. Pielęgnuje moją skórę, lekko ją nawilża i dba o nią w taki sposób, że po wyjściu spod prysznica jest w naprawdę świetnej kondycji. Nie mam mu kompletnie nic do zarzucenia, fajnie się go stosuję bezpośrednio na skórę, jak i na myjkę, w każdej sytuacji jest wydajny, czego bym się nie spodziewała po takiej konsystencji. Na konferencji miałam możliwość sprawdzić pozostałe zapachy kremów, jak i olejków pod prysznic i bardzo chętnie przetestuję je wszystkie! Produkty Roge Cavailles znajdziecie niektórych aptekach oraz drogeriach.


Dajcie znać, czy znaliście markę wcześniej czy jest ona dla Ws taką samą nowością, jak i dla mnie! ;)


Dlaczego propsuję aktywność fizyczną

14 sierpnia 2018



Hej! Ostatnio mam masę energii, którą spożytkuję w przeróżny sposób. Sprzątam, ogarniam, wyrzucam, planuję i wróciłam do w miarę regularnych treningów. Piszę 'w miarę', bo nie mam ustalonych konkretnych dni, w które muszę ćwiczyć, ale jak mam dłuższą chwilę i mogę się ruszyć, to czego nie? Moim małym celem i jestem zadowolona jeżeli udaje mi się ćwiczyć minimum 3 razy w tygodniu. Jeżeli częściej to jeszcze lepiej! Ale to też działa w drugą stronę, jeżeli zrobię jeden trening w tygodniu trudno, fajnie, że chociaż jeden dzień udało mi się ruszyć tyłek. Bez spiny!
W sumie bycie fit jest cały czas na topie, a od kilku lat siłownie są oblężone nie tylko po Sylwestrze, ale wiem, że sporo jest jeszcze osób, które chciałyby zacząć, ale zawsze znajdzie się jakaś wymówka, odkładamy to na kolejny tydzień, miesiąc albo w ogóle kolejne stulecie. Znam to. Sama chodziłam na siłownię, karnet miałam jakieś 2-3 lata, a były miesiące, że nie pojawiałam się tam ani razu, bo COŚ. Więc będę mówić ze swojego doświadczenia; dlaczego ja ćwiczę, co mi to dało i jak się zmotywowałam, do czego zainspirowały mnie ostatni zakup, buty, które idealnie nadają się do ćwiczeń.


Dlaczego postanowiłam ćwiczyć?

Od zawsze byłam ruchliwym dzieckiem. W szkole jeździłam na wszystkie możliwe zawody, nawet w znienawidzoną prze ze mnie piłkę ręczną. Jakoś tak wychodziło. Potem pokochałam pływanie i siatkówkę, mocne treningi trzy razy w tygodniu, a na wakacjach obozy sportowe to było coś na co czekałam. Uwielbiałam to! Ale wiadomo, nie było to na tyle profesjonalne, że przetrwało i tak w liceum się zasiedziałam. Za dużo nie robiłam, bo mi się nie chciało, a najlepszym treningiem dla mnie było przetańczenie w klubie całej nocy w weekend. #zdrowo Ale w końcu zatęskniło mi się za jakimś ruchem.
Poza tym, ciało się zmieniało... Co prawda nigdy nie byłam gruba, taka budowa ciała, jestem niska, drobna i tragedii nie ma, ale nie mam ciała jak laski z instagrama. A fajnie byłoby takie mieć i to jest jeden z tych powodów, dla których ruszam swoje cztery litery  zapisałam się na studiach na siłownię. Ruch był, co prawda amatorski, ale było fajnie.
W tamtym roku moje życie zmieniło się o 180 stopni. Przeprowadzka z Lublina, drastyczne zmiany w życiu prywatnym, a dla mnie był to sygnał, że jest to idealny moment na jeszcze większą zmianę swojego życia. Chciałam być z siebie dumna, zadowolona i wtedy dotarło do mnie, że nie mogę uzależniać swojego szczęścia od osób trzecich, a nawet drugich i że jeżeli nie będę szczęśliwa sama ze sobą, to nikt inny tego prawdziwego szczęścia mi nie zagwarantuje. I bach, ćwiczyłam w domu.
Inna sprawa, która ma znaczenie cały czas to mój siedzący tryb życia i praca jaką wykonuję. Jestem tłumaczem, korepetytorem no i blogerką! Większość czasu siedzę, poza tym mieszkam w mieście, więc wszędzie mam blisko, nawet jeżeli chcę pojechać gdzieś dalej np. do Rzeszowa, to i przystanek mam pod nosem. A najgorsze co może być to zasiedzieć się - człowiek flaczeje, rozleniwia się i tak leci dzień za dniem.


Jak się zmotywowałam?

Okej powody, dla których zaczęłam ćwiczyć są, ale to nie jest jeszcze wystarczające, żeby podnieść tyłek i się ruszyć. Mówić można wiele, ale żeby przejść do czynów to totalnie inna kwestia.
Najbardziej motywujący są dla mnie inni ludzie. Na siłownię zapisałam się, bo moja dobra koleżanka chodziła i mnie namówiła. W domu widziałam regularnie ćwiczącą siostrę, a obecnie mam narzeczonego, który też o siebie dba, a wiadomo, że chcę mu się podobać. Poza tym, instagram - kopalnia motywacji, dobrych dupeczek, które pokazują, że się da, a jak komuś się udaje, to dlaczego mi miałoby się nie udać?
Ja też objęłam inną strategię. Zaczęłam kupować; maty, buty, legginsy, stepy, obciążenia, koszulki i wszystko, co tylko mogło mi się przydać. A jak już wydałam na to pieniądze to głupio byłoby, żeby to leżało i się kurzyło. Jestem estetką, lubię rzeczy ładne, dlatego nie oszczędzałam ani na sprzęty ani na ciuchy Bo jak mi miło i przyjemnie się na coś patrzy albo mam na sobie super spodnie i top z motywującym napisem, to ćwiczenia same się robią!
Przy okazji, buty są bardzo ważną rzeczą. Ja znalazłam swoje idealne na Footway - Nike  Air Max. Są niesamowicie wygodne, lekkie i nogi same w nich się ruszają i prują do przodu. Mega wygodnie mi się w nich ćwiczy, chodzi, spaceruje i po prostu żyje. Mogę w nich nawet spać, bo tak bardzo je pokochałam. Przy okazji, powiem Wam, że buty na Footway są czasem tańsze niż na polskich stronach, a przesyłka dociera do Was zdecydowanie szybciej niż z polskich sklepów. Buty są wysyłane ze Szwecji i dotarły do mnie praktycznie w jeden weekend, więc też szybciej niż z polskich sklepów.
Ważne jest też znalezienie sobie treningów na yt, które Wam podpasują i z przyjemnością będziecie z nich korzystać. Jeżeli dobrze poszukacie znajdziecie coś dla siebie. Na yt znajdują się treningi 5-, 20-, 40-, 60- czy 90-minutowe treningi; cardio, tabata, taneczne, z elementami kick-boxingu czy typowo siłowe. Przygotowuję dla Was wpis, gdzie podzielę się z moimi ulubionymi :)
A jeżeli nie przepadacie za takimi treningami w domu na maksa polecam Wam basen albo squasha.


Co mi dają treningi i ćwiczenia?

Satysfakcję i radość. I to jest najbardziej ciesząca mnie rzecz. Wiadomo, że się nie chce, jesteśmy tylko ludźmi, fajnie jest leżeć i nic nie robić, ale mimo wszystko przeżyć życia w taki sposób nie chcę. A każdy skończony trening, zmęczenie i ból w mięśniach jest dla mnie sygnałem, że coś robię dla siebie, żeby czuć się lepiej. 
Zdrowie to kolejny czynnik, który też ma ogromne znaczenie. Zazwyczaj chorowałam raz w miesiącu; przeziębienie, grypa, angina, byłam do tego tak przyzwyczajona, że po prostu czekałam na to aż znowu się pochoruję. Od kiedy ćwiczę więcej, rzadko kiedy choruję, zdarza się, ale w porównaniu do tego, co było kiedyś to naprawdę jest różnica. 
Wygląd też się poprawia, skóra się ujędrnia, jest bardziej elastyczna, wygląda lepiej i zdrowiej. Ciało staje się smuklejsze, bardziej zbite, a mniej farfoclowate, tyłek się pojawia, brzuch znika, uda się nie ocierają, te efekty naprawdę się pojawiają i są motorem do kolejnego działania.


I żeby była jasność. Nie jestem treningowym freakiem, nie mam wyrzeźbionego brzucha (chociaż fajnie by było), nie ważę jedzenia, nie liczę kalorii, jem słodycze, mam cellulit i nie wali mi się świat jeżeli pominę trzy treningi pod rząd. Bez spiny, to ma być przyjemność. Zdaje sobie sprawę, że gdybym się spięła to efekty byłyby sto razy lepsze i zniewalające, ale nie mam zamiaru się katować i odmawiać sobie innych przyjemności albo uzależniać mojego życia tylko od treningów, bo wokół tego się ono nie kręci. Cała reszta, jak poprawa zdrowia, sylwetki, lepsze samopoczucie i tak się pojawia, co mnie cieszy. 
A Wy? Trenujecie coś? Lubicie ćwiczyć, czy się w ogóle nie spinacie?


Resibo, naturalny płyn mcelarny

12 sierpnia 2018


Dzień dobry. Jak tam weekend? Ja właśnie wracam z Lublina do domu po lekko meczacym weekendzie. Odwiedziłam koleżankę i stare śmieci, w piątek balowalyśmy do 6 nad ranem, więc wczoraj padlyśmy. Przy okazji bylam na mini zakupach i znalazłam sukienkę na wesele, więc mega. Ale powiem wam, że nigdy nie byłam tak super wyspana, a zarazem mega zmęczona, miał tak ktoś z Was kiedyś?
Wpis miał się pojawić wczoraj, ale wiadomo jak to jest na wyjazdach. Na szczęście nic nie ucieknie i pojawia się teraz :). Zapraszam was do zapoznania się z recenzją płynu micelarnego marki Resibo.

Resibo, naturalna świeżość skóry
płyn micelarny


Płyn micelarny delikatnie usunie makijaż, mocno nawilży i odświeży skórę. Przyciągnie zanieczyszczenia, jak magnes, pochłonie nadmiar sebum, zmyje cały makijaż, nawet oczu bez rozmazywania. jak i zniweluje ryzyko wystąpienia podrażnień czy alergii. Ponadto, posiada właściwości antybakteryjne i przeciwzapalne, zmniejsza przepuszczalność naczyń krwionośnych oraz zachowa naturalną równowagę skóry. Poza tym, płyn micelarny chroni skórę, poprawia jej ogólny wygląd, a także sprawi, że jest gładka, miękka oraz napięta. 
Buteleczka ze sprayem ułatwia dozowanie i zaewnia wydajność. 

Skład: Aqua, Glycerin, Propanediol*, Panthenol, Caprylyl/Capryl Wheat Bran/Straw Glycosides, Fusel Wheat Bran/Straw Glycosides, Mannitol*, Lecthin*, Salvia Officinalis Leaf Extract, Sodium PCA*, Sodium Lactate*, Soium Ccoyl Glutamate*, Polyglyceryl-5 Oleate, Glyceryl Capylate, Citric Acid, Sodium Benzoate, Potassium Sorbate, Parfum.
Składniki aktywne: lecytyna, ekstrakt z szałwii, gliceryna oraz roślinny propanediol [naturalna substancja otrzymywana z kukurydzy].
*składniki posiadają certyfikat naturalności, w 98,3% naturalny, produkt vege

Sposób użycia: należy nasączyć płatek kosmetyczny niewielką ilością płynu lub bezpośredni spryskać twarz i przetrzeć skórę.


Płyn micelarny znajduje się w fajnej buteleczce z atomizerem, co bardzo ułatwia sprawę dozowania, dzięki czemu produkt jest bardziej wydajny niż normalnie. Poza tym, sama buteleczka znajduje się w fajnej tubce, wszystko wykonane jest z naturalnych rzeczy i nadaje się do recyclingu, za to plus. Na obu opakowaniach znajdują się wszystkie najważniejsze informacje dotyczące produktu. Poza tym, już kiedyś na instastory się jarałam tym, jak bardzo podoba mi się estetyka oraz design produktów z Resibo. Te kolory, dobór motywu, na maksa charakterystyczny, ładny i w dodatku rzucający się w oczy. Obok czegoś takiego nie przejdziecie bez zwrócenia uwagi, a tym bardziej zapadnie Wam to w pamięć.
Konsystencja jest wodnista, typowy płyn micelarny, niezawierający w sobie żadnych tłustych olejków. Nie pozostawia po sobie żadnego filmu na skórze. Zapach ma mega specyficzny, lekko przytłaczający, ale jednak ma coś w sobie takiego uzależniającego. Nie mam pojęcia, co mi przypomina, ale jest bardzo charakterystyczny.


Płyn bardzo fajnie radzi sobie z makijażem twarzy. Bardzo polubiłam bezpośrednio spryskiwać sobie nim twarz i dawać mu chwile, żeby mógł wsiąknąć w makijaż, a następnie wacikiem ściągam makijaż z twarzy. W taki sposób bardzo szybko wykonuje się demakijaż. Uważałabym na oczy, mimo że napisane jest, że makijaż oczu również zmyje ,ale mnie niestety podrażniał. Oczy mnie piekły i zaczynały łzawic. Nie działo się tak w momencie, kiedy najpierw piskałam na wacik, a dopiero potem zmywałam makijaż z oczu. Mimo wszystko wolałam na tę część twarzy stosować olejki albo jakiś konkretny produkt do demakijażu oczu. Aczkolwiek i tak, z twarzą radził sobie na tyle dobrze, że jestem bardzo zadowolona.


Jak widzicie płyn świetnie radzi sobie z demakijażem twarzy, ma super konsystencję, nie pozostawia po sobie żadnego filmu i specyficznie, ale intrygująco pachnie. Poza tym, jest naprawdę wydajny; atomizer jest genialny i dozuje odpowiednią ilość kosmetyku. Jedyne co mnie dziwi to fakt, że moja buteleczka trochę przecieka, nie wiem co się stało, bo nie zauważyłam, żadnych dziur czy przecięć, więc nie wiem skąd te przecieki, ale mimo wszystko płyn micelarny i tak mam już długo, więc wydajność, mimo wszystko, pierwsza klasa.


Cały produkt jest naprawdę świetnej jakości i wszystko mi się w nim podoba. Szkoda, że podrażnia mi oczy, ale od tego mam inne produkty, ale tak super i szybko rozpuszcza makijaż, że z chęcią wypróbuję pozostałe kosmetyki Resibo.


Nowość NIVEA, lekki olejek w balsamie idealny na lato

09 sierpnia 2018


Hej! Ostatni narobiłam tyle zdjęć i napisałam tyle recenzji, że aż lżej i milej na sercu, kiedy wiem, że mam co wrzucać i o czym pisać. Taka ulga, że mam rzeczy zrobione do przodu, dzięki czemu mogę skupić się na pozostałych sprawach do ogarnięcia. Na razie szykuję się na weekend w Lublinie i mam nadzieję, że prognozowany deszcz nas jednak nie zaskoczy, a pogoda będzie idealna. Mam też w planach większe zakupy i cieszę się na myśl spędzenia dwóch godzin w busie, bo przynajmniej będę miała czas żeby ogarnąć, co potrzebuję i co muszę kupić.  Miało być bez zbędnego gadania, a jak zawsze się rozpisałam, więc koniec tego i zapraszam Was na recenzję nowości marki Nivea, a mianowicie olejku w balsamie o zapachu Kwiatu Pomarańczy 

Nivea, olejek w balsamie
kwiat pomarańczy i olejek awokado


Olejek w balsamie szybko się wchłania i rozpieszcza orzeźwiającym zapachem kwiatu pomarańczy do skóry normalnej i suchej.
Nivea dzięki swojemu 100-letniemu doświadczeniu w pielęgnacji skóry stworzyła balsam zawierający drogocenny olejek awocado, który został starannie połączony z balsamem. Energetyzujący i świeży zapach pobudzi Twoje zmysły. Balsam ma za zadanie zapewnić głębokie, 24-godzinne nawilżenie bez uczucia lepkości, nie powinien pozostawić po sobie tłustego filmu. Skóra po zastosowaniu będzie gładka i promienna. 

Skład: Aqua, Glycerin, Dicaaprylyl Ether, Alcohol Denat., Glyceryl Stearate SE, Isopropyl Palmitate, Cetearyl Alcohol, Persea Gratissima Oil, Dimethicone, Carbomer, Sodium Cetearyl Sulfate, Sodium Hydroxide, Trisodium EDTA, Phenxyethanol, Limonene, Linalool, Citronellol, Benzyl Alcohol, Parfum.
Tolerancja dla skry została potwierdzona dermatologicznie, a składniki zostały starannie wyselekcjonowane z zachowaniem najwyższych standardów jakości.

Sposób użycia: olejek w balsamie należy stosować przy codziennej pielęgnacji całego ciała.


Balsam znajduje się w fajnej buteleczce, bardzo poręcznej, która zwęża się ku górze, co w pewien sposób ułatwia używanie i wygodniej trzyma się ją w dłoni. Na opakowaniu znajduje się wszystko, co najważniejsze. Dodatkowo estetyka i kolorystyka jest typowa dla marki Nivea, co mega mi się podoba. Proste, ale jednak przykuwa uwagę. Poza tym, zamknięcie jest bardzo solidne i trwałe, nie ma opcji, żeby samo się otworzyło i w trakcie stosowania też się nie luzuje. 
Olejek w balsamie ma niesamowicie lekką konsystencję, nie jest tłusta, lejąca się ani gęsta. Bardzo lekka i rzadka, którą idealnie rozsmarowuje się po ciele. Zapach jest genialny; mega orzeźwiający, kwiatowo - owocowy i intensywny, ale wszystko jest utrzymane w idealnych proporcjach. ie przypomina pomarańczy ani awocado, ale i tak jest spoko. Bardzo letni i pachnie mega. Zapach idealny na lato i przez jakiś czas utrzymuje się na skórze, co jest mega fajne.


Balsam wchłania się w ekspresowym tempie, wystarczy chwila spędzona na jakimś ogarnianiu łazienki czy myciu zębów i już można się ubierać, bo po balsamie nie ma śladu na skórze. Ale nie oznacza to, że balsam nic nie robi. Nawilża i odżywia skórę, przy okazji lekko chłodzi. Używałam balsamu co jakiś czas również po poparzeniu słonecznym i był w stanie dać mi idealną ulgę, łagodził podrażnienia, a także rozluźniał mocno napiętą skórę. Dzięki niemu skóra była cały czas nawilżona i w bardzo fajnym stanie, dodatkowo gładka i miękka przez cały czas. Olejek w balsamie wnikał bardzo głęboko w skórę, co dało się odczuć.


Osobiście jestem mega zadowolona z działania tego balsamu. Kilka dla mnie najważniejszych cech zostało spełnionych, czyli szybka wchłanialność, piękny zapach, nawilżenie oraz odżywienie, jak i również nie pozostawia po sobie żadnego tłustego filmu na skórze, mimo iż z nazwy ma coś w sobie z olejku. Ja bardzo polecam i strasznie chcę wypróbować pozostałe wersje zapachowe, bo coś czuję, że mogą pachnieć fenomenalnie.