Pożeracze czasu: Internet, radio, tv.

29 września 2013

Powszechnie wiadomo, że Internet pożera praktycznie nasz całkowity czas wolny. Ostatnio stwierdziłam, że jest to straszne, że jak tylko siedzę w domu to komputer mam cały czas włączony i w sumie to już nie potrafię robić nic innego. Internet jest przeze mnie przeglądany kilka razy dziennie, a jak już nie mam co robić, to zawsze znajdę sobie zajęcie, czytaj jakaś kolejna głupia stronka, która nic intrygującego nie wnosi do mojego życia. 

Do radia jakoś nie jestem przekonana. Nie wiem, nie mam w zwyczaju słuchać tych wszystkich RMF'ów, Max'ów, Free'ów i innych -ów. Czasem jak jadę samochodem lub busem to jestem zmuszona przez osoby trzecie słuchać, co nie co (chyba, że mam słuchawki) i w sumie nie jest to jakieś traumatyczne dla mnie. Ale nie przepadam. Za dużo różnych konkursów, które mnie kuszą czasem nawet bardziej od tych telewizyjnych zgadywanek, jakichś dramatów i muzyki, która niekoniecznie odpowiada moim gustom. Jedyne, co jako tako do mnie przemawia to OpenFm, ale tam jest tysiące różnych stacji, sama muzyka i można wybierać do woli, a także zmieniać kiedy coś nie podpasuje.

No i czas na telewizję. W moim przypadku pożeracz czasu numer 2. Co prawda nie mam teraz telewizora na akademiku, bo stwierdziłam, że bezsensu robić sobie z pokoju graciarnię, kiedy i tak wszystko mogę obejrzeć teraz w Internecie (ahhh te internety.). jak jestem w domu rodzinnym, to oglądam telewizję często, czytaj siedzę tyłem do telewizora, ale ogólnie to słucham i co jakiś czas się odwracam, jak coś mnie zainteresuje. A jeszcze przez ostatnie dwa lata tylko telewizor odciągał mnie od laptopa, bo był w pokoju siostry i chodziłam tam co wieczór i oglądałam <3 . 

I w sumie takim długim trochę wstępem przechodzę do tej części notki, o którą mi chodziło od samego początku, ale nie wiem, jak to się stało, nieważne. Uwielbiam przeróżne seriale, programy, a nawet te seriale paradokumentalne. Więc, co w tym roku będzie między innymi odwracało moją uwagę od nauki :)?

Jeśli chodzi o seriale to na pewno: Na Wspólnej (kto nie lubi wątku zaćpanej Oli? xD), Prawo Agaty, Miłość na bogato (tak, mam słabość do głupkowatych rzeczy xD), Rodzinka.pl (the best of the bests) , Przepis na życie. Oglądam, śledzę wątki, mimo iż czasem mega mnie nudzą, ale nie zawsze wszystko musi być mega pasjonujące.

Uwielbiam <3
W kwestii programów: Perfekcyjna Pani Domu (mimo iż chyba nigdy nie będę perfekcyjna, haha), Kuba Wojewódzki (ale to tylko, jak jest ktoś fajny, co w tym sezonie się jeszcze nie zdarzyło xD), Bitwa o Dom (zawsze mi się przypominają czasy, kiedy grałam w simsy), Kuchenne Rewolucje, TopChef, Mam Talent, Ugotowani, MasterChef --> taaak może w końcu zacznę spędzać więcej czasu w kuchni haha.

Chciałabym też jeszcze obejrzeć bardzo dokładnie: Doktora House'a i Detektywa Monk'a. Ale te dwa seriale akurat wymagają ogromnego skupienia, które u mnie nie zawsze występuje, i jak leci gdzieś w tle to ja potem nie wiem, co się dzieje. Ale myślę, że jak nadejdzie czas kolejnej sesji na uczelni to będę oglądać i oglądać do upadłego.

Chodzą za mną jeszcze: Lekarze, Jak poznałem Waszą matkę i Wawa non stop, ale to z polecenia innych, no i nie wiem, czy się w to zagłębiać, czy nie ;D. może ktoś z Was ma wyrobione zdanie na ich temat ;)?

Obecnie jestem już maksymalnie przerażona ilością tego, co oglądam, co jeszcze bym obejrzała i w ogóle,  jak marnuję czas i kiedy ja się chce uczyć + masa innych rzeczy, które bym chciała robić ;o?! Masakra totalna. Taki post zapchaj dupa, pitupitu sama nie wiem o czym, nic niewnoszące zdania, aleeeeeeee jest zimno, bardzo zimno, nie ma jeszcze zajęć, więc nie mam na co najeżdżać :D.

Na różowo i melonowo z NeoNail !

27 września 2013

Lakierów do paznokci na moim blogu jest mało w stosunku, co do reszty rzeczy. Powoli, powoli staram się to zmienić, ale początki są zawsze najtrudniejsze, tym bardziej dla mnie. Jeszcze bardziej zważając na fakt, że walczę o piękne, zdrowe, długie i mocne paznokcie, więc wiadomo jak to jest. A tak w sumie powinnam wykorzystać to, jako mobilizację i chyba tak będzie ;D. Tym bardziej, że mam masę chęci i ambicji i pomysłów i planów, ale kiedy chodzi o realizację to już słabiej. Ale już wystarczy, bez zbędnego pitupitu przejdźmy do głównych bohaterów dzisiejszej notki.


Zestaw od NeoNail otrzymałam na spotkaniu blogerek w Chełmie. Niestety nie mam już nigdzie zdjęcia tego, jak był zapakowany, ale uwierzcie mi na słowo, że to jedno z najładniejszych opakowań, jakie do tej pory widziałam. Śliczne różowe pudełeczko, wyłożone czymś w rodzaju 'sianka' lub może bardziej 'trawy'. Aż się nie chciało tego otwierać.. I w sumie prawidłowo, bo ja to zrobiłam tak nieudolnie, że pudełeczko nadawało się już tylko do śmieci. A dzisiaj na tapetę różowy lakier do paznokci i melonową oliwkę do skórek i paznokci.


Zaczynając od lakieru. Lakier znajduje się w buteleczce o pojemności 15ml. Fajnie, bo spora buteleczka, na pewno wystarczy na długo. Odcień katalogowy to S155, dla mnie jest to taki typowy różowy róż, ładny, żywy odcień, lekko rzucający się w oczy. Kolor jest bardzo uniwersalny, pasuje do każdej okazji. Jednak nie jest on jakiś oryginalny, wydaje mi się, że każda lakierowa firma ma taki kolor w swojej kolekcji.  Co więcej odcień w buteleczce przypomina trochę fuksję (co może odrobinę zmylić), natomiast w rzeczywistości jest to prawdziwy róż. Pędzelek jest długi i szeroki, dzięki czemu łatwo da się nim operować. Jeśli się nałoży więcej lakieru na pędzelek to myślę, że nawet 1 warstwa by wystarczyła do uzyskania satysfakcjonującego krycia. Ja w sumie jak zawsze preferuję dwie tak na wszelki wypadek, bo wiadomo różnie to bywa, czasem są jakieś prześwity, a czasem ich nie ma. Zapach lakieru jest bardzo intensywny, typowo lakierowy. Myślę, że mężczyźni mogliby dobrze ponarzekać na niego.





Wydaje się, że szybko schnie. Jedna warstwa jeszcze okej, minęła krótka chwila, a ja już mogłam spokojnie nakładać drugą warstwę. I z tą drugą sprawa wygląda już trochę gorzej. Sprawdzając palcami byłam mega zadowolona, że już w sumie się dobrze ma, no i zaczęłam działać (ale bardzo delikatnie, łatwe czynności, wiadomo jak zawsze uważałam) i tu klops. Lekko dotknęłam foliowego opakowania i cały paznokieć się zdarł i pociapał. Aczkolwiek na upartego da się to przeżyć ;). Trwałość jest zaskakująco dobra. Bez jakichkolwiek poprawek wytrzymuje na paznokciach 4-5 dni i to bez żadnego topcoat'u ;o. Nie wiem, czy to nie jest nawet mój lakierowy rekord. Ze zmywaniem również nie ma najmniejszych problemów. Obecnie kosztuje 9,50 zł. I jest to odpowiednia cena. Wcześniejsza (17zł!) zdecydowanie za wysoka. Poza tym to pięknie się błyszczy i ma świetne wykończenie. Niestety żadne z powyższych zdjęć nie odwzorowało prawdziwego koloru tego lakieru, a szkoda. Ale uwierzcie mi na słowo, że jest przyzwoity ;). Myślę, że z chęcią się skuszę na jakieś inne kolory od NeoNail ;).



I czas na melonową oliwkę do skórek i paznokci. Oczywiście już na samym początku spaliłam, bo nie sprawdzam nigdy opisów produktów, a po jakimś czasie się okazuję, że służą do całkiem innych celów niż ja myślałam. Tak też było i tym razem haha. Byłam wręcz przekonana, że jest to zwykły lakier bezbarwny o zapachu melona, ale coś mi nie podpasowało w konsystencji i przy drugim użyciu stwierdziłam, że lepiej to sprawdzić i okazało się, że jest to oliwka do skórek i paznokci ;). Swoją droga mogłaby taka informacja zostać umieszczona na buteleczce ;). Tak się zastanawiam czy ja się w końcu nauczę? ^^
Wracając do sedna. Oliwka, jako oliwka działa już niebo lepiej niż jako lakier bezbarwny. To jest mój pierwszy taki kosmetyk, dlatego nie mam zbytnio porównania. Buteleczka i pędzelek, są takie same jak w przypadku lakieru do paznokci. Duża pojemność, wygodne korzystanie - bardzo fajnie. Zapach jest boski! Genialny, melonowaty, może trochę podrasowany, ale w dalszym ciągu jest mega przyjemny. Zakochałam się w nim i zdarza mi się go wąchać ot tak o, bo tak ;D. Konsystencja jest odpowiednia, dzięki której wydajność jest rewelacyjna. Mam wrażenie, że miną wieki zanim ją wykończę. Bardzo lekka i rzadka, więc niewiele jej potrzeba do użycia. Jedyne, co mnie bardzo razi to fakt, że z nią nie można nic robić. Kiedy miałam ją nałożoną na skórkach i paznokciach, i korzystałam z laptopa, to kropelki tej oliwki znajdywały się później na klawiaturze. Bardzo fajnie nawilża i odżywia skórki. Sprawia, że dłonie prezentują się naprawdę rewelacyjnie. Zazwyczaj katuję skórki cążkami, więc nie zawsze wyglądają one perfekcyjnie. Za to, dzięki tej oliwce są zmiękczone, ładne i eleganckie (nie mam pojęcia, dlaczego mi się to słowo nasunęło ^^).  Jeśli chodzi o działanie na paznokcie to fajnie nabłyszcza. Czy wzmacnia? Myślę, że jest to dosyć doraźny efekt. I z paznokci trzeba tą oliwkę zetrzeć, zmyć, czy tam nie wiem, jak kto woli, bo się w ogóle nie wchłania ;).


Oliwka kosztuję 9,90zł i myślę, że warto się w nią zaopatrzyć. Zapach i działanie jest genialne, więc jak najbardziej jestem na tak ;). Żałuję, że ten zapach nie utrzymuje się dłużej na paznokciach. W środku znajdują się malutkie kwiatuszki, które są fajnym dodatkowym gadżetem, jednak nic nie wnoszą do tej oliwki w sumie. Na pewno oliwka będzie już moją nieodłączną częścią manicure. Tak się zastanawiam teraz, jak ja swojego czasu wytrzymywałam bez jakiejkolwiek oliwki ;o. Polecam, polecam, jak najbardziej  ;). 

Takie tam, bez ładu i składu

25 września 2013

Ostatni oficjalny tydzień wakacji ;). Siedzę w Nisku i odpoczywam z rodziną z ludźmi, których nie widziałam wieki i pewnie dopiero za drugie wieki zobaczę ich ponownie. Pogoda przynajmniej sprzyja, atmosfera też i ogólnie wszystko jest w porządku. Chyba nie mogłam sobie wymarzyć lepszego pobytu w domu ;). Spotkania, spotkania, wypady do parku, piwo, czipsy, śmianie, pizzerie, dachy itd. Jest dobrze, jest świetnie ;). Trzeba pożegnać wakacje z rozmachem, tak żeby się chciało czekać do następnych ;). Trochę już zaczynam chorować, jak zawsze. Katar, ból głowy, nawet gardło mnie zaczynają denerwować. Ale damy radę, nie można się poddać chorobie ani żadnym przeziębieniom.

Powrót do Lublina już niedługo, chociaż i tak jeszcze nie znamy żadnych szczegółów dotyczących początku roku. Ahh cudowna uczelnia. No nic, trzeba przeboleć i czekać cierpliwie i korzystać z ostatnich dni. powoli się 'zasłoikowuję', zakupy Tesca, Biedronki, Intermarche i inne ;D. Zapasy robię i korzystam jeszcze z tego, że to nie ja muszę za nie płacić, takie tam studenckie oszczędności :D. Haha. Ale w Lublinie będzie pięknie ;). Planuję, kalendarz się zapełnia, mnóstwo różnych planów, jest świetnie! Zapewne i tak większość z tych planów skończy się na samym 'Ale bym chciała to zrobić', ale oby przynajmniej część z nich pykła to ja już będę bardzo zadowolona. Z sesji wyszłam obronną ręką w 100%, więc teraz już wszystko mam w zasięgu ręki i może być tylko lepiej :D.

W końcu zaczęłam ćwiczyć. Poznajdywałam sobie różne challenge i tak każdy po kolei mam zamiar realizować ;D. Na razie jadę z przysiadami (już tydzień!), potem chcę jeszcze coś na nogi i brzuch i szpagaaaaat, do którego zbieram się już hoho kilka ładnych lat haha. Ale chcę i na chęciach tym razem się nie skończy. Możecie polecać mi jakieś fajne ćwiczenia, które działają i rzeczywiście dają efekty, chętnie z nich skorzystam :D. 

Iiiiiiiiiiiiiiiiii poza tym to życie jest piękne! ;) Czasem lubię mieć kaca z tego względu, że bardzo rozkminy się ma i można dojść do genialnych wniosków, które poprawiają humor w każdej chwili ;).

Btw. Uwielbiam poniższego kolesia: Guillaume Lorentz'a <3. Każdy jego ruch, każda choreografia, ten luz, improwizacje, muzykę, przejścia, pomysły, no jeju kurde wszystko <3. Oglądam każdą choreografię po kilka razy i nie mogę wyjść z podziwu. <3


BarwaMiss, krem pielęgnacyjny do rąk i paznokci z ekstraktem z kokosu

23 września 2013

W końcu mam upragnione wakacje ;). Jestem już po ostatniej poprawce i czuję tę błogi chillout ;). Wieczorem mam mieć wyniki, więc jeszcze trochę się w sumie postresuję, ale nie myślę o tym w sumie. Jutro wracam do Niska i się muszę spotkać z tymi moimi najulubieńszymi i będę mogła spokojnie wracać do Lublina walczyć już o licencjat ;). Nawet nie wiecie jak bardzo się cieszę i jak bardzo szczęśliwa jestem w chwili obecnej. Czekam tylko na rozwój wydarzeń i nie mogę się go doczekać ;). Będzie jeszcze lepiej! A teraz zapraszam Was na recenzję kremu do rąk i obiecuję, że wracam już tutaj i będę regularnie ;). A i na fejsie jestem ostatnio coraz częściej :D. Co więcej mega mnie wzięło na bycie FIT i robię sobie różne Challenge ;) na chwilę obecną działam z pośladkami i robię przysiady ;D/ 

Krem do rąk otrzymałam już jakiś czas temu na spotkaniu blogerek od Barwy i właśnie zauważyłam, że posiadam chyba jakąś starszą wersję w sumie to nawet nie pamiętam na którym to spotkaniu :D). Z tego, co widzę to jest odrobinę droższy i skład się też trochę różni. Ale myślę, że uda mi się to jakoś ogarnąć ;).

Barwa Miss
Kojący krem pielęgnacyjny do rąk i paznokci
z ekstraktem z kokosu

Cena: 4,25zł (stara wersja) / 4,80zł (nowa wersja)
Pojemność: 100ml

Od producenta: Krem przeznaczony do codziennej pielęgnacji rąk i paznokci. Szczególnie polecany dla skóry zniszczonej i przesuszonej. Zawarty w nim ekstrakt z orzecha kokosowego intensywnie nawilża, odżywia i wygładza skórę. Alantoina wygładza i łagodzi podrażnienia. Krem posiada lekką konsystencję, dzięki czemu bardzo dobrze się wchłania. Systematyczne stosowanie sprawia, że skóra odzyskuje naturalną miękkość i elastyczność.

Kosmetyk przebadany dermatologicznie.
Produkt nie testowany na zwierzętach. 

Skład (stara wersja): Aqua, Paraffinum Liquidum, Cetearyl Alcohol, Ceteareth-20, Glyceryl Stereate, PEG-100 Stearate, Glycerin, Petrolatum, Propylene Glycol, Cocos Nucifera Extract, Lanotin, Dimethicone, Allantoin, Parfum, Phenoxyethanol, Methylparaben, Ethylparaben, Butylparaben, Propylparaben, Isobutylparaben, Imidazolidinyl Urea, Citric Acid, Coumarin.
Skład (nowa wersja): Aqua, Cetearyl Alcohol, Paraffinum Liquidum, Ethylhexyl Stearate, Dimethicone, Glycerin, Petrolatum, Ceteareth-20, Glyceryl Stearate, PEG-100 Stearate, Cocos Nucifera Extract, Propylene Glycol, Allantoin, Parfum, Phenoxyethanol, Methylparaben, Ethylparaben, Butylparaben, Propylparaben, Isobutylparaben, Imidazolidinyl Urea, Citric Acid, Coumarin.


Plusy:
  • standardowo zacznę od opakowania, które jest całkiem estetyczne i w porządku (co prawda nowsza wersja jest dużo fajniejsza, taka nowsza)
  • zmaknięcie na ztarzask, bardzo solidne i nie rozwalające się
  • krem stoi na 'do góry nogami' więc nie ma żadnego problemu z wydobyciem kosmetyku
  • odpowiada mi jego zapach, jednak dla niektórych może być odrobinę za ciężki i zbyt chemiczny, dosyc długo utrzymuje się na skórze
  • konsystencja jest w porządku, bardzo fajnie się rozprowadza go po dłoniach
  • nie podrażnia
  • nie uczula
  • daje łagodny efekt chłodzący (więc na zimę w plener to nie bardzo, ale na lato, jak najbardziej)
  • efekty są widoczne już od pierwszy użyć
  • dłonie są mega zmiękczone
  • świetnie nawilża
  • w jakimś lekkim stopniu odżywia naszą skórę
  • łagodzi podrażnienia
  • fajnie się wchłania
  • efekt jest długotrwały
  • mega taaani
  • dosyć łatwo dostępny


Minusy:
  • czasem się roluje.. i pozostawia resztki jakby zaschłego kremu na dłoniach
  • zasycha przy otworze i dosyć często trzeba je czyścić
  • nie zauważyłam jego wpływu na paznokcie
  • trochę się nudzi po dłuższym używaniu


Inne:
  • przeglądając wizaż zauważyłam, że nowsza wersja ma praktycznie same pozytywne komentarze, natomiast na starszej wersji parę osób się zawiodło.


Moja opinia: Krem ogólnie jest bardzo w porządku. Za taką cenę to warto wypróbować nawet jeśli by się u nas nie sprawdził. bardzo go lubiłam w lecie, teraz kiedy jest trochę chłodniej to efekt chłodzący mnie trochę irytuje, tym bardziej, że dłonie mi mega marzną. Trochę drażni to, że się roluje, ale w sumie nie zawsze tak jest. Mimo iż efekty są genialne, i naprawdę robią wrażenie to już mi się trochę znudził. A i zapach zaczyna drażnić, ale to chyba tylko jakieś moje takie odchylenie, bo opornie mi idzie zużywanie kremów do rąk. Ale ogólnie to naprawdę polecam ;) Tym bardziej nowszą wersję, bo z tego co zaobserwowałam jest dużo lepsza od starszej (mimo iż nie mam porównania ;)).

Po krótkiej przerwie - jestem ! ;)

18 września 2013

Czeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeść! Przychodzę dziś z cudownymi wiadomościami :D. Nie było mnie ostatnio na blogspocie, bo zawzięcie się uczyłam do najważniejszego egzaminu w tej sesji ;). Tzn. okej. Próbowałam się uczyć, albo się bardzo łudziłam, że robię tylko to. Rzeczywiście to sprawa wyglądała trochę inaczej - wiadomo, jak to jest :D. 

Przechodząc do sedna notki to... TAK, zdałam, zdałam, zdałam, zdałam! Ci co śledzą mnie na facebook'u już wiedzą, więc żadna nowość :D. Ale najważniejsze pytanie: Kto świętuje razem ze mną ;)? Jestem przeszczęśliwa i w ogóle lepiej być nie mogło, ale prawdę mówiąc to były najbardziej stresujące dwa dni w moim życiu. Ale było warto. W poniedziałek miałam egzamin pisemny, który trwał trochę. Ogólnie to byłam załamana trochę, ale okazało się, że niepotrzebnie ;). Czekanie na wyniki egzaminu to była jakaś totalna katorga, tym bardziej, że właśnie od nich zależało czy idę następnego dnia na ustny. A wiadomo, że nauka w stresie i patrząc na maila co chwilę to się nie da. I tak jakoś zleciał mi czas do 23.30, kiedy zobaczyłam magiczne 70% i zaczęłam się uczyć na następny dzień ;D. Tłumaczenie avista i ustny i jakoś poszło ;). Byłam przekonana, że nie zdałam i w ogóle, że masakra, ale się udało ;). I się mega cieszę! Gdybym tego nie zdała to musiałabym powtarzać rok najprawdopodobniej ;). Aczkolwiek wielka szkoda, że nie wszystkim się udało..

A ogólnie to jakoś leci ;). Wracam powoli do starych blogowych przyzwyczajeń i myślę, że powinnam już tu być normalnie ;). Z tego, co ciekawsze to w sobotę byłam w Nałęczowie na spotkaniu blogerek.  Muszę tam pojechać kiedyś na weekend, jest tak pięknie i cudownie, zakochałam się w tym mieście całkowicie ;). Wracając do spotkania to chciałabym powiedzieć, że kocham moje lubelskie dziewuchy <3. uwielbiam spędzać z Wami czas i normalnie wszystko potraficie umilić i sprawiacie, że jest fantastycznie ;). na temat spotkania będzie oddzielna notka na dniach ;).

Teraz czekam jeszcze na kolejny egzamin w poniedziałek, ale to już nie ma takiej spiny ;). A potem czeka mnie chillout czyli prawdziwe wakacje, które możliwe, że potrwają nawet do 14 października! Oczywiście jeśli wszystko pójdzie po naszej myśli :). No tooo ja Was zostawiam z moja pogadanką i czas nadrobić zaległości ;D. Trzymajcie się ciepło, bo pogoda już nie rozpieszcza <3

+ostatnie foteczki ! hahaha

 

 

 

 

Lublin, Lublin, Ach to Ty !

13 września 2013

Witam ;). Już piszę do Was z Lublina ;). Ciśnie mi się na klawiaturę, że 'w końcu' mimo iż wczoraj nawet nie chciałam myśleć o tym, że dziś już tu będę. Nie jest źle. Całkiem przyjemnie ;). Tęskniłam za tym pokojem, za tym większym miastem, za miasteczkiem akademickim, za studentami, którzy mnie otaczają. Tęskniłam za swojego rodzaju wolnością i obowiązkami i tym, że jestem pozostawiona całkowicie sama sobie. Dziwne, ale wszelakie problemy zniknęły, stały się mniejsze i niewidoczne. Czuję się w końcu dorosła! Bo wiem, że to początek, kiedy muszę sama wszystko robić: sprzątać, gotować, ogarniać zakupy, kasę itd (siostro wróć!). Fajne wyzwanie, nie powiem :).

Jestem już ogarnięta na szczęście, poukładałam część rzeczy, porozstawiałam, poprzyklejałam nowe kartki na ścianę, znalazłam nowe miejsca na pochowanie przedmiotów i o! Za 2 tygodnie kolejna tura rzeczy, ubrań przyjedzie, ale to już będzie tylko formalność żeby to wszystko dopieścić. Czekają mnie generalne porządki w pokoju, w łazience i na całym segmencie, ale to bez przypału, po egzaminie z angielskiego się tym zajmę. Będę szorować, myć i w ogóle ;). Teraz walczę sama ze sobą i z notatkami, żeby skupić się tylko na nich. Energole są, herbata jest, trochę jedzenia też jest, więc myślę, że nie zginę przez ten tydzień, haha. Powoli zapełnia mi się kalendarz różnymi wydarzeniami, spotkaniami i planami, Lubię to!

I trochę zdjęć, mini RoomTour :) Bo tak właśnie sobie pomieszkuję ;D

Moja ściana, kochana, cudowna, fantastyczna, śliczna ściana ;D. Uwielbiam ;) Postcrossing <3.

O na tą część ściany mam mega pomysł <3 Będzie oblepiona cytatami, motywacjami i jakimiś ważnymi dla mnie rzeczami :D. Tak tak, moje miny na kalendarzu są boskie <3.

Muszę dokupić kilka ramek, świeczki <3 omomomom i po prawej moja 'kosmetyczna toaletka' jeszcze nieogarnięta. A co na laptopie leci? kto zgadnie ;D? ;33

Nowy domek dla lakierów do paznokci! :D

Aż mi się spać zachciało :D. I Dominik już czeka, haha

Widok z okna ;)

o jeszcze trzeba zdecydowanie dopracować ;P, haha, ale coś się dzieje xD.

I tego bajzlu się w końcu pozbyłam, jak dobrze ! :))

Yves Rocher duet do demakijażu z wyciągiem z trzech herbat

11 września 2013

Do egzaminu coraz bliżej, uouououo, a poziom stresu coraz wyższy. Ale byleby zachować spokój, uczyć się i być zajebiście przygotowaną ;). Zaczęłam już zarywać nocki, jakoś wtedy w spokoju uczy mi się najlepiej. Chodzę spać około 4-5 nad ranem, ale to i tak nie jest złe. Jakoś nie odczuwam efektów ubocznych, jeszcze ;). Nie mogę się doczekać soboty i spotkania blogerek w Nałęczowie ;). Już od samego początku będzie cudownie, a mianowicie od podróży tam ;D. Uwielbiam <3. Co więcej.. 23 listopada będę miała okazje poznać podkarpackie blogerki w Rzeszowie! Jestem niesamowicie szczęśliwa i podekscytowana, że w końcu poznam dziewczyny 'po fachu' z moich rodzinnych okolic ;).

Przechodząc do recenzji :). Płyn micelarny oraz peelingująca pianka do demakijażu z Yves Rocher, dostałam jako gratis do jakichś zakupów trochę temu. W ogóle jestem zachwycona tym ile czasem gratisów można ugrać zamawiając coś u nich, czy to perfumy, czy zestawy kosmetyków, czy jakieś pakiety niespodziankowe, czy inne rzeczy o.O. Wracając do demakijażu. Na samym początku podchodziłam do tych kosmetyków z ogromnym dystansem. Najbardziej nie byłam przekonana do tej pianki i dopiero po pewnym czasie zaczęłam jej używać, ale przejdźmy do szczegółów ;).

Płyn Micelarny do demakijażu twarzy i oczu z wyciągiem z trzech herbat to kosmetyk z nowatorskiej serii łączącej w sobie działanie oczyszczające i odmładzające, dzięki wyciągom z trzech gatunków herbaty o właściwościach detoksykujących. Płyn dokładnie oczyszcza skórę twarzy, oczu i ust z makijażu i zanieczyszczeń. Oczyszczające działanie kosmetyku uzupełnione jest efektem rewitalizującym, który sprawia, że skóra jest wyraźnie ożywiona i wygląda młodziej. Płyn nadaje się do oczyszczania wszystkich rodzajów cery.
Działanie · oczyszcza twarz i oczy z makijażu i zanieczyszczeń · rewitalizuje skórę
Składniki · wyciąg z zielonej herbaty - detoksykuje dzięki działaniu antyutleniającemu · wyciąg z białej herbaty - detoksykuje dotleniając komórki · wyciąg z herbaty z Madagaskaru - detoksykuje wzmacniając ochronę komórek · woda z rumianku bio, olejek z róży Muscat
Rezultaty SKUTECZNOŚĆ POTWIERDZONA TESTAMI: 93% kobiet uważa, że po zastosowaniu Płynu micelarnego do demakijażu twarzy i oczu skóra jest dokładnie oczyszczona. 85% uważa, że skóra jest zrewitalizowana. 83% uważa, że skóra jest oczyszczona.
Sposób użycia Stosuj Płyn micelarny do demakijażu twarzy i oczu z wyciągiem z 3 herbat codziennie rano i wieczorem na twarz i oczy, używając płatka kosmetycznego. Kosmetyk nie wymaga spłukiwania.


 

Moja opinia: Estetyczne opakowanie, z którego się bardzo wygodnie korzysta. bardzo solidne zamknięcie, kilka razy miałam problemy żeby je otworzyć, więc ogromny plus, bo nie ma strachu jeśli się gdzieś go weźmie. Jest przezroczyste, więc widać ile produktu zostało nam jeszcze do końca. Produkt wylewamy na wacik, bardzo łatwo reguluje się odpowiednią ilość płynu. Baaardzo ładny zapach, nie mam pojęcia czemu, ale kojarzy mi się z dzieciństwem i z czymś jeszcze, ale nie mogę dojść do tego, co to takiego. Jednak jest on dosyć delikatny, nienachalny i w żaden sposób nie przeszkadza. Płyn micelarny bardzo dobrze zmywa podstawowy makijaż, jak fluid, podkład, róż, bronzer itd. Jeśli chodzi o demakijaż oka to z tym jest już trochę gorzej. Z mocniejszym, wyjściowym makijażem nie poradzi sobie, trzeba dobrze i kilka razy trzeć, żeby zmyć wszystko, a to powoduje podrażnienia, łzawienie i nawet wysuszenie okolic oczu. Ale ogólnie to całkiem dobrze oczyszcza skórę i przygotowuję ją na wieczorną pielęgnację. Nie mogę sobie dokładnie przypomnieć, jak długo używałam tego płynu, ale starczył mi na myślę jakieś 2 miesiące ;). 


Peelingująca pianka do demakijażu twarzy z wyciągiem z trzech herbat to kosmetyk z nowatorskiej serii łączącej w sobie działanie oczyszczające i odmładzające, dzięki wyciągom z trzech gatunków herbaty o właściwościach detoksykujących. Pianka o delikatnej konsystencji z drobinkami peelingującymi z pestek moreli dokładnie oczyszcza skórę twarzy. Efektem jest czysta i wyglądająca młodziej skóra o wygładzonej powierzchni, promieniejąca naturalnym blaskiem. Kosmetyk polecany jest w szczególności do cery mieszanej i tłustej, zapewnia jej dodatkową świeżość w wyniku zmycia pianki wodą. Kosmetyk nie nadaje się do demakijażu oczu.
Działanie · oczyszcza twarz z makijażu i zanieczyszczeń · złuszcza martwe komórki naskórka · odświeża skórę
Składniki · wyciąg z zielonej herbaty - detoksykuje dzięki działaniu antyutleniającemu · wyciąg z białej herbaty - detoksykuje dotleniając komórki · wyciąg z herbaty z Madagaskaru - detoksykuje wzmacniając ochronę komórek  rozdrobnione do postaci pudru pestki moreli
Sposób użycia Stosuj Peelingującą piankę do demakijażu twarzy z wyciągiem z 3 herbat codziennie rano i wieczorem, delikatnie masując skórę okrężnymi ruchami. Następnie obficie opłucz twarz letnią wodą. Kosmetyk nie nadaje się do stosowania do demakijażu oczu.


 


Moja opinia: Pianka znajduje się również w dosyć estetycznym i ładnym opakowaniu. Niestety, ciężko jest zobaczyć zużycie. Produkt znajduje się w tubce, która stoi cały czas 'na głowie', więc łatwo jest wydobyć produkt z opakowania w każdej chwili i na każdym etapie zużycia. Biała, dosyć gęsta konsystencja w formie zwykłego kremu zawiera w sobie drobinki, które do najmniejszych nie należą, ale za to są delikatne. Nie podrażniają, ani nie uczulają, ani nie robią nic złego ze skórą. Zapach jest taki sam, jak w przypadku płynu micelarnego. Bardzo wygodnie się ją rozprowadza na twarzy i 'doczyszcza' skórę. Czasem tylko razem z fajną pianką wylatuje po prostu w formie wody i niestety nie wiem czym to może być spowodowane (tym bardziej, że produkt jest przechowywany prawidłowo i na pewno się już nie popsuł ;o). Pianka bardzo dobrze zmywa makijaż kompletnie nieruszony wcześniej przez jakiekolwiek specyfiki. Jednak ja wolę go użyć jako produktu numer 2. I wtedy jest idealny. Nawet nie podrażnia oczu więc spokojnie rozprowadzam go też na powieki, rzęsy itp. (spokojnie można otworzyć oczy, kiedy się go ma na powiekach :D) Bardzo dobrze się też zmywa ją z twarzy i ma się pewność, że skóra jest dokładnie oczyszczona z makijażu. Bardzo dobrze też współpracuje z innymi płynami micelarnymi. jest okropnie wydajna, mam wrażenie, że w ciągu jakiegoś miesiąca zużyłam z 1/3 opakowania.


Używałam powyższe kosmetyki praktycznie jako jeden. Najpierw płynem micelarnym przeleciałam po twarzy, oczy też (przy delikatniejszym makijażu) za pomocą jednego wacika. A potem kończyłam demakijaż pianką i twarz była bardzo dokładnie oczyszczona. Bardzo się polubiłam z tym duetem ,3. Żałuję tylko, że zwątpiłam na samym początku w piankę i katowałam się tylko micelkiem (jakieś 2-3 waciki) i teraz już mi się skończył. Została mi sama pianka, ale całe szczęście mogę jej używać w dalszym ciągu, jako 2 produkt z innymi płynami do demakijażu ;). Oba produkty można zakupić na stronie internetowej Yves Rocher, Micelek kosztuję 37zł za 200ml, natomiast pianka 34zł za 150ml. Wydaje się to rzeczywiście trochę sporo, ale obecnie jest na promocji (26zł i 25zł, odpowiednio) i często można dostać jakiś zestaw za darmo do zakupów, a ja myślę, że naprawdę warto. Bardzo polubiłam ten duet i jest on moim ideałem. Chętnie do niego powrócę, bo sprawdził się na mojej twarzy znakomicie.



A Wy macie jakieś swoje idealne kosmetyki do demakijażu ;)?

Fotogeniczny sierpień :)

09 września 2013

Sierpień już za nami ;). I praktycznie ciepłe wakacje się skończyły. Część z Was już pewnie chodzi do szkoły, oj jak ja Wam zazdroszczę <3. Chętnie bym wróciła sobie gdzieś do liceum czy coś, bo bardzo pozytywnie wspominam ten okres ;). Obecnie powoli przygotowuję się do moich poprawek, które mam 16, 17 i 23, więc trzymajcie za mnie kciuki <3. A teraz chciałabym Wam pokazać w jakimś tam stopniu, jak wyglądał mój sierpień ;).

Zakopane !
  • Giewont <3
  • Całkiem spore piwo w Dominium <3
  • Gubałówka ;33
  • Genialny basen na Polanie Szymoszkowej ;)
  • Wchodzimy na Nosal ;)
  • I Krupówki ;)

Weselnie ;)
  • tak tak zostałam zwerbowana do 'oddawania' Pana Młodego ;)
  • bawimy się przez szyberdach ;)
  • najpiękniejsza róża ever <3
  • twarzowa z partnerem ;)

Poprawiny ;)
  • 'Don't forget to smile' ;)
  • Z partnereeem ;D
  • Z cudowną imienniczką x2 ;)


  • Jarania się ciąg dalszy, z Maćkiem Zakościelnym <3
  • Moje cudowne dziecię <3
  • Urodzinowo, ogniskowo ;)!


  • Kamerkowe dałniarskie xD

http://www.instagram.com/indecisee <3
  • Zakupowo ;) w sh <3
  • Widok z balkony, góry <3
  • Karty, karty, karty ;D Nauczyłam się grać w 3-5-8 i w tysiąca w te wakacje ;)
  • Wozimy dupę po krynicy :D
  • Latte z ajerkoniakiem na Jaworzynie ;)
  • nowości iloko.pl ;)
  • i znowu karty i Dragonball
  • Moja cudowna owca <3 Dominik
  • robimy paznokcie ;)
  • Najlepsze wino ever z kochaną Ivo w Nisku <3
  • poprawiamy sobie humor <3 haha
  • I Aśś z piesem :)
I ja wracam do nauki ;) Przy okazji od dziś są całkiem fajne rzeczy domowe w Biedronce ;D. Ja na pewno w przerwie między angielski, a angielskim przejdę się i coś zakupię ;). Trzymajcie się !

YvesRocher, Jardins du Monde, żel pod prysznic lawendowy

07 września 2013

Cześć Kochani ! :) Na pewno się cieszycie, że w końcu weekend ;D. Już widziałam i czytałam przeróżne opinie na temat pierwszego tygodnia szkoły, ale mam nadzieję, że dacie sobie radę ;). Za mną cały czas chodzą już egzaminy poprawkowe, ale jestem dobrej myśli, tym bardziej że w końcu zaczęłam się uczyć ;). Pogoda już na nie rozpieszcza jakoś genialnie. W ciągu dnia może i jest ciepło, ale wieczorami to naprawdę można mega zmarznąć, ale to fajnie, bo nadszedł czas swetrów, kurtek, szalików i w ogóle tego wszystkiego misiowego i ciepłego ;D. Btw. stuknęło mi na blogu ostatnio 100 tysięcy wyświetleń i w ogóle się mega jaram i jestem przeszczęśliwa i dziękuję! <3


Yves Rocher, Jardins du Monde
Żel pod prysznic, Lawenda z Prowansji


Cena: 8,90zł
Pojemność: 200ml

Od producenta: Yves Rocher wybrało lawendę uprawianą w Prowansji ze względu na jej bogactwo olejków eterycznych. Ta szczególna odmiana lawendy o świeżym i aromatycznym zapachu przeniesie Cię do słonecznego, letniego pranka w Prowansji. 


Żel o świeżej konsystencji zmienia się na skórze w lekką pianę i otula Cię aromatycznym zapachem lawendy. Jego baza myjąca pochodzenia roślinnego delikatnie myje skórę i pozostawia ją delikatnie pachnącą. 

pH neutralne dla skóry.
Formuła biodegradowalna.
Butelka nadaje się do recyklingu



Plusy:

  • wygodne opakowanie, przez które widać ile produktu zostało do końca
  • bardzo trwałe i solidne zamknięcie (na zatrzask), które na pewno nam się nie otworzy samo
  • dosyć małe jest to opakowanie, jak na 200ml
  • dobrze się nim myje pomimo konsystencji
  • nie uczula, ani nie podrażnia
  • nie wysusza skóry
  • dostępność
  • dużo różnych wersji zapachowych

 

Minusy:

  • zapach.. mocno lawendowy, kojarzy mi się z odświeżaczami do toalet
  • glutowata konsystencja, która 'ucieka' z powrotem do opakowania
  • mega niewydajny, wystarczył na około 2-3 tygodnie
  • cena, w związku z tą (nie)wydajnością

 

Moja opinia: Pamiętam, jak byłam młoda miałam bardzo dużo kosmetyków z YvesRocher i praktycznie zawsze kupowałam lawendowy żel pod prysznic, który uwielbiałam. I teraz jakoś tak mi się zatęskniło i chciałam wrócić do niego przynajmniej na chwilę, ale się totalnie zawiodłam. Beznadziejna konsystencja, niewydajny i ten okropny zapach, którego miałam dość od pierwszego niuchnięcia. Jest masa innych żeli pod prysznic, które są tańsze, ładniej pachną i starczają na dużo dłużej. Z tego co widziałam to jest mnóstwo różnych zapachów, więc może inne są fajne, ale od tej lawendy radzę trzymać się z daleka.

Wakacyjne den(k)o!

05 września 2013

Czas na denko ;). Jak zawsze denko z dwóch miesięcy i tym razem jest ogromne. Śmieję się od rana, że to deno, a nie tam jakieś małe denko, jak zawsze u mnie na blogu ;). Ale no też zasługa tego, że to dwa miesiące, a nie jeden i część rzeczy pomogła mi zużyć moja siostra (a nawet się dołożyła do niego) ;). Byłam mega zadowolona, kiedy wzięłam moją torbę z rogu pokoju i wysypałam zawartość na łóżko - rewelacja. Nie ma, co gadać, wrzucam zdjęcia i opisy i w końcu wyrzucę te wszystkie opakowania, zawsze wtedy czuję mega ulgę i wolność, wiem to już nie od dziś, że jestem dziwna :D!
*Te kosmetyki, których nazwa jest napisana błękitnym napisem odsyła Was do recenzji na moim blogu ;).

  • Wszystkie zdenkowane razem ;)


  • Balsamy do ciała :) W końcu udało się zużyć te dwa największe, które leżały w mojej łazience bardzo długo. Ten z Soraya pewnie był mega przeterminowany, ale i tak musiałam go zużyć do końca ;D.


*Soraya Moisturizing SPA Body Balm, nawilżający balsam do ciała - mega wydajny, o czym świadczy recenzja z końca 2011r (co on w ogóle jeszcze u mnie robi ;o). Bardzo fajny balsam, który nawilża, ładnie pachnie i przynosi ulgę przy poparzeniach słonecznych, poprawił kondycję skóry i przedłużył opaleniznę. Gdyby nie fakt, że mam jeszcze ogromne zapasy balsamów to chętnie bym do niego wróciła ;).
*Safira, Anovia, krem do ciała z masłem Shea i minerałami z Morza Martwego - balsam jest całkiem, całkiem. Pięknie pachnie, ma wygodne opakowanie i coś tam nawilża. najbardziej satysfakcjonował mnie fakt, że wchłania się totalnie w moment! Ale efekty są krótkotrwałe, od użycia do użycia, cena jest trochę zawyżona, mało wydajny i słabo dostępny. Niby coś, ale jednak nic.
*BingoSpa serum czekoladowo miętowe - Jestem jak najbardziej na tak. Zbita konsystencja, ale pod wpływem ciepła bardzo fajnie rozprowadza się na skórze. Efekt mega długotrwały i nie trzeba było używać codziennie, do tego fajny zapach. Szkoda tylko, że nie ma innego opakowania, bo wtedy mógłby być moim ideałem.
*Nivea, mleczko do ciała pure&natural - Warty wypróbowania i sprawdzenia jego efektów na swojej skórze. U mnie jakoś tam się sprawdził, bo bublem nie jest, ale super genialny też nie. 


  • Coś dużo się myłam w te wakacje, w sumie to chyba dobrze hahaha. Powykańczałam w końcu żele pod prysznic, których miałam mnóstwo zaczętych (jeszcze w Lublinie).


*Joanna Naturia, olejek do kąpieli i pod prysznic, kawa i śmieranka - Kompletnie nie nadaje się pod prysznic i tutaj jest mój błąd, że nie przetestowałam go w wannie. Pod prysznicem jest totalnie beznadziejny, lejąca się konsystencja, niewypałowa wydajność i w ogóle NIE. Przynajmniej zapach jest fajny (mocno kawowy.)
*Original Source, orange and ginger - totalny zwyklaczek. Nic specjalnego. Fajny zapach, fajnie się nim myje, ale to opakowanie to mega udręka, aż się odechciewa do niego wracać. Ale wersja zatrzaskowa jest dużo lepsza!
*Ziaja, masło kakowe, kremowe mydło pod prysznic - To jest chyba coś, do czego będę wracać zawsze z uśmiechem na twarzy. Uwielbiam te kremowe mydła pod prysznic. Wspaniale pachną, fajnie nawilżają, są genialnie wydajne i aż śmiesznie tanie, do tego polska firma Ziaja. Zawsze będzie u mnie numerem jeden, idealnym pod każdym względem <3.
*Yves Rocher, Jardins du Monde, lawenda - małe opakowanie, wystarczył mi na niecały miesiąc. Glutowata konsystencja, która wraca do opakowania. Trochę śmiesznie to wygląda xD. W dodatku ten zapach, mocno lawendowy kojarzy mi się z odświeżaczami do toalet. Kiedyś, kiedyś, kiedyś były fajniejsze, teraz coś się zepsuło ;).
*Palmolive, Aroma therapy, Absolute Relax (miniaturka) - w tamtym roku też kupiłam sobie miniaturkę na wakacje. Uwielbiam ten zapach, uwielbiam tą wydajność, mimo iż glutowata konsystencja trochę utrudnia wydobycie z opakowania. Mimo wszystko warto się trochę pomęczyć ;).

  • Włosowy zawrót głowy. Ostatnio moja fryzjerka mi powiedziała, że moje włosy są w coraz lepszej kondycji, niż wtedy, jak przyszłam do niej po raz pierwszy (ojojoj, jakieś 5 lat temu). I była w szoku, kiedy nie chciałam lakieru do włosów, bo przecież on wysusza włosy! Walczę o mega zdrowe włosy, przy okazji zapuszczam ;). I wiem, że wywalczę!


*Hempz, odżywka przeznaczona do nawilżania i prostowania włosów - mam wrażenie, że to coś ma 100 lat xD. Zaginęło mi gdzieś w akcji, ale udało mi się w końcu wykończyć. Co prawda na naszym rynku już nie istnieje, ale dało się wyczuć rzeczywiście zapach konopi indyjskiej! ;D fajnie nawilżał włosy i był idealny przed prostowaniem, bardzo ułatwiał mi zadanie. ;)
*Isana odżywka w spray'u przeznaczona do suchych włosów z rozdwajającymi się końcówkami - muszę w końcu poświęcić dłuższą notkę tym spray'om, bo je uwielbiam. Są tanie, a fajnie mi nawilżają włosy w ciągu dnia, nie obciążając ich. fajna alternatywa dla GlissKur'a.
*Schwarzkopf GlissKur z odżywczym eliksirem - piękny zapach i bardzo fajne działanie. Uwielbiam go i mimo, że jest droższy od Isany (a działanie podobne, może ciut lepsze) to i tak go kupuje, bo często jest na promocjach ;).
*Pantene, szampon do włosów normalnych, intensywna regeneracja - używałam tego szamponu, bo go miałam, a musiałam coś z nim zrobić. Do pierwszego mycia włosów, szkody mi żadnej nie zrobił, jakoś genialnie na nie tez nie wpłynął, ale zły nie jest i dla włosów normalnych, czemu nie?

  • W końcu z sentymentem wyrzucam te tusze do rzęs, a jeszcze miałam żywą nadzieję, że coś z nich wycisnę ;).


*Lirene CityMatt, fluid matująco-wygładzający - uwielbiam te fluidy, matujące, jak i rozświetlające. Zbieram się do recenzji i zbieram, mimo, że to moje już 3-4 opakowanie haha. Fajnie wydajne, fajnie kryje, matuje i uwielbiam jego zapach ;). Tylko czasem zdarza mi się nim zrobić efekt maski ;o.
*L'oreal, delikatny płyn do demakijażu oczu (miniaturka) - jak ja się cieszę, że miałam tylko miniaturki, BOŻE. Totalna masakra, ja nie wiem, jak takie coś ma się nadawać do oczu, kiedy w ogóle z demakijażem ich sobie nie radził. Tuszu do rzęs nie rozpuszczał w ogóle, a nawet sprawił, że rzęsy były osłabione i mi wypadały. Aż nie chcę myśleć, co by było gdybym nie używała żadnych odżywek do rzęs ;o. BUBEL.!
*Maybelline, Collosal 100% black, tusz do rzęs - Uwielbiam ten tusz do rzęs. Jak tylko jest na promocji to go kupuje. Ma najbardziej idealną szczoteczkę jak dla mnie ze wszystkich, które do tej pory testowałam. Pięknie rozdziela rzęsy, wydłuża je, pogrubia i są ładnie widoczne ;). Lubię go <3.
*MissSporty, tusz do rzęs - nie wiem, jaki to tusz, nie wiem z jakiej on jest serii, ani nawet ile ma lat i skąd się u mnie wziął na półce, możliwe, że podkradłam go siostrze nawet xD. Ale lubiłam go, jak na stary tusz, który za wszelką cenę chciałam wykończyć. Fajnie wydłużał rzęsy, pogrubiał je i rozdzielał. Czasem ciężko mi się z nim współpracowało, jest trochę wymagający, ale da się nim zrobić coś naprawdę efektywnego.

  • I mini podgrupka, co nie miałam z czym ich połączyć. ;D


*Dove, GoFresh anyperspirant - pamiętam, że kupiłam go tak o na zianie xD. Był na promocji, a wtedy miałam mega fun z niektórych filmików na youtub'ie i pewna dziewczynka bardzo go zachwalała i kurde az mi głupio, ale uwielbiam go. Ma genialny zapach i fajnie działa. Na pewno kupię go jeszcze raz i pewnie nawet nie raz ;).
*D&G, woda toaletowa, włoska podróbka - podróbka kupiona w polskim sklepie gdzieś we Włoszech, albo nawet San Marino. Ale uwielbiam ten zapach i aż mi smutno, że się skończył. Ale tak to jest, jak się coś lubi to się psika tym cały czas ;). Długo się trzyma nawet, jak na podróbkę;).
*Lirene, DermoProgram, RATUNEK - uwielbiam go ten produkt, genialnie działa na mega poparzoną skórę i w moment przynosi ulgę i poprawia kondycję skóry. Poprawiał jej elastyczność i szybko skóra wracała do swojego pierwotnego stanu ;). W tym roku w Zakopanem nawet ciocia z niego korzystała i myślę, że była zadowolona. 
*Nailty, zmywacz do paznokci z Biedronki [*] - Chyba nigdy nie zrozumiem, jak można wycofywać coś uwielbianego przez większość konsumentów. Uwielbiałam go, a właśnie skończyły mi się ostatnie zapasy i końcówki. Lubiłam ten zmywacz, zmywał lakier bardzo dobrze i szybko, nie pachniał jakoś przeraźliwie strasznie, a teraz muszę szukać swojego ulubieńca.. 


  • I teraz czas na trzy kosmetyki wykończone przez moją siostrę;), która już się dorzuca do kolejnego denka (nawet ja jeszcze nic nie wykończyłam, a ona już ;o)



*Nivea, dwufazowy płyn do demakijażu oczu - płyn takie nie do końca fajny, nie zmywa tuszu dokładnie, mimo iż na opakowaniu producent obiecuje co innego. Płyn jest aż za bardzo dwufazowy, ciężko się ze sobą mieszają i w trybie natychmiastowym rozdzielają, więc na wacik wylewa się tylko jeden. Bubel/
*Garnier, regenerujący krem pod oczy - ładne opakowanie, całkiem wygodnie się go używa, widać ile jeszcze zostało do końca, szybko się wchłania. żadnej regeneracji nie widać, tak samo, jak i efektów.
*Nivea, rozgrzewający żel głęboko oczyszczający - taki trochę dziwny kosmetyk. Rozgrzewa tylko przez sekundę i miejscowe, czyli w tym miejscu, gdzie skóra styka się z dłonią. Nawet ładnie pachnie, trochę tą magnolią. Fajnie, że całkiem dobrze oczyszcza i zwalcza mniejsze wągry i pory. Więc nie jest zły. 

Ciekawe czy osiągnę jeszcze kiedyś taaak pokaźne denko! :))