Czas na denko ;). Jak zawsze denko z dwóch miesięcy i tym razem jest ogromne. Śmieję się od rana, że to deno, a nie tam jakieś małe denko, jak zawsze u mnie na blogu ;). Ale no też zasługa tego, że to dwa miesiące, a nie jeden i część rzeczy pomogła mi zużyć moja siostra (a nawet się dołożyła do niego) ;). Byłam mega zadowolona, kiedy wzięłam moją
torbę z rogu pokoju i wysypałam zawartość na łóżko - rewelacja. Nie ma, co gadać, wrzucam zdjęcia i opisy i w końcu wyrzucę te wszystkie opakowania, zawsze wtedy czuję mega ulgę i wolność, wiem to już nie od dziś, że jestem dziwna :D!
*Te kosmetyki, których nazwa jest napisana błękitnym napisem odsyła Was do recenzji na moim blogu ;).
- Wszystkie zdenkowane razem ;)
- Balsamy do ciała :) W końcu udało się zużyć te dwa największe, które leżały w mojej łazience bardzo długo. Ten z Soraya pewnie był mega przeterminowany, ale i tak musiałam go zużyć do końca ;D.
*Soraya Moisturizing SPA Body Balm, nawilżający balsam do ciała - mega wydajny, o czym świadczy recenzja z końca 2011r (co on w ogóle jeszcze u mnie robi ;o). Bardzo fajny balsam, który nawilża, ładnie pachnie i przynosi ulgę przy poparzeniach słonecznych, poprawił kondycję skóry i przedłużył opaleniznę. Gdyby nie fakt, że mam jeszcze ogromne zapasy balsamów to chętnie bym do niego wróciła ;).
*Safira, Anovia, krem do ciała z masłem Shea i minerałami z Morza Martwego - balsam jest całkiem, całkiem. Pięknie pachnie, ma wygodne opakowanie i coś tam nawilża. najbardziej satysfakcjonował mnie fakt, że wchłania się totalnie w moment! Ale efekty są krótkotrwałe, od użycia do użycia, cena jest trochę zawyżona, mało wydajny i słabo dostępny. Niby coś, ale jednak nic.
*BingoSpa serum czekoladowo miętowe - Jestem jak najbardziej na tak. Zbita konsystencja, ale pod wpływem ciepła bardzo fajnie rozprowadza się na skórze. Efekt mega długotrwały i nie trzeba było używać codziennie, do tego fajny zapach. Szkoda tylko, że nie ma innego opakowania, bo wtedy mógłby być moim ideałem.
- Coś dużo się myłam w te wakacje, w sumie to chyba dobrze hahaha. Powykańczałam w końcu żele pod prysznic, których miałam mnóstwo zaczętych (jeszcze w Lublinie).
*Original Source, orange and ginger - totalny zwyklaczek. Nic specjalnego. Fajny zapach, fajnie się nim myje, ale to opakowanie to mega udręka, aż się odechciewa do niego wracać. Ale wersja zatrzaskowa jest dużo lepsza!
*Ziaja, masło kakowe, kremowe mydło pod prysznic - To jest chyba coś, do czego będę wracać zawsze z uśmiechem na twarzy. Uwielbiam te kremowe mydła pod prysznic. Wspaniale pachną, fajnie nawilżają, są genialnie wydajne i aż śmiesznie tanie, do tego polska firma Ziaja. Zawsze będzie u mnie numerem jeden, idealnym pod każdym względem <3.
*Yves Rocher, Jardins du Monde, lawenda - małe opakowanie, wystarczył mi na niecały miesiąc. Glutowata konsystencja, która wraca do opakowania. Trochę śmiesznie to wygląda xD. W dodatku ten zapach, mocno lawendowy kojarzy mi się z odświeżaczami do toalet. Kiedyś, kiedyś, kiedyś były fajniejsze, teraz coś się zepsuło ;).
*Palmolive, Aroma therapy, Absolute Relax (miniaturka) - w tamtym roku też kupiłam sobie miniaturkę na wakacje. Uwielbiam ten zapach, uwielbiam tą wydajność, mimo iż glutowata konsystencja trochę utrudnia wydobycie z opakowania. Mimo wszystko warto się trochę pomęczyć ;).
- Włosowy zawrót głowy. Ostatnio moja fryzjerka mi powiedziała, że moje włosy są w coraz lepszej kondycji, niż wtedy, jak przyszłam do niej po raz pierwszy (ojojoj, jakieś 5 lat temu). I była w szoku, kiedy nie chciałam lakieru do włosów, bo przecież on wysusza włosy! Walczę o mega zdrowe włosy, przy okazji zapuszczam ;). I wiem, że wywalczę!
*Hempz, odżywka przeznaczona do nawilżania i prostowania włosów - mam wrażenie, że to coś ma 100 lat xD. Zaginęło mi gdzieś w akcji, ale udało mi się w końcu wykończyć. Co prawda na naszym rynku już nie istnieje, ale dało się wyczuć rzeczywiście zapach konopi indyjskiej! ;D fajnie nawilżał włosy i był idealny przed prostowaniem, bardzo ułatwiał mi zadanie. ;)
*Isana odżywka w spray'u przeznaczona do suchych włosów z rozdwajającymi się końcówkami - muszę w końcu poświęcić dłuższą notkę tym spray'om, bo je uwielbiam. Są tanie, a fajnie mi nawilżają włosy w ciągu dnia, nie obciążając ich. fajna alternatywa dla GlissKur'a.
*Schwarzkopf GlissKur z odżywczym eliksirem - piękny zapach i bardzo fajne działanie. Uwielbiam go i mimo, że jest droższy od Isany (a działanie podobne, może ciut lepsze) to i tak go kupuje, bo często jest na promocjach ;).
*Pantene, szampon do włosów normalnych, intensywna regeneracja - używałam tego szamponu, bo go miałam, a musiałam coś z nim zrobić. Do pierwszego mycia włosów, szkody mi żadnej nie zrobił, jakoś genialnie na nie tez nie wpłynął, ale zły nie jest i dla włosów normalnych, czemu nie?
- W końcu z sentymentem wyrzucam te tusze do rzęs, a jeszcze miałam żywą nadzieję, że coś z nich wycisnę ;).
*Lirene CityMatt, fluid matująco-wygładzający - uwielbiam te fluidy, matujące, jak i rozświetlające. Zbieram się do recenzji i zbieram, mimo, że to moje już 3-4 opakowanie haha. Fajnie wydajne, fajnie kryje, matuje i uwielbiam jego zapach ;). Tylko czasem zdarza mi się nim zrobić efekt maski ;o.
*L'oreal, delikatny płyn do demakijażu oczu (miniaturka) - jak ja się cieszę, że miałam tylko miniaturki, BOŻE. Totalna masakra, ja nie wiem, jak takie coś ma się nadawać do oczu, kiedy w ogóle z demakijażem ich sobie nie radził. Tuszu do rzęs nie rozpuszczał w ogóle, a nawet sprawił, że rzęsy były osłabione i mi wypadały. Aż nie chcę myśleć, co by było gdybym nie używała żadnych odżywek do rzęs ;o. BUBEL.!
*Maybelline, Collosal 100% black, tusz do rzęs - Uwielbiam ten tusz do rzęs. Jak tylko jest na promocji to go kupuje. Ma najbardziej idealną szczoteczkę jak dla mnie ze wszystkich, które do tej pory testowałam. Pięknie rozdziela rzęsy, wydłuża je, pogrubia i są ładnie widoczne ;). Lubię go <3.
*MissSporty, tusz do rzęs - nie wiem, jaki to tusz, nie wiem z jakiej on jest serii, ani nawet ile ma lat i skąd się u mnie wziął na półce, możliwe, że podkradłam go siostrze nawet xD. Ale lubiłam go, jak na stary tusz, który za wszelką cenę chciałam wykończyć. Fajnie wydłużał rzęsy, pogrubiał je i rozdzielał. Czasem ciężko mi się z nim współpracowało, jest trochę wymagający, ale da się nim zrobić coś naprawdę efektywnego.
- I mini podgrupka, co nie miałam z czym ich połączyć. ;D
*Dove, GoFresh anyperspirant - pamiętam, że kupiłam go tak o na zianie xD. Był na promocji, a wtedy miałam mega fun z niektórych filmików na youtub'ie i pewna dziewczynka bardzo go zachwalała i kurde az mi głupio, ale uwielbiam go. Ma genialny zapach i fajnie działa. Na pewno kupię go jeszcze raz i pewnie nawet nie raz ;).
*D&G, woda toaletowa, włoska podróbka - podróbka kupiona w polskim sklepie gdzieś we Włoszech, albo nawet San Marino. Ale uwielbiam ten zapach i aż mi smutno, że się skończył. Ale tak to jest, jak się coś lubi to się psika tym cały czas ;). Długo się trzyma nawet, jak na podróbkę;).
*Lirene, DermoProgram, RATUNEK - uwielbiam go ten produkt, genialnie działa na mega poparzoną skórę i w moment przynosi ulgę i poprawia kondycję skóry. Poprawiał jej elastyczność i szybko skóra wracała do swojego pierwotnego stanu ;). W tym roku w Zakopanem nawet ciocia z niego korzystała i myślę, że była zadowolona.
*Nailty, zmywacz do paznokci z Biedronki [*] - Chyba nigdy nie zrozumiem, jak można wycofywać coś uwielbianego przez większość konsumentów. Uwielbiałam go, a właśnie skończyły mi się ostatnie zapasy i końcówki. Lubiłam ten zmywacz, zmywał lakier bardzo dobrze i szybko, nie pachniał jakoś przeraźliwie strasznie, a teraz muszę szukać swojego ulubieńca..
- I teraz czas na trzy kosmetyki wykończone przez moją siostrę;), która już się dorzuca do kolejnego denka (nawet ja jeszcze nic nie wykończyłam, a ona już ;o)
*Nivea, dwufazowy płyn do demakijażu oczu - płyn takie nie do końca fajny, nie zmywa tuszu dokładnie, mimo iż na opakowaniu producent obiecuje co innego. Płyn jest aż za bardzo dwufazowy, ciężko się ze sobą mieszają i w trybie natychmiastowym rozdzielają, więc na wacik wylewa się tylko jeden. Bubel/
*Garnier, regenerujący krem pod oczy - ładne opakowanie, całkiem wygodnie się go używa, widać ile jeszcze zostało do końca, szybko się wchłania. żadnej regeneracji nie widać, tak samo, jak i efektów.
*Nivea, rozgrzewający żel głęboko oczyszczający - taki trochę dziwny kosmetyk. Rozgrzewa tylko przez sekundę i miejscowe, czyli w tym miejscu, gdzie skóra styka się z dłonią. Nawet ładnie pachnie, trochę tą magnolią. Fajnie, że całkiem dobrze oczyszcza i zwalcza mniejsze wągry i pory. Więc nie jest zły.
Ciekawe czy osiągnę jeszcze kiedyś taaak pokaźne denko! :))