Ostatnie denko 2020 roku!

31 grudnia 2020

 

Hej! W końcu mogę się pozbyć rzeczy i zużytych produktów z końca roku 2020. Lubię wchodzić w Nowy Rok bez śmieci z jako takim porządkiem, co prawda mam jeszcze parę miejsc na mieszkaniu do ogarnięcia i do gruntownego posprzątania, ale to już zostawię sobie na ferie. Teraz i tak będę mieć coraz więcej czasu, więc akurat będę miała co robić! 
Co prawda ja przechodzę do denka, ale Wy już pewnie myślicie tylko o sylwestrze i dzisiejszym świętowaniu! :) Bawcie się dobrze!


W temacie włosów zużyłam Schwarzkopf, got2be, volumania lakier do włosów, bo nie ma lepszego i nawet nie szukam innego. Pięknie pachnie, utrwala, ale nie skleja włosów więc klasa - on daje zdecydowanie wszystko, co włosy mogą oczekiwać! Poza tym, musiałam zużyć ApteCare chusteczki do higieny intymnej, co prawda dalej ubolewam, że te z Facelle się tak zepsuły, bo te muszę zamawiać online, ale są genialne i będę ich używać regularnie, więc trzeba jakoś się z tym pogodzić. Tak samo, genialne są BeBeauty, waciki kosmetyczne, nie mają sobie równych, nie rozwarstwiają się i nie wchłaniają za bardzo kosmetyków, a o to chodzi.


  • Dermedic, nawilżający fizjotonik - dla mnie był rewelacyjny. Super odświeżał skórę, oczyszczał ją z jakichkolwiek zanieczyszczeń, idealnie sprawdzał się po demakijażu na ukojenie skóry, jak i rano - dla mnie bomba. Dostałam od niego wszystko, czego oczekuję, więc mega. No i ładnie pachniał i ma przyjemną konsystencję.
  • Koi rich cosmetics, płyn micelarny - to był mega dobry i mocny płyn micelarny, a zarazem ze świetnym naturalnym składem. Dobrze oczyszczał, tak konkretnie zabierał się za robotę i zmywał makijaż w ekspresowym tempie. Bardzo polecam ;)
  • TRESemme, keratin smooth, termoaktywny spray do włosów - to jest najlepszy spray, jaki miałam do tej pory. Nie jest jakiś turbo drogi, ale bardzo fajnie działał, fajnie ujarzmiał włosy, nie sprawiał, że robiły się sztywne, jak inne takie produkty, tylko dało się odczuć, że je chronił. Poza tym, zapach ma uzależniający!
  • L'biotica Biovax, szampon regenerujący micelarny do włosów suchych i zniszczonych - mega polubiłam się z tym szamponem. imo że nie jest jakoś super wydajny, ale najważniejsze jest to, że po nim zawsze miałam good hair day i to taki turbo good hair day, więc mega ;).
  • Dermacol, Angelash tusz do rzęs - oj, jak ja tęsknie już za tym tuszem do rzęs! To co on robił z moimi rzęsami to był kosmos i na pewno do niego wrócę już niedługo! Bo robił świetną robotę i sprawiał, że miałam rzęsy do nieba, jak anioł!
  • Maybelline, Falsies Lash Lift, tusz do rzęs - ten tusz też był sztosem! Świetnie wydłużał, pogrubiał i zagęszczał rzęsy. Fajnie sprawiał, że każdy makijaż był rewelacyjny, więc ja nie mam się do czego przyczepić, był mega!
  • Medienta K-Water_Alpha Mask - już na pewno opisywałam w denku, ogólnie ogarnęłam je na panieński to był strzał w 10! Maski świetnie działają, Ładnie nawilżają, pięknie pachną i skóra po użyciu jest naprawdę w fajnym stanie! 
  • Bielenda, carbo detox, oczyszczająca maska węglowa - ogromny plus dla tej maski za to, że nie jest ona peel off, więc nie wiąże się ona z jakimś mocnym bólem czy coś. Nakładamy, czekamy i zmywamy, a skóra po zmyciu jest pięknie oczyszczona, uspokojona i w ogóle w mega stanie ;). Wygodnie się ja nakłada, trochę brudzi przy zmywaniu, ale nie było tragedii, ja ogólnie jestem zadowolona!
  • Yankee Candle, mulberry & fig delight - jak ja uwielbiam ten zapach! Co prawda potwierdza się to, że te samplery są praktycznie niewyczuwalne i warto je palić jak wosk - wtedy roznosi się po pokoju idealny zapach, dosyć świeży, nawet intensywny, ale nienachalny, był też ciepły i taki otulający - no dla mnie mega! I chcę całą świecę!
  • Dermedic, hydrain3 hialuro, krem nawilżający o dogłębnym działaniu - ja ogólnie jestem mega fanką marki Dermedic i tak samo ten krem okazał się być u mnie strzałem w 10. Świetnie nawilżał, super odżywiał, dało się odczuć, że wchodzi w głąb skóry i działa tak jak ma działać. Nie zapchał, nie podrażnił, a nawet pomógł mi na moje mega zmarznięte i przesuszone dłonie, więc czad ;)!


  • Mariza, green tea, zapachowa mgiełka do ciała - dałam sobie cel, że zużyję wszystkie mgiełki jakie mam, bo średnio mi to idzie od dobrych kilku lat i dalej nie idzie jakoś fantastycznie, ale i tak nie jest źle. Zapach ma ładny, ale dosyć nietrwały i w sumie co.. ja za mgiełkami aż tak nie przepadam.
  • Yves Rocher, mleczko do ciała, fioletowy bez - mleczko, balsam było fajne, ładny ma zapach, bardzo delikatną i lekką konsystencję i tak samo delikatne działanie - dla mnie zbyt lekkie. Brakowało mi takiego turbo mocnego nawilżenia i wtedy byłoby ideolo!
  • Laq, pralinkowy peeling do ciała - ogólnie jestem zadowolona nawet z działania tego peelingu, ale ląduje w średniakach, bo ja po prostu wolę mocniejsze peelingi, gruboziarniste, takie że ja turbo czuję, że coś się ściera ze skóry ;).


  • Environ, lekki krem-żel pod oczy - jakkolwiek starczył mi na parę użyć to zakochałam się w tej konsystencji, byłam mega leciutka i tak fajnie używało się go pod oczami, wklepywało, wsmarowywało i wszystko inne - no mega! Efekty jak na parę dni też były przyjemne!
  • Mokosh, korygujący krem pod oczy, zielona herbata - konsystencja już nie była aż tak lekka, ale była super i fajnie mi się go używało. Koniecznie muszę kupić pełnowymiarowy kosmetyk i wypróbować go na sobie :)).
  • D'alchemy, krem pod oczy opóźniający starzenie - tu była dość ciężka konsystencja, gęsta, ale konkretna i super fajna! Mimo wszystko nie było ciężko rozsmarować jej pod oczami, ale miałam wrażenie, że super nawilżał i odżywiał tę delikatną skórę pod oczami ;)
  • Yves Rocher, sable fauve, sensuel oriental - to była dość ciężka i intensywna próbka, po jednym posmarowaniu już mi się nie podobały i chciałam jak najszybciej to zmyć. Po prostu nie dla mnie.
  • Yves Rocher, matin blanc, fresh floral - delikatne, kwiatowe, ale przepiękne perfumy! Bardzo mi się spodobały, były zarazem takie świeże, lekko pobudzające, ale po prostu ładne - a to najważniejsze ;).
  • Sephora, nasączone chusteczki do ekspresowego zmywania lakieru do paznokci - jakkolwiek mnie one wkurzyły, kiedy otwierałam kalendarz tak muszę przyznać, że jakościowo spisały się świetnie. Rzeczywiście zmyły lakier w moment, tak szybko, że szok ;) Więc ostatecznie, w ocenie jako produkt jest okej.

I ot całe denko! Kto czyta to w dniu publikacji to życzę Wam oczywiście Szampańskiej Zabawy i wszystkim bez wyjątku Najlepszości w Nowym Roku!


Kalendarz adwentowy sephora, 2020

28 grudnia 2020

 
Dzień dobry! Przyszedł czas na zrecenzowanie kalendarza adwentowego z Sephory na blogu! Przyznać się, kto go zna z mojego instagrama i przetrwał przez całe otwieranie na instatsory? Myślę, że większość z Was już wie, że ja uwielbiam kalendarze, ale prawie zawsze trafia się jakiś niewypał. W tym roku dostałam jeden kalendarz adwentowy od męża z Sephory Wild Wishes. I przechodzę od razu do zawartości, żebyście mogli zobaczyć najpierw ją ;), a dopiero potem Wam powiem, co ja sądzę na ten temat.


1. Color Hit, lakier do paznokciL43 It Girl - lakier do paznokci albo pójdzie do stóp albo pójdzie do kogoś.
2. Spinka do włosów - spinka, przydatna rzecz, ale tania - już ją raz zgubiłam haha.
3. Peeling rozświetlający do twarzy, złuszczający i wygładzający - miniaturka, jak najbardziej dla mnie na plus, bo w podróży się zawsze przydają ;).
4. Cień do powiek, nr 216 Girls Night Out - fajny złoty cień, dla mnie produkt, jak najbardziej trafiony, bo lubię właśnie takie kolory i produkty. Używałam już raz i też jestem jak na razie zadowolona ;).


5. Musująca gwiazdka do kąpieli, Ce soir on sort - produkty do kąpieli u mnie od razu idą na oddanie ;), nie mam wanny, ale i tak preferuję prysznice, więc to u mnie nietrafione.
6. Maska pod oczy z ogórkiem, łagodząca worki pod oczami - płatki pod oczy zawsze spoko, u mnie schodzą, co jakiś czas robię sobie takie relaksujące spa i używam.
7. Mini kredka do oczu, 09 Intense Black - kredka bardzo spoko, używałam już i bardzo podoba mi się konsystencja, kolor i to jak fajnie mi się ją używa, zastanawia mnie bardziej kwestia tego, że to miniaturka.
8. Dogłębnie nawilżający dzień na dzień, nawilżający i rozświetlający - próbka kremu zawsze mi się przyda, zawsze w podróż preferuję wziąć takie miniatury niż się bawić w targanie pełnowymiarowych produktów.


9. Color Hit, lakier do paznokci, 40 Enchanted World - kolejny lakier do paznokci, który już do stóp w sumie średnio mi pasuję pod kątem kolorystycznym, więc pewnie pójdzie do kogoś ;)
10. Nasączone chusteczki do ekspresowego zmywania lakieru do paznokci - jedną saszetkę już użyłam i jestem zadowolona. Ale czy taka próbka, która według mnie jest dodawana jako gratis do zakupów, powinna się znaleźć w kalendarzu? No nie wiem.
11. Lusterko kieszonkowe - no czad...
12. Plaster z węglem - no plaster ;)


13. Musująca gwiazdka do kąpieli, Plongeon de nuit - kolejny produkt do kąpieli, którego nie użyję.
14. Płyn micelarny do demakijażu, usuwa makijaż i oczyszcza - ten produkt już używam i jestem zadowolona, fajnie domywa makijaż i oczyszcza twarz z różnych zanieczyszczeń.
15. Kapsułka z kremem pod prysznic, lagon - totalna miniaturka, która nie wiem czy mi wystarczy chociaż na raz, ale sprawdzimy.
16. Maska do ust z masłem shea, nawilżająco - wygładzająca - maska idealna, żebym się zamknęła. Nie no spoko, jedną już mam i nie używałam nigdy, ale myślę, że w końcu się za to wezmę ;).


17. Pomadka od ust, #lipstories, 36 Spring Break - ust nie maluję, ale może użyję, kolor mi się podoba, jest dość neutralny, spokojny, więc myślę, że kiedyś chętnie pomaluję.
18. Kapsułka z kremem pod prysznic, fleur de coton - kolejny mini produkt pod prysznic, myślicie, że przynajmniej jedną nogę dam rade umyć?
19. Gumka do włosów - jedna gumka do włosów...ok.
20. Kokosowy balsam do ust, odżywczo-łagodzący - balsam jak balsam, niby spoko, ale jak już użyłam trochę to powiem szczerze, że trochę dziwną powłokę zostawia na ustach, więc jeszcze nie wiem czy mi ona pasuje. 


21. Pilniczek do paznokci - .... no jest sobie pilnik, haha. Nie lubię tych papierowych.
22. Maska na noc z ananasem, redukująca i wygładzająca pory - to są ogólnie paski na nos, więc się zastanawiam, czy mam je zostawić na całą noc, ale jak już użyję to w denku użyję. 
23. Gumka do włosów - kolejna, jedna gumka do włosów, bez komentarza.
24. Nierozmazująca się pomadka do ust, Cream Lip Stain, 01 Always Red - ja za bardzo ust nie maluję, co prawda kolor mi się podoba, jak często będę jej używać? Nie wiem, ale produkt, jak na kalendarz akurat spoko.


I tak, podsumowując - dla mnie słabo. Jakkolwiek kalendarz wygląda super, pięknie pachnie - byłam pewna, że tam będą jakieś perfumy, a tu uo. Ja od początku bardzo porównywałam go do kalendarzy z Douglasa i nie spodziewałam się, że będą tam tylko kosmetyki marka Sephora. I otwierało się go tak ciężko, że szok. Co jakiś czas bałam się, że połamałam paznokcie.
Ogólnie nie ma jakiejś turbo tragedii, bo te maski, próbki, mini kosmetyki zużyję, gumki do włosów czy spinki no zawsze się przydadzą, ale nie było efektu WOW. Za dużo saszetek, za dużo akcesoriów, za mało takich konkretnych rzeczy, a powiem szczerze, że ta sephora collection nie jest jakaś droga, więc mogliby się połasić o więcej produktów pełnowymiarowych, bo i tak jest tam dużo darmówek... 
Dajcie znać, co wy myślicie? :)



Święta 2020r.

24 grudnia 2020

 

Hejejej! Dzisiaj na szybko, krótko, zwięźle i na temat! Chciałabym Wam wszystkim życzyć:

Wszystkie dobrego z okazji tegorocznych świąt, zdrowego i spokojnego czasu spędzonego w gronie rodziny, przyjaciół, a co najważniejsze z osobami, których kochacie, uwielbiacie 
i po prostu chcecie z nimi spędzić ten czas! 
Dużo uśmiechu, radości i żeby wszystko przebiegało po Waszej myśli! Mam nadzieję, że to zakończenie roku wynagrodzi Wam cały ciężki poprzedni rok, który obfitował w dużo złych i niespodziewanych rzeczy. Ale co najważniejsze, zawsze do przodu, z uśmiechem i z ogromną nadzieją, że kolejny rok będzie lepszy!

I przy okazji, Szczęśliwego Nowego Roku! Oby 2021 był niebo lepszy od poprzedniego i oby spełniły się wszystkie Wasze marzenia i żeby nic nas już strasznego w tym roku nie zaszkodziło!
Mam nadzieję, że ściągniemy maski, nie będzie lockdownu, zakazów i będzie możliwość podróżowania, zwiedzania do woli, najlepiej dookoła świata! <3


Trzymajcie się ciepło i dużo, dużo miłości, podwójnej, a nawet i potrójnej! <3


świąteczne pralinki od Laq

21 grudnia 2020


Dzień dobry! W tym tygodniu mamy święta! Szok, jak szybko to minęło, a jak pomyślę sobie, że w czwartek już wigilia to jakoś to do mnie nie dociera. Tak bardzo lubię ten czas przedświąteczny, że aż mi smutno będzie za tydzień, bo to już po świętach, pod choinką nie będzie prezentów i tak uo. Minie i byle do sylwestra, jak sylwester to mam nadzieję, że wszystkie rzeczy zdążą mi dojść, bo inaczej się wkurzę! Wiem, wiem o kwarantannie, ale i tak trzeba sobie dogodzić! 



A skoro święta już praktycznie zaraz, to dzisiaj będzie świątecznie. Kto jest na insta to wiecie, że kupiłam sobie jeden zestaw świątecznych kosmetyków i stwierdzam, że to był strzał w 10 pod kątem ilości. Tym razem trafiło na LAQ, zestaw składa się z trzech produktów i zapraszam do mojej opinii! Może akurat ktoś na ostatnią chwilę zakupi taki zestaw? Myślę, że to umyli ten czas świąteczny w łazience :). 


Powiem Wam tak, cały zestaw prezentuje się na maksa rewelacyjnie! Nie mogłam się napatrzeć i otworzyłam go dopiero 1 grudnia i wtedy zaczęłam używać. Uwielbiam dbanie o każdy szczegół, a tutaj tak naprawdę wszystko do siebie pasuje. Wykorzystane materiały, design świątecznych produktów, no ja uwielbiam - a mnie można kupić takimi rzeczami, o czym Laq chyba doskonale zdaje sobie sprawę! Tutaj wszystko się ze sobą łączy, a ja to uwielbiam! poza tym, są różne zestawy, możecie wybrać mniejsze lub większe i w razie w, znajdziecie na pewno w korzystniejszych cenach niż na oficjalnej stronie Laq ;), ja się aż przeraziłam, bo zestaw kupiłam prawie 2x taniej niż sugeruje to Laq ;).
I przechodzę do szczegółów!

Laq, pralinkowy żel pod prysznic
Naturalny żel pod prysznic o zapachu pralinki, oparty jest na łagodnych substancjach myjących pochodzenia roślinnego. Zawiera składniki nawilżające, takie jak: mocznik, witaminy B3, kwas mlekowy oraz inozytol, dzięki czemu żel nawilża i wzmacnia barierę ochronną skóry. 

Skład: Aqua, Glycerin, Cocamidopropyl Betaine, Sodium Lauroyl Methyl Isothionate, Sodium Methyl Oleoyl Taurate, Lauryl Glucoside, Coco-Glucoside, Sodium Lactate, Sodium PCA, Glycine, Fructose, Urea, Niacinamide, Inositol, Lactic Acid, Guar Hydroxypropyltrimonium Chloride, Citric Acid, Sodium Benzoate, Potassium Sorbate, Parfum.


To nie jest mój pierwszy żel pod prysznic, więc potwierdzam, że one są turbo wydajne! Ja przez 3 tygodnie regularnego użytkowania zużyłam może jakąś 1/4 całego opakowania, więc jeszcze sporo przede mną pralinkowych pryszniców, co mnie cieszy oczywiście. Poza tym, opakowanie bardzo fajne, wszystko na plus. Czasem zdarza się, że dozownik się lekko zatyka i część żelu w nim zasycha, ale wystarczy o tym pamiętać i co jakiś czas to czyścić ;).
Zapach jest rewelacyjny! Żel pachnie pięknie, jak czekoladowe pralinki, co dla mnie w obecnej sytuacji, kiedy mam dietę bez słodyczy, cukru itd, to jest najlepsza rzecz na świecie! Żel pachnie tak smakowicie, że mogłabym go zjeść, jak pralinkowa gorąca czekolada, no rewelacja! Nic dodać, nic ująć - to był świetny wybór na ten rok i jestem mega zadowolona. 
Żel nie wysusza, nie podrażnia, nic złego nie robi. Ja zawsze używam z myjką, więc trochę się pieni, nie jakoś bardzo, ale jak najbardziej wystarczająco, więc czad!


Laq, pralinkowy peeling od ciała
Bo nawet peeling wymaga oszlifowania! I właśnie dlatego został stworzony ten super słodki peeling w lekko pieniącym się musie. Cukier usunie martwy naskórek is prawi, że skóra będzie idelanie wygładzona, a substancje myjące oczyszczą ją. Peeling myjący zawiera ekstrakty roślinne i masło shea, glicerynę, ekstrakt z lnu, płatków owsianych i mleka ryżowego. Ma również działanie ujędrniające i antycellulitowe, dzięki zawartości ekstraktów z zielonej kawy, cynamonu, imbiru i papryki.

Skład: Sucrose, Glycerin, Aqua, Sorbitol, Sodium Lauroyl Isethionate, Disodium Lauryl Sulfosuccinate, Sodium Chloride, Butyrospermum Parkii Butter, Cinnamomum Zeylanicum Bark Extract, Green Coffee Bean Extract, Capsicum Annuum Fruit Extract, Zingiber Officinale Roor Extract, Oryza Sativa Extract, Avena Sativa Kernel Extract, Linum Usitatissimum Seed Extract, Levulinic Acid, Potassium Sorbate, Sodium Benzoate, Parfum.


Peeling jest odkręcany i znajduje się w dość niskim słoiczku, co oznacza, że musimy w nim grzebać, żeby wydobyć produkt, ja tego nie lubię i lubić nie zacznę, ale jestem w stanie to chwilowo jakoś przezwyciężyć. Ogólnie szanuję za dodatkowe wieczko chroniące, bo to zawsze jest na plus.
Zapach ma w dalszym ciągu piękny i pyszny, ale zdecydowanie mniej intensywny niż żel. Konsystencja jest iście piankowa, musowa - ja jeszcze nie miałam do czynienia z takim peelingiem i początkowo nie ogarniałam, co by tu z tym zrobić, ale co praktyka to praktyka ;). Powiem Wam, że peeling ma dość sporo drobinek peelingujących, ale są one fajnie delikatne, mimo to jest czuć peeling na skórze i ściąganie tego martwego naskórka, co mi się bardzo podoba! Przyznaję się bez bicia, że trochę go nadużywam i na pewno nie musiałabym go nakładać aż w takich ilościach na skórę, ale nie umiem inaczej, więc pewnie niedługo się u mnie skończy. Aczkolwiek jest największym atutem jest to, że pozostawia skórę nie tylko super oczyszczoną i gładką, ale cudownie nawilżoną i natłuszczoną (ale nie tłustą!). Jest to odczuwalne przy paru kolejnych pryszniców, kiedy nie używam peelingu, a czuję, że moja skóra jest super gładka i miękka - no czad.
Byłabym zachwycona, gdyby był bardziej wydajny i opakowanie inne, ale jak na potrzeby świąt, to w sumie taki produkt jest dość wystarczający, chociaż dla mnie niewart swojej ceny, więc dobrze, że kupiłam taniej w zestawie ;).

Laq, naturalny mus do mycia twarzy
Lekki mus do mycia twarzy ma za zadanie zapewnić cerze delikatne oczyszczenie bez zaburzania jej naturalnego pH, dzięki zawartości shea i wysokiej jakości gliceryny roślinne usunie zanieczyszczenia i pozostaw skórę jedwabiście gładką i dobrze nawilżoną. Poza tym, idealnie sprawdzi się w codziennej pielęgnacji cery normalnej, suchej i wrażliwej.

Skład: Glycerin, Aqua, Sorbitol, Sodium Lauroyl Isethionate, Disodium Lauryl Sulfosuccinate, Sodium Chloride, Copaifera Officinalis Resin, Glyceryl Isostearate, Palmitoyl Hydrolyzed Wheat Protein, Potassium Cocoyl Hydrolyzed Wheat Protein, Panthenol, Glycyrrhetinic Acid, Allantoin, Lecithin, Olea Europaea Fruit Oil, Levulinic Acid, Theobroma Cacao Seed Extract, Juglans Regia Leaf Extract, Vanilla Planifolia Fruit Extract, Sodium Benzoate, Potassium Sorbate, Parfum, Cl 15510.


Mus znajduje się w takim samym opakowaniu, jak peeling. Musimy grzebać, więc produkt wchodzi pod paznokcie, ale ja na święta mogę się nawet poświęcać, damy radę! Poza tym, też zawiera dodatkowo wieczko ochronne i zapach ma tak samo delikatny, jak peeling. Chociaż tutaj zapach jest intensywniejszy w użytkowaniu, co jest w sumie fajne. 
Pierwszy raz używałam takiego musu tak w ogóle i co mogę powiedzieć? Jestem mega zadowolona! Coś innego niż zwykły żel, czy peeling, ta konsystencja jest dla mnie trochę magiczna, więc idealnie wpasowuje się w klimat świąt. Super się nią oczyszcza twarz i efekty są naprawdę zadowalające. Wieczorem oczyści twarz z resztek makijażu, czy innych zanieczyszczeń z całego dnia, a rano świetnie pobudza do działania! Skóra jest fajnie zmatowiona, ale nie szara i taka bez wyrazu, tylko widać, że nie traci blasku i promienności.
Ja jako nowicjusz jestem zachwycona. I ciekawa jestem takich codziennych produktów od Laq, wiecie nie z edycji świątecznej, więc możecie się spodziewać, że będą się tu pojawiać!


Dajcie znać, jakie Wy świąteczne kosmetyki macie w tym roku, jeśli w ogóle i czy znacie markę Laq! Jestem mega ciekawa, czy możecie mi polecić jakieś inne kosmetyki! 



Efektywne oczyszczanie z dermedic

18 grudnia 2020


Hej! Co tam, jak tam? Wszystko w porządku? Czy wy wiecie, że święta są już za tydzień? Już za 7 dni... szok, niedowierzanie, ale tak bardzo nie mogę się doczekać! I błoga przerwa, błogie lenistwo kontrolowane, bo tak zupełnie leżeć nie będę, ale i tak będzie fajnie. Tym bardziej, że potem są od razu ferie, więc takie lenistwo będzie trwało dłużej, ale przyda się :). Dajcie znać czy macie jakieś fajne, a może i szalone, plany na ten czas, mam nadzieję, że narodowa kwarantanna aż tak nie komplikuje Waszych planów.


A dzisiaj zapraszam Was na recenzje dwóch produktów marki Dermedic, które w ostatnim czasie towarzyszyły mi sporo! Jeśli chcecie zobaczyć inne recenzje marki Dermedic to zapraszam was w etykietę #Dermedic, tam znajdziecie już dosyć sporo recenzji różnych produktów. A dzisiaj zapraszam na fajne oczyszczanie z użyciem dwóch produktów!


Dermedic, Hydrain3 Hialuro, kremowy żel do mycia
Krem ma za zadanie zmyć makijaż i wszystkie zanieczyszczenia w bardzo łagodny sposób pozostawiając skórę czystą i świeżą, a także utrzymać właściwy poziom nawilżenia skóry. Dzięki zawartości oleju macadamia wzmacnia lipidową barierę ochronną skóry, a dzięki kwasowi hialuronowemu i algom nie wysusza skóry.
Niewielką ilość preparatu należy rozprowadzić na zwilżonej skórze, myć kolistymi ruchami i dokładnie spłukać. 

Skład: Aqua, Decyl Glucoside, Sodium Lauroyl Sarcosinate Cocamidopropyl Hydroxysultaine, Cocamidopropyl Betaine, Glycerin, PEG-150 Pentaerythrityl Tetrastearate, Ppg-2 Hydroxyethyl Cocamide, Sodium Hyaluronate, Polyquaternium-7, Styrene/Acrylates Copolymer, Glycereth-8 Macadamia Seed Oil Esters, Algae Extract, Zinc PCA, Magnesium PCA, Manganese PCA, Calcium PCA, Citric Acid, Parfum, Potassium Sorbate, Sodium Benzoate. 

Ten krem używałam na parę różnych sposobów, rano, wieczorem, jako zwykłe oczyszczanie twarzy oraz demakijaż, solo ewentualnie z różnymi akcesoriami. Ale, krem znajduje się w super, zwykłym, ale wygodnym opakowaniu, a to jest najważniejsze. Wszystko co najważniejsze jest na opakowaniu i bardzo wygodnie się go używa. Konsystencja jest bardzo kremowa, a zapach z kolei jest bardzo delikatny i średnio wyczuwalny.
Tak, jak Wam pisałam, używałam go rano na poranne oczyszczanie twarzy i super odświeżył moją skórę i lekko mnie pobudził do działania w ciągu dnia. Nie powodował ściągnięcia twarzy i nie czułam potrzeby używania toniku, a mogłam od razu przejść do kremu. Używałam go czasem z konjakiem, a czasem bez i w sumie w każdej sytuacji było super, fajnie mi się używało i nie widziałam większej różnicy. Jeśli chodzi o demakijaż to nie używałam go jako 1 etap demakijażu, a jako drugi. Do demakijażu mam inne produkty, które wolę, ale ten krem się super sprawdził właśnie jako drugi etap, czyli doczyszczenie makijażu, zmycie tego, co jeszcze gdzieś tam się schowało i nie rozpuściło poprzednim produktem. Dodatkowo fajnie zmywa z twarzy produkty do demakijażu (micele, oleje itd.) - dla mnie bomba. Poza tym, kiedy miałam ochotę na wieczorne SPA i chciałam sobie super, ekstra oczyścić twarz to mam szczoteczki soniczne i wtedy używałam ich razem z tym kremem - znowu efekt był rewelacyjny. Skóra była idealnie doczyszczona i widać było, że ogólnie była w lepszym stanie cały czas.
Dla mnie produkt idealny i bardzo uniwersalny! Podoba mi się to, że mogę używać go na parę różnych sposobów i za każdym razem działa genialnie ;). Tym bardziej, że jest na maksa wydajny, niewielką ilość wystarczy użyć na raz ;).


Dermedic, Hydrain3 Hialuro, peeling enzymatyczny
Peeling delikatnie i nieinwazyjnie usunie martwy naskórek, udrażniając drogę dla kosmetyków pielęgnacyjnych i głębokiego nawilżenia. Nie wysusza i nie podrażnia skóry i zarazem zapewnia nawilżenie skóry podczas i po zabiegu.
Peeling należy równomiernie nałożyć na twarz niezbyt cienką warstwę i pozostawić do wchłonięcia na ok. 15-20minut. Pozostałą ilość preparatu należy usunąć przy pomocy chusteczki lub wacika. 

Skład: Aqua, Glycolic Acid, Arginine, isopropyl Myristate, Cetearyl Alcohol, Ceteareth-33, Cyclomethicone, Sodium Hyaluronate, Glycerin, Caprylic/Capric Triglyceride, Triethanolamine, Polyacrylamide, C13-14 Isoparaffin, Laureth-7, Glyceryl Stearate, Stearic Acid, Urea, Allantoin, DMDM Hydantoin, Methylchloroisothiazolinone, Methylisothiazolinone, Parfum.

Przechodząc od peelingu enzymatycznego! Ja jestem ogromną fanką peelingów mechanicznych, więc zawsze do takich produktów podchodzę z dystansem, ale tutaj mam mniejszą wersję produktu, więc fajniej na wypróbowanie. Mniejsza pojemność jest dla mnie idealna szczególnie na wyjazdy. 
Opakowanie jest sporo, marka tutaj dba o wszystkie szczegóły i mi się bardzo podoba to, ż wszystko jest takie spójne i jednolite. Na opakowaniu nie ma składu, ale to jest kwestia wielkości. Za to konsystencja jest dość kremowa, zapach jest tak samo delikatny i ledwo wyczuwalny, ale to mi nie przeszkadza.
Użycie! najważniejsze, czy peeling enzymatyczny da mi to samo co mechaniczny? Uważam, że tak - jak najbardziej. Skóra po użyciu tego peelingu jest równie oczyszczona, gładka i miła w dotyku, jak po mechanicznym. Wydaje mi się, że mechaniczny jest bardziej satysfakcjonujący pod kątem psychiki, ja czuję, że tam są drobinki zdzierające, więc one działają, ale jak się wyłączy myślenie i zaufa, to będziecie zadowoleni na pewno! Peeling enzymatyczny dla mnie obecnie jest bardziej na plus, przez to że jest delikatniejszy, a ja mimo wszystko obecnie wybieram delikatniejsze i mniej inwazyjne kosmetyki i on mi się idealnie sprawdza. Delikatnie, ale skutecznie złuszcza i oczyszcza skórę.
I ja jestem zadowolona, baaardzo! Wszystko mi tutaj cudownie gra.


Znacie markę Dermedic? Co lubicie od nich najbardziej? :)

#50 świąteczny kinomaniak

13 grudnia 2020


Ho, ho, ho! Dzień dobry! Witam was w niedzielę, w dość spokojny weekend. Dajcie znać, jak Wasz, bo mój weekend teraz jest bardzo spokojny, lezę, odpoczywam, zasypiam, jem, oglądam filmy albo skoki i taki leci. Ale powiem Wam, że przy mega zalatanym tygodniu i dodając do tego jeszcze dość wymagający kurs w soboty potrzebne są mi takie dni, kiedy nic nie robię. 


A skoro już mam taki vibe odpoczywania i nic nierobienia, to zapraszam Was na przegląd filmów świątecznych! Ciesze się, że udało mi się wyrobić z częścią filmów, żeby dać Wam znać jeszcze przed świętami! I koniecznie dajcie znać, co jeszcze warto obejrzeć, bo wiem że na tych filmach się nie skończy.

Randki od święta (2020) 'Holidate' komedia romantyczna, świąteczny


Pierwszy film świąteczny, jaki oglądaliśmy w tym sezonie, i to jeszcze w listopadzie. Ale muszę przyznać, że zaczęliśmy bardzo fajnie! Komedia jest na maksa przyjemna, ciekawa, czasem nieprzewidująca, mimo że od początku filmu wiadomo, co się wydarzy. Mi to nie przeszkadza, a nawet nie oczekuje od komedii romantycznych elementu zaskoczenia w postaci innej pary niż się oczekuje od samego początku. Historia jest dość ciekawa, inna, a przy okazji zabawna. I według mnie warto obejrzeć tę komedię! 

Prezenty z nieba (2020) 'Operation Christmas Drop' komedia romantyczna, świąteczny


Nudy, nudy i jeszcze raz nudy. Puściłam go i tak sobie leciał, żeby już doleciał do końca. W ogóle mnie nie porwał ani nie zainteresował. W związku z tym za wiele też z niego ani nie pamiętam ani nie wiem, bo pewnie większość czasu przesiedziałam na telefonie, no ale niestety - nic ciekawego. Oglądałam jeden z ostatnich momentów tytułowego motywu prezentów z nieba i w sumie za to dostał ode mnie 3/10 a nie 1/10 haha.

Kronika świąteczna (2018) 'The Christmas Chronicles' | Kronika świąteczna: Część 2 (2020) 'The Christmas Chronicles 2' familijny, komedia, przygodowy, świąteczny


Uwielbiam ten film, pierwszą, jak i drugą część bardzo podobnie! Włączyłam go i totalnie nie spodziewałam się tego, co zobaczę. początkowo myślałam, że będzie to kolejny film w stylu disneyowskich komedii, z irytującym dubbingiem i nastawiłam się średnio. Ale tak bardzo spodobała mi się ta seria, że parę dni później obejrzałam go raz jeszcze u teściów (pierwszą i drugą część, jedna po drugiej). Mega przyjemny, bardzo pozytywny, momentami na maksa zabawny, ale i wzruszający. Bardzo polecam, idealnie nadaje się dla wszystkich, dla młodszych i dla starszych. Pierwsza część jest bardziej młodzieżowa i dorosła z motywem dla dzieci, z kolei druga część to będzie istna frajda dla dzieciaków. Ja wolałam pierwszą część, ale i drugą się fajnie oglądało. Więc bardzo polecam, obie!

O północy w Magnolii (2020) 'Midnight at the Magnolia' komedia romantyczna


Nie jest to jakiś turbo świąteczny film, gdzie zobaczycie masę świątecznych motywów, piosenek świątecznych itd. Tutaj te święta są bardziej obok, bardziej skupiamy się na Sylwestrze, ale jest to raczej tylko tło do historii komedii romantycznej, która dla mnie jest dość przyjemna. Nie jest odkryciem roku i czymś zupełnie nowym i niesamowitym, wow oh wow, ale jest fajna na jakiś wieczór, kiedy chce się obejrzeć coś lekkiego. Jest dość wzruszający, w pewnym momencie dzieje się sporo smutnych, przykrych rzeczy, jak to zawsze bywa w tego typu filmach. Nie powiedziałabym, że musicie go koniecznie obejrzeć, ale możecie z braku laku. 

Świąteczny kalendarz (2018) 'The Holiday Calendar' komedia romantyczna, świąteczny


Nie wiem do końca jak opisać i ocenić tej film. Z jednej strony jest w nim magia, którą uwielbiam, jest kalendarz adwentowy, który od paru lat towarzyszy mi co grudzień, jest też dosyć zawiła historia świąteczna. Więc niby powinnam być zachwycona, a z drugiej strony obejrzałam go i kompletnie o nim zapomniałam. Mam wrażenie, że jest trochę niedociągnięty, że czegoś mi w nim brakuje, ale sama nie wiem czego. Ale mógł być sztosem, a jest w sumie taki uoo. Można obejrzeć dla samej magii i kalendarza adwentowego, ale są lepsze filmy ;).

Święta, święta i... znowu święta (2020) 'Tudo Bem No Natal que Vem' komedia, świąteczny


Włączyłam ten film, bo był numer 1 na netflix, myślę sobie, o ekstra - w końcu jakaś głupkowata, ale fajna komedia świąteczna, bez historii miłosnej, tylko tak o żeby się rozluźnić. Pierwsze 15/20 minut było na maksa nudne, aż miałam momenty, że szkoda, że nie wybrałam innego filmu, potem powoli się rozkręcił i mnie ciekawił, chociaż zastanawiałam się, czy na tyle, że będzie wow. I był WOW, nie mogłam się oderwać od tego filmu, stopowałam przy każdym wyjściu do łazienki, tak mnie wciągnął. A ostatnie 20 minut przeryczałam tak mocno, że nie mogłam się uspokoić. Historia trochę jak z Opowieści wigilijnej, ale obiera sporo zwrotów akcji, których ja się nie spodziewałam i dlatego jestem zachwycona. Naprawdę warto przetrwać ten nieciekawy początek i obejrzeć do końca, bo film uświadamia masę rzeczy.


No to czekam też i na Wasze propozycje filmów świątecznych! :)

Podsumowanie Kenii!

10 grudnia 2020

 
Dzień dobry! Co tam, jak tam! Dzisiaj mamy czwartek, jak zawsze w czwartki u nas jest dość beznadziejna pogoda, ale mam nadzieję, że jakoś to przetrwamy i mnie ani nic nie zdmuchnie ani grad ze śniegiem nie zasypią. Ale to się okaże wieczorem, w jakim stanie wrócę do domu.



Dajcie znać co u was, czy czujecie ten świąteczny vibe i czy cieszycie się na nadchodzące święta? Ja już jestem bardzo w tym i obejrzałam sporo filmów świątecznych, więc szykujcie się na świątecznego kinomaniaka już niedługo ;). A dzisiaj będzie dość luźny wpis, bo jeszcze wrócę wspomnieniami do Kenii! Pomyślałam, że spoko będzie zrobić taki zbiorczy wpis, gdzie znajdą się wszystkie wpisy dotyczące Kenii z dodatkowymi krótkimi opisami :). Jak trafi tu ktoś nowy to macie świetny spis treści z odnośnikami do tego, co Was naprawdę interesuje ;)> A może kogoś z Was ominął jakiś wpis? W takim razie enjoy!


Informacje dosyć ważne i przydatne. Sama się nad nimi zastanawiałam i czasem trochę stresowałam zanim nie pojechaliśmy i nie przekonaliśmy się na własnej skórze. Mimo wszystko, Kenia jest w Afryce i Afryka to jest inny świat, inni ludzie, mimo że są turbo otwarci, mili i wspaniali, to jednak wydaje mi się, że zawsze warto jest mieć dystans i po prostu być świadomym, co może się wydarzyć i co może Was spotkać. Kwestia szczepień tutaj jest bardzo sporna, każdy robi jak mu podpowiada i każe sumienie ;).


Druga sprawa ogólnych, ale ważnych informacji. Kwestia napiwków i pieniędzy, w naszym przypadku zdarzyło się tak, że Pani w biurze podróży wprowadziła nas w błąd i przyznam szczerze, że większość osób też. A dopiero kiedy się rozmawiało z lokalsami wychodzi na to, że wcale te 1-dolarówki nie są super pomysłem.. zależy. No i jedzenie, też ważna rzecz, i jakkolwiek to jedzenie było pyszne tak teraz jedyne co mi się kojarzy to te małpy, które sobie podbiegają i kradną żarcie ze stołów - życie!


Czyli opis hotelu! Hotel zrobił na nas ogromne wrażenie, wyglądał jak smerfne domki, cały resort bardzo mi się kojarzył z wioską smerfów i mega mi się podobało to, że mogliśmy tak pobyć w totalnie innym miejscu, w turbo innej rzeczywistości. Inny świat, idealny na podróż poślubną ;). W tym wpisie znajdziecie opis hotelu, pokoi, trochę o recepcji i o obsłudze, o restauracjach, barze i wszystkim innym, jak i opisałam pewną małą dramę z sejfem, o której warto poczytać, bo to akurat pozostawiło lekki niesmak ;).


Story time! Co prawda za dużo przygód nie mieliśmy, ale akurat to jak kupowaliśmy pamiątki w Kenii przeraża mnie do dziś i siedzi mi w głowie cały czas! I jak zazwyczaj z biegiem czasu człowiek śmieje się z takich sytuacji, to powiem Wam szczerze, że to dalej mnie przeraża i nie wiem już sama czy to norma, czy akurat my tak trafiliśmy... nie mam pojo! Jeżeli też byliście w Kenii to dajcie znać, czy Was też spotkała taka sytuacja, bo jestem mega ciekawa ;). 200 dolców nie nasze, ale hej (!) jaka przygoda!


I zaczynają się atrakcje, Pierwszą z nich jest Seasafari czyli możliwość zobaczenia trochę podwodnego świata, bez potrzeby nurkowania, wypływania w morze czy w ogóle jeżdżenia w jakieś konkretne miejsce (chociaż to też się da i wierzę, że wtedy więcej zobaczycie). Nam to w sumie wystarczyło, i tak to było dla nas coś nowego, myślę, że następnym razem bym się skusiła już na jakieś nurkowanie, pływanie z delfinami czy coś innego. Mimo wszystko zobaczyliśmy sporo, a lokalsi opowiedzieli nam jeszcze więcej, więc bomba!


Ta atrakcja przeważyła zdecydowanie na tym, że ostatecznie wybraliśmy Kenię. Nigdy bym się nie domyślała, że coś takiego mnie kiedyś spotka, a tu hej! Widziałam sikającego lwa, ciekawską żyrafę i zawstydzoną pumbę! Dodatkowo bawoły ze śmiesznymi minami, masę sarno-podobnych odmian i polującą lwicę... Czad! I to jest największy plus Kenii, który jest wart każdej złotówki. Spanie na środku parku narodowego, z okna widok na zwierzęta, możliwość podejrzenia zwierząt spod ziemi, no wow! Polecam!

Bardzo opisowy wpis. Miałam na szczęście spis wszystkich możliwych wycieczek fakultatywnych wraz z cenami, więc wszystko macie zawarte we wpisie. My nastawiliśmy się bardzo na safari i jakoś nie myśleliśmy o innych możliwościach, a myślę, że gdybyśmy dostali taką listę wcześniej to pewnie byśmy się skusili i na coś jeszcze ;). Więc szkoda i dla nich, bo zarobiliby na nas więcej.


Jestem mega wdzięczna za to, że w głównej mierze lecieliśmy nocą. Gdyby to było w ciągu dnia, to bym się zanudziła albo tak zaspała, że nic by mi się nie chciało i byłby dramat. Więc głównie spaliśmy i oglądaliśmy filmy. Wiaodmo w każdą stronę inaczej się leci i z innymi emocjami, więc różnie ta podróż przemija, ale i toaleta i korzystanie z niej w samolocie nie jest wcale tak straszne, jak mi się wydawało! A uwierzcie, zastanawiałam się nad tym długo, co i jak haha.


Pisząc to podsumowanie, uświadomiłam sobie jaka szczęśliwa byłam kiedy byliśmy w Kenii i jaka szczęśliwa jestem teraz, że mam takie doświadczenia, że mam takie przeżycie i mam najwspanialsze wspomnienia z naszej podróży poślubnej. Jestem turbo zadowolona i nie żałuję wydanego każdego dolara na miejscu i każdej złotówki przed. Rewelacja, bardzo polecam, będę wspominać to bardzo długo! A jeśli chodzi o pełną kwotę, to zapraszam już do wpisu, gdzie macie podliczenie kosztów ;).




Na koniec mam dla Was jeszcze nasz filmik, żeby podsumować cały nasz wyjazd! I więcej o Kenii nie będzie, bo nie mam już co pisać, wyczerpałam temat i teraz przyszedł czas zanurzyć się w zimowym czasie! Co też mnie cieszy ;).
Trzymajcie się!


Piękne rozświetlenie od Essence, Glow to go!

07 grudnia 2020

 
Dzień dobry! Jak tam? U mnie po weekendzie jak zawsze sporo ogarniania i wracania na moje tory, wracanie do mojej rutyny, która pomaga mi utrzymać w miarę wszystko w ryzach. Ale, przechodząc od razu do tematyki wpisu, dzisiaj dalej będzie kolorówka i w dalszym ciągu rozświetlacz. Uwielbiam rozświetlacze, uwielbiam glow na twarzy w makijażu, więc poza rozświetlaczem w płynie, zawsze miałam rozświetlacze prasowane. I tak o to w moje ręce wpadł ten rozświetlacz i zakochałam się od razu, więc zapraszam do recenzji ;).

Essence, Glow to go!
10 sunkissed glow


Paletka rozświetlaczy, bardzo dobrze napigmentowana, zawiera dwa pudry rozświetlająe i dwa brązujące, które można łączyć lub nakładać oddzielnie. Dzięki pudrom szybko uzyskamy efekt cery muśniętej słońcem, a także połyskującą skórę na ramionach czy dekolcie.

Jak widzicie paletka składa się z 4 różnych rozświetlaczy. Jeden jest idealnie złoty, drugie różowe złoto, taki szampański odcień, natomiast dwa pozostałe brązujące, jeden w cieplejszych i drugi w zimniejszych tonacjach. Nie będę ściemniać, ale prawdopodobnie te dwa najjaśniejsze zostaną zdenkowe na full, a te brązujące tyle użyję tyle o ile. Nie ma obecnie możliwości, opcji ani pogody, żebym mogła dodawać sobie na ramiona czy dekolt brązujący rozświetlacz. Chociaż nie powiem, wyobrażam sobie ten olśniewający efekt, ale niestety nie mam obecnie do tego warunków. Więc może za rok!


Tak, jak pisałam, ja uwielbiam rozświetlacze i nie może ich zabraknąć w moim makijażu dziennym, domowym, a o imprezowym/wieczorowym już nawet nie wspomnę. Nakładam go gdzie się da, ale koniecznie pod łuk brwiowy, na kości policzkowy, nos, czoło, broda i łuk kupidyna. Dodatkowo jak robię makijaż oczu to też się skuszę, żeby nałożyć cokolwiek w wewnętrznych kącikach. Jako największa fanka różowego złota, zazwyczaj idę w ten odcień drugie od lewej, tutaj wygląda dosyć jak pudrowy róż, ale w rzeczywistości jest to delikatne różowe złoto, które bardzo mi pasuje. Do kącików zawsze dodaję ten pierwszy złoty i jest czad. Błysk, tafla i efekt wow!


Mam nadzieję, że na zdjęciach udało mi się chociaż trochę uchwycić ten glow o jaki mi chodzi. Na policzkach jest widoczna ta tafla, ten błysk i efekt jak się to może mienić w zależności od ruchu. Na trzecim zdjęciu udało mi się też uchwycić glow pod łukiem brwiowym, które jest na żywo jest dużo większej! Wiadomo, że ciężko jest mi uchwycić efekt w innych miejscach. Tym bardziej, nos, broda i łuk kupidyna, wystarczy katar i po pierwszej chusteczce wszystko się ściera. Z katarem nawet turbo trwały rozświetlacz nie wygra i nie ma na co tutaj liczysz. Aczkolwiek jeśli chodzi o produkt na policzkach i oczach, to jest trwały, trzyma się i nie schodzi sam z siebie.


Nigdy nie zrobiłam sobie krzywdy tą paletką i ją uwielbiam! Ja zawsze z paletek zużywam maksymalnie dwa produkty, więc i tutaj nie dziwi mnie to, że te brązujące rozświetkacze schodzą na dalszy plan. Niestety ta paletka jest na razie wycofana i nigdzie nie można jej znaleźć, ale mam nadzieję, że znajdę przynajmniej pojedyncze rozświetlacze w ofercie Essence, bo te dwa jasne są dla mnie ideolo! A muszę przyznać, że nie miałam nigdy za wiele produktów od Essence i aż szkoda ;).


Goodies | Yankee Candle | Autumn Glow | jesienny blask

04 grudnia 2020

 
Dzień dobry! Co tam? Mamy kolejny piątek! Więc weekend i mam nadzieję, że u Was wszystko jak najbardziej w porządku! Plany na weekend są, czy to odpoczywanie, czy działanie, najważniejsze żebyście byli zadowoleni. Ja jutro z samego rana mam kurs do południa i potem jedziemy na mini weekend do rodziców, więc zawsze coś innego. Śnieg topnieje, więc trochę zimowa aura zniknęła, ale na dzisiejszy post akurat jak znalazł.
Dziś powiem Wam o jesiennej świeczce dostępnej na Goodies od Yankee Candle, także idealnie wyrobię się przed zimą, więc let's do it!

Yankee Candle
Autumn Glow


Autumn Glow pochodzi z rześkiej linii zapachowej Yankee Candle z serii Classic o egzotycznym aromacie paczuli, złotego bursztynu, i świeżo ciętych ziół. Wyczuwalne są też delikatne nuty cytrusowe.

Nuty głowy: musujące cytrusy
Nuty serca: świeżo cięte zioła, jesienne kwiaty
Nuty bazy: bursztyn, paczula, fasola tinka

Zapach: rozgrzewający, jesienny, kwiatowy i cytrusowy.


Tym razem jest to średnia świeca i musze przyznać, że dla mnie te średnie są ogromne. Nie wiem, duże to już w ogóle są przeogromne, ale średnie są dla mnie chyba wystraczające. W zależności jeszcze od mojej miłości do zapachu, bo jestem w stanie i wybrać dużą świecę, jak się zakocham. I ogólnie bardzo lubię te opakowania, grube i dobre szkło, wygodne opakowania, tak samo jak i zamknięcie. Mi się bardzo podoba design marki Yankee Candle i te świece zawsze super wyglądają. Knoty są grube i nigdy nie miałam żadnych problemów z tymi świecami pod kątem technicznym.


I przechodząc do zapachu! Najpierw jak otworzyłam słoik i powąchałam wosk to przyszło mi do głowy, że 'Woooow, co to za turbo mocne perfumy'. I to takie dość ciężkie, intensywne i mocne perfumy. Nie każdy przepada za takimi zapachami, więc sama na początku się trochę obawiałam, że m to nie podejdzie, jak już zapalę, ale na szczęście było inaczej. Zapaliłam i ten mocny zapach się tak jakby 'rozwiał', od razu zrobił się słabszy, od razu zelżał i nagle otulił moje mieszkanie pięknym i bardzo przytulnym zapachem. On dalej pachnie dla mnie perfumami, ale już łagodniejszymi i takimi fajnie otulającymi.
Akurat w tej świecy nie jestem w stanie wyczuć nic z podanych nut zapachowych, bo są dla mnie akurat tak inne, że poza cytrusami nie wiem, jak co pachnie ;). Czy jest to jesienny zapach? Jest, na pewno nie jest on świeży, wiosenny i na cieplejsze dni, on się idealnie nadaje na siedzenie w domu pod kocem i z herbatą - na takie okazje jest idealny :).


No! Oczywiście mam już kolejne świąteczne zapachy, które od paru dni palę i na pewno pojawi się tutaj i ich recenzja. Ale jakiekolwiek zapachy lubicie, dajcie mi koniecznie znać, jakie są Wasze ulubione! I może coś mi polecacie na ten świąteczny i domowy czas ;))
Trzymajcie się!