Dbamy o włosy i o skórę głowy: peeling trychologiczny, L'biotica

27 lipca 2019


Dzień dobry ponownie ! Jak spędzacie ten weekend? Dużo się dzieje, nie tylko u nas, ale chyba u wszystkich w ten weekend :). Ale wiadomo lepiej tak niż żeby miała być nuda. Powtarzam się ostatnio cały czas, ale naprawdę czekam na wolny weekend, na spokój, na odpoczynek, na brak przymusu robienia czegokolwiek. Na szczęście już niedługo mnie to czeka.
Dzisiaj z kolei mam dla Was produkt z takiej kategorii, która chyba jeszcze się na blogu nie pokazała. Mowa tutaj o trychologicznym peelingu do skóry głowy marki L'biotica, Biovax!

L'biotica, Biovax
Trychologiczny peeling detoksykujący

*Biovax to gwarancja zdrowych włosów i skóry głowy*

Trychologiczny peeling detoksykujący Biovax z aktywnym węglem i peelingującym kompleksem składników aktywnych zapewnia natychmiastowy efekt oczyszczonej i odświeżonej skóry głowy. Poprzez aktywny masaż poprawia ukrwienie, stymuluje cebulki i pobudza wzrost włosów.
Naturalna formuła delikatnie oczyszcza włosy i skórę głowy z nadmiaru sebum, zanieczyszczeń oraz pozostałości kosmetyków stylizacyjnych. Produkt gwarantuje dogłębne oczyszczenie i zregenerowanie skóry głowy. Ponadto, skóra głowy będzie dotleniona i odżywiona, a cebulki włosów pobudzone. Poza tym, kondycja skóry głowy zostanie poprawiona, objawy łupieżu, a także nadmiernego wydzielania sebum zniwelowane.
96% składników pochodzenia naturalnego, BEZ silikonów, parabenów, parafiny, SLS/SLES

Składniki aktywne są w 100% naturalne, takie jak aktywny węgiel [12] - wchłania zanieczyszczenia, toksyny oraz koi wrażliwą skórę głowy, glinka wulkaniczna [8] - przywraca naturalną równowagę skóry głowy, wchłania nadmiar sebum , zapewnia długotrwałą świeżość oraz acai amazońskie [13] - silny antyoksydant, poprawia mikrokrążenie skóry głowy, regeneruje, łagodzi i nawilża. 

Skład: Aqua, Kaolin, Cetearyl Alcohol, Glycerin, Cetyl Alcohol, Methylpropanediol, Ceteareth-20, Maroccan Lava Clay [8], Stearic Acid, Prunus Armeniaca Seed Powder, Cellulose Acetate, Charcoal Powder [12], Euterpe Oleracea Fruit Extract [13], Panthenol, Cetrimonium Chloride, Prunus Armeniaca Fruit Extract, Prunus Persica Fruit Extract, Pyrus Malus Fruit Extract, Lavandula Angustifolia Flower Extract, Rosmarinus Officinalis Leaf Extract, Salvia Officinalis Leaf Extract, Thymus Vulgaris Flower/Leaf Extract, Acetum, Palmitic Acid, Menthol, Polysorbate 80, Quaternium-91, Cetrimonium Methosulfate, Sodium Benzoate, Potassium Sorbate, Imidazolidinyl Urea, Phenoxyethanol, Caprylyl Glycol, Parfum.

Sposób użycia: należy nanieść peeling na mokrą skórę głowy i okrężnymi ruchami wykonać delikatny masaż. Następnie należy spłukać drobinki peelingujące wodą oraz umyć włosy i skórę głowy. Peeling stosować regularnie raz w tygodniu.


Peeling znajduję się w standardowym opakowaniu, tubka stoi 'na głowie', mamy tutaj pojemność 125 mililitrów. Bardzo łatwo wydobywamy produkt z tubki, ale zamknięcie jest dosyć słabe. Nie ma charakterystycznego kliknięcie po zamknięciu, co by mnie uspokajało, że jest na pewno zamknięte. Ale akurat peeling do skóry głowy jest takim produktem, którego nie mam zamiaru ze sobą zabierać w podróże, a w łazience jest zawsze bezpiecznie. Tubkę dostajemy jeszcze w kartoniku, na którym znajdziecie skład, którego na docelowym opakowaniu już nie ma.
Peeling pachnie bardzo ładnie, ale wyczuwam ten zapach dopiero teraz, kiedy wącham bezpośrednio produkt w celu opisania. Wcześniej używając go w ogóle nie wyczuwałam tego zapachu, a szkoda, bo jest ładniutki! Konsystencja jest dość kremowa, ale drobinki, jakie się w niej znajdują są całkiem spore i mocne. Po nałożeniu na skórę głowy czuć, że mam tam nałożony peeling, który masuje i 'szoruje' skórę głowy. Jeżeli ktoś ma wrażliwą skórę głowy to raczej nie będzie to dobry produkt.


Jak pisałam w trakcie używania czuć dość mocne drobinki, którymi masujemy skórę głowy. Ja nie mam żadnych problemów skórnych, więc nie jest to dla mnie problem używać kosmetyków gruboziarnistych. Czuję mocne oczyszczenie skóry i odblokowanie jej ze wszystkiego, co tam zalega, tak jak normalnie przy peelingu ciała. Przy kręconych włosach nie jest łatwo z tymi włosami, a taki peeling bardzo pomaga w utrzymaniu odpowiedniego stanu tej skóry. Może i więcej włosów wypada, ale wydaje mi się, że to normalne i nawet potrzebne, żeby te obumarłe wypadły, jak najszybciej, a w ich miejsce wyrosło 3 razy więcej (trzeba sobie jakoś poprawiać humor)!
Peeling też bardzo dobrze oczyszcza skórę głowy ze wszystkiego, co na nie nakładam a jest tego dużo. Ja też mam wrażenie, że przy kręconych włosach wszystko się bardziej zanieczyszcza, bo nie jesteśmy w stanie w między czasie tych włosów wyczesać. Dlatego z chęcią używam go tak raz na dwa / trzy tygodnie.
Zawsze po użyciu mam wrażenie, że włosy są bardziej odbite u nasady, układają się lepiej i wyglądają się lepiej. Nawet z mycia na mycie, coraz bardziej się kręcą i są w fajniejszym stanie. Nie potrafię określić, czy peeling ma wpływ na wzrost włosów, bo jak wiecie używam obecnie wszystkiego i zapewne wszystko ma jakiś tam wpływ na to ;).


I ja jestem zadowolona! Uważam, że skóra głowy tym bardziej wymaga peelingu, bo jest narażona na spore zanieczyszczenia oraz ogromne ilości różnych kosmetyków. Od czasu do czasu takie mocniejsze wyszorowanie na pewno wam pomoże, ale musimy uważać, żeby nie przesadzić, więc na pewno musimy dopasować peeling do możliwości naszej skóry. Ja swojego czasu stosowałam zwykły cukier, którym wykonywałam peeling, ale powiem Wam, że używanie takiego produktu jest dużo łatwiejsze!
Nie mam też problemów z domyciem peelingu, drobinki nie zostają gdzieś schowane we włosach. Produkt jest wydajny, niewiele potrzeba na użycie, ale to też jest kwestią indywidualną. Ja jestem bardzo zadowolona i na pewno będę wracać do takich gotowych peelingów, bo są wygodniejsze w używaniu i wszystkim ;).



Efektima, hydrożelowe płatki pod oczy
Jak się zrelaksować?

23 lipca 2019


Dzień dobry! Dawajcie znać, co u Was słychać. Ja nie mogę się doczekać wolnego weekendu, wylegiwania się do południa i odpoczynku. Ale jeszcze dwa takie zajęte weekendy i będziemy mogli odetchnąć. No chyba, że wpadnie nam po drodze coś nowego. Ale nie narzekamy, jak się coś dzieje to przecież dobrze, lepiej tak niż narzekać na nudę!
W temacie odpoczynku, mam dzisiaj dla Was hydrożelowe płatki pod oczy marki Efektima, które w ostatnim czasie 'zmuszały' mnie do chwil relaksu. Nie jestem osobą, która lubi leżeć i nic nie robić, zawsze coś ogarniam na komputerze, a z tymi płatkami musiałam odpuścić, bo nie wszystkie się dobrze trzymały, ale przynajmniej miałam w końcu czas na relaks.


Efektima, hydrożelowe płatki pod oczy

Sposób użycia: Należy nałożyć płatki pod oczy na oczyszczoną skórę i przygładzić je tak, żeby dokładnie przylegały do skóry. Należy je zostawić na 20 minut. Najlepiej stosować 2 razy w tygodniu. *Schłodzone płatki = wzmocniony efekt!

Wszystkie płatki są super ekstra zapakowane. Podoba mi się to, że można je wszędzie ze sobą zabrać, przez to, że są cienkie i wciśniemy je wszędzie. Opakowania mają bardzo ładne, chociaż niektóre są tak błyszczące, że ciężko było się doczytać, ale pod dobrym kątem wszystko się da. Łatwo wyciąga się płatki z opakowania i kładzie na skórę. Każde płatki mają dwie strony, jedna bardziej wypukła, druga płaska. Tak, jak wspominałam niektóre trzymały się skóry lepiej inne mniej, ale wspomnę o tym w szczegółach.
Cenowo też prezentują się dość fajnie, kosztują ok. 5-6 zł za sztukę, więc przed ważniejszymi imprezami nie zbankrutujecie dodatkowo w drogerii, a przynajmniej będziecie mogły sobie odpocząć. Przy okazji, płatki są łatwo dostępne i na pewno je znajdziecie, a już Wam powiem, że jak najbardziej warto.

EFEKTIMA, Gold & Collagen - na zmarszczki i zmęczoną skórę
*natychmiastowy efekt odświeżenia *poprawa wyglądu skóry pod oczami *wiele substancji odżywczych *ujędrnienie i uelastycznienie skóry *odżywienie i regeneracja *zmniejszenie widoczności 'worków' pod oczami *wygładzenie zmarszczek

Skład: Aqua, Collagen, Niacinamide, Panthenol, Algae Extract, Propylene Glycol, Hyaluronic Acid, Allantoin, Beta-Glucan, Phenoxyethanol, Ehtylhexylglycerin, Sodium Benzoate, Xanthan Gum, Ascorbic Acid, Carbomer, DIsodium EDTA, Sodium Heparin, Rose Flower Oil, Tocopherol, Vitis Vinifera Fruit Extract, Gold, Iodopropynyl Butylcarbamate, Polysorbate 20.

Hydrożelowe płatki ze złotem i kolagenem były pierwsze, jakie postanowiłam przetestować. Najbardziej 'spływały' mi z twarzy. Musiałam się do razu położyć, bo inaczej miałam wrażenie, że mi pospadają i nic z tego nie będzie. I powiem Wam, że to ma swoje plusy. Pierwszy raz się położyłam w ciągu dnia, odłożyłam telefon, laptopa i po prostu sobie chillowałam i słuchałam muzyki. Najlepsza rzecz na świecie, niby taka prosta, ale nie oszukujmy się - w obecnych czasach bardzo o tym zapominamy.
Co do płatków! Miałam w planach zrobić sobie mega spa day. Glinka, płatki, maseczka, nawilżanie, nawilżanie i jeszcze raz nawilżanie. Po glince nałożyłam serum i zaczęłam od płatków i powiem Wam, że tylko tyle mi wystarczyło, płatki zadziałały bardzo fajnie. Nawilżyły mi skórę pod oczami, lekko ją wygładziły. Skóra wyglądała bardzo świeżo, zdrowo i promiennie, więc jak najbardziej działają. Czułam, że kolejna maska nie jest mi potrzebna, a to oznacza, że muszę się bardziej skupić na skórze pod oczami, bo ona wymaga największej pielęgnacji w moim przypadku.
Moja skóra po całym dniu przed kompem potrafi być zmęczona, więc na pewno będę do nich wracać częściej. Worki pod oczami może i nie zniknęły całkowicie, ale były mniej widoczne.

EFEKTIMA, Hialu-Rose - zmarszczki & worki pod oczami
*bogactwo składników *przywrócony blask i młodszy wygląd *szybka regeneracja *właściwości przeciwzmarszczkowe i przeciwstarzeniowe *mniej widoczne cienie *wypoczęta i bardziej promienna skora

Skład: Aqua, Hydrolyzed Soy Protein, Niacin, Propylene Glycol, Algae Extract, Hyaluronic Acid, Allantoin, Beta-Glucan, Glycerin, Glyceryl Acrylate/Acrylic Acid Copolymer, Panthenol, Phenoxyethanol, Ethylhexylglycerin, Sodium Benzoate, Ascorbic Acid, PVM/MA Copolymer, Mica, Carbomer, Disodium EDTA, Rose Flower Oil, Tocopherol, Vitis VInifera Seed Extract, Iodopropynyl Butylcarbamate, Polysorbate 20.

I kolejny mój czas na odpoczywanie! Te płatki już lepiej trzymały się skóry, mimo że użyłam ich tak samo, jak wersji złotej. Mimo wszystko z tych płatków byłam tak średnio zadowolona. Niby były spoko, ale jednak efekt złota i kolagenu podobał mi się bardziej i był bardziej widoczny. Tutaj, okej. Skóra była nawilżona, czuć było, że była jakby taka zdrowsza, ale to nie było to.
Nie wierzę, że pojedyncze płatki mogą zdziałać na zmarszczki, też nie mam ich chyba za wiele, żebym mogła się na ten wypowiadać, worki lekko zostały zmniejszone, ale też bez szału. Skóra fakt faktem, wyglądała odrobinę ładniej, ale czułam niedosyt. Co prawda, może to też być kwestia dnia, ilości godzin przed komputerem i ogólnego nawodnienia skóry. Dlatego wydaje mi się, że te hydrożelowe płatki mogą zdziałać cuda na skórze bardzo zmęczonej, bardzo dojrzałej, która posiada zmarszczki i potrzebuję mocnego napięcia. I na takiej skórze myślę, że będzie od razu zauważalny efekt wow!

EFEKTIMA, Shiny Look - wygładzająco - rozświetlające
*siła nawilżenia *błyskawiczne wygładzenie *rozświetlenie *zastrzyk energii *rozładowanie baterii *błyskawiczna poprawa wyglądu skóry *olśniewająca formuła

Skład: Aqua, Glycerin, Carrageenan, Hydrolyzed Collagen, Xanthan Gum, Mica, Phenoxyethanol, Glycosaminoglycans, Allantoin, PEG-40 Hydrogenated Castor Oil, Cl 77491, Charcoal Powder, Titanium Dioxide, Parfum.

Płatki pod oczy Shiny Look to zdecydowanie mój ulubieniec! Najlepiej trzymały się skóry pod oczami. Nie było szans, żeby spłynęły mi z twarzy. Mimo to dla mnie idea odpoczynku i relaksu była już tak silna, że i tak leżałam i chillowałam sobie w nich. Wyglądają najbardziej szałowo, są czarne, ale mają w sobie sporo brokatu, więc wyglądają niesamowicie.
Poza tym, działają też najlepiej. Cudownie nawilżają skórę, regenerują ją, odświeżają, odżywiają i sprawiają, że twarz wygląda bardziej promiennie. Skóra jest wygładzona, worki pod oczami i cienie zostały super zredukowane. Spojrzenie zostało rozświetlone, wygląd skóry został poprawiony i naprawdę, wszystko jest tutaj na tak! Co ciekawe ich skład jest też najkrótszy w porównaniu do pozostałej dwójki. Ale na składach się nie znam, więc może ktoś w komentarzach się wypowie. No, ale. Ostatecznie ja je uwielbiam, zdecydowanie mój ulubieniec. Moja delikatna i zmęczona skóra pod oczami właśnie ich potrzebuje, żeby wyglądać fenomenalnie.
Muszę sobie zrobić zdecydowanie zapas przed ślubem i weselem, bo przydadzą się i na pewno sprawią, że będę wyglądać lepiej. ;)



Używacie płatków pod oczy? Musze przyznać, że od teraz to będzie jedna z moich bardziej ulubionych czynności z domowego spa. I na pewno często będę się kłaść z nimi pod oczami i odpoczywała. Uwielbiam, szczególnie te czarne - wow!

Co warto kupić w perfumerii Douglas?

20 lipca 2019


Halo, halo! Co u Was słychać? Mam nadzieję, że wszystko jest w jak najlepszym porządku! Dzisiaj bez zbędnego gadania, przejdziemy od razu do sedna tego wpisu! Zabierałam się do niego już jakiś czas, bo od dwóch lat kupuję kalendarz adwentowy z kosmetykami własnie z perfumerii Douglas. Osoby z instagrama na pewno kojarzą moje codzienne otwieranie okienek w różnych sytuacjach. Ale dzięki temu mam sporo kosmetyków przetestowanych, jestem w stanie wyrazić swoją opinię, bo mimo że niektóre z nich są niepełnowymiarowymi produktami i/lub miniaturkami, to trochę ich mogłam poużywać. Ale i nie oszukujmy się, w niektórych zakochałam się od pierwszego użycia! Dlatego dzisiaj mam dla Was opinie na temat produktów, jakie znajdziecie w perfumerii Douglas, ale nie tylko tych z kalendarzy, bo wiele produktów też miałam poza nimi.
Let's do this!

Wiecie, że ja bardzo lubię jak mi pachnie. Więc perfumy w kalendarzach adwentowych były dla mnie genialne, tym bardziej, że niektóre zapachy stały się moimi ulubieńcami.
[1] Ariana Grande, Ari oraz Moonlight. Oba zapachy są cudownie świeże, pachnące, kobiece i zapadają w pamięć. Czuć w nich mocne i piękne kwiaty, dużo owoców, ale są też do siebie bardzo zbliżone. Aczkolwiek Ari jest zdecydowanie tym słodszym i cukierkowym zapachem, ale nie przesłodzonym. Na pewno je pokochacie.
[2] Abercrombie & Fitch, First Instinct jest zapachem mocnym, intensywnym, zadymionym, ale nie nachalnym i irytującym. Ja go nadużywam i zawsze sporo na siebie wylewam z miłości do tego zapachu, to i tak nie ma przesytu. Pachnie radośnie, ale i zmysłowo i kobieco. Towarzyszy mi na większości ważniejszych wydarzeń, bo jest dla mnie wyjątkowy, tak jak okazje, na jakie go używam.
[3] Marc Jacobs, Daisy Dream; Sunshine i Forever. Ja uwielbiam wszystkie te zapachy. Nie dość, że buteleczki są przeurocze i aż chce się mieć na półce, to jeszcze pachną zniewalająco. Owocowo, kwiatowo, świeżo i tak energicznie. Zawsze mi się kojarzą z działaniem i aktywnością.

I znalazłam też zapachy męskie, które są obłędne! Dawidoff Cool Water [4], a także Abercrombie & Fitch, Fierce [5] to zapachy męskie i jedyne w sowim rodzaju. Na pewno każda kobieta chciałaby, żebyście faceci tak pachnieli - gwarantuję Wam! Ten drugi zapach jest niestety bardzo słabo dostępny i co jakiś czas go tylko widzę na stronie Douglas, ale i tak, musiałam o nim wspomnieć.

Zaczynając pielęgnację od twarzy! Eos, balsamy do ust [4] zadbają o nie najlepiej na świecie. Cudownie nawilżają i odżywiają, pozostawiają wargi miękkie, gładkie, a także zostaje na nich lekka warstwa ochronna (nieklejąca!). Co ma się wchłonąć to się wchłania, z kolei cała reszta zostaje na ustach i dba o nie cały czas.
Z kolei SeeSee, nawilżający krem do twarzy [6] ma nie tylko wspaniały, cytrusowy i charakterystyczny zapach, ale super nawilża skórę, wygładza ją, odżywia, regeneruje i idealnie nadaje się pod makijaż! Marka dość mało znana, a powinna być rozchwytywana.
Daytox, maska peel-off [2] zadba o głębokie oczyszczenie twarzy, wchłonie sebum i zadziała też na zaskórniki. Jest ekstra! Jak i cała marka. Mam jeszcze miniaturowy krem do twarzy, i jest tak samo - wow!
Jeśli chcecie zmyć makijaż to polecam: Resibo, olejek do demakijażu [7]. Obecnie nie wyobrażam sobie używać czegokolwiek innego. Zero wacików, maksymalnie dwie pompki i cały makijaż jest zmyty, od mocnego tuszu, po brokaty i mocniejsze konturowanie. Pisałam Wam o nim niedawno i na pewno do niego wrócę, bo to jest szał!
No i ciało! Moje ulubione gruboziarniste peelingi: Organique, Eternal Gold peeling cukrowy [5], jak i Organique, Shea Butter, peeling solny [3] to wspaniałe mocne peelingi, które wygładzą i ujędrnią Waszą skórę. Przy okazji pachną cudownie, można się rozmarzyć i zapomnieć o wszystkim.
I dla mnie totalnie nowa marka, której nie znałam wcześniej: Annayake, 24h Hydration, żel pod prysznic [1]. Zużyłam go dość szybko, bo miałam bardzo małą miniaturkę, ale używałam po basenie, więc zależało mi na tym, żeby żel był chociaż trochę nawilżający. I ten od Annayake właśnie taki był, skóra nie była spięta, ani ściągnięta, tylko super nawilżona, miękka i pachnąca!

Jak na kalendarze przystało, miałam możliwość sprawdzenia wielu produktów marki perfumerii Douglas Collection i nie spodziewałabym się, że w tych produktach zakocham się praktycznie od razu.
Douglas Home Spa pianka pod prysznic, kukui oil & noni fruit, a także acai berry & maracuja oil [1]. Pierwszy raz miałam do czynienia z piankami i pozytywnie się zaskoczyłam. Formuła mega lekka, miła, przyjemna i zawsze coś nowego, niespotykanego. W dodatku te zapachy. O matko, można się rozpłynąć. Jak pierwszy raz powąchałam tę różową wersję przepadłam!
Poza tym, zawsze staram się mieć przy sobie jakiekolwiek mokre chusteczki. Travel cleansing wipes, chusteczki do demakijażu [2] to kolejny strzał w 10, tym bardziej na wakacjach. Zawsze oczyścicie twarz z powierzchownych zabrudzeń, domyjecie makijaż, ewentualnie odświeżycie sobie cerę o każdej porze dnia. Kolejna rewelacja, a te naprawdę fajnie domywają cały makijaż i pachną pięknie!
Kolejny żel pod prysznic, travel shower cream [3], to produkt, który zużyłam po basenie. Podobnie do Annayake, nawilżał, odżywiał, wygładzał i ratował natychmiastowo skórę, po wcześniejszej kąpieli w chlorze.
No i na koniec, Gentle Eye Make-Up Remover, płyn do demakijażu oczu i ust [4], który jest dwufazowy, czyli dla mnie idealnie tłusty i zarazem wodnisty, który zmyje wszystko! Mocniejsze makijaże; brokaty, eyelinery oraz niezmywalne i trwałe pomadki, z którymi czasami mam największy problem. Idealna pojemność też i na podróże, bardzo polecam.

Co prawda na dłoniach królują hybrydy, ale na stopach dalej lecę z normalnymi lakierami. Ograniczyłam swoją kolekcję i najbardziej lubię lakier z Douglas Collection [1]. Idealny pędzelek, intensywny odcień, no i ta trwałość. Dla mnie naprawdę super! Podobnie będzie z lakierami Orly [2]. Tak samo będziecie zadowolone.
I Heart Revolution, bronzer, Summer of Love  [4] jest wypiekanym produktem do konturowania, o mocnej pigmentacji, ma ciepłą kolorystykę, a dzięki temu nadaje cerze super efekt opalonej skóry. Design również świetnie wygląda! Tak samo będzie z paletką do oczu I Heart Revolution, Elixir [5]. Wszystkie cienie są fajnie napigmentowane, znajdziecie tu trochę matu i trochę błysku, więc możecie zmalować na oczach wszystko, co chcecie. A kolorystyka - idealnie moja.
Wypiekany cień z Make Up Factory [3], posiadam odcień fioletowy. I jest cudowny. Mega opalizujący, fajnie odbijający światło i nadający spojrzeniu mega blask. Makijaż wygląda promiennie, świeżo i szok, że jeden taki cień może odmienić nawet najzwyklejszy makijaż.
Przechodząc do ust (!) NYX, Soft Matte Lip Cream [6]; w odcieniu London, to od zawsze mój odcień 'go to'. Uwielbiam malować sobie oczy i zawsze na nich się skupiam, więc usta staram się zostawić dosyć neutralne. Ta pomadka jest aksamitnie matowa, nie wysuszy waszych ust na wiór, ale będzie delikatną wisienką na torcie! Mimo że nie będzie się rzucać w oczy, to i tak fajnie wykończy makijaż.
A jak lubicie zaszaleć to ja bardzo polecam pomadkę w płynie, Karl Lagerfeld + ModelCo [7]. Ja ją kupiłam na prezent i żałuję, że nie ma za bardzo koloru, który mi by podpasował w 100%, ale koleżanka jest zadowolona! Pomadki mają dobrą pigmentację, kolory są intensywne i mocne, są trwałe, no i design! Pomadka ma nie tylko wbudowane lusterko, ale i światełka, więc będziecie mogły użyć jej wszędzie! To jest dopiero szał!

W perfumerii Douglas dostaniecie również piękne zapachy, które sprawią, że od razu lepiej będzie Wam się spędzać czas w domu. Yankee Candle [1], jak i Kringle Candle [2] to dwie najlepszy według mnie opcje, posiadające najróżniejsze zapachy. Obie marki robią trwałe produkty i tworzą wspaniałe kompozycje.
A do włosów zawsze przydadzą się gumki, ja polecam Invisible Boobble [4], nie wyrywają wam włosów, nie odgniotą ich, a w przypadku moich kręconych włosów też fajnie się sprawdzają, bo ich nie niszczą. Może się wydawać, że ciężko jest je ściągnąć, ale tak się tylko wydaje, na pewno nie poplączą Wam włosów. Z kolei przy maskach zawsze przyda Wam się Double Dare, WOW opaska do włosów [3]. Nie tylko ochroni Wasze włosy przed kosmetykami, ale wygląda tak szałowo, że aż się chce nakładać kolejne maski, a to motywuje!
Zostając w temacie włosów, Batiste, suche szampony [5] to kolejne produkty, które uznałabym za 'must have' na różne okazje. Jak nosiłam proste włosy to często z nich korzystałam i ratowały mi życie w niejednej sytuacji. Batiste oferuje nie tylko różne zapachy, ale i wersje do różnych kolorów włosów.
A jak już dbamy o włosy, to polecam skusić się na Douglas Collection, proteinową maskę do włosów [6]. Ja na proteiny uważam, ale chyba za bardzo, bo aż je ograniczam do minimum, więc raz na jakiś czas, właśnie taki zastrzyk tych składników jest dla moich włosów zbawieniem!


W porównaniu do ilości różnych produktów, jakie perfumeria Douglas oferuje, przedstawiłam Wam jedynie malutką część z tego wszystkiego, co możecie tam znaleźć. Marek jest bardzo dużo, produktów jeszcze więcej, znajdziecie tam wszystko do pielęgnacji, jak i makijażu. Ja się bardzo cieszę, że kalendarze mi pozwoliły na takie testowanie i że miałam szczęście do zapachów. Niewiele mi nie pasowało pod tym względem. Ale jeszcze wiele testowania i próbowania przede mną, więc koniecznie dajcie mi znać, jakie jeszcze produkty jesteście w stanie mi polecić z Douglas!


Jak wydobyć skręt włosów?
The Curl Company, krem do loków

17 lipca 2019


Dzień dobry! Uwierzycie, że połowa lipca już za nami? Ja nie wiem, kiedyś do mnie nie docierało to, jak ten czas szybko ucieka, a teraz? Nim się nie obejrzę, a kolejny miesiąc mija. Szok. Ostatnie weekendy na wariackich papierowych bardzo udane. Pierwszy spędzony w Lublinie, drugi w Krakowie, a wczoraj jeszcze na dodatek byłam w Rzeszowie, ale dzieje się! Dużo ogarniania, trochę więcej jeżdżenia i załatwiania, ale jest fajnie. Przechodzimy do recenzji, która miała pojawić się wczoraj, ale to całe zamieszanie mnie trochę wytrąciło z blogowania.
I w końcu po długiej przerwie mamy pierwszy produkt do kręconych włosów! Wiecie, że miałam robione keratynowe prostowanie włosów i ciężko było mi wrócić do kręconych włosów. Przyzwyczaiłam się do prostych, bo z nimi nie ma aż tyle roboty, co z kręconymi. Aczkolwiek, nie miałam wyjścia na chwilę obecną i działam tak, żeby wydobyć skręt i wyglądać, jak człowiek, a na głowie nie mieć gniazda. Łatwo nie jest, bo kręcone włosy proste w życiu nie są, ale próbujemy!

The Curl Company
Krem do loków


Krem do włosów udoskonalający loki zawiera wyjątkową, profesjonalną formułę wzmacniającą i udoskonalającą loki i fale - PRO CURL COMPLEX stanowiącą połączenie olejku moringo [10] i nasion meadowfoam [9] (łąkowa piana). Zawiera olejek z pestek moreli [2], glicerynę [3], a także hydrolizowaną skrobię kukurydzianą [15].

Skład: Aqua, Prunus Armeniaca Kernel Oil [2], Glycerin, Dimethicone, Caprylic/Capric Triglyceride, Petrolatum, Cetyl Alcohol, Glyceryl Stearate, Limnanthes Alba Seed Oil [9], Moringa Oleifera Seed Oil [10], PEG-100 Stearate, Parfum, Carbomer, Polyquaternium-70, Hydroxypropyltrimonium Hydrolyzed Corn Starch [15], Xanthan Gum, Dipropylene Glycol, Sodium Hydroxide, Benzophenone-4, Disodium EDTA, Sodium Chloride, BHT, Ethylhexylglycerin, Phenoxyethanol, Linalool, Alpha-Isomethyl Ionone, Limonene, Eugenol.

Sposób użycia: Należy delikatnie wmasować w suche lub wilgotne włosy, a następnie wymodelować.


Krem do loków znajduje się w dość poręcznej tubce, mimo sporej pojemności (200 ml). Nie widać, ile produktu zostało do końca, ale na opakowaniu mamy wszystkie najważniejsze informacje + bardzo dobrze widać skład. Zamknięcie jest super mocne i trwałe, na zatrzask, więc mamy pewność, że wszystko jest dobrze zamknięte i nie otworzy nam się gdzieś przypadkiem. Tubka stoi 'na głowie', dzięki czemu nie mamy problemu z wydobyciem kremu z opakowania.
Konsystencja kremu jest dosyć gęsta, zbita i klejąca się, ale większość stylizatorów i kremów do loków właśnie takie są. Nie rozlewa się, nie spływa z włosów, ale fajnie ich się trzyma. Wiadomo nie ma co przesadzać z ilością, bo może trochę spowodować strączki zamiast fajnie uwydatnionych loków. Dzięki temu, że niewiele kremu wystarczy, żeby uzyskać dość fajny efekt, wydajność jest dosyć spora i na długo ten krem nam wystarczy. Co prawda, ja za wiele włosów nie mam, są też średniej długości, więc to musimy dopasować do swoich włosów, ale na pewno nie skończy wam się po kilku użyciach.
Zapach ma intensywny, trochę jakby cytrusowy, owocowy, ale nie jest nachalny i mi nie przeszkadza, a tak naprawdę z włosów też się szybko ulatnia i jest niewyczuwalny.



Wyświetl ten post na Instagramie.

Post udostępniony przez Paulina (@beautifulduty.pl)

Efekty są! Już od pierwszego razu krem sobie dał z nimi radę. A wiadomo z mycia na mycie włosy są coraz lepsze. Po keratynie dosyć długo suszyłam włosy na szczotce, żeby były jak najbardziej proste, trochę keratyny jeszcze w tych włosach na pewno zostało, głównie na końcówkach, więc temat nie jest prosty. Tak samo włosy, na pewno musiały na nowo nauczyć się kręcić i same jakoś układać.
Za pierwszym trochę przesadziłam z ilością i miałam lekko posklejane włosy. Ale teraz już po dobrych kilkunastu myciach włosy kręcą/falują się coraz bardziej i efekt jest coraz bardziej konkretny. Czad! Krem genialnie wydobywa skręt, który jest zdefiniowany, a pierwszego dnia po myciu efekty są cudowne. Krem fajnie utrwala włosy i loki utrzymują się cały dzień.
Mam tylko wrażenie, że krem potem zaczyna się z włosów 'wykruszać', więc każdego kolejnego dnia te włosy są mniej skręcone, trochę bardziej spuszone i nie wyglądają już tak super, i tak samo loki nie są tak idealnie zdefiniowane, jak na początku. Aczkolwiek wiem, że na to też ma wpływ cała pielęgnacja, kręcone włosy proste w obsłudze nie są. Może być to kwestia innych produktów albo tego, że związuje włosy nisko do spania, przez co efekt zanika, ale wszystko jest kwestią wypracowania.
Najważniejsze, że ten krem do loków zdecydowanie ułatwił mi powrót do kręconych włosów po keratynie.


Ja jestem zadowolona! Wiadomo, że na cały wygląd włosów nie składa się jeden magiczny kosmetyk, to by było zbyt piękne. I jeśli chodzi o pozostałe dni, jeszcze sporo testowania przede mną, żeby drugie, trzeci dzień były równie satysfakcjonujące, jak pierwszy po myciu. Mimo wszystko, ten krem do loków daje radę i sprawił, że loki po keratynie nabrały kształtu, przypomniały sobie, jak mają wyglądać i jest czad. Kosmetyk jest dostępny w Hebe, cenowo kosztuje ok. 30 zł, więc w porównaniu do innych stylizatorów jest jednym z tańszych, ale jest turbo wydajny. Więc na pewno starczy nam na długo.

Dajcie znać, jakimi stylizatorami Wy wydobywacie skręt i jakie inne stylizatory możecie mi polecić? Będę testować i recenzować! :)


#39 Kinomaniak, czyli ostatnie filmy jakie oglądałam

13 lipca 2019


Kinomaniak! Kolejna część serii związanej z filmami, oglądaniem i w końcu przyszedł czas na filmy, które obejrzałam jakoś w tym roku. Ostatnio nie oglądamy za dużo filmów, a jak już to korzystamy głównie z Netflixa, który jest rewelacyjny! Subskrypcja była naszą najlepszą decyzją - poważnie. W internecie ciężko teraz znaleźć jakiś film, a my i tak nie mam za dużo czasu na to, więc muszę zwolnić z kinomaniakiem, bo nie będzie o czym pisać. Ale na razie mamy o czym i zapraszam! 

Planeta Singli 3 (2019) komedia romantyczna

Mi się na maksa podobała ta część! Często jest tak, że te następne części są nie do końca trafione, coś nam nie pasuje i czuć, że jest to po prostu przeciąganie na siłę. Tutaj nie miałam czegoś takiego. Dla mnie seria świetna, część rewelacyjna. Znajdziecie tutaj dosłownie wszystkie momenty: rozkoszne, słodkie, sentymentalna, ale i zabawne, śmieszne, czy lekko wkurzające. I o to chodzi w kinie. Dla mnie genialna i cóż. Mam tylko nadzieję, że jak najmniej wesel kończy się tak dramatycznie jak w Planecie Singli. Ale, miłość zawsze wygrywa i są rzeczy ważniejsze.

Nie otwieraj oczu (2018) 'Bird Box' thriller, sci-fi

To jest tak rozkminony film, że ja nie mogłam wyjść z podziwu. Nie przepadam za takim rodzajem filmów i na pewno bym go nie wybrała, gdyby nie fakt, że gra w nim moja ulubiona Sandra Bullock. Film trzyma w napięciu cały czas, są chwile grozy, stresu i naprawdę można się wkręcić w ten film. Jest niesamowity, niesamowicie poruszający. Poza tym, jedyny w swoim rodzaju, nie widziałam jeszcze podobnego motywu ani podobnej fabuły, coś niesamowitego! Ja bardzo Wam go polecam, bo jest to coś, co warto obejrzeć. Dużo zaufania, dużo ostrożności, a czasem dzieją się rzeczy, na które nie mamy wpływu, ale zawsze można sobie jakoś poradzić. Wiadomo sceny z filmu nie wydarzą się w życiu realnym, ale i tak szok.

Kluseczka (2018) 'Dumplin'' dramat, komedia, musical

Tak wiem, Jen Aniston, więc chyba nie ma zdziwienia, że obejrzałam ten film. Kluseczka jest rozkoszna, słodka i pulchniutka. Bierze udział w konkursie piękności, bo powinna mieć to we krwi, skoro jej mama je organizuje.  Dosyć zabawny, trochę też dramatyczny, ale przepełniony samoakceptacją, a to mi się podoba. Ten film pokaże Wam ogromną wolę walki i siłę przyjaźni. Ludzie cały czas muszą coś innym udowadniać, tak jak tutaj. Nie jest to górnolotny film, który sprawi, że przez tydzień nie będziecie mogli spać, ale jest okej na nudne popołudnia.
Nie wiem dlaczego został oznaczony, jako musical, ale no dobra, coś tam śpiewają, ale nie jest to typowy musical.

Weselny tydzień (2018) 'The Week Of' komedia

Kolejny weselny film mi się tutaj wkradł, ale to akurat za sprawą Adama Sandlera. Film jest okej, bez szału, nie pamiętam z niego za wiele, a to oznacza, że albo przysypiałam albo jest po prostu jak każdy inny. Ojcowie chcą zawsze, jak najlepiej dla swoich dzieci i nawet jeśli nie mają pewnych możliwości to chcą pomóc, po risottu. I to jest rozkoszne, ale nie odpuszczają i działają za wszelką cenę. Ale ostatecznie wszystko kończy się dobrze, a to jest najważniejsze. Z braku laku można obejrzeć, ale jest dużo więcej lepszych filmów. 

Trzynaście powodów (2017 -) 'Thirteen Reasons Why' dramat

Na pewno wszyscy słyszeliście o tym serialu. Ja się do niego zabierałam kilka razy, bo dramaty mnie strasznie poruszają, szczególnie takie, które tyczą się bezpośrednio młodego życia. Warto go obejrzeć, na maksa. Pierwsza seria jest dużo lepsza niż kolejna, więc ja bym nawet na pierwszej się mogła zatrzymać. Serial porusza, niesamowicie bardzo, sprawia, że się o nim myśli, bo na maksa zapada w pamięć. Pokazuje wiele problemów młodzieńczego życia i na pewno dotknie część z Was. Nie oszukujmy się takie rzeczy się dzieją, a my nawet nie zdajemy sobie z tego sprawy, co siedzi w większości z naszych znajomych. Serial genialny i powinien być przestrogą i zarazem wskazówką dla wszystkich, którzy pracują z młodzieżą.

Misz Masz czyli Kogel Mogel 3 (2019) komedia obyczajowa

Matko, nawet nie wiem od czego zacząć. Może od tego, że od kiedy była dzieckiem nienawidziłam żadnej części Kogel Mogel. Nie rozumiem, co ludzie widzą w tych filmach i za co lubią główną bohaterkę Kasię. No po prostu nie. Poszłam na trzecią część, bo trailer wydawał mi się tak zajebisty, że pomyślałam sobie, 'O! Zmienię zdanie'. Zmieniłam, ale na temat pierwszych dwóch części. Trzecia jest według mnie tak beznadziejna, że aż polubiłam trochę bardziej pierwsze dwie. Uwielbiam Marlenkę, żonę Piotrusia, tak pozytywna postać, tak kochana i ciepła, że naprawdę. Gdyby nie to, to meh. Ogólnie nuda, beznadziejna historia, naciągana do granic możliwości, a finał jeszcze gorszy i masakra.
Jedyne co mi się podoba to to, że zatrzymali tych samych aktorów, no jakoś to wzbudziło we mnie taki fajny sentyment. Aczkolwiek Kasia w dalszym ciągu ma tak samą beznadziejną manierę mówienia. 


Złuszczający peeling do ciała w mydle, Hemp Care

10 lipca 2019


Halo, halo! Dzień dobry. Co tam, jak tam? Ja ostatnio latam, ogarniam, ostatni weekend w Lublinie spędziliśmy rewelacyjnie. Powiem szczerze, że dawno nie spędziłam tam, tak zajebistego czasu! Poważnie! Kolejny weekend zapowiada się tym razem w Krakowie z moją świadkową, więc się jaram. Mamy co robić, a narzeczony do nas dojedzie i spędzimy na pewno mega czas. Już się nie mogę doczekać. Poza tym, dalej ogarniamy i czas ucieka - czad!
Dzisiaj mam dla Was wpis zapowiadany już w ostatniej recenzji Kremu do ciała, będzie to kolejny produkt marki Hemp Care, ale tym razem będzie to peeling w innej formie niż wszystkie moje peelingi, które dotąd miałam okazję używać.

Hemp Care, Złuszczający peeling do ciała
z organicznym włoskim olejkiem konopnym


Pożądany zabieg dla odnowy naskórka z kombinacją łagodnych i naturalnych substancji złuszczających, pozyskanych z jojoby oraz Polinezyjskiego Tamanu. Zawarty w peelingu wysokiej jakości Organiczny Włoski Olej Konopny odżywia Twoją skórę sprawiając, że jest miękka i promienna.

Skład: Sodium Palmate, Sodium Palm Kernelate, Aqua, Parfum, Cannabis Sativa Seed Oil, Prunus Amygdalus Dulcis Shell Powder, Corylus Avellana Shell Powder, Palm Kernel Acid, Glycerin, Sodium Chloride, Tetrasodium EDTA, Tetrasodium Etidronate, Limonene, Linalool.

Sposób użycia: masuj kulistymi ruchami, skupiając się na najbardziej suchych i szorstkich miejscach, pozostaw na kilka minut, a potem zmyj letnią wodą. By uzyskać najlepsze rezultaty powinno się używać 2-3 razy w tygodniu.


Peeling dostajemy w kartoniku, na którym znajdują się najważniejsze informacje, a sam peeling zabezpieczony jest papierem, które jest dobrze zaklejone. Jak widzicie nie jest to zwykły standardowy peeling w tubce czy słoiku, o czym już wspominałam, a mamy tutaj produkt, który nie potrzebuje znajdować się dodatkowo w plastikowym opakowaniu - fani eco powinni być na maksa zadowoleni.
Nie będzie to zaskoczeniem dla nikogo, jak powiem, że zapach od początku jest cudownie wyczuwalny i pachnie tak samo, jak Krem do ciała - czyli obłędnie! Ja jestem tak zakochana w tym zapachu, że naprawdę - przepadam za każdym razem, jak wącham. Przydymiony, migdałowy, konopny zapach, typowy dla tej marki - cudo.
Konsystencja jest oczywiście stała, więc tutaj za dużo nie powiem. Początkowo mydełko jest gładkie, ale przy pierwszym używaniu wierzchnia warstwa się ściera i mamy drobinki, mocne i gruboziarniste, co mnie zaskoczyło, bo tego się nie spodziewałam. Mogę też powiedzieć, że pod wpływem wody mydełko się nie ciapie, ani nie rozpuszcza, nie zauważyłam też, żeby większe kawałki peelingu od niego odpadały, a u mnie znajduje się cały czas w pobliżu prysznica, więc jest dość narażone na wilgoć, ale nic się tutaj nie dzieje.


Stosowanie nie było dla mnie proste początkowo. Nie jestem przyzwyczajona do używania jakichkolwiek mydeł i mam wrażenie, że dalej robię to trochę dość nieudolnie - ale na szczęście wszystko jest kwestią wprawy. Mam wrażenie, że peeling mógłby być odrobinę większy, wtedy lepiej leżałby w dłoni, bo tak cały czas zastanawiam się, czy nie wyleci mi zaraz z dłoni. Chociaż pod wpływem używania i tak by zmniejszył swoją wielkość, więc trzeba się przyzwyczaić i znaleźć swój najlepszy sposób na używanie, bo warto (!). Ogólnie fajnie peelingiem masuje się po ciele, czuć dość mocne drobinki, grubsze ziarenka, coś co lubię - no i mamy przy okazji super masaż na ciało. Mam wrażenie, że peeling pozostawia po sobie lekki film, ale nie przeszkadza mi w żaden sposób. A uwierzcie mi, że zazwyczaj zmywam wszystko, jak najszybciej, bo się kleję. Tutaj nie mam takiego problemu.
Muszę przyznać, że od razu po użyciu skóra jest niesamowicie miękka, gładka i cudownie miła w dotyku. Czuć, że pozbyłyśmy się martwego naskórka i skóra dużo fajnie wchłaniała balsam, ale nie miałam uczucia, że jest taka potrzeba tak naprawdę. Ciało jest idealnie wygładzone, nawilżone, odżywione, a do tego wypeelingowane. Poza tym, kształt i masowanie takim mydełkiem idealnie wpływa na jędrność i elastyczność skóry, która po takim masażu na pewno będzie wyglądała lepiej i również wspomoże redukcję cellulitu. Skóra nie jest w ogóle podrażniona. O zapachu nie muszę wspominać, bo pod prysznicem unosi się jeszcze bardziej i czaruje.


Kształt peelingu jest dla mnie zdecydowanie czymś nowym, ale idzie się przyzwyczaić i szybko dochodzimy do wprawy. Fajne jest to, że w takiej formie nie ma szans, że jakaś ilość produktu nam się zmarnuje, bo np. za dużo wyciśniemy z tubki. Poza tym, to jest bardzo wydajne! Używam namiętnie i nie widzę praktycznie żadnych zmian. Często po jakimkolwiek peelingu mam gładką skórę, ale wymaga ona nawilżenia, po tym peelingu skóra jest miękka, nawilżona i odżywiona. Balsamu używam z przyzwyczajenia.
Skóra jest fantastycznie nawilżona, odżywiona, do tego wygładzona. Sam masaż dodatkowo uelastycznia i ujędrnia ciało, a w połączeniu z drobinkami jeszcze lepiej działa na skórę. Ja jestem bardzo zadowolona. Produkt wydajny, działający i cudownie pachnący. Idealnie też sprawdzi się na wyjeździe. Bardzo polecam!



Cudownie pachnący krem do ciała, hemp care

07 lipca 2019


Dzień dobry! U mnie ostatnio sporo zmian, sporo się działo, a to za sprawą mojego starego laptopa, który w końcu po kilku latach postanowił wyzionąć ducha. Nie miałam nawet parcia, żeby go naprawiać, bo i tak znowu by padł po jakimś czasie, więc postanowiłam zainwestować w nowy sprzęt. Na szczęście udało mi się go dostać wcześniej niż było to planowane, więc już piszę do Was z mojego nowego cacka, z którego po dwóch dniach jestem turbo zadowolona! Ale, nie znam się na komputerach, więc nie będę tutaj nic więcej mówić, czas przejść do tematu, na którym się bardziej znam!


Marka Hemp Care jest mi znana już od dłuższego czasu, korzystałam z produktów do włosów, a teraz było mi dane przetestować kosmetyki do ciała, mamy tutaj peeling i krem do ciała. I właśnie na temat drugiego produktu będzie dzisiejszy wpis.


Hemp Care
Odżywczy krem do ciała 
z organicznym włoskim olejem konopnym


Odżywczy krem do ciała szybko się wchłania, pozostawiając skórę miękką. Poza tym, przynosi ulgę suchej skórze, łagodzi stany zapalne, nawilża i pobudza zmysły. Dostarcza substancji odżywczych i dzięki obecności wysokiej jakości olejku konopnego jest idealny do pielęgnacji i odświeżenia skóry.  Przywraca skórze blask, jędrność, głęboko ją regeneruje, a także wyrównuje jej koloryt. Kwasy Omega 3 i Omega 6 mają bezpośredni, dobroczynny wpływ na kondycję skóry oraz przeciwdziałają przedwczesnemu starzeniu się. Dzięki temu, zostaje poprawiona funkcja ochronna naskórka, a także zostaje on uelastyczniony. Organiczny Ekstrakt z Owsa pomaga przywrócić barierę ochronną, poprawiając szybko stan suchej skóry.
W przypadku alergików łagodzi świąd oraz wspomaga leczenie stanów zapalnych, takich jak łuszczyca, egzema i atopowe zapalenie skóry. Bez PEG, parabenów, produktów ropopochodnych, olejów mineralnych, SLS,, SLES i barwników.

Skład: Aqua, Glycerin, Cetearyl Alcohol, Parfum, Ceteareth-20, Cannabis Sativa Seed Oil, Avena Sativa Bran Extract, Cetyl Alcohol, Sorbitan Stearate, Glyceryl Stearate, Cetearyl Glucoside, Citric Acid, Tocopherol, Phenoxyethanol, Potassium Sorbate, Benzyl Alcohol, Limonene, Linalool, Hexyl Cinnamal, Coumarin.

Sposób użycia: Należy nanieść odpowiednią ilość kremu na całe ciało i masować skórę delikatnymi ruchami kołowymi, aby pomóc we wchłonięciu się produktu.


Balsam znajduje się w dość niepozornej tubce, estetycznie wszystko tutaj gra, bardzo mi się podoba i jest to już dla mnie typowo w stylu marki Hemp Care, co bardzo mi się podoba. Mówię, że opakowanie jest niepozorne, bo nie myślałam, że mamy tutaj pojemność aż 150 ml, ale fajnie, bo tubka ma fajny kształt, nie jest jakaś ogromna, dzięki czemu chętnie bym zabierała ją ze sobą na wyjazdy, nawet zamiast próbek czy niepełnowymiarowych produktów. Na opakowaniu mamy wszystkie najważniejsze informacje. 
Powiem Wam, że zapach jest wyczuwalny nawet przy zamkniętej tubce, czad! Poza tym, jest obłędny, dość przydymiony, lekko ciężki, ale jest po prostu rewelacyjny! Jest to zapach też typowy dla produktów marki Hemp Care z olejkiem konopnym; wszystkie pachną podobnie. Bardzo poproszę o perfumy, które pachną dokładnie tak samo. Uwielbiam się nim smarować, tym bardziej że ten zapach utrzymuje się dość długo na skórze! No mega! Posmaruję się nim rano i w ciągu dnia w dalszym ciągu jest on wyczuwalny, ja jestem zachwycona.
Konsystencja jest dość kremowa, nie za rzadka, nie za gęsta, idealna i w sam raz. Fajnie się rozsmarowuje po ciele i niewiele potrzeba, żeby nałożyć wszędzie. I naprawdę bardzo szybko się wchłania! Ledwo po zastosowaniu, można się ubierać bez obaw, że się pokleimy czy coś, co szczególnie rano jest dla mnie mega ważne.


No i jeśli chodzi o działanie. Nie mam się do czego przyczepić. Skóra od razu po zastosowaniu jest mega miękka, gładka i miła w dotyku (i oczywiście pachnąca!). Po jakimś czasie zauważyłam, że skóra rzeczywiście jest wygładzona, ujędrniona, nawilżona, zregenerowana i zadbana. Dużo fajniej wygląda, ale zdaję sobie sprawę z tego, że na to ma wpływ też wiele innych czynników, ale ten krem na pewno dodał swoje trzy i więcej groszy do tych efektów. Poza tym, krem też od razu działa na opaleniznę. Wiadomo, po ostrym opaleniu się używam najpierw produktów stricte po opalaniu, ale po dwóch dniach używam już regularnego balsamu do ciała. I obecnie mogę Wam powiedzieć, że wspomaga on utrzymywanie się opalenizny. Fakt, schodzi mi obecnie lekko skóra, ale opalenizna zostaje. Ciało jest nawilżone, odżywione, a przy okazji podrażnienia spowodowane przez promienie słoneczne są złagodzone - ekstra. 
Mam wrażenie, że co jakiś czas w lato mam problemy z egzemą, trochę swędzi mnie skóra bez żadnego powodu, ale od kiedy używam tego balsamu problem został praktycznie zażegnany i zniknął. Daje ulgę, łagodzi, odżywia, nawilża, no i pachnie. Ja jestem naprawdę bardzo zadowolona i zachwycona!


No i wow! Co tu więcej mam dodać? Dla mnie balsam idealny, zapach ma tak oszałamiający, który w dodatku się nie ulatnia, działanie jest mega wspaniałe, szybko się wchłania i naprawdę sprawił, że moja skóra na lato jest zdrowa i zadbana. W Internecie znajdziecie go w różnych cenach; od 50 do nawet 80 zł. Nie jest to niska cena w porównaniu z innymi produktami, ale ja za dobre, wydajne  i tak pachnące rzeczy jestem w stanie zapłacić i nie jest mi wtedy szkoda i na pewno będę do niego wracać!
Stay tunned, bo niedługo też pojawi się druga recenzja, tym razem będzie to peeling w mydle, który pachnie tak samo obłędnie!


Kwiatowo-piżmowy obłęd zapachowy, NOU Cherry Blossom

04 lipca 2019


Dzień dobry! Co tam, jak tam? U mnie ostatnio sporo ogarniania, sprzątam, wyrzucam nagromadzone i niepotrzebne rzeczy z całego roku - czyli standard w wakacje. Mam więcej czasu, więc w końcu będę mogła sobie wszystko na spokojnie uporządkować, i mega! Działamy mimo upałów, skupiamy się na tym co fajne, i tak jest najlepiej. 
Ostatnio pisałam Wam o wodzie perfumowanej od Yves Rocher, Moment de Bonheur, która swoim świeżym zapachem fajnie wprowadza nas w wiosenno-letni stan. A dzisiaj mam dla Was równie letni zapach, ale odrobinę cięższy od tamtego, ale tak samo idealnego na wakacje! To była zdecydowanie miłość od pierwszego poniuchania.


NOU, Cherry Blossom


'Romantyczny spacer zaczyna się pośród ogromnych peonii i soczystych brzoskwini, wśród których słychać łopot delikatnych skrzydeł motyli. Ogarnia Cię spokój. Idziesz dalej kwiatowo-owocową aleją, rozkoszując się zachwycającym widokiem. Wydaje się, że za chwilę ogród się skończy, tymczasem odkrywasz nową ścieżkę. Tym razem delikatny powiew wiatru przynosi piękne zapachy kwitnących wiśni, jaśminu, róż i fiołków. A gdy ucichnie, poczujesz jeszcze piżmo i intrygujący zapach drewna.' [http://noupoland.pl/]

Nuty głowy: peonia, brzoskwinia
Nuty serca: kwitnąca wiśnia, jaśmin, róża, fiołek
Nuty bazy: piżmo, drzewo


Perfumy znajdują się w kartoniku, na którym znajdziemy część podstawowych informacji. Natomiast same perfumy dostajemy w szklanym flakoniku, z dość grubego szkła, więc nie ma obawy, że przy pierwszym lepszym upadku coś nam się może stłuc. Flakonik ma bardzo elegancką zatyczkę,ale całość jest utrzymana w dość prostym i minimalistycznym stylu, co dla mnie jest super rozwiązaniem. Przynajmniej wszędzie mi pasuje, a i ja nie przepadam za przekombinowanymi pakowaniami. Poza tym, sam flakonik jest niewielki o pojemności 50 ml, ale tez dość zgrabny, dobrze leży w dłoni i wygodnie się go używa.
Mgiełka jaką rozpylamy jest idealnie rozproszona i w równomierny sposób pokrywa nasze ciało. Ja standardowo spryskuję nadgarstki, okolice dekoltu i szyi, a i czasem też spryskuję sobie włosy, bo one najfajniej roznoszą zapach. Przy okazji, pamiętajcie żeby nie rozcierać perfum na nadgarstkach, bo to sprawia, że cała kompozycja nut zostaje zaburzona i zapach nie będzie tak trwały, jakby mógł. Po więcej szczegółów zapraszam do Oli na Malowane Oczy.


Ja jestem zakochana w tym zapachu od pierwszego niuchnięcia. Jak tylko dostałam te perfumy, spodziewałam się bardziej delikatnej i lekkiej mgiełki, która będzie po prostu ładnie pachnieć. Ale jak tylko rozpyliłam je po raz pierwszy, przepadłam i nie mogłam mu się oprzeć.
Zapach jest dość mocny i intensywny, za czym z pewnością stoi piżmo, ale nie na tyle, żeby miał nam przeszkadzać czy irytować,a czasem też robi się coraz delikatniejszy. Początkowo mocno czuć obłędne i smakowite połączenie kwiatów i owoców. Od razu jakoś tak czuję się lepiej i pewniej siebie. Ale nie jest to zapach słodki, owocowy i infantylny, tylko na maksa kobiecy i elegancki. Po jakimś czasie, pojawia się zapach wiśni i róży, co już w ogóle dla mnie Elegancja Francja. Nawet nie wiedziałam, że takie combo może tak fantastycznie pachnieć.
Nou Cherry Blossom jest jednym z niewielu zapachów, w którym rzeczywiście czuję konkretne nuty zapachowe. Zazwyczaj wszystko zlewa mi się w jedno i nie jestem w stanie wyłapać nic konkretnego. Tutaj są zapachy mocniejsze inne słabsze, ale niektóre składniki naprawdę da się wyczuć - rewelacja. 


Zapach wprowadza mnie w genialny nastrój, idealny na romantyczne wieczory, spacery, randki z ukochaną osobą. Gwarantuję Wam, że Wasz seksapil w połączeniu z tym zapachem będzie oszałamiający. Sam opis ze strony producenta jest dla mnie strzałem w 10, bo ja czuję się dosłownie tak samo, kiedy otulam się NOU Cherry Blossom. Lubię ciężkie zapachy, ale nie są to drażniące zapachy. W dalszym ciągu jest wyczuwalny, ale w idealnie wyważony i subtelny sposób. 
Ale nie jest to dla mnie zapach jedynie na wieczory. Uwielbiam używać go też w ciągu dnia, kiedy mam coś do załatwienia, czy mam dość nieformalny plan dnia. Cherry Blossom jest idealny po prostu na każdą okazje i na pewno będę do niego wracać.
Poza tym, jest bardzo trwały, nie znika po kilku minutach, a na ubraniach jest wyczuwalny przez dłuższy czas. Dla mnie spokojnie zapach mógłby stanąć na jednej półce wśród ekskluzywnych i drogich marek, a te perfumy dostaniecie w Rossmannie za ok. 70 zł. Obecnie Cherry Blossom jest na promocji za 50 zł. I naprawdę warto, bo zapach jest genialny.


Denko, czerwiec 2019r.!

01 lipca 2019


Dzień dobry! Kolejny miesiąc za nami. Wyobrażacie sobie, że już zaczął się lipiec? Ten czas tak leci nieubłaganie, że ja aż tak do końca w to nie wierze, szał! Dobrze, że jest to denko, bo inaczej nie miałabym jak odmierzać czasu i bym się obudziła gdzieś w październiku, wielce zaskoczona! Ale fajnie, niech leci, niech się dzieje, bo dużo przed nami! No i czad! Dzisiejsze denko będzie trochę mniejsze w porównaniu do poprzednich, więc nawet mnie to cieszy,bo by mi się nie chciało pisać tyle, co zawsze. Zużywam próbki, produkty, które mi leżą w łazience kilka miesięcy i czuje się dzięki temu lżej, bardzo mało też kupuję, także same sukcesy w tym miesiącu!


Jak na standardowo zdenkowane produkty, nie ma w tym miesiącu szału. Jestem w szoku, że nie zużyłam wacików, ale tak to jest jak się używa olejku do demakijażu i  ściereczek z mikrofibry. Czad. Co zużyłam? A no Facelle, chusteczki do higieny intymnej, bez tego ani rusz, i jeśli jeszcze ich nie znacie to naprawdę musicie! Są najlepsze, najtańsze, a bardzo fajnie działają. Poza tym, Isana, delikatne mydło - święto kwiatów, nie zrozumiem nigdy wydawania milion monet na zwykłe mydło, a to z Isany jest genialne, ładnie pachnie i nie wysusza dłoni, i mamy bardzo dużo wersji zapachowych! I oczywiście, Schwarzkopf, Gliss Kur, ekspresowa odżywka regeneracyjna, fiber therapy, odzywki najlepsze na świecie, zawsze mi odżywiają i nawilżają włosy, mogę ich używać cały czas, a włosy nie są ani przetłuszczone ani obciążane. Szał. Udało mi się tez zużyć ulubiony Hean, slim no limit, peeling owocowe SPA do ciała [jagoda acai i wiśnia japońska], peelingi są mocno gruboziarniste, super oczyszczają, wygładzają i zmiękczają skórę całego ciała. Pachną tez obłędnie, więc mega. I Catrice, liquid camuflage, korektor high coverage, nie ma lepszego i zawsze będę do niego wracać, nic złego mi nie robi, a super kryje i sprawia, że wyglądam zawsze świeżo i na wyspaną.

  • Vitapil, suplement diety,mocne lśniące włosy - widzę, że recenzja, do której odsyłam nie jest zbyt pozytywna, ale tym razem mogę powiedzieć, że tabletki mi pomagają, do wielkości tabletki się przyzwyczaiłam (wtedy miałam ogromną awersję do wszystkich tabletek). Teraz zauważyłam, że paznokcie rosną jak szalone, w końcu przy hybrydach widać odrost, włosy też są coraz dłuższe i coraz fajniejsze, więc nie narzekam. Lubię i będę się suplementować.
  • Efektima, konopne masło do ciała z oliwą z oliwek - jak ja uwielbiam konopne kosmetyki, ja nie wiem ale ten zapach jest dla mnie genialny. Masło cudownie nawilża, zmiękcza i wygładza ciało. Szybko się wchłania, ale widać genialne efekty na skórze i długotrwałe. Konsystencja masła nie należy do moich ulubionych, ale tutaj bardzo super mi się z nim współpracowało.
  • Be Beauty, maska na tkaninie, nawilżenie - czarna owca - miałam inną wersję i była beznadziejna i kminiłam, że tutaj tez może być słabo, ale zaskoczyłam się! Maska świetnie nawilża skórę, sprawia, że jest gładka i elastyczna. Po masce miałam jeszcze nałożyć sobie żelowe płatki od oczy, ale nie były mi potrzebne! Skóra pod oczami była wygłodzona, nawilżona i super napięta, także wow!
  • Eveline, multifunkcyjny podkład CC - ten podkład jest fajny, jest lekki, wystarczy niewielka ilość, żeby nadać skórze promienny i ładny wygląd. Mimo wszystko fajnie kryje przy mniejszych problemach, będziecie zadowolone na pewno. Jedyny jego minus to to, że strasznie paćka mi pędzel i skleja go okropnie, bo wchodzi we wszystkie możliwe zakamarki, ale to mamy motywację do częstszego prania pędzli.

  • Efektima, myjący mus do ciała, ekstrakt z maliny i olej ryżowy - ten mus robi genialne pierwsze wrażenie, mamy genialną piankową konsystencję, fajny malinowy zapach i czad. Ale poza tym, to jest to już zwykły produkt do kąpieli czy pod prysznic, który niestety bardzo szybko się kończy. Ale i tak jest to świetna odskocznia od standardowych produktów pod prysznic.
  • Efektima, peeling kokosowy - za tymi peelingami za bardzo nie przepadam, bo są drobnoziarniste, za bardzo kremowe, ja zdecydowanie wolę gruboziarniste, mocne peelingi. Ale poza tym, nie mam się do czego przyczepić. Zapach mają fajny, wygodne na wyjazdy i ewentualnie do używania po depilacja na podrażnioną skórę w moim przypadku.
  • Schwarzkopf, essence ultime, omega repair szampon - nawet nie chce wiedzieć, jak długo miałam ten szampon, ale w końcu udało się go zużyć. Szampon, jak szampon, lubię go, bo dziwnym trafem kojarzy mi się z bożym narodzeniem. Dobrze oczyszczał włosy, nie przetłuszczał ich ani nie obciążał, nie podrażnił mi też skalpu. Ale wchodząc ponownie w temat kręconych włosów, raczej bym go nie wzięła ponownie.
  • Biopha Organic, naturalna wybielająca pasta do zębów - Początkowo byłam mega zadowolona z tej pasty, jarałam się, że coś nowego, coś oryginalnego, coś turbo wydajnego, ale wyrzucam niezużytą do końca. Strasznie mnie męczyło używanie jej na dłuższą metę, ciężko było mi ją potem wycisnąć z opakowania i jednak wolę pieniące się pasty. Ta ogólnie działa, oczyszcza zęby, daje świeży mentolowy oddech i przywraca naturalny odcień zębów Ja też wolę jednak coś turbo wybielającego.


  • Optimaplus, Naturalny olej ze słodkich migdałów - oj po prostu nie. Pierwsze użycie, efekt był wow i cudowny, każde kolejne było coraz słabsze, w sumie może niekoniecznie olej powinien lądować w bublach, bo nie nadaje się po prostu do mojego rodzaju włosów, ale no tak wyszło, haha.
  • Marion, chusteczki nawilżane szkolne - kolejna rzecz, która przeleżała w mojej szafce i wyrzucam nieużyte do końca Wyschły po prostu, a powiem szczerze, że ja lubię tego typu produkty, ale tych balonowy zapach mi tak nie podpasował, że nie używałam. Ogólnie w użyciu były spoko, jak już użyłam, bo odświeżały, ewentualnie oczyszczały z jakichś tam zabrudzeń, ale ten zapach przekreśla cały produkt.


Próbek nie za wiele, ale zawsze coś. Ja nawet nie zawalam sobie sprawy, że próbki np. kremu do twarzy starczają na tak długo! Zazwyczaj jak brałam je ze sobą na wyjazdy to już nie zabierałam ich z powrotem, tylko wyrzucałam nieważne ile produktu zostało do końca. A szkoda, bo musiałam zmarnować sporo kremów. No, ale udało mi się zużyć Equilibra, dermo-żel aloesowy, który fajnie i mocno nawilżał i przynosił ukojenie podrażnionej skórze. Poza tym, Vianek, łagodzący krem BB, SPF 15 użyłam raz i byłam dość zadowolona, ale to było tak na chillu w dzień, kiedy nie miałam parcia na mocny makijaż, musiałabym więcej użyć, żeby ocenić.W końcu się też zabrałam za stopy! I tak oto zużyłam AA, oil essence, zadbane stopy, dwuetapowy zabieg, który okazał się być u mnie strzałem w 10! Fajny mocny peeling, piękny zapach i mocno nawilżająca maska to coś, co moje stopy lubią. No i kremy do twarzy: Resibo, krem ultranawilżający był w porządku, bardzo się polubiłam z tymi kremami i na pewno kupię pełnowymiarowe. Podobnie sprawa wygląda z See See, mineralny krem nawilżający na dzień. Też fajnie nawilża, rozświetla cerę, jest lekki i mega fajny na lato.

I ot, całe denko! Dawajcie koniecznie zna, jak Wam poszło!