Denko #16 listopad 2017r. Cuda i buble

30 listopada 2017

Tym razem z denkiem przychodzę do Was wcześniej, bo uwaga uwaga uwaga! Od jutra na blogu będzie świątecznie, Christmasowo, śnieżnie i w ogóle milusio! Jak wspominałam święta uwielbiam, dlatego zdecydowałam się i w tym roku na Blogmasy! Od jutra do samej Wigilii codziennie pojawiać się będzie świąteczny wpis ;) Mam nadzieję, że za bardzo Was nie zaspamuje i też nie możecie się tego doczekać ;)! Dzisiaj w Nisku pada śnieg, więc ja jestem na maksa nakręcona, ze aż zapomniałam zrobić zbiorowe zdjęcie denka, ale obejdzie się tym razem bez, co zrobić ;D:).
Wracając do tematu dzisiejszego wpisu, mamy denko; przedostatnie denko w tym roku ;).


Tangle Teezer - Początkowo byłam przekonana, że ta szczotka to nic nadzwyczajnego, normalnie czesze, a ludzie się jarają nie wiadomo czym. Oj, jak ja się myliłam.. Nie wyobrażam sobie używać teraz czegoś innego. Tej pozbywam się w końcu po 5 latach używania i odmieniła moje życie. Jako posiadaczka mega kręconych włosów, mam też mega splątane, a przed myciem nie wyobrażam sobie włosów nie rozczesać. Ta szczotka oszczędziła mi masę włosów, czasu i cierpienia. Naprawdę. Mam i mieć będę, moje małe cudo :).

Ziaja, tonik zwężający pory; liście manuka - mój zdecydowanie ulubiony tonik. Ne tylko mój, bo w sumie nie znam osoby, która nie byłaby z niego zadowolona. Fajnie zwęża pory, fajnie odświeża i tonizuje skórę, fajnie też ją oczyszcza za pomocą wacika. Ja jestem mega zadowolona i mimo, że teraz mam inny tonik, to do tego będę chyba wracać regularnie. Fajny zapach, atomizer, niska cena, jeżeli ktoś jeszcze nie zna tego produktu i całej serii to polecam!

Jantar, odżywka do skóry głowy i zniszczonych włosów - jest recenzja na blogu, a ja z chęcią jeszcze kiedyś wrócę i do tej odżywki. Włosy rosły mi jak szalone, pojawiły się baby hair, które też szybko urosły. Włosy jakby mniej wypadały, co też dobrze. Tak jak pisałam w recenzji, moje włosy od dwóch miesięcy nie widziały prostownicy więc są ogólnie wzmocnione i w lepszej kondycji. Odżywka też na pewno trochę się do tego przyczyniła, ale nie wiem w jakim stopniu. Mimo wszystko, ja jestem i tak zadowolona, bo chciałam, żeby włosy mi odrosły po sporym cięciu ;).

Arganic by Maria Gran, maska do włosów z olejkiem arganowym i oliwą z oliwek - moja zdecydowanie ulubiona maska z Bułgarii, którą siostra regularnie mi przywozi. Cudownie nawilża włosy i je odżywia, przeciwdziała puszeniu się włosów i jakby utrwala efekt prostych włosów. Za tym idzie też fakt, że może trochę obciążyć włosy, więc nie można nadużywać jej w okolicach skalpu, bo może to wyglądać źle. Ale włosy dzięki niej są cudownie nawilżone <3.

Evree, dwufazowy płyn do demakijażu - pokochałam tę serię i mam chyba każdy różany kosmetyk od Evree. Cudownie zmywa makijaż oczu, rewelacyjnie radzi sobie nawet z najmocniejszym makijażem, brokatowymi cieniami i eyelinerem. Mega szybko rozpuszcza tusz, a nawet kilka kiedy chcę mieć efekt długich rzęs. Czasem niestety podrażnia mi oczy, kiedy za bardzo mam nasączony wacik, ale dzieje się to na szczęście rzadko. Ja jestem zachwycona, bo radzi sobie z demakijażem, jak jeszcze żaden inny produkt.

Hean Natura, peeling owocowe spa do ciała; jagoda acai i wiśnia japońska - genialne peelingi gruboziarniste. Cudownie złuszczają martwy naskórek, wygładzają skórę i coś tam ją ujędrniają. Poza tym, zapach jest cudowny mogłabym niuchać i niuchać i chętnie przygarnęłabym żel i balsam o właśnie takim zapachu. Ja go uwielbiam, ale farbuje i może trochę zabrudzić wannę czy prysznic, ale kwestia pamiętania o tym i na bieżąco zmycia, a wszystko będzie grało ;). Można kupić w Rossmannie za niską cenę więc tym bardziej mi pasuje ;).


Schwarzkopf, Fliss Kur BB, 11w1 balsam upiększający - bublem nie jest, ale jest bardzo słabym średniakiem. Jak w sumie stosowałam to było okej, fajnie wygładzał włosy, skręt ewentualnie podkreślał. Kiedy chodziłam z mega napuszonymi włosami to balsam trochę pomagał je ogarnąć, ale nie wrócę do niego. Zero odżywienia, zero nawilżenia, nic nadzwyczajnego totalnie, dobrze, że przynajmniej ogarniał napuszone końce i sprawiał, że wizualnie prezentowały się lepiej.

Indigo, bezbarwny lakier do paznokci - zwykły bezbarwny lakier. Ni to odżywka, ni baza, ni top coat. Nie przedłuża żywotności lakieru i nie sprawia żeby wyglądał on jakoś super ekstra. Bardzo długo wytrzymał zanim zgęstniał, więc za to plus i powiem, że jak znalazł do paznokci do stóp, w sumie tylko dlatego nie ląduje w bublach :D.

Nivea, mleczko oczyszczające - mleczko jest fajne, ale nie jakieś super, ekstra, cudowne. Przekonałam się do mleczek, ale i tak szukam mojego ulubieńca, takiego, któremu będę mogła zaufać w całości. Ten dobrze sobie radził z makijażem twarzy, ale niekoniecznie z makijażem oczu, a ja czasem jestem leniem i wolę mieć produkty od wszystkiego. 

Ziaja, kremowy płyn do higieny intymnej z kwasem mlekowym - lubię te płyny, ale nie jestem im wierna, czasem lubię je zmienić na coś innego. Mimo, że wracam do nich często to nie za sprawą tego, że są takie rewelacyjne, a po prostu ogólnodostępne, tanie i mają sporą pojemność. Nie powiedziałabym, że mają jakieś dodatkowe właściwości ochronne czy inne, dlatego średniak, ale bardzo fajny średniak ;).


L'biotica, serum do rzęs - spodziewałam się cuda, opakowanie mega ekskluzywne i takie posh, wow, ale cudo. Serum samo w sobie nie robi nic, a każde do tej pory jakiś efekt po sobie zostawiało. Może i pojawiły się jakieś nowe rzęsy, może i niektóre były dłuższe, ale szybko zaczęły wypadać i nic z tego nie wyszło. Spojrzenie nie było czarujące, a ja miałam wrażenie, że stosuję je całkowicie na darmo.

Eveline, oczyszczająca maseczka Peel-Off do twarzy ze spiruliną - no niestety, totalnie produkt nie dla mnie. Bardzo niewygodnie rozsmarowuje się maseczkę na twarzy. Nie da się jej rozprowadzić idealnie wszędzie, co jest strasznie irytujące. Twarz momentalnie zostaje zamrożona, takiego uczucia chłodzenia nie lubię, tym bardziej na twarzy. Bardzo długo zastyga i czasem nie chce mi się czekać kilkadziesiąt minut zanim będę mogła ją ściągnąć. To, że przy ściąganiu maseczka ciągnie i strasznie boli to jestem w stanie przeżyć, ale zdarza się, że nie zauważę wszystkiego i coś tam gdzieś tam zostanie (miałam tak przed jednym weselem xD) a maska nie schodzi z twarzy ani pod wpływem wody ani po wpływem peelingów, więc naprawdę można się omęczyć. Ja jestem na nie. 


Saszetek jak zawsze udało mi się zużyć niewiele, ale nic na to nie poradzę, a walczę cały czas! Mam nadzieję, że w końcu pozbędę się wszystkiego, co mi zalega w szafce. Kem do rąk Matrioshka od Indigo pojawiła się już w ostatnim denku, więc nie muszę się powtarzać, pachnie błędnie i super nawilża dłonie. Kolejna saszetka również od Indigo, tym razem krem do rąk Seventh Heaven. Dla mnie słaby zapach, ale spoko nawilżenie. Na szczęście to była tylko saszetka, bo zapachu na dłuższą metę bym nie wytrzymała ;). I dodatkowo 100% Serum Delia, stosowałam je wieczorem po demakijażu, ale nie na całą noc. Wystarczyła na dosłownie kilka aplikacji, ale okazało się być bardzo fajne. Nawilżało twarz i sprawiało, że była taka promienna i cudownie wyglądała ;). Mam ochotę na pełnowymiarowy produkt ;)!

Jak tam Wasze denko? :) Coś znacie z produktów, które użyłam?


Dermedic, Łagodne mleczko oczyszczające

28 listopada 2017


No cześć. Grudzień zbliża się wielkimi krokami, na zewnątrz robi się coraz mroźniej, a dzisiaj kiedy obudziłam się rano było tyle szrony dookoła, że było mega ładnie biało. A ja nie wierzę, że to wszystko tak szybko mija. Niedługo Święta, Sylwester, Nowy Rok i nowe wyzwania, nowe możliwości, wyjazdy, ludzie, wszystko się zmienia, a ja się naprawdę cieszę i nie mogę się doczekać. Też się tak ekscytujecie na święta i na nowy 2018 rok?
Dzisiaj mam dla Was kolejną recenzję, tym razem do kompletu będzie to moja opinia na temat Łagodnego mleczka oczyszczającego, marki Dermedic ;).

Dermedic
Łagodne mleczko oczyszczające

Cena: ok.30zł
Pojemność: 200ml


Łagodne mleczko oczyszczające nadaje się do skóry wrażliwej oraz nadreaktywnej. Delikatnie oczyszczając skórę z makijażu oraz innych zanieczyszczeń ma nie podrażniać cery. Ponadto, producent obiecuje nam, że woda w naskórku zostaje zatrzymana, a skóra jest dodatkowo zabezpieczone przed wysuszeniem (gliceryna oraz olejek migdałowy). Naturalna elastyczność zostaje przywrócona i prawidłowy poziom nawilżenia naskórka utrzymany. mamy też szansę na dodatkowe ukojenie podrażnień dzięki zawartości witaminy E oraz Alantoiny, które przy okazji łagodzą zaczerwienienia i pieczenie. Brak środków drażniących.

Skład: Aqua, Glycerin, Paraffinum Liquidum, Prunus Amygdalus Dulcis Oil, Acrylates/C10-30 Alkyl acrylate Crosspolymer, Butylene Glycol, Dextran, Palmitoyl Tripeptide-8, Allantoin, Tocopheryl Acetate, Triethanolamine, Cetyl Alcohol, DMDM Hydantoin, Iodopropynyl Butylcarbamate.

Sposób użycia: Stosować rano i wieczorem lub w zależności od indywidualnych potrzeb. zwilżyć płatek kosmetyczny preparatem i delikatnie zmywać twarz, szyję i dekolt. Do oczu przyłożyć wilgotny płatek, chwilę przytrzymać i delikatnie zmywać makijaż pionowymi ruchami w dół.


Mleczko znajduje się w przeźroczystej buteleczce, która wykonana jest z dosyć twardego tworzywa. Przy wyciskaniu produktu na wacik, nie jest aż tak łatwo ją ścisnąć, jak przy okazji innych produktów w podobnych opakowaniach. Nie jest to uciążliwe, ale da się zauważyć. Z kolei otwór jest dosyć spory, więc mleczko z łatwością wydostaje się z opakowania.
Konsystencja jest standardowa, jak na mleczko - biała i lekko kremowa maź. Zapach jest bardzo delikatny, lekko kosmetyczny, ale ładny. Co prawda nie jest wyczuwalny na skórze, nawet podczas aplikacji ;).


Zawsze zaczynam od nałożenia sporej ilości mleczka na twarz, rozsmarowania go na twarzy, jak maski i następnie czekam, aż mleczko na pewno zadziała i rozpuści cały makijaż. Potem za pomocą suchego wacika ściągam mleczko z twarzy i znowu nabieram mleczko na wacik i już normalnie zmywam makijaż bez żadnego czekania czy coś. 2-3 razy i makijaż zmyty. W zależności od produktów, jakich użyje czasem zdecydowanie jest co zmywać. Mleczko bardzo fajnie sobie z tym radzi. Jeżeli chodzi o oczy to zazwyczaj przy mocniejszym makijażu stosuję dwufazowy olejek do demakijażu oczu, ale jak mam tylko tusz, kredkę, lekki cień to lecę całościowo mleczkiem i jestem mega zadowolona. Ani razu nie zdarzyło mi się podrażnić oczu, a z oczu wszystko też zmywa się rewelacyjnie. Z mocniejszym makijażem też nie ma problemu, bo z ciekawości i czasem z lenia  sprawdziłam :D. Potem już tylko dla pewności stosuję olejek i/lub peeling i demakijaż gotowy.


Makijaż schodzi w moment. Ja jestem strasznie zadowolona z tego produktu, bo nic nie muszę pocierać, wszystko schodzi delikatnie, a i w ogóle nie podrażnia, ani skóry ani oczu, co niestety mi się zdarza, jak już wspominałam ;). Cenowo też mleczko prezentuje się bardzo fajnie, pamiętajmy o tym, że cery wrażliwe są wymagające i zwykłe drogeryjne kosmetyki mogą naprawdę uczulić skórę. Ja mleczka nie oszczędzam, więc u mnie ubywa go w miarę szybko, mogłoby być trochę bardziej wydajne, ale i ja mogłabym spokojnie używać mniej.
Ja jestem bardzo zadowolona i na pewno nie jest to moja ostatnia butelka ;).



La Roche Posay kojąca i ochronna emulsja nawilżająca

26 listopada 2017


Jak Wam minął weekend? U mnie standardowo pracowicie, ale tez i smacznie. Z siostrą spędziłysmy trochę czasu w kuchni, ale było warto. Dalej jeszcze trochę choruję, więc próbuje się jakoś kurować, jak znacie jakieś sztuczki piszcie ;) U mnie trwają teraz wielkie przygotowania do Blogmasów. Dajcie znać czy też będziecie odliczać wspólnie dni do świąt ;).
Krótki wstęp, bo za wiele się nie działo, więc zapraszam Was dzisiaj na kojącą i ochronną emulsje nawilżającą od La Roche Posay.

La Roche Posay Lipikar Fluide
kojąca i ochronna emulsja nawilżająca


Cena: ok. 33zł
Pojemność: 200ml

Ponoć innowacja w przypadku skóry suchej i odwodnionej. Emulsja ma za zadanie nie tylko nawilżyć skórę, ale również ja ukoić i przy okazji chronić ją przed złymi czynnikami zewnętrznymi. Producent obiecuje nam też głębokie nawilżenie już od pierwszego zastosowania. Ponoć fajnie też działa w przypadku skór wrażliwych i niemowląt.
Produkt może być stosowany na każda możliwą część ciała, nogi, brzuch, twarz, ręce, gdziekolwiek. Ja mimo wszystko na twarz się nie zdecydowałam, ale za to nadużywałam go smarując dłonie i resztę ciała ;).

Skład: Aqua, Glycerin, Niacinamide, Dimethicone, Paraffinum Liquidum / Mineral Oil, Caprylic/Capric Triglyceride, Brassica Campestris Oleifera Oil / Rapeseed Seed Oil, Dimethiconol, Sodium Hydroxide, Ammonium Polyacryldimethyltauramide / Ammonium Polyacryloylomethyl Taurate, Disodium EDTA, Caprylyl Glycol, Xanthan Gum, Acrylates/ C10-30 Alkyl Acrylate Crosspolymer, Butyrospermum Parkii Butter / Shea Butter, Phenoxyethanol.

Sposób użycia: Nakładać 1-2 razy dziennie, delikatnie masując, na oczyszczoną delikatnym produktem bez mydła skórę twarzy i/lub ciała.


Balsam znajduje się w fajnym, białym i estetycznym opakowaniu. Nic się o dziwo nie brudzi, a cały czas ładnie wygląda. Największy plus oczywiście za pompkę, to naprawdę ułatwia i jest niezwykle wygodnym rozwiązaniem. Standardowo przy takich pompkach mamy też 'możliwość' zablokowania wyciskania produktu, co jest przydatne, kiedy chcemy go gdzieś zabrać ze sobą.

Konsystencja jest rzadka, taka typowa dla emulsji. Ja jestem przyzwyczajona do innych formuł, jeżeli chodzi o balsamy do ciała, ale to nie oznacza, że się w jakiś sposób zawiodłam ;) Wręcz przeciwnie. Ta emulsja jest bardzo lekka, dzięki czemu rozsmarowuje się bardzo łatwo, szybko i przyjemnie, a wchłania się jeszcze szybciej, co dla mnie jest jednym z najważniejszych czynników, jeżeli chodzi o smarowidła. Zapach ma taki bardzo niefajny, mi się on nie podoba, bardzo apteczny i kojarzy mi się z lekami, ale na szczęście na skórze nie jest bardzo wyczuwalny.


Co do działania. Ze względu na zapach nie stosowałam go na twarz, bo tam akurat musi mi pachnieć. Bardzo polubiłam się z tą emulsją w przypadku reszty ciała. Mimo, że jej konsystencja jest taka niepozorna i lekka to emulsja fajnie działa na skórę. Po depilacji również się fajnie sprawdził, fajnie koi i łagodzi jakiekolwiek podrażnienia.
Często też stosowałam go, jako krem do rąk, głównie ze względu na szybkie wchłanianie się, co dla mnie jest bardzo ważne. poradził sobie z moja ściągniętą i podrażnioną skórą na dłoniach najlepiej ze wszystkich kremów, jakie kiedykolwiek stosowałam. Nie lubię się za bardzo z rękawiczkami, co prowadzi do częstych ich pęknięć, a ta emulsja fajnie działa i daje ulgę.


Spodziewałam się też dużo wyższej ceny od La Roche Posay, ale powiem Wam, że w cena regularna 33zł jest niewiele, a w internecie można również dorwać go taniej. Konsystencja jest taka, że nie musimy używać nie wiadomo ile produktu, co przekłada się fajnie na wydajność. Ja skupiłam się z nim na moich podrażnionych dłoniach i szybko dostałam ukojenie i ulgę, bo zimą jest naprawdę tragedia.
Wiem, że w składzie znajduje się parafina, a ja za bardzo na składach się nie znam, ale domyślam się, że moja wrażenia mogą okazać się bardzo chwilowe, bo parafina działa jakby tylko na powierzchni skóry, ale mimo wszystko ta chwila ukojenia na dłoniach jest dla mnie mega, więc raz na jakiś czas krzywdy mi chyba nie zrobi. Dajcie znać, jak to jest z tą parafiną, bo wiadomo, że każdy mówi co innego, a ja już nie wiem :).


Jantar, odżywka z wyciągiem z bursztynu do skóry głowy i włosów zniszczonych

24 listopada 2017


Cześć :) Co tam u Was słychać ciekawego? Mamy piątek wieczór, ja oglądam Przyjaciół, piję wino i pracuję. W sumie to najlepsze, co mogę robić w tym momencie. Poza tym, jestem chora więc czas w końcu wyzdrowieć raz a dobrze ;). Jak znacie jakieś dobre sposoby to dawajcie znać, bo ja już mam powoli dość. Poza tym, za równy tydzień zaczynam Blogmasowanie na blogu, instagramie i facebooku. Milena z MakeLifePerfect się postarała i postanowiła znowu się nami zająć i sprawić, żeby przygotowania do świąt były na maksa wyjątkowe ;). Od 1 grudnia zaczynam i będę tutaj codziennie odliczać od Wigilii, mam nadzieję, że Wam się będzie podobać, w razie w zapraszam też na wszystkie social media i jeżeli również macie zamia robić Blogmas - dajcie znać! Chętnie i ja poczytam świąteczne wpisy :).
Dzisiaj mam dla Was recenzję znanej wszystkim odżywki do skóry głowy i włosów zniszczonych z wyciągiem z bursztynu marki Jantar ;).


Farmona, Jantar odżywka z wyciągiem z bursztynu
do skóry głowy i włosów zniszczonych

Cena: ok. 14zł
Pojemność: 100ml


Mam wrażenie, że odżywka Jantar do włosów i do skóry głowy jest już czymś kultowym, czymś co zna każda blogerka, każda stosowała i większość się nią zachwycało. Daje dużo; mniejsza ilość włosów wypada, włosy rosną niesamowicie szybko, pojawia się mnóstwo baby hair, włosy są mocne, zdrowe, gęste, grube itd. itp. Firma obiecuje nam niezmienioną od lat recepturę związaną z wieloletnią tradycją wykorzystując cudowne właściwości bursztynu.

Skład: Aqua, Propylene Glycol, Glucose, Amber Extract, Hadera Helix Extract, Lamium Album Extract, Amica Moontana Extract, Chamomilla Recutita (Matricaria) Flower Extract, Arctium Majus Extract, Calendula Officinalis Extract, Salvia Officinalis Extract, Euphrasia Officinalis Extract, Calendula Tropaeolum Majus (Nasturtium) Flower Extract, Citrus Medica Limonum Peel Extract, Arginine, Biotin, Zino Gluconate, Acetyl tyrosine, Niacinamide, Panax Ginseng Extract, Hydrolyzed Soy protein, Calcium Pantothenate, Ornithine HCl, Polyquaternium-11, Cittrulline, PEG-12 Dimethicone, Glucosamine HCl, Panthenol, Glyceryl Laurate, Tocopherol, Linoleic Acid, Retinyl Palmitate, Polysorbate 20, PEG-20, Zinc PCA, Acrylates C10-C30 Alkyl Acrylate Crosspolymer, Triethanolamine, Diazolidinyl Urea, Iodopropynyl Butylcarbamate, Parfum, Hexyl Cinnamal, Limonene, Linalool.

Sposób użycia: zdjąć zatyczkę, rozpylić preparat u nasady włosów, a następnie wsmarować w skórę głowy. Nie spłukiwać. Stosować codziennie aż do momentu uzyskania widocznej poprawy stanu włosów przez minimum 4 tygodnie, a następnie dla podtrzymania efektu 2 razy w tygodniu.


Stosowałam już kiedyś odżywkę od Jantar na skórę głowy, ale sposób stosowania był dla mnie strasznie niewygodny. Najpierw przelewałam produkt na dłonie, a potem na skórę głowy i miałam wrażenie, że sporo pewnie lądowało nie tam, gdzie powinno. Teraz przyszedł czas na jakąś nową wersję z atomizerem, nie pamiętam składu poprzedniej, ale dla mnie najważniejsze, że jest atomizer, którym wygodnie rozpyla się odżywkę na skórze głowy. Ja następnie wykonuje masaż, żeby odżywka dotarła możliwie wszędzie.


Zapach jest średnio wyczuwalny, ale ładny. Przypomina mi strasznie zapach kremu Nivea albo jakiegoś kremu po opalaniu, ale ładnie pachnie to najważniejsze. Konsystencja jest bardzo wodnista, ale bardzo dobrze wykonuje się masaż. Bardzo fajnie się rozpyla w miejscach, gdzie dokładnie chcemy, więc tutaj atomizer dla mnie wygrywa.

Co do efektów. Włosy rosły mi jak szalone. Naprawdę, musiałam obciąć u fryzjera mega dużo, a w sumie już mi odrosła długość, jaka miałam wtedy ;). Ponadto, pojawiło się też dużo baby hair, a moje zakola zniknęły już praktycznie całkowicie. Poza tym, śmieję się, że wyrosła mi dodatkowa grzywka, bo przy czole mam tyle krótkich włosów. Moje włosy obecnie są i tak mocniejsze i grubsze, bo po keratynowym prostowaniu włosy widziały się z prostownica może ze dwa/trzy razy, więc nie wiem ile tu zasługi odzywki.


Stosowałam Jantar jakiś miesiąc do dwóch, około 2-3 razy w tygodniu, przed każdym myciem stosowałam Jantar na skórę głowy, olej na końce i aloes na resztę i takie combo bardzo dobrze im zrobiło ;). Ja jestem bardzo zadowolona i na pewno kiedyś wrócę do niej, bo jest tania, wystarcza w miarę na długo i bardzo wygodnie się ją stosowało! W Rossmannie dorwiecie ją za jakieś 14zł, co jest i tak niewiele, ale w internecie znalazłam ją za niecałe 9 ;)).


Neess, szczoteczki do makijażu

21 listopada 2017

Już dawno dostałam od Neess pędzle - szczoteczki do makijażu. Na maksa się z nich ucieszyłam, bo strasznie chciałam je wypróbować, przetestować, po prostu mieć, bo naczytałam się wielu dobrych rzeczy na ich temat. Testowałam je dosyć długo, bo mimo wszystko trzeba się odrobinę przestawić ze zwykłych pędzli na te szczoteczki. Ale po tak długim czasie już wszystko wiem na ich temat także zapraszam do zapoznania się z moją opinią na ich temat ;).


Najpierw ogólnie o tych szczoteczkach. Są przepięknie wykonane, na maksa trwałe i solidne, więc jeżeli chodzi o jakość nie ma się co tutaj przyczepić. A cena jest dosyć niska, więc tutaj naprawdę jest super. Napisy się nie ścierają, a pędzle też się nie brudzą jakoś bardzo, a bałam się tego, bo na produkty do makijażu lubią brudzić czarne rzeczy, ale te szczoteczki się super trzymają i mimo, że mam je parę miesięcy one dalej wyglądają, jak nowe. Ponadto są giętkie, czego się w sumie nie spodziewałam. Dzięki temu łatwiej nam się wykonuje makijaż.
Włosie jest bardzo zbite i gęste i mi się jeszcze nie zdarzyło, żeby coś tam miało z niego wylecieć. Bardzo fajnie nakłada się na nie produkt, ale nie ma co przesadzać z ilością. Szczoteczki nie wsiąkają w ogóle kosmetyków, jak zwykłe pędzle, włosie się prawie w ogóle nie brudzi. Jakąkolwiek ilość nabierzemy na szczoteczkę, potem wszystko ląduje na twarzy.
Przechodząc do szczegółów.

SZCZOTKA DO PODKŁADÓW PŁYNNYCH I KREMOWYCH 


Ta szczotka jest największa ze wszystkich. Jest super giętka i naprawdę wygodnie nakłada się nią fluid na twarz. Nie wchłania w ogóle produktu, a wiadomo jak czasem pędzle potrafią 'wypić' połowę fluidu, fajnie rozsmarowuje fluid, nie zostawia smug, nie zostawia plam, czy "pustych" miejsc. Włosie jest mięciutkie i bardzo zbite. Myślałam, że będę miała problem z okolicami nosa, szyją czy coś, ale nic z tych rzeczy. Idealnie nakłada produkt wszędzie. Co więcej mam wrażenie, że ta szczotka zwiększa krycie podkładu wykorzystując mniejszą jego ilość. Nie robi maski, a efekt jest w dalszym ciągu naturalny.
Kosztuje 39,99zł, więc porównywalnie do zwykłych standardowych pędzli, a makijaż wykonany za jej pomocą jest mam wrażenie trwalszy i bardziej kryjący.Mnie najbardziej cieszy to, że ta szczotka nie pije w ogóle fluidu, praktycznie się nie brudzi. Ja stosuję głównie na większe wyjścia, kiedy mi zależy, żeby wszystko było maks idealnie i kiedy mam trochę więcej czasu, bo nałożenie fluidu za pomocą szczotki zajmuje mi trochę więcej czasu niż zwykłym pędzlem, ale efekt jest fajniejszy.
Czy szczotka jest lepsza niż pędzel? Myślę, że to bardziej kwestia przyzwyczajenia.

SZCZOTECZKA DO APLIKACJI ROZŚWIETLACZA


Ta szczoteczka jest stosunkowo mniejsza od pozostałych szczotek, ale włosie jest tak samo zbite. Głównie używam do nałożenia rozświetlacza pod oczy, ale trochę mi zajęło zanim się nauczyłam dobrze nią operować. Przyzwyczajona do gąbeczki nie musiałam nigdy zwracać uwagi na to, czy przykładam za mocno do skóry czy nie. W przypadku tej szczoteczki trzeba być delikatnym i nie powinno się przyciskać jej do skóry. Trzeba też uważać z ilością korektora, bo tak jak w przypadku pozostałych szczoteczek, ta w ogóle nie wchłania produktu, więc wszystko, co jest na skórze będzie na skórze. Jak już doszłam do tego, jak współpracować z tą szczoteczką, bardzo polubiłam aplikowanie nią korektora. Efekt jest bardzo dokładny, ale i naturalny.
Stosowałam tę szczoteczkę również do nakładania rozświetlacza pod łuk brwiowy, bo wielkością idealnie tam pasuje. Rozświetlacze w kamieniu nakłada bardzo naturalnie i delikatnie, więc tutaj zawsze używam rozświetlaczy sypkich i efekt jest dokładnie taki, jaki chcę. Ewentualnie można tez nią rozetrzeć, czy zblendować cienie z rozświetlaczem, żeby nie było nachalnych i ostrych konturów.
Ta szczoteczka kosztuje tylko 19,99zł, a jest bardzo uniwersalna. Korektor rozświetlający pod oczy, rozświetlacz na łuk brwiowy, ewentualnie na kości policzkowe. Można uzyskać efekt i delikatny i mocnego rozświetlenia, co kto lubi, ale ja jestem bardzo zadowolona.

SZCZOTECZKA DO ROZŚWIETLACZA I RÓŻU


Średniej wielkości szczoteczka z całej czwórki jaką posiadam. Jest równie zbita i giętka. Głównie korzystam z niej przy nakładaniu różu. Na początku nakładałam trochę za dużo produktu, więc efekt był bardzo intensywny, ale w dalszym ciągu nie było plam na policzkach. Niewielka ilość wystarczy żeby nałożyć róż idealnie na twarz. Jeżeli mam ochotę na delikatny efekt rozświetlenia na kościach policzkowych, to też wtedy sięgam po tę szczotkę razem z rożswieltaczem w kamieniu. Nakłada się bardzo równomiernie i delikatnie.
Ta szczotka kosztuje 21,99zł. Niewiele, a jest równie uniwersalna, jak poprzednia. Daje fajny efekt, delikatnie i naturalnie wyglądającego różu na policzkach, a takiego efektu nie jestem w stanie uzyskać za pomocą pędzla.

SZCZOTECZKA DO KONTUROWANIA


Tej szczoteczki bałam się najbardziej. Hiper cienka, podłużna i rozkminiałam ją długo zanim odważyłam się ją wykorzystać do konturowania. Początkowo daje bardzo delikatny efekt, który można stopniować tak, jak się chce. Fajne jest to, że można narysować ostrą linię szczoteczką albo kredką do konturowania, którą następnie możemy szybko, łatwo rozetrzeć uzyskując naprawdę profesjonalne konturowanie. Nie ma znaczenia czy skupiamy się na policzkach, czole czy nosie, wszystko działa bez zarzutów. Ale muszę zaznaczyć, że nie konturuje nosa, bo nie umiem, ale ta szczoteczka bardzo ułatwia zadanie i z nią mi nawet wyjdzie coś sensownego.
Cena tej szczoteczki wynosi tylko 16,29zł, więc niewiele, a to jak ułatwia konturowanie to naprawdę niebo a ziemia. I przy tej mogę śmiało stwierdzić, że nie równa się z pędzlami do konturowania, jest najlepsza ;).


Ja jestem zachwycona, a mimo wszystko jestem osobą dosyć sceptycznie podchodzącą do nowinek kosmetycznych i do różnych wydziwianych akcesoriów, dlatego też tyle zwlekałam z podzieleniem się moją opinią na temat tych szczoteczek. Największy plus za to, że włosie nie spija produktów, nie zatrzymuje ich w sobie, tylko całość przenosi się na twarz. Makijaż wykonany tymi szczoteczkami wpija się z kolei w skórę i jest bardzo trwały, nie znika z twarzy po kilku godzinach, a taki problem zazwyczaj mam w przypadku różu. Szczoteczki sprawiają, że efekt można stopniować w zależności od naszego widzimisię, a jak coś nam nie wyszło to z łatwością można to dodatkowo rozetrzeć, czy jakoś naprawić.
Cena jest bardzo niska, a jakość jest naprawdę genialna. Uwielbiam te szczoteczki za makijaż, jaki mogę dzięki nim osiągnąć, ale i za ich ekskluzywny wygląd. Przy okazji, kiedy ich używam czuję się naprawdę jak profesjonalna Make Up Artist, a do takiej uwierzcie, że mi bardzo daleko. Także, ja - polecam!

Dajcie znać, czy stosowałyście już takie szczotki i jakie jest wasze zdanie na ich temat. Chyba, że jestem ostatnią blogerką, która o nich wspomina ;D.


Nowości z Lubelskiego Zlotu Straszydełek

18 listopada 2017


W ostatnim wpisie mogliście poczytać, jak bawiłam się ostatnio w Lubartowie, natomiast teraz czas na nowości, które dzięki organizatorkom będę testować. Było tego mnóstwo i do teraz nie wiem, jak mi się udało dotargać wszystko do Lublina, a potem do Niska, ale na szczęście się udało Zakwasy odczuwałam jakiś czas, ale było warto! 

Zacznę od produktów, które otrzymałam w ramach licytacji. Szampon i odżywka od Swiss Image, które zawsze się przydają. Od Marion udało mi się wylicytować dwa olejki avocado i makadamia, a także chusteczki nawilżające. W trakcie spotkania narzekałam, że muszę sobie kupić jakieś róże, bo nie mam, więc rzuciłam się na paczkę od Make Up Revolution. I takim o to sposobem w moje łapki wpadła paleta róży, serduszko bronzer Summer of Love (które też chciałam przetestować, ale poczeka na lato) i pomadkę <3. Mimo wszystko najbardziej ucieszyłam się z odżywki do rzęs; 4 Long Lashes. Akurat kończy mi się jedna odzywka, która za wiele nie zrobiła, więc tym bardziej się cieszę, że ją mam ;).
A poza tym, dzięki naszym cudownym sponsorom udało nam się wspólnie uzbierać ponad 1000zł na Radzyńskie Stowarzyszenie Podaj Łapę.


I zapraszam na pozostałe upominki:
  • Vasco - zestaw hybryd z bazą i topem oraz pilnik ;)


  •  Rapan Beauty - maska do twarzy; mix peloidów, smocza krew i śluz ślimaka




  • Kej - hydrolat z kwiatu pomarańczy


  •  Marion - olejki avocado i macadamia, chusteczki nawilżające


  • Maroko sklep - czarne mydło, rękawicę do rytuału Hammam, olejek do masażu oraz balsam do ciała


  • Visage Shop - beauty blender, cień do powiek, rozświetlacz Zoeva oraz cień w kredce The Balm


  • AA - kokosowy balsam do ciała, nawilżający krem do twarzy oraz olejek do ust


  •  Equilibra - najlepszy szampon aloesowy i masa próbek ;)


  • Dermacol nas rozpieścił potrójnie - płyn micelarny wygrałam w mini konkursie, kokosowy żel pod prysznic, fluid, róż, super trwała pomadka, krem nawilżający, kredka do oczu, kredka do brwi, pięknie pachnący peeling do ciała, a także próbki kultowego fluidu kryjącego


  • Dermofuture - szampon przyspieszający wzrost i zapobiegający wypadaniu włosów, maski do twarzy, hialuronowy wypełniacz ust, kuracja odmładzająca z biotyną, keratynowa odżywka do paznokci oraz sprawy zwiększający objętość


  • Elfa Pharm - szampon do włosów z pokrzywą, szampon przeciw wypadaniu włosów, spray wzmacniający włosy, olejek arganowy i jajeczko do ust, plus masa próbek


  • Eylure, czyli cudowności do rzęs i brwi - sztuczne rzęsy, paleta do brwi, pomada do brwi oraz szablony


  • Hean - metaliczna pomadka, rozświetlacz w kremie, puder egipski, tusz do rzęs oraz pomadki Luxury, które uwielbiam!


  •  Swiss Image - zestaw próbek oraz szampon i odżywka zwiększające objętość włosów


No to dajcie mi znać w komentarzach, których produktów jesteście ciekawi najbardziej, a wezmę się w pierwszej kolejności za testowanie ;).


Zlot Lubelskich Straszydełek
21.10.2017r. Lubartów

17 listopada 2017


Najwyższa pora na relację! Trochę przeciągnęłam w czasie, ale już się ogarniam i zapraszam! Miałam przyjemność i okazję odwiedzić swoje 'stare okolice' Lublina i wybrałam się na Halloweenowe Spotkanie Blogerek do Lubartowa. Miałyśmy Zlot Lubelskich Straszydełek, mam nadzieję, że za bardzo nikogo nie wystraszyłyśmy, ale muszę przyznać, że wszystkie dziewczyny wyglądały obłędnie ;).


Ja w Lublinie byłam już wcześniej, zawiozłam rzeczy do koleżanki i wybrałam się pod zamek, gdzie, jak się potem okazało, praktycznie wszystkie się umówiłyśmy z pozostałymi, także miałyśmy tam mały beforek. Spotkanie odbyło się w Lubartowie w restauracji o fajnej nazwie 'W Bramie'. Powiem Wam, że miejsce genialne. Klimatyczne, przestronne, jest fajna duża sala, w której można zrobić jakąś imprezę, no i jedzenie... supreme z kurczaka z sosem mango i jalapeno - najlepsze co jadłam ever. Polecam! Więc jak będziecie kiedyś to polecam ;).



Czego uwielbiam takie spotkania? Uwielbiam spędzać czas z dziewczynami, z którymi mam mnóstwo wspólnego, które rozumieją to, że potrzebuję kolejną czerwoną pomadkę i, że ten róż jest całkiem inny od tamtego, a ja to w ogóle i tak chcę inny, mimo że mam już kilkanaście ;). Kto jak nie one mi pomogą z doborem idealnego fluidu, polecą najlepsze żarełko i podpowiedzą, jak najlepiej zrobić keratynowe prostowanie włosów. Uwielbiam, uwielbiam, uwielbiam i gdybym mogła spędzałabym tak każdą sobotę. 




Miałam przyjemność poznać cudowną panią Lucynę z Dermacolu, która nas odwiedziła i zaprezentowała wszystkie najciekawsze produkty marki. Osobiście znałam tylko fluid kryjący, a to i tak jedynie z opowieści. A teraz choruję na balsamy, które pachną tak cudownie, że ja nic tylko siedziałam i niuchałam. Dostałam też od marki peeling do ciała, który już jest w użyciu i uwielbiam te zapachy, są tak intensywne  smakowite, że muszę zrobić niezłe zapasy! Popytajcie innych dziewczyn, wszystkie równo jarałyśmy się tymi zapachami ;). Pani Lucyna przeprowadziła również konkurs na temat znajomości marki i poszczęściło mi się, więc będę dodatkowo testować płyn micelarny, czego już się nie mogę doczekać ;).







Poza plotami i jedzeniem, nasze organizatorki postanowiły zainspirować nas do pomocy. Więc została przeprowadzona licytacja na rzecz zwierząt z Radzyńskiego Stowarzyszenia na Rzecz Zwierząt Podaj Łapę. Udało mi się wylicytować mnóstwo cudowności i strasznie się z tego cieszę, bo nie dość, że mam nowe produkty to przy okazji mogłam pomóc, więc to naprawdę jara ;).
Dorwałam róże i bronzer z MakeUp Revolution, pomadkę, olejki i chusteczki z Marion, szampon i odżywkę dodającą objętość od Swiss Image oraz odżywkę do rzęs 4LongLashes!






Pomimo loterii, organizatorki miały dla nas niespodziankę w postaci upominków od firm, które postanowiły również się dołączyć do naszego spotkania. Wszystkich produktów było naprawdę sporo, nie wiem jak wróciłam do domu, bo zostałam w Lublinie na weekend, więc miałam jeszcze trochę swoich maneli, ale dałam radę. Zakwasy przeszły, a ja zaczynam testowanie ;). W kolejnym wpisie pokażę Wam, co dokładnie będę testować ;)