Isana, olejek pod prysznic, jako produkt do mycia pędzli
rzeczywiście taki musthave?

29 lipca 2020


Dzień dobry! Tak, oficjalnie ogłaszam, że minęła połowa miesiąca i tym samym połowa wakacji! Nie wiem, jak Wy, ale ja się cieszę. Nie mogę się doczekać jesieni, nie mogę się doczekać większej ilości obowiązków, latania z miejsca w miejsce - jakoś lubię to! Lubię być na pełnych obrotach, tym bardziej jesienią! Naprawdę, już czuję ten jesienny vibe, a Wy? Pewnie cześć z Was rozkoszuje się wolnością i gadam takie głupoty, haha. 
A dzisiaj będzie o olejku pod prysznic marki Isana, każdy go poleca, każdy wszędzie o nim trąbi, że tak świetnie, szybko i dokładnie myje pędzle i słyszę to już pewnie od dobrych kilku lat [?], a ja zawsze decyduję się na te produkty na końcu. Więc, zapraszam do zapoznania się z moją opinią ! A osoby, które mnie oglądają na instagramie - beautifulduty.pl, już wiedzą, jaka będzie odpowiedź ;)


Isana, olejek pod prysznic


Olejek pod prysznic Isana zawiera 56% olejów pochodzenia naturalnego, dzięki czemu zapewnia wyjątkowo obfitą pielęgnacją bardzo suchej i wrażliwej skóry. Olejek zawiera witaminę E oraz wysokowartościowe oleje, więc ochroni skórę przed wysuszeniem, dzięki czemu staje się ona wyjątkowo gładka i miękka w dotyku. Olejek będzie odpowiedni do codziennego stosowania. Ponadto, produkt jest przebadany dermatologicznie.

Skład: Glycine Soja Oil, Laureth-4, Mipa-Laureth Sulfate, Propylene Glycol, Parfum, Helianthus Annuus Seed Oil, Panthenol, Tocopheryl Acetate, Aqua, BHT, Beta Carotene.

Jak pisałam, ja ten olejek używam tylko i wyłącznie do mycia pędzli, nie lubię ogólnie stosować olejków do ciała, nie lubię jak się coś klei i zostawia po sobie film, więc nawet by nie było mowy, żebym go użyła w taki sposób. Ale każdy polecał go do mycia pędzli, więc stwierdziłam, a spróbuję, jest turbo-tani, to nawet jak się nie sprawdzi to jakoś go wykorzystam. No i cóż.
Standardowo zaczynając od opakowania, tutaj jest zwykło, standardowo, ale całkiem spoko. Mimo wszystko ten design mi się podoba, widać ile produktu zostało do końca, Zamknięcie też jest fajne i solidne, nie otwiera się samo, jest dość wytrzymałe  i nie ma problemu, żeby się samo otworzyło. Poza tym, otwór też jest fajny, żeby wylewać pożądaną ilość produktu. 
Konsystencja jest dość oleista, ale nie jakoś bardzo tłusta, zapach jest typowy, jak na olejek arganowy ;).


Jak pierwszy raz użyłam, to byłam w mega szoku! Zazwyczaj myję pędzle na dwa razy, za pierwszym razem za pomocą dłoni myję pędzel, a później żeby go doczyścić myję pędzel drugi raz już przy pomocy eggbrush'a. I powiem szczerze, że przy myciu pędzla do fluidu, który jest najbardziej upaćkany tak naprawdę miałam wrażenie, że nawet nie muszę myć jakoś szczególnie dokładnie i używać eggbrush'a. Poważnie, olejek tak cudownie rozpuszcza kosmetyki, które znajdują się na pędzlu, że schodzą w moment. 
I ja jestem na maksa zadowolona, cieszyłam się, że za pomocą eggbrush'a mycie pędzli zajmuje mniej czasu, ale porównanie tego olejku i eggbrush'a oznacza umycie pędzli w kilka minut. Obawiałam się, że olejek może będzie ciężko domyć z włosia albo że będzie ono później, ale nic bardziej mylnego. Pędzle są idealnie domyte, włosie jest niezniszczone, niesklejone, wszystko jest super zrobione, a i pędzle ładniej pachną. Ja jestem w szoku.


I jako sceptyk, po raz kolejny przyznaję większości Wam rację, że ten olejek przy pielęgnacji pędzli naprawdę sprawdza się znakomicie ! Myje je idealnie, dzięki niemy całe pranie pędzli trwa bardzo krótko, wszystko się domywa, nic się nie skleja - no ogólnie czad! Dodatkowo ten olejek kosztuje jakieś 7 zł, jest dostępny w Rossmannie i jest wydajny, bo na jedno mycie bardzo niewiele produktu potrzeba, więc czad! I tak, zdecydowanie jest to musthave - odpowiadając na pytanie ;)
Mam tylko nadzieję, że Rossmann nic mu nie zrobi, jak z innymi cudami od nich ;) Ale bądźmy dobrej myśli!



Maski Dermacol

26 lipca 2020



Halo, halo! Kolejne recenzje masek dla Was! Jak Wam idzie akcja #zostańwdomunałóżmaskę? Mimo że akcja była na topie jakoś w marcu, ale nic nie stoi na przeszkodzie, żeby znów do niej wrócić, może niekoniecznie siedząc w domu, bo w końcu mamy wakacje ;). A ja w ostatnim czasie trochę olałam te maseczki, ale koniecznie muszę do tego wrócić, dlatego recenzja, żeby się zmotywować!
Dzisiaj będzie o marce, którą wręcz uwielbiam! Dermacol, najbardziej uwielbiam podkłady, które u mnie się rewelacyjnie sprawdzają, jak i pielęgnacją ciała, taką codzienną ;) To jest czad, więc i przyszedł czas na inne produkty, czyli maski, których kilka mam. I muszę przyznać, że wypadły różnie ;)

Dermacol, Deep Cleansing Mask

Maska w płachcie 3D z ekstraktem z brzoskwini [10], keratoliną i alantoiną [8] zapewnia głębokie oczyszczenie zablokowanych porów, usunięcie martwych komórek skóry, jak i regenerację, odnowienie, odświeżenie i lifting skóry. Poza tym, maska odbuduje zniszczenia, będzie kontrolować poziom utraty wody, zmiękczy i tonizuje skórę, a także będzie eliminować wolne rodniki. 

Skład: Aqua, Glycerin, PEG-12 Dimethicone, Phenethyl Alcohol, Caprylyl Glycol, Propylene Glycol, Bacillus Ferment, Allantoin [8], Tocopheryl Acetate, Prunus Persica Fruit Extract [10], Tetrasodium EDTA, Hydroxyethylcellulose, Sodium Acetate, Isopropyl Alcohol, Cellulose, Parfum, Citric Acid, Triethanolamine, Sodium Benzoate, Potassium Sorbate.

Maskę należy mieć na twarzy jakieś 10 minut i już teraz mogę powiedzieć, że na pewno ja ją miałam krócej. Ale od początku; zapach był dość specyficzny, trochę dziwny, ale bardzo brzoskwiniowy, niby go nie pokochałam, ale też mi nie przeszkadzał jakoś bardzo, więc okej. Muszę przyznać, że płachta na maksa nie pasowała do mojej twarzy, co dawno mi się nie przytrafiło, mam wrażenie, że była dość niewymiarowa i jakaś krzywa, bardzo odstawała na bokach i nie chciała się dobrze przykleić, co jest spowodowane tym, że nie była jakoś bardzo nasączona produktem, była bardzo lekko wilgotna. Aczkolwiek, mimo że nie byłą za bardzo nasączona to mam wrażenie, że cały produkt przeszedł na dół maseczki w okolice brody i szyi, co poskutkowało tym, ze z maski normalnie kapało, a nigdy mi się to jeszcze nie przytrafiło, musiałam leżeć z tą maską, chociaż i tak czułam dziwne kapanie na dekolt, więc długo nie wytrzymałam.
Co mogę powiedzieć o działaniu? Nie wystąpiło żadne podrażnienie, ani nic złego, skóra była lekko oczyszczona, wygładzona, przy okazji delikatnie nawilżona i odżywiona, ale nie były to efekty na maksa spektakularne i niesamowite do zachwycania się. Aczkolwiek wiem, ze moje negatywne odczucia najbardziej spowodowane są tym, że płachta sama w sobie sprawiła mi trochę problemów i nie było to zbyt relaksujące spotkanie. Nie wiem czemu tak było, maska co prawda była już przy końcu daty ważności, ale powinna być jeszcze dobra, ale wiadomo te daty są dość umowne, więc jeśli ktoś z Was miał z nią do czynienia, koniecznie napiszcie czy było podobnie.


Dermacol, Detox&Defence

Maska z naturalnymi antyoksydantami, witaminami oraz komórkami macierzystymi, głęboko wnika w skórę, neutralizuje toksyny, a także szkodliwe substancje pochodzące z otoczenia. Maska ma za zadanie odbudować naturalne mechanizmy obronne skóry, a także uchronić skórę przed przedwczesnym starzeniem się, utratą elastyczności oraz powstawaniem zmarszczek.

Skład: Aqua, Glycerin, Propylene Glycol, Cetearyl Alcohol, Glyceryl Stearate, Caprylic/Capric Triglyceride, Decyl Oleate, Cetearyl Glucosid, Butyrospermum Parkii Butter, Panthenol, Alaria Esculenta Extract, Solanum Lycopersicon Leaf Cell Culture Extract, Olea Europaea Fruit Extract, Acacia Senegal Gum, Vitis Vinifera Fruit Extract, Benzylidene Dimethoxydimethylindanone, Tocopheryl Acetate, Carbomer, Sodium Hydroxide, Citric Acid, Phenoxyethanol, Ethylhexylglycerin, Parfum.

Należy nałożyć dość sporą ilość na szyję, twarz i dekolt unikając okolic oczu, zostawić na 15-20 minut, po czym zmyć wodą albo ściągnąć mokrym ręcznikiem.
Maska ma dość mleczną konsystencję, ale jest dość gęsta, taka trochę jak jogurt, myślę, że to będzie spoko porównanie. Bardzo dobrze trzyma się twarzy nie spływa z niej ani nic z tych rzeczy. Poza tym, zapach jest jak mydło. I nie mówię tego w złym świetle, bo ja lubię ten zapach, jest bardzo przyjemny i po prostu ładny! Maska nałożona na twarz po jakimś czasie zasycha, ale do takiej dość mokrej skorupki, ale nie przyczepiam się do niczego. Wszystko też zależy od tego jaką ilość maski nakładacie, ja jednak zostaję przy takiej umiarkowanej ilości.
Poz myciu skóra jest tak cudownie miękka, gładka i napięta, że w końcu wiem, co to znaczy napięta i jędrna skóra! Naprawdę szok i rewelacja, i ja jestem bardzo zachwycona tą maseczką! Tym bardziej, że taka jedna saszetka, która jest podzielona na dwie wystarczyła mi na jakieś 6 użyć. Super jest też to, że maska nie zasycha nam w saszetce, tylko w dalszym ciągu nadaje się do nałożenia, więc czad!


Dermacol, Deep Detoxifying Mask

Maska w płachcie 3D, która zawiera węgiel aktywny [13] oraz ekstrakt z bambusa [10], zapewnia głęboką detoksykację skóry, oczyszczenie i redukcję rozszerzonych porów skórnych, a także odbudowanie witalności oraz świeżości poszarzałej skóry. Poza tym, reguluje nadmierne powstawanie sebum,

Skład: Aqua, Glycerin, PEG-12 Dimethicone, Butylene Glycol, Methyl Gluceth-20, Methylpropanediol, Enantia Chlorantha Bark Extract, Oleanolic Acid, Panthenol, Bambusa Vulgaris Leaf/Stem Extract [10], Propylene Glycol Dicaprylate/Dicaprate, Polyglyceryl-10 Stearate, Charcoal Powder [13], Polyglycerin-10, Polyglyceryl-10 Myristate, Sodium Dehydroacetate, Phenoxyethanol, Ethylhexylglycerin, Polysorbate 20, Allantoin, Polyacrylate Crosspolymer-6, PEG-40 Hydrogenated Castor Oil, Parfum, Citric Acid.

Należy nałożyć maskę na jakieś 10 minut. Maskę należy trzymać na twarzy jakieś 10 minut. Powiem Wam, że od otworzenia opakowania czuć jakieś owoce, owoce których ja do końca nie potrafię zdefiniować! Pachnie mi trochę jakby brzoskwiniami, a zarazem jakimiś bardzo ładnymi, świeżymi i owocowymi perfumami. Ogólnie zapach jest naprawdę super. Druga sprawa, która jest świetna to to, że maska sama w sobie jest chłodząca. Poważnie, od samego nałożenia czuć przyjemny chłód, nie jest to mocne wymrożenie, wszystko tutaj jest fajnie wyważone. Maska też dobrze trzyma się twarzy, wiadomo że siedząc odklei nam się od brody, ale leżąc wszystko będzie ideolo na miejscu.
Muszę przyznać, że poza chłodem czuję lekkie pieczenie, ale pieczenie występuje w miejscach, w których mam wrażenie, że mam zapchaną skórę, więc cieszy mnie to, bo mam wrażenie, że ona idealnie działa właśnie w tych miejscach, w których powinna i gdzie potrzebuję idealnego oczyszczenia i detoksu. Pozostałe miejsca, jak i cała twarz jest fajnie odświeżona, nawilżona i lekko odżywiona.
Skóra została fajnie uspokojona jakby stonowana, więc ja jestem naprawdę zadowolona! I chyba jest t mój maskowy ulubieniec marki Dermacol!


Dermacol, Intensywnie liftingująca maska

Maska liftingująca z koncentrowanym kompleksem przeciwzmarszczkowym działa podobnie, jak zaaplikowanie botoksu. Niepożądane linie mimiczne, a także jakiekolwiek nierówności zostaną wygładzone już po około 5 minutach od nałożenia maski. Liftingujący efekt utrzyma się do ok. 4 godzin od aplikacji. Lekka żelowa konsystencja z ekstraktem zeń-szenia [7] oraz rumianku [8] zwiększa jędrność i elastyczność skóry. Zapewnia skórze energię, jędrność, wygładzinie, jak i odświeżenie.

Skład: Aqua, Sodium Acrylate/ Sodium Acryloyldimethyl Taurate Copolymer, Alcohol, Isohexadecane, Squalane, Acmella Oleracea Extract, Panax Ginseng Root Extract [7], Chamomilla Recutita Flower Extract [8], Phenoxyethanol, Methylparaben, Ethylparaben, Ethylhexylglycerin, Propylene Glycol, Polysorbate 80, Sorbitan Oleate, Parfum.

Należy nałożyć na twarz szyję i dekolt, unikając oczu. zostawić na 15-20 minut, a następnie najlepiej ściągnąć za pomocą bawełnianej ściereczki. Maseczkę użyłam pierwszy raz rano po dość męczącym weekendzie, tak na regenerację i odświeżenie.  I genialnie się sprawdziła w tej opcji. Konsystencja, zapach i kolor praktycznie idento, jak w wersji Detox&Defence. Ja bardzo polubiłam i tamtą wersję, więc spoko. Zapach jest dość mydlany, ale bardzo ładny.  Poczułam lekkie pieczenie w okolicach nosa, gdzie niestety mam zawsze podrażnioną skórę, ale dość szybko minęło i dało się to spokojnie wytrzymać.
Po ściągnięciu maseczki, czuć że teraz jest bardzo fajnie nawilżona, odżywiona i bardziej napięta niż wcześniej. Nie jest to efekt super liftingu, ale i tak jak na maskę, która jest na twarzy jakieś 15-20 minut to i tak będzie super.
Maska też wystarcza na bardzo dużo razy, myślę, że jedna saszetka spokojnie na jakieś 3-4 użycia, maska nie zasycha w saszetkach, więc to też jest ważne i fajne! Dla mnie rewelacja, ja bardzo lubię i jestem zadowolona.


Znacie maski marki Dermacol? Ja jestem bardzo zadowolona głównie z tej czarnej Black Magic, to będzie zdecydowanie mój faworyt jeśli chodzi o wszystkie 4 powyżej. Jakie są Wasze ulubione maski? Dawajcie znać, bo muszę wrócić do regularnego maskowania się!
Trzymajcie się!

Kenia | wycieczki fakultatywne i atrakcje

23 lipca 2020


Kolejny wpis z naszej podróży poślubnej! Kto wie, ten wie, a kto nie wie to już mówię, że mieliśmy to szczęście, że nasza podróż poślubna odbyła się w Kenii.  Nas głównie skusiła możliwość wybrać się na Safari, o którym pisałam ostatnio, ale... Mimo wszystko w Kenii jest naprawdę dużo różnych rzeczy do zrobienia. Wiedzieliśmy tylko o tym Safari i powiem szczerze, że nie do końca byliśmy świadomy innych atrakcji. Niby w biurze nam Pani mówiła, że rezydent będzie miał coś do zaoferowania, ale tak bez konkretów to nie nastawiliśmy się na nic.
Jak coś to, tak... jest możliwość wykupienia wielu wycieczek od rezydenta i to jeszcze ze zniżką, jeżeli zarezerwujecie miejsce od razu pierwszego dnia. Mega spoko opcja, ale szkoda, że nie wiedzieliśmy o tym.
My wybraliśmy się tam na tydzień, a safari było idealnie po środku, więc nawet średnio nam było kombinować z możliwymi wycieczkami, tak żebyśmy nie biegali z miejsca w miejsce, ale i jest to dobry powód, żeby jeszcze kiedyś do Kenii wrócić.
Znalazłam informację na temat wycieczek fakultatywnych i mam na niej podane ceny w euro i dolarach, więc nie będę przeliczać na polskie, bo to bezsensu (ceny obowiązywały w 2019r.)


Jakie wycieczki fakultatywne były do zaoferowania?

My wybraliśmy się głównie do Kenii właśnie dla tego Safari. Bardzo mocno to każdemu polecam, bo to człowiek tam przeżyje to jest jedno. Nie ma porównania z żadnym ZOO, z oglądaniem zwierząt w klatkach czy na filmikach. Oglądanie dzikich zwierząt w ich, powiedzmy że, naturalnym środowisku jest niesamowite. Oglądanie polujących zwierząt, pięknego i dużego lwa, lwicy z małymi kociakami, żyrafy, pumby - no po prostu nie da się tego opisać. Żałuję tych słoni, ale ja jeszcze kiedyś zobaczę!


 

WERSJE CENOWE:
2 DNI W NGUTUNI SALT LICK --> 305$ lub 270
2 DNI MASAI MARA - MARA ENGAI (przelot samolotem) --> 378$ lub 865
2 DNI TSAVO EAST/SALTLICK --> 395$ lub 350 
1,5 DNIA SALTICK LODGE --> 250$ lub 225
1 DZIEŃ CZERWONE SŁONIE W NGUTUNI --> 125$ lub 110
1 DZIEŃ SHIMBA HILLS --> 125$ lub 110

To by mogła być kolejna genialna atrakcja, o której nie mieliśmy pojęcia. Oferowali nam ją beach boysi w okazyjnych cenach, jak i pani rezydentka. Wiadomo, że te od beach boysów to nie to samo, co od rezydenta - ja tego nie oceniam, bo nie wiem. Ale samo Sea Safari brzmiało genialnie. Możliwość nurkowania w rafie koralowej, wypatrywanie delfinów i szama w lokalnej, 'lepszej' restauracji. Super opcja i jak dla mnie mega kusząca, myślę, że następnym razem bym się zdecydowała.


Wersje cenowe:
WASINI - RAFA KORALOWA - ->110$ lub 100
PILLI PIPPA - RAFA KORALOWA --> 130$ lub 115

  • zwiedzanie Mombassy
Ekstra sprawa, ale ja nie miałam pojęcia, że w ogóle w tych miastach afrykańskich jest cokolwiek do zwiedzania. Jeśli dobrze pamiętam do wyboru były dwie różne opcje do zwiedzania, ale nie pamiętam szczegółów, w zależności od czasu zwiedzania. Jest kilka miejsc historycznych i kulturowych, i myślę, że chętnie bym pozwiedzała to miasto. Kiedy przejeżdżaliśmy przez to miasto to było sporo ciekawych miejsc, innych od tych, jakie widzimy w Polsce. Ominęła nas też fota z najbardziej popularnymi Kłami słoniowymi na Moi Avenue.
Poza tym, ciekawe jest zderzenie kulturowe w Mombasie, tam obok meczetu znajdziecie kościół chrześcijański. No i parę innych świątyń, parków - jest co zwiedzać na pewno.
Poza tym, praktycznie zawsze kierowcy zatrzymują się na zwiedzanie lokalnej wioski z przewodnikiem, gdzie możecie zobaczyć, jak rzeczywiście wygląda to życie w Afryce (nie odbiega od tego, co widzicie w tv..).


WERSJE CENOWE:
MOMBASSA 1 DZIEŃ --> 35$ lub 30
MOMBASSA & HALLER PARK --> 110$ LUB 100
LOKALNA WIOSNKA (0,5 DNIA) --> 50$ lub 45


Poza tym, w samym hotelu też mieliśmy jeszcze opcje na rozrywkę, co prawda nie jakoś wiele, ale i tak fajnie:
  • atrakcyjne wieczorki w hotelu
Wieczorami mieliśmy różne akcje, co jakiś czas były występy, tańce, przedstawienia albo różne gry i zabawy, jak np. gry w bingo. Koniecznie były też dyskoteki wieczorami do różnych rodzajów muzyki, więc nie nudziliśmy się. 
  • atrakcje w ciągu dnia
W ciągu dnia są to głównie atrakcje sportowe, jak granie w siatkówkę plażową i wodną. 
  • nauka kitesurfingu
To była atrakcja, którą zaproponowali nam w sumie dwa dni przed wyjazdem, więc nie mieliśmy ani czasu, ani nawet wystarczającej ilości pieniędzy, haha. Nie wiem czy kitesurfing byłby dla nas i jakoś nie miałabym parcia wtedy, żeby koniecznie tego próbować, jak i w sumie teraz. Aczkolwiek myślę, że są osoby, dla których ta atrakcja byłaby genialna, więc możecie mieć to na uwadze :).




Na co byście się zdecydowali? :)

Mgiełki idealne na lato | Dermacol, hebe, bath&body works

20 lipca 2020


Dzień dobry! Jak Wam mijają wakacje? Przeraża mnie to, że już tyle czasu minęło, szok! I w dodatku pogoda nie jest jakaś super wakacyjna, ale co zrobić. I tak już czasem czuję jesień w powietrzu, więc ja się bardzo cieszę. Ale póki jeszcze mamy lato, to zostajemy w iście letnim temacie, 


A dzisiaj przyszedł czas na mgiełki zapachowe! Szczerze uwielbiam pachnieć, uwielbiam psikać się mgiełkami, bo mogę się psikać i psikać bez przypału, że przesadzę. Serio z mgiełkami mam wrażenie, że można :D, dlatego dzisiaj pokażę Wam moje mgiełki na lato 2020!


Dermacol, IBIZA PARTY


Wiecie, że ja Dermacol uwielbiam i mega się cieszę, że marka rozszerza asortyment i ma w swojej ofercie coraz więcej różnych rzeczy. Tę mgiełkę miałam ze sobą w Kenii, więc domyślacie się, że wraz z zapachem dostaję jeszcze dodatkowe wspomnienia. Ta mgiełka jest bardzo owocowa, niesamowicie słodka i tutaj wszystko zależy od mojego dnia i humoru. Czasem aż mnie mdli na tę słodycz, ale czasem czuję się w tak wakacyjnym nastroju, że od razu pomaga mi złapać odpowiedni i idealny vibe. Z opisu wynika, że jest to głównie zapach granatu oraz malin, ja w zapachach jestem kiepska i nie jestem w stanie powiedzieć, że rzeczywiście czuję te nuty, ale na pewno czuć mocne owoce.
Poza tym, pachnie bardzo ciepło, bardzo kojarzy się z gorącym słońcem lata, i kiedy brakuje mi tego słońca i ciepła to wiem, że ta mgiełka da mi chociaż trochę ciepłego lata. Muszę przyznać, że bardzo mi się podoba to, jak ta mgiełka się zmienia. Później na ciele jestem w stanie wyczuć lekki zapach owoców, nie przesłodzony tylko bardzo fajny. 
Mgiełka jest nawet trwała; do kilku godzin, nie ma co oczekiwać, że zapach będzie się utrzymywać tak długo jak droższe perfumy, ale i tak jest super.


Hebe, YOUNG by Jacques Battini SUMMER BREEZE


Kolejna mgiełka została kupiona totalnie przez przypadek w Hebe (tak samo, jak i następna). 
Z opisu wynika, że mamy tutaj jaśmin, sandałowiec oraz piżmo, poza tym mamy tutaj również bergamotkę, brzoskwinię, czarną porzeczkę, różę lilię, cyklamen, wanilia, jak i biały cukier. 
I muszę przyznać, że ten zapach jest już trochę bardziej perfumowany, bardziej kwiatowy i lekko ciężki dzięki piżmu, ale jest taki idealnie w punkt, jaki ja uwielbiam. Mogłabym mieć takie perfumy i pachnieć tak cały rok, o każdej porze roku. I o matko, uwierzcie mi na słowo, ale ta mgiełka pachnie naprawdę obłędnie! Bardzo kobieco, dodatkowo namiętnie i mi się kojarzy z jakąś gorącą latynoską imprezą.
Jeśli lubicie cięższe zapachy, które są bardziej kwiatowe niż owocowe, to koniecznie wybierzcie się do Hebe, żeby powąchać i gwarantuję, że jeśli lubicie takie nuty to możecie przepaść.


Hebe, YOUNG by Jacques Battini FRESH MELON


To kolejna mgiełka z Hebe, którą kupiłam przy okazji tej powyższej, wiecie stały przy niej jakieś nastolatki i na maksa jarały się tym zapachem, więc stwierdziłam, że hej! Ja też chętnie wypróbuję i z ciekawości powąchałam. I...
Ohh jak to pachnie melonem i zarazem arbuzem! Dodatkowo znajdziecie w opisie kantalupę, truskawki, fiołek, a także piżmo i brązowy cukier. Ta mgiełka jest na maksa owocowa, ale nie aż tak przesłodzona, jak ta wersja z Dermacolu. Tutaj zapach jest lekko słabszy i odrobinę cięższy znowu dzięki zawartości piżma. Ale dla mnie takie ciężkie nuty sprawiają, że ja od razu zakochuję się w takich zapachach. Uwielbiam! Zapach jest dosyć intensywny, ale idealnie zrównoważony i zbalansowany. Dla fanów słodkich zapachów, ale nieprzesadzonych to będzie ideał.


Bath&Body Works, shimmer mist, PRETTY AS A PEACH


I przechodzimy do rewelacyjnego cudeńka! Dostałam kiedyś od psiapsi i nie używałam większość czasu, bo oczywiście było mi szkoda. No bo, jak zużyję na raz i będzie mi przykro, ale chyba czas w końcu używać, bo nie dość, że pojemność spora to nie chcę przegapić daty ważności.
I tak oto mamy tutaj genialną mgiełkę, o rewelacyjnym zapachu, dość owocowym, ale zarazem kwiatowym i nie za słodkim. Dodatkowo, hej!, mamy tutaj pięknie mieniący się brokat, który na skórze robi świetną furorę. Wygląda rewelacyjnie na każdej skórze, a na opalonej to już w ogóle jest miodzio.
Poza tym, Bath&Body Works to wiadomo, trwałość mamy lepszą, więc zapach utrzymuje się dość dłużej, niz przy okazji innych mgiełek.


A Wy jaką mgiełkę używacie? Czy jednak nie przebadacie za takimi produktami w wakacje?


Femme Luxe - i o co tyle krzyku?

17 lipca 2020


Chyba każdy zadaje sobie to pytanie, o co tyle krzyku z tym Femme Luxe? Pojawiło się nagle, najpierw na pojedynczych blogach, a potem wylądowało już w całej blogosferze. Zdarza się, że część osób wybiera dokładnie to samo, ale przyznam szczerze, że nawet nie ma się co dziwić. Część rzeczy jest tak rzucająca się w oczy, że aż żal wybrać co innego, tym bardziej kiedy widzimy, jak inni je zachwalają. 
Ale skusiłam się i ja, na maksa sceptycznie nastawiona (jak do wszystkiego zresztą) i z czystej ciekawości też postanowiłam wziąć udział w tej całej akcji, bo w sumie why not?! No i wzięłam wybrałam sobie cztery rzeczy i już Wam mówię o co chodzi.


Po pierwsze jestem na maksa zszokowana tym, że jest jakakolwiek rozmiarówka! Zazwyczaj spotykałam się z rozmiarami uniwersalnymi, co dla mnie już na początku jest dramatem. I muszę przyznać, że te rozmiary są mega pasujące. A nawet byłabym w stanie powiedzieć, że rozmiarówka jest zaniżona, rozmiary z metek S/M według mojej oceny to takie mocne XS/S w razie w.

Na początek mamy koszulkę! Rozmiar jest ideolo, jakościowo też jest super. Koszulka już była prana i nic kompletnie się nie sprało ani nie skurczyło, napis super jakości - trzyma się, więc naprawdę ekstra. Poza tym, powiem Wam, że na stronie macie bardzo szeroki wybór jeśli chodzi o koszulki i wszelakie napisy, więc zdecydowanie możecie sobie znaleźć coś perfecto dla siebie ;). A i napisy mają fajne, znajdziecie dopasowane koszulki, jak i oversize ;)



FemmeLuxe T shirts

Dresy! Nie mogłam im się oprzeć i u kogokolwiek widziałam FemmeLuxe na blogach to chyba prawie każdy wybierał dresy. Mają przeróżne rodzaje i mega fajne, inne kolory! Dresy macie do wyboru oversize, croptop, krótki rękaw, no cokolwiek tylko chcecie, więc wow!
I znowu jestem w mega pozytywnym szoku! Spodziewałam się czegoś za szerokiego i niedopasowanego, a tutaj wow! I góra i spodnie są fajnie dopasowane, idealnie dopasowują się do sylwetki, która jest fajnie podkreślona, więc naprawdę jestem pod wrażeniem. Nic nie uciska, nic się nie wżyna, nic nie obciera, no naprawdę, ja jestem w szoku. I chcę je wszystkie w tym momencie.
Tak, jak widzicie ja wybrałam ten zestaw z croptopem i długimi spodniami. Spodnie, jak spodnie, dresowe i wygodne, więc czad. Dodatkowo ze ściągaczem na dole. Góra jest świetna, ja mam dwa tatuaże właśnie w takich miejscach dość ukrytych, więc cieszę się, że mam coś, co założę po domu czy na wakacje i jednak te tatuaże będą widoczne.
Jak widzicie spodnie możecie też odwinąć, jeśli wolicie niższy stan :).



FemmeLuxe Loungwear Sets

Dalej lecimy z sukienkami! Zamówiłam dwie sukienki, które myślałam, że będą bardzo uniwersalne i nadają się na dosłownie każdą okazję. Jak przyszły, okazało się trochę inaczej, ale w dalszym ciągu.

Pierwsza sukienka jest z bardzo miłego materiału. Kojarzy mi się tak jakby z plisami, ma długi rękaw i lekki golfik, dlatego ja ją widzę zdecydowanie do botków na jesień/zimę. Będzie się nadawać idealnie na ten czas, kiedy jest chłodniej, a ja będę mogła się fajnie opatulić w fajną sukienkę, która może być nawet i po domu. Może na jakąś grubszą imprezę bym jej nie założę, ale na jakiś chill time ze znajomymi czy z rodziną, mini nieszalona domówka - spoko.



FemmeLuxe Dresses

A kolejna sukienka jest dla mnie maks kosmiczna. Czy tylko mi się kojarzy z tą bajką Jetsonowie? Dla mnie idento, normalnie czuję, że mogłabym się tam pojawić i na maksa bym pasowała! haha Tak jak kminiłam, nie będzie to jednak moja mała czarna, jest zbyt specyficzna, a czasem nawet trochę dziwna. Rękawy są na maksa dopasowane, więc ciężko jest ją założyć i idealnie ułożyć, żeby nic nie ciągnęło. Ale rękawy trzymają się sukienki na kilku niteczkach, więc łatwo można je odciąć w razie w, poduszki wyciągnąć i może być moja mała czarna. myślę, że coś z nią pokombinuję, żeby była dla mnie ideolo. No chyba, że ktoś mnie kiedyś zaprosi na kosmiczne party to wtedy miałabym gotową kreację ;D. Co Wy na to?



FemmeLuxe Dresses

Kto z Was zna FemmeLuxe? Dajcie znać na co się skusiliście? Bo ja nie powiem, że na maksa mnie kręcą te dresy, te wszystkie zestawy w przeróżnych konfiguracjach, tym bardziej że i kolorów jest mnóstwo do wyboru! A to mnie jara i kręci. Tym bardziej, że to idealny strój na czas koronawirusa i wakacji, kiedy głównie siedzę w domu i nic nie robię ;D. Bomba!



[wpis sponsorowany]

Idealna oprawa oczu, dzięki Maybelline

14 lipca 2020



Dzień dobry! Ja wiem, że mało u mnie kolorówki, ale to dlatego, że średnio potrafię się malować. Jako tako wyglądam, ale nie jest to na tyle profesjonalne, żebym mogła w jakimś stopniu się tym chwalić. Ale! Wakacje to idealny czas, żeby popracować nad swoimi skillami, więc mam plan, żeby coś z tym zrobić, bo na naukę nigdy nie jest za późno. Co z tego wyjdzie nie mam bladego pojęcia, ale zaczynamy coś działać! Jakiś czas temu dostałam od Klubu Wizaż trzy produkty marki Maybelline i tak skminiłam, że fajnie będzie opisać je tutaj! MAmy wsyztsko, co sprawi, że oprawa oczu wygląda sztos! Więc zapraszam!


Maybelline, Brow Ultra Slim Defining Pencil
Kredka do brwi

Automatyczna kredka od Maybelline jest ultra-precyzyjna; pomoże dorysować włosy i wypełnić luki tak, by uzyskać pożądany kształt brwi. Precyzyjna końcówka o średnicy 1,5 mm oraz kremowa formuła pozwolą na zrobienie brwi, a końcówka ze szczoteczką na wymodelowanie ich.


Jeśli chodzi o moje brwi to u mnie podstawą jest zawsze regulacja i henna u kosmetyczki. Sama sobie brwi nie reguluję, bo wiem, że coś zawsze zepsuję, więc to jest u mnie podstawa i chodzę na brwi jakoś 1 w miesiącu - przynajmniej się staram. I zawsze uważam, że brwi to podstawa ogólnego wyglądu twarzy, więc to jest mus! Jeśli chodzi o makijaż brwi to ja robię pełne combo, zawsze najpierw używam lekkiego kremu ze szczoteczką, potem pędzelek i cień, a na końcu jeszcze jakiś, nazwijmy to, fixer również z lekkim kolorem. Więc tutaj miałam nie lada wyzwanie, bo taka kredka to coś zupełnie innego dla mnie. Poza tym, na drugim końcu macie super szczoteczkę, którą możecie sobie jeszcze wyczesać za dużą ilość produktu, dzięki czemu efekt będzie łagodniejszy.



Na początku powiem, że kredka sama w sobie dla mnie jest mega wygodna. Bardzo dobrze leży w dłoni i wygodnie się jej używa. Nie ma problemu, że coś się przesadzi, dorysuję tam gdzie nie powinno. Więc tutaj nie ma się co martwić, że wyrządzicie sobie krzywdę. Jak widzicie na powyższym zdjęciu kredka jest rzeczywiście bardzo cienka (na zdjęciu jest dość spore przybliżenie).
Kredką idealnie możecie dorysować sobie włoski, wypełnić jakieś luki, a także zarysować idealnie kształt brwi, który potem możecie też i wypełnić już czymś innym. Na zaprezentowanych zdjęciach użyłam solo kredki, bo chciałam zobaczyć czy tak na chillu też się uda zrobić sobie w miarę spoko brwi. Szczoteczka też idealnie wyczesuje włoski i układa je tak, jak powinny leżeć.
Wiecie, co ja jestem zadowolona! Efekt może nie jest idealny, zależy też jaki efekt kto lubi. Ja na imprezy uwielbiam dokładnie wyrobione brwi, zarysowane, może trochę nawet przerysowane, ale powiem szczerze, że tak na co dzień zależy mi tylko na tym, żeby one były po prostu podkreślone. Wiadomo czasem najbardziej zależy mi na czasie.


Kredka jest brązowa, ale efekt jest bardzo ciemnego brązu, który podchodzi pod czarny, ale też bez przesady. Muszę przyznać, że ta kredka jest dla mnie idealną opcją na wyjazdy, kiedy nie muszę myśleć o wzięciu wielu różnych produktów, tylko wystarczy mi jedna kredka, która ma w sobie jeszcze szczoteczkę. Na takie szybkie podkreślenie brwi opcja jest genialna. Ale jakoś nie jestem przekonana, czy uda mi się zrobić idealny efekt np. na wesele. Może ktoś bardziej wprawiony ogarnie, jak to zrobić, mi jeszcze trzeba wprawy. Ale tak jak mówię są dni, kiedy zależy mi na tym, żeby te brwi były po prostu widoczne a się spieszę, więc wtedy super sprawa.
Ale wydaje mi się, że przy większych wyjściach pozostanę przy moim stałym secie wielu produktów.



Maybelline, Hyper Easy Precise Brush Tip Liner
Eyeliner w pisaku

Eyeliner cechuje się płynną aplikacja, która nie pozostawia luk, dzięki innowacyjnej elastycznej końcówce i ergonomicznemu uchwytowi. Dopasowuje się idealnie do kształtu powieki i wypełnia załamania. Sześciokątny uchwyt zapewnia kontrolę, łatwą i stabilną aplikację. Produkt utrzymuje się na skórze cały dzień, bez ścierania i rozmazywania, a także zostawia wyrazisty i intensywny kolor.


Muszę to powiedzieć, że nie potrafię rysować super ekstra prostych kresek na powiekach. Zawsze z tym walczę i zawsze marzę o tym, żeby coś ładnego zmalować na powiekach, ale jestem tą osobą, która zawsze poprawia te kreski w taki sposób, że stają się one nagle turbo grube i wyglądam jak Amy Winehouse. Ale uczę się cały czas i mam nadzieję, że kiedyś w końcu jakoś to ogarnę, ale będę musiała kupić kolejne opakowanie, bo to mi wyschło... Nie spoko, eyeliner nie wysycha tak szybko, ja po prostu nie domknęłam eyelinera i zawaliłam sprawę.


Początkowo rozkminiałam, że ten kanciasty kształt może sprawić, że aplikacja i trzymanie w dłoniach może być dość niewygodne, ale źle myślałam. Eyeliner bardzo fajnie leży w dłoni i bardzo wygodnie rysuje się nim kreskę na powiece. Jak widzicie końcówka eyelinera jest na maksa precyzyjna, idealnie ścięta i cudownie cienka aż się chce robić nią kreski! Muszę przyznać, że zgodzę się z tym, że dopasowuje się do powieki i pozwala narysować równą kreskę! Na pewno ktoś bardziej wprawiony jest w stanie narysować idealnie cienką kreskę! Ja muszę jeszcze nad tym popracować, ale na pewno dam radę!
Kolor jest idealnie czarny, bardzo intensywny i bardzo ładnie podkreśla oko. Super maluje się nim na czystej powiece, jak i na takiej, na której już są nałożone jakieś cienie. Eyeliner wcale się nie roluje, nie sprawia, że jest mniej intensywny, jest naprawdę super! Nie zmywa się, nie znika z powiek nagle, naprawdę jest mocno trwały i potrafi wytrzymać cały dzień! Przy okazji, eyeliner ma fajną konsystencję, dość mokrą, ale też bardzo szybko zasycha na oku i potem jej nie ruszycie.
Ja polecam! Pisak jest świetny, mega żałuję, że zawaliłam i go nie domknęłam i mi zasechł, ale chętnie kupie nowy żeby ćwiczyć skille.



Maybelline, The Falsies Lash Lift Mascara
Liftingujący tusz do rzęs

Ta mascara to liftingujący tusz do rzęs, który zapewni niezwykłą długość i objętość, czyli efekt liftingu rzęs w tubie. Dzięki temu produktowi uzyskacie natychmiastowy efekt liftingu rzęs. Poza tym zawiera włókna, więc zapewnia doskonałą objętość i długie, uniesione rzęsy, co daje Wam efekt sztucznych rzęs. Szczoteczka jest podwójnie zakrzywiona, więc chwyta je już u nasady żeby unieść, pogrubić i wydłużyć rzęsy. Nie pozostawia grudek, rozmazów ii płatków. A efekt utrzymuje się cały dzień. 


Tusze do rzęs to są produkty, których mam u siebie zdecydowanie najwięcej. mam wrażenie, że mogę ich mieć nawet z kilkadziesiąt, ale co zrobić. Mam już kilka ulubieńców, ale nic nie stoi na przeszkodzie, żeby mieć ich jeszcze więcej, chociaż chwilowo walczę z tym, żeby zużywać to co mam i zdecydowanie zmniejszyć ich ilości. No, ale! Lecimy z tą nowością od Maybelline.


Tusz znajduje się w dość smukłej buteleczce. Bardzo wygodnie się ją trzyma i tuszuje rzęsy nie ma tutaj żadnego problemu. Ta szczoteczka jest rzeczywiście świetnie zakręcona i sprawia, że dociera do zdecydowanie wszystkich rzęs, nawet do tych najkrótszych. Tusz bardzo fajnie pokrywa wszystkie rzęsy tuszem, który nie był początkowo za mokry, więc można go było używać od samego początku.
Nie rozmazuje się, nie plącze włosków i rzeczywiście nie zostawia grudek! Czasem potrafi mi się odbić na górnej powiece albo zamaże gdzieś, gdzie nie powinien być, ale mam wrażenie, ze to wynika z moich 'umiejętności manualnych' (ich braku :D). Ogólnie tusz naprawdę super rozczesuje rzęsy i wydłuża je. Nie powiedziałabym, że jest to efekt sztucznych rzęs, bo nie. Jeśli chodzi o objętość to tego też jakoś za bardzo u siebie na rzęsach nie widzę. Ale ja używam od jakiegoś czasu odżywek do rzęs i one robią tutaj większą robotę, więc tusz w moim przypadku ma zajebiście podkreślić rzęsy, a to ten tusz robi!


No! Mam nadzieję, że uda mi się wrzucać tutaj więcej makijażowych produktów, a może i jakieś makijaże, jeśli mój telefon dałby radę zrobić ładne zdjęcie, które odzwierciedlałoby efekt. Zobaczymy!
Dajcie znać jeśli macie jakieś super produkty makijażowe, bez których ostatnio nie możecie się obejść!

Odżywcze oleo-kremy do włosów, od L'biotica Biovax

11 lipca 2020


Dzień dobry w sobotę! Co tam, jak tam? Jakie plany na ten weekend? Może jakieś grille, jakieś imprezy, jakieś coś? Dawajcie znać i mam nadzieję, że pogoda wam dopisze we wszystkim planach ! Mam nadzieję, że wszystkie wesela zaplanowane się odbywają i wszystko jest tak, jak miało być ;)).
A dzisiaj przechodzimy do tematu włosów! Trochę długo czekałam aż wrzucę moją opinię tych produktów, bo chciałam to jakoś rozdzielić i przemyśleć, ale stwierdziłam, że nie ma na co czekać, bo te produkty są spoko ! A mowa o....:

L'biotica Biovax, oleo kremy


L'biotica wprowadziła innowację w pielęgnacji włosów. Odżywcze oleo-kremy są połączeniem delikatnego kremu z luksusowymi olejkami, które mają za zadanie pielęgnować, odżywiać i upiększać nasze włosy. Taka idealna kompozycja nawilży włosy, wygładzi je, a także ujarzmi, nadając tym samym perfekcyjnego wykończenia, pięknego połysku oraz subtelnego zapachu. Formułą nie obciąży włosów.

Sposób użycia: oleo-krem można używać również w zależności od rodzaju włosów, naszych potrzeb i wymagań, a stosować możemy go na dwa sposoby. Po pierwsze, na umyte i wilgotne włosy: należy delikatnie wmasować w pasma i końcówki, omijając nasadę. Po drugie, na suche włosy: należy nałożyć już niewielką ilość również na pasma jak i na końcówki, omijając ich nasadę w celu ujarzmienia puszenia się, wygładzenia i nabłyszczenia włosów, a także zabezpieczając końcówki przed rozdwajaniem.


Ogólnie mogę powiedzieć, że te oleo-kremy to moje odkrycie ubiegłego roku. Ale zaczynając od początku. Już sam ich wygląd jakoś idealnie wpada mi w oko. Smukła tubka, z fajnym designem i napisami jest czymś co się na maksa wyróżnia. Wszystko, co najważniejsze macie napisane. Tubka zamykana na zatrzask, która wcale się nie zacina, mamy pewność, ze produkt jest idealnie zamknięty, nie otworzy się raczej sam ot tak o przez przypadek gdzieś w walizce, więc warto brać ze sobą.
Konsystencja jest dosyć gęsta i idealnie treściwa, a ja nakładając na każde włosy jestem zawsze zadowolona, nie ma problemu, że obciążają włosy, przetłuszczają je czy z nich spływają itp. Tutaj wszystko dobrze współgra, razem z innymi produktami. Zapachy tych kremów się lekko różnią od siebie, ale nie jestem w stanie tej różnicy wychwycić.

L'biotiva, Biovax
oleo-krem do włosów, CAVIAR

Wersja CAVIAR jest połączeniem czarnego kawioru 
z cenionymi indyjskimi olejkami Moringa i Tamanu.

Skład: Aqua, Glycerin, Dimethicone, Hydroxyethyl Acrylate/ Sodium Acryloyldimethyl Taurate Copolymer, Phenyl Trimethicone, Oleyl Alcohol, Caviar Extract [8], Moringa Oleifera Seed Oil [9], Calophyllum Inophyllum Seed Oil [10], D-panthenol, Tocopheryl Acetate, Polysorbate 60, Sorbitan Isostearate, Propylene Glycol, Trimethylsiloxysilicate, Dimethiconol, Tricedeth-6, PPG-3 Benzyl Ether Myristate, C13-15 Alkane, Amodimethicone, Cetrimonium Chloride, Trideceth-12, Sodium Benzoate, Phenoxyethanol, Ethylhexylglycerin, Parfum, Benzyl Salicylate, Butylphenyl Methylpropional, Citronellol, Geraniol, Hexyl Cinnamal, Limonene, Linalool, Mica, Cl 77891, Cl 77491, Citric Acid.

Ekstrakt z kawioru [8], dzięki przeciwutleniaczom chroni przed utratą koloru i zachowuje młodość włosów, a dzięki witaminom rewitalizuje je i nawilża. Olej Moringa [9] pozyskiwany z Drzewa Cudu działa silnie nawilżająco, jest również przeciwutleniaczem o właściwościach wygładzających oraz zmiękczających. Olej Tamanu [10] skutecznie ujarzmia suche i puszące się włosy, pomoże utrzymać odpowiedni poziom nawilżenia, nada gładkiego i lśniącego wyglądu włosom, a dzięki lipidom pomaga w utrzymaniu ich naturalnego zdrowia i piękna.

L'biotica Biovax, 
ole-krem do włosów, diamond

Wersja DIAMOND jest połączeniem najdroższego wśród klejnotu diamentu 
z olejkiem Babassu i Pequi.

Skład: Aqua, Glycerin, Dimethicone, Hydroxyethyl Acrylate/ Sodium Acryloyldimethyl Taurate Copolymer, Phenyl Trimethicone, Oleyl Alcohol, Diamond Powder [7], Orbignya Oleifera (Babassu) Seed Oil [8], Cariocar Brasilense Fruit Oil [9], D-panthenol, Tocopheryl Acetate, Polysorbate 60, Sorbitan Isostearate, Trimethylsiloxysilicate, Dimethiconol, Tricedeth-6, PPG-3 Benzyl Ether Myristate, C13-15 Alkane, Amodimethicone, Catrimonium Chloride, Trideceth-12, Sodium Benzoate, Phenoxyethanol, Ehtylhexylglycerin, Parfum, Hexyl Cinnamal, Hydroxycitronellal, Hydroxyisohexyl 3-Cyclohexene Carboxaldehyde, Limonene, Linalool, Benzyl Salicylate, Butylphenyl Methylpropional, Cl 77163, Ehtylhexyl Hydroxystearate, Citric Acid.

Pył diamentowy [7], nada włosom blasku. Olej Babassu [8] nawilża, wzmacnia i zmiękcza włosy, wnikając w ich strukturę otacza je ochronną powłoką, nadając gładkość i ułatwiając rozczesywanie, jak i zapobiega dalszym zniszczeniom i zabezpiecza przed rozdwajaniem. Olej Paqui [9] utrzymuje prawidłowy poziom nawilżenia, a dzięki antyoksydantów pomaga w zachowaniu dobrej kondycji włosa, jego koloru, połysku i gładkości, a także przeciwdziała plątaniu utrzymując zdrowy i piękny wygląd włosów.

L'biotica Biovax,
oleo-krem do włosów, pearl

Wersja PEARL to połączeniem kosztownych pereł z olejkami Tsubaki i Perilla.

Skład: Aqua, Glycerin, Dimethicone, Hydroxyethyl Acrylate, Sodium Acryloyldimethyl Taurate Copolymer, Phenyl Trimethicone, Oleyl Alcohol, Hydrolyzed Pearl [8], Camellia Japonica Seed Oil [9], Perilla Ocymoides Seed Oil [10], D-panthenol, Tocopheryl Acetate, Polysorbate 60, Sorbitan Isostearate, Trimethylsiloxysilicate, Dimethiconol, Trideceth-6, PPG-3 Benzyl Ether Myristate, C13-15 Alkane, Amodimethicone, Cetrimonium Chloride, Trideceth-12, Gluconolactone, Calcium Gluconate, Phenoxyethanol, Ethylhexylglycerin, Potassium Sorbate, Sodium Benzoate, Parfum, Cl 77163, Ethylhexyl Hydroxystearate, Citric Acid.

Proteiny perłowe [8] dzięki naśladowaniu keratyny pielęgnują i odbudowują włosy, nadając im przepiękny i perłowy blask. Olej Tsubaki [9] ma działanie ochronne, a dzięki polifenolom oraz kwasom tłuszczowym omega-6 i omega-9 przenikają do wnętrza włosa, nawilżają i regenerują włosy. Olej Perilla [10], dzięki zawartości kwasów omega-3 i antyoksydantom głęboko odnawia, pielęgnuje włosy łamliwe i osłabione z rozdwajającymi się końcówkami.




Jeśli chodzi o działanie, to bardzo ciężko jest mi wyróżnić działanie poszczególnych wersji tak jak pisałam. Nie widzę większej różnicy między nimi. Każdy oleo-krem nakładany na włosy sprawia, że włosy są bardziej ujarzmione, nie puszą się, nie odstają i są bardziej wygładzone. Dodatkowo końcówki są miękkie, gładkie i fajniejsze w dotyku. Na pewno, te oleo-kremy. Używam ich na tysiąc rożnych sposobów i za każdym razem ole-kremy super się sprawdzały.
Najbardziej ujarzmiać i układać nimi mokre włosy, wiecie gdzie przedziałek, który włos na którą stronę, trochę więcej wmasować w końcówki i jest bardzo okej.
Dodatkowo lubię te kremy dodawać też do maski, bo mam wrażenie, że włosy są wtedy jeszcze bardziej ogarnięte, mimo że krem jest zmywany razem z maską. Ale jakoś po takim użyciu włosy są idealnie dociążone i wygładzone, i łatwiej się układają. Więc jeśli zależy mi na lepszym wygładzeniu i ujarzmieniu włosów, np. przed jakąś imprezą, to wtedy zawsze dodaję trochę produktu do maski.
No i ja jestem bardzo zadowolona! Jest to mój kolejny pewniak w pielęgnacji włosów i tak jak pisałam używam ich solo, z maską, z odżywką, na suche włosy, na mokre, na lekko podsuszone i super kremy wnikają we włosy, wypełniają je i pielęgnują.
Dla mnie naprawdę bomba i używam ich na zmianę ;). A Wy znacie te produkty? :)



Balsam i krem pod prysznic | Oillan i La Toche-Posay

08 lipca 2020


Dzień dobry! Co tam słychać? Ja dopiero odżywam po ostatnim weekendzie panieńskim i muszę przyznać, że po tak beznadziejnym czerwcu, taki reset był mi na maksa potrzebny! Poznałam nowe osoby z kompletnie różnych środowisk i jaram się jak dziecko. Zawsze takie spotkania, nowe doświadczenia sprawiają, że się na maksa inspiruję i jakoś odżywam! Poza tym, bawiłam się świetnie, napiłam się, najadłam się i nawet byłam pierwszy raz ever na kajakach i robiłyśmy wianki, więc czad!


A dzisiaj będzie o produktach do kąpieli, ale takich trochę innych niż zwykle. Ja zazwyczaj preferuję zwykłe żele pod prysznic, nawet najtańsze byleby się dobrze pieniły, pięknie pachniały i nie wysuszały mi tragicznie skóry. A dzisiaj są to produkty droższe i bardziej specjalistyczne, więc zobaczymy jak to wyjdzie ;). 
Najpierw polecimy z opisem ;)


La Roche-Posay
krem myjący uzupełniający poziom lipidów

Krem ma za zadanie natychmiastowo ukoić podrażnienia, uspokoić swędzącą skórę. Załagodzi również suchość skóry już od momentu kąpieli. Idealnie sprawdzi się u niemowląt, dzieci i dorosłych, jak i do wrażliwej, bardzo suchej i podrażnionej skóry ze skłonnością do swędzenia, które może prowadzić do zadrapań i uszkodzeń naskórka., także dla skóry z tendencją do atopii. Ultra-delikatna formuła kremu myjącego do ciała, wzbogacona o masło shea i niacynamid w połączeniu z Aqua Posae Filiformia, nowym i opatentowanym składnikiem aktywny, aby działać na czynniki determinujące atopowe zapalenie skóry. Bez mydła, bez zapachu i bez parabenów.

Skład: Aqua, Glycerin, Sodium Laureth Sulfate, PEG-200 Hydrogenated Glyceryl Palmate, Coco-Betaine, Polydorbate-20, PEG-7 Glyceryl Cocate, Niacinamide, Acrylates Copolymer, Butyrospermum Parkii Butter, Citric Acid, Cocamide MEA, Disodium EDTA, Mannose, Polyquaternium-11, Sodium Benzoate, Sodium Chloride, Sodium Hydroxide, Styrene/Acrylates Copolymer, Citrescilla Ferment.

Sposób użycia: należy nanieść niewielką ilość kremu na dłoń, a następnie rozprowadzić na zwilżonej skórze. Delikatnie masować, a następnie zmyć wodą. Nie szczypie w oczy. Po umyciu najlepiej będzie nałożyć balsam przeciw podrażnieniom, aby łagodzić skrajną suchość skóry.


Zaczynamy standardowo od opakowania, które jest w porządku, ładne, estetyczne i okej. Ciężko jest znaleźć jedynie jakichś konkretnych informacji, ale wszystko gra Poza tym, zatrzask jest na maksa mocny i solidny! Dosyć ciężko jest zamykać, ale dzięki temu też jest ciężko otwierać, więc przynajmniej można brać wszędzie bez obaw.
Konsystencja jest bardzo kremowa, porównywalna do kremu do twarzy, ewentualnie jakiegoś lżejszego mleczka/balsamu. Zapach nie jest zbyt przyjemny, dla mnie bardzo duszący i jakby zadymiony. Nie pachnie jakkolwiek, więc tu już dla mnie lekki minus.
Jeśli chodzi o działanie, to dla mnie znowu produkt pod prysznic standardowy. Spodziewałam się, że w związku z kremową konsystencją będzie się różnić od typowych żeli, ale o dziwo nie! Krem myjący w dalszym ciągu się nawet fajnie pieni (ja używam zawsze myjki, więc to może pomagać) i spoko myje skórę. Skóra po użyciu jest dobrze oczyszczona, nie jest podrażniona ani wysuszona. Więc ogólnie spoko. Na szczęście ten zapach też się nie utrzymuje na skórze, a ja i tak zawsze nakładam jakiś balsam, więc w razie w jest okej.
W ostatnim czasie mam jakieś szczęście do różnych podrażnień, uczuleń, więc zdarza się, że swędzi mnie skóra i właśnie wtedy sięgam po ten krem myjący, bo wiem, że on da mi idealną ulgę i pomaga w swędzeniom.
Jest to dla mnie spoko produkt używany od czasu do czasu, kiedy moja skóra tego potrzebuje. Codziennie nie ma sensu go używać, tym bardziej, że kosztuje ponad 50zł, więc jest to produkt dość specjalistyczny i drogi. A używany codziennie pod prysznicem mógłby się skończyć po kilku użyciach. Aczkolwiek, jeśli ktoś potrzebuję i ma wymagającą skórę to może być bardzo zadowolony ;).




Oillan, nawilżający balsam pod prysznic

Balsam przeznaczony jest to codziennej pielęgnacji suchej, odwodnionej, wrażliwej i wymagającej skóry skłonnej do podrażnień i reakcji alergicznych. Jest bogaty w witaminy i mikroelementy, olej z awokado intensywnie odżywia, zmiękcza i wygładza skórę.D-panthenol (5%) łagodzi podrażnienia, skutecznie regeneruje i wzmacnia barierę lipidową naskórka. Poza tym, gliceryna zwiększa poziom nawilżenia oraz ogranicza przez-naskórkową utratę wody. Balsam tworzy na powierzchni skóry delikatny film ochronny.

Skład: Aqua, Glycerin, Panthenol, Cetearyl Alcohol, Glyceryl Stearate Citrate, Palmitic Acid, Glyceryl Stearate, Glycereth-7 Caprylate/Caprate, Persea Gratissima Oil, Glyceryl Caprylate, Xanthan Gum, Allantoin, Parfum.

Sposób użycia: do stosowania bezpośrednio po umyciu na wilgotną skórę. Najpierw należy umyć ciało żelem pod prysznicem i dokładnie spłukać, następnie rozprowadzić balsam na mokrej skórze i spłukać obficie wodą i osuszyć skórę.


Kolejnym produktem jest balsam pod prysznic, czyli kosmetyki, których ja bardzo nie lubię używać, bo nie widzę w nich większego sensu, a i zazwyczaj mam z nimi zawsze jakieś złe wspomnienia. Ale tylko krowa nie zmienia zdania, więc why not?

Balsam znajduje się w zwykłej tubce, estetycznie bardzo mi się wszystko tutaj podoba. Wszystkie najważniejsze informacje znajdziecie na opakowaniu (poza składem, ale to jest wszędzie). Mamy dobre i solidne zamknięcie na zatrzask bez obawy, że się gdzieś otworzy, więc tutaj wszystko gra.
Konsystencja jest bardzo kremowa i tutaj już nie ma mowy o używaniu myjki, ale wszystko gra. Nawet lepiej, żeby jednak ten balsam dłużej znajdował się na skórze, żeby jednak miał jakiekolwiek właściwości balsamu. Jeśli chodzi o zapach, to niestety sytuacja wygląda jeszcze gorzej niż w przypadku kremu myjącego od La Roche Posay. Zapach jest jeszcze bardziej intensywny i zadymiony, ale tak bardzo, że aż jest to przeszkadzające. Nie polecam wwąchiwać się w niego, przy użyciu lekko go czuć, ale później na szczęście bardzo prędko się ulatnia.
Muszę przyznać, że zazwyczaj balsamy pod prysznic były dla mnie niewystarczająco nawilżające, więc tak też się nastawiałam i do tego produktu. I wow! Zaskoczyłam się, bo rzeczywiście nie musiałam nakładać balsamu później. Byłam w stanie wyczuć, że skóra jest nawilżona i dobrze odżywiona, dało się odczuć lekki film na niej, ale nie był on w żadnym stopniu przeszkadzający, czy tłusty, tak żebym natychmiast chciała to zmyć, nic z tych rzeczy.
Ogólnie jest pod wrażeniem, bo rzeczywiście ten balsam daje radę, więc sięgam po niego zawsze, kiedy wiem, że kompletnie nie będę miała czasu na balsam, więc dla mnie super, bo są takie poranki, że lecę pędzę na złamanie karku ;). Ten balsam kosztuje około 20zł, co wydaje się dość sporo, ale tak naprawdę używając od czasu do czasu od razu wystarcza na dłużej. Tylko szkoda mi tego zapachu...


Więc jestem pod wrażeniem, pierwszy raz jestem nawet zadowolona z produktów, za którymi zazwyczaj nie przepadałam. Co prawda bardzo żałuję, że te zapachy są beznadziejne, bo gdyby jeszcze to było dopracowane, to byłabym hiper zadowolona. Poza tym, nie są to też dla mnie produkty niezbędne, więc nie jestem pewna czy kiedykolwiek do nich wrócę, ale obecnie fajnie się ich używa w razie w :).
Dajcie znać, czy wy macie takie zamienniki dla zwykłych żeli pod prysznic na różne sytuacje? :)