Goodies --> Yankee Candle warm cashmere

26 października 2020

 
Dzień dobry! Jak się macie w tym nowym tygodniu? mam nadzieję, że ten będzie dużo lepszy od poprzedniego, a przynajmniej od tej końcówki. No niestety świat się wali, wszystko się wali, a ja tak na maksa nie ogarniam, że szok. Dawno nie miałam takiego miesiąca blogowego, jak październik, ale wierzę, że zrozumiecie, a ja liczę na to, że kolejny czas będzie dużo lepszy i łaskawszy ;). Dajcie znać, co tam, jak żyjecie ;)
A dzisiaj będzie inaczej, ale powiem szczerze, że w związku z jesienią zaczęłam na nowo kupować coraz to kolejne świece, woski i tarty, bo jesień to idealna pora właśnie na taki mega chill i zrobienie przytulnej atmosfery w domu. No to go! Jak zawsze świece i samplery z goodies ;)

Yankee Candle
warm cashmere


Nuty górne: nasłoneczniona pomarańcza
Nuty środkowe: drzewo kaszmirowe, złoty bursztyn, kardamon
Nuty dolne: kremowe drzewo sandałowe, piżmo, biała paczula, francuska wanilia


Nasza wersja warm cashmere to sampler, ale i tak wystarcza nam na jakiś czas, tym bardziej że teraz mieszamy i co jakiś czas zapalamy inne opcje. Sampler w opakowaniu ma taki dość waniliowy, taki trochę orzechowy, nie wiem do końca jak wytłumaczyć. Zapach jest nawet ciężki, ale na maksa otulający, ale nie nachalny i irytujący. Mi się bardzo podoba i liczyłam na idealny jesienny zapach, który będzie u mnie często gościł.


Po zapaleniu samplera nie czuję nic... kompletnie nic. I choćbym machała rękami, żeby zapach się 'rozwiał' albo nawet bym stała nad nim i wdychała wszystko to co leci z niego - nie czuję nic. I mogę wchodzić do pokoju po dłuższej przerwie, dalej nic. No chyba, że obok leży opakowanie po tym samplerze to dalej czuję ten fajny klimatyczny, orzechowo-waniliowych zapach. Ale, wystarczy wyrzucić opakowanie i dalej nic, poważnie - zero zapachu.

Dajcie znać, czy znacie tę wersję i czy u Was też tak jest, że nie czujecie nic ;).
Trzymajcie się!


KENIA | Czy warto było polecieć do Afryki i za ile?

21 października 2020


No i na zakończenie wszystkich wpisów o Kenii czas na podsumowanie. Ile kosztowało i czy ostatecznie jesteśmy zadowoleni. Chociaż odciągałam ten moment w nieskończoność, jakoś nie chciałam kończyć tej serii, ale już nie mam więcej pomysłów na wpisy! Jeśli macie jakieś dodatkowe pytania to oczywiście czekam - może akurat dałoby się utworzyć jakiś dodatkowy wpis ;).
Ale myślę, że po tych wszystkich wpisach raczej nie będzie to niespodzianką, że jak najbardziej warto się wybrać na taką wycieczkę! Jak najbardziej się cieszymy i było na maksa super. A ja jak wybierałam zdjęcia do tego wpisu, to aż było mi smutno i chętnie wsiadłabym w samolot i poleciała. A minął prawie rok od wylotu! Ale od początku.


Jak planowaliśmy podróż poślubną biorąc ślub we wrześnio nie braliśmy pod uwagę tego, że kończy się sezon, a ciepło jest już jedynie w dość egzotycznych miejscach. Początkowo planowaliśmy wydać ok. 5-6 tysięcy złotych za całą podróż, bo przecież szkoda wydawać kasę, nie wiadomo czy nam się potem nie przyda, to nie jest to nasza ostatnia wycieczka itp. Spoko. W biurach podróży oferowali nam Dominikanę, Kanary, Azję no i Kenię. Kiedy usłyszeliśmy, że w Kenii można pojechać na Safari nie było wyjścia, i co w końcu z naszymi założeniami?


Podróż poślubna jest tylko jedna
Powiem szczerze, że mi nie było za bardzo szkoda pieniędzy akurat na tę podróż. Podróż poślubna jest tylko jedna, a po weselu każda para ma dość spory zastrzyk gotówki, - wiadomo. Ja do tego podchodziłam tak, że trochę te pieniądze jakby nie były nasze, więc czemu by nie skorzystać? Brałam pod uwagę to, że może to być nasza ostatnia szansa, kiedy nie będzie nam szkoda większych pieniędzy na taki wyjazd - bo nikt nie wie, jak będzie wyglądać przyszłość. Chociaż wierzę, że na Afryce się nie skończy. Poza tym, zaoferowane Kanary nie kosztowały jakoś dużo mniej od Kenii (pewnie ze względu na to, że podróż poślubna), a tak naprawdę na Kanary można polecieć w każdej chwili. A Afryka? No nie wiem.



Czy jesteśmy zadowoleni?
BARDZO! Ja uwielbiam podróże i zawsze wierzyłam, że na podróżach się nie oszczędza, to jest inwestycja w wiedzę, doświadczenie, przeżycia i wspomnienia. Poznaliśmy totalnie inną kulturę, mogliśmy spędzić 2 tygodnie w całkiem innym świecie, jeść inne rzeczy i doświadczać tego, co w Europie by nas nie spotkało. Poznaliśmy wielu miejscowych, specyficznych i tych mniej. Widzieliśmy piękne plaże, które niestety w Polsce i nie wiem czy w Europie istnieją (a widziałam dość sporo). Safari, i to morskie i to dzikie - rewelacja. Ja wiem, zwierzęta można podziwiać w zoo, ale to nie to samo. Zdecydowanie inaczej jest widzieć żyrafy, lwy na wolności, niż w klatkach, kiedy te zwierzęta są po prostu tym wszystkim zmęczone.
Ja wiem, że opisywałam rzeczy, które mogły dać Wam wrażenie, że narzekam, ale to nie o to chodziło, Chciałam przedstawić Wam różnice i inną kulturę i właśnie o to doświadczenie chodzi. Nie zawsze wszystko nam się podoba, to jest przecież niemożliwe, a ja każdą sytuację życiową odbieram jako lekcję, jako naukę, jako coś, co na pewno da mi coś na przyszłość.
Widziałam ten świat na własne oczy i mogę potwierdzić, że to co widzicie czasem w programach to jest prawda, ja jakoś nigdy w to nie chciałam wierzyć, że ludzie serio mieszkają w tych glinianych chatkach. A tu proszę, rzeczywiście tak było.




No to ile w końcu wydaliśmy?!
Sam hotel kosztował nas ponad 9 tysięcy za dwie osoby, razem ze wszystkimi możliwymi ubezpieczeniami itp. Do tego trzeba doliczyć Safari, które kosztowało niecałe 3 tysięcy za dwie osoby. No i to co wydaliśmy na miejscu. jakieś ponad 100$ w sumie za pamiątki, coś tam za kartki no i napiwki, których dawaliśmy dosyć sporo i tego nie da się zliczyć, ale myślę, że spokojnie z 30$ poszło.  A wiadomo przed wyjazdem też kupowaliśmy pewnie jakieś ubrania, kapelusze, kremy z filtrami, muggę na komary, żele antybakteryjne i masę innych rzeczy, o których już nie pamiętam. Więc podsumowując 13-14 tysięcy nas to kosztowało na pewno. Żadnych pieniędzy nie żałuję. To była cudowna podróż, przygoda naszego życia, i pierwsza taka nasza wycieczka jako mąż i żona. Zawsze będę to wspominać i każdemu to polecam w miarę możliwości, czy na podróż poślubną czy jakąś inną.




Wierzę, że jeszcze niejedno miejsce razem zwiedzimy, ale Kenia jak na początek to muszę przyznać, że udany trip! Nikt mi nie odbierze wspomnień, przemyśleń i przeżyć, a to jest cudowne ;). I mam nadzielę, że jeszcze wrócę i zobaczę te słonie! Bo się uparłam.

Dajcie znać co myślicie, jaka jest Wasza podróż marzeń? I czy wydalibyście takie kwoty na podróże? A może nawet i większe? :)



Meet Beauty 2020r. - czy konferencja online dorównała tej stacjonarnej?

16 października 2020

 

Dzień dobry! Witam Was w kolejnym wpisie, tym razem czas opisać Wam tegoroczną konferencję Meet Beauty! Jak wszyscy wiemy konferencja w tym roku odbyła się w formie online, trwała jeden dzień i na pewno jest to różnica. Osobiście uwielbiam te dwa dni w Warszawie (albo i więcej), uwielbiam te dwa dni wypełnione po brzegi blogerkami, warsztatami, wykładami, uwielbiam te korytarze pełne ludzi i stoisk, które aż wołają, żeby do nich podejść. Uwielbiam kontakt z ludźmi, te doświadczenia i całą atmosferę, która sprawia, że aż się chcę bardziej, więcej i częściej.


Ale fakt, że tegoroczna edycja Meet Beauty była w formie online uwielbiam jeszcze bardziej! W tym roku była przekładana dwa razy jeśli się nie mylę i ostatecznie została przełożona na dzień, kiedy ja miałam pić szampana w Zakopanem z okazji pierwszej rocznicy ślubu. I na szczęście nic mi nie przeszkodziło, a plany idealnie się uzupełniły. Dzień po szczęśliwym wejściu na Rysy nie byłam w stanie podnieść się z łóżka ani przejść do łazienki, więc konferencja online była dla mnie idealnym wyjściem z sytuacji. 


Herbatka, śniadanko, wygodny dresik w górskim apartamencie na Krupówkach (powiedzmy, że z widokiem na góry) i można się łączyć online z konferencją! Zastanawiałam się trochę, jak to będzie wyglądało, czy wszystko będzie śmigać, czy będę mieć problemy z połączeniem albo że w ogóle będzie słabo jakościowo, ale przejdźmy do początku!

Zalogowałam się już przed 10 i zaczęła się cudowna rozmowa na chacie! Ten kontakt z uczestnikami sprawił, że czułam się trochę jak na konferencji stacjonarnej i to było super! Do tego muzyczka na wyczekiwanie do równej 10, która nawet nie była irytująca, jak zazwyczaj potrafią być. To było na swój sposób naprawdę super.

I wykład: "Jak wycenić współpracę reklamową na blogu, youtube i instagramie?" Anna Pytkowska, Agencja BLOGMedia

Od tego wykładu konferencja się zaczęła i była niesamowicie przygotowania przez Anię. Było konkretne, a obawiałam się, że trochę będzie gadanie na około, żeby nie powiedzieć nic wprost. Myliłam się, na szczęście. Dostaliśmy konkretne dane, stawki, przykładowe statystyki dopasowane od odpowiedniej sumy. Co robić, żeby móc negocjować lepsze pieniądze? Co zrobić, żeby poprawić odbiór strony w oczach potencjalnych klientów? Wszystko było, dowiedziałam się wszystkiego, co chciałam i co było mi potrzebne. Siedziałam, robiłam notatki i połykałam każdą informację, jak pelikan. Ten wykład też mnie na swój sposób zmotywował do skupienia się na blogu, do wprowadzenia pewnych zmian i oczywiście do działania. Więc, bomba! To był dla mnie najlepszy i najbardziej wartościowy wykład ;).

II wykład: "Influencer, jako zawód przyszłości. Czy da się budować zasięgi i monetyzować swoje działania" Magdalena Teterko - Walczak

Kolejny wykład był dla mnie trochę zagadką, sam tytuł jest dla mnie dość logiczny już na wstępie, a odpowiedź brzmi 'oczywiście, że tak'. W końcu większość z nas zarabia na swoich social media, więc co jeszcze nowego bycie influencerem skrywa? Nie chcę krytykować, ale kompletnie do mnie ten panel nie przemówił. Cieszę się, że Pani Magdalenie się udało, że zarabia świetne pieniądze pracując mniej niż osoby na etacie, to jest super i należy się jej szacunek. Ale nie tego się spodziewałam. W moim odczuciu była to trochę reklama marki Nu Skin, trochę reklama samej pani Magdaleny, no i marketing MLM, w który próbowano mnie wrobić parę razy. Domyślam się, że dla niektórych wykład był wartościowy, dla mnie nie ;).

III wykład: "Działa, nie działa. Co działa i jak działa? Prawdy i mity o działaniu kosmetyków." Anna Bukowska Uzdrovisco

O tutaj musiałam się skupić! Od zawsze podkreślam tutaj na blogu, że żadna ze mnie znawczyni składów, kosmetologii i nie posiadam specjalistycznej wiedzy na temat kosmetyków.. Ja wiem, co jest czym i co do czego służy, znam mniej więcej w jakiej kolejności powinno się stosować kosmetyki, ale dlaczego? Jak to działa? Jak to wpływa na wszystko? W jaki sposób kosmetyki reagują na skórę? Jak to się dzieje, że kosmetyk nawilża albo woda ucieka z naskórka? No czad... Poważnie dowiedziałam się tylu rzeczy, że to był szok. Bardziej otworzyło mi to oczy na niektóre produkty, pozwoliło trochę zmienić mój stosunek do produktów naturalnych. Zazwyczaj miałam coś takiego, że 'meeeh, przecież to co mam działa', a teraz jakoś mam ochotę mieć więcej naturalnych kosmetyków i mam wrażenie, że one zdecydowanie lepiej mogą działać. Więc soon, zmiany również i w pielęgnacji ;).

IV wykład "Własna marka, na co musisz się przygotować?" Agnieszka Niedziałek

Ostatni wykład zakończony z cudowną Agnieszką, którą ja osobiście uwielbiam. Oglądam ją na youtube i kocham jej energie, uwielbiam w niej to, że jest ona taka zwykła, nie musi być idealna, nie musi mieć idealnych warunków do nagrywania - po prostu jest i dzieli się swoją wiedzą. Tak samo było i na tym wykładzie, mówiła konkretnie, nie patrzyła, żeby nie powiedzieć czegoś nie tak, nie owijała w bawełnę, nieważne czy był temat pieniędzy, inwestycji, jej sytuacji życiowej, mówiła wszystko. Czułam się, jakby moja psiapsia opowiadała mi i doradzała, co ja mogę zrobić i jak zadziałać. Agnieszka jest świetną osobą i tak samo wykład był przepełniony pozytywnymi wibracjami i był idealny na zakończenie! :)


Podsumowując konferencję jestem w mega pozytywnym szoku, że wszystko przebiegło tak sprawnie, fajnie i w ogóle pozytywnie. Wiem, że część osób co prawda miała problem z logowaniem, z połączeniem, z dźwiękiem itp. Ja na szczęście takich problemów nie miałam i wszystko u mnie śmigało na szczęście. Konferencję wspominam naprawdę przyjemnie i gratuluję organizatorom, że stanęli naprawdę na wysokości zadania i że udało im się tak super dopracować konferencję, głównie od strony technicznej. Wydaje mi się, że to było nie lada wyzwanie, tym bardziej że poza konferencją agencja BLOGmedia ma też inne rzeczy do roboty, więc naprawdę szacun! Jestem pod ogromnym wrażeniem.

A i pochwalę się przy okazji kosmetykami, jakimi agencja uraczyła wszystkich uczestników tegorocznej edycji:




Jak widzicie mamy tutaj paczkę od Uzdrovisco z wieczornym kremem redukującym zmarszczki, tonikiem-esencją, a także ampułką-boosterem. Paczka super, co prawda nie wiem kiedy będę miała okazję je wszystkie zużyć, ale i tak czad, że są! Więc będę z zniecierpliwieniem zużywać to co mam i szybko przejdę do tego trio ;). Kolejna paczka to rzecz od Terra Nova Nuitrition suplement diety, super-mieszanka Jagody i to mnie dość rozczarowało. Nie przepadam za suplementami diety, tym bardziej że obecnie i tak przyjmuję dość dużo tabletek i witamin, że kolejna rzecz mnie przeraża. Ale że data ważności jest do końca października, prawdopodobnie całość wyląduje w koszu. Natomiast od L'biotica mamy szampon octowy oraz maskę intensywnie regenerującą. Ostatnio pisałam Wam o kosmetykach z L'biotica, więc i tych jestem dość ciekawa, ale trochę poczekają na pewno ;)


A Wy jakie macie odczucia odnośnie tegorocznej konferencji Meet Beauty? Dajcie znać!


L'biotica Biovax, regenerujący zestaw do włosów, japońska wiśnia i mleko migdałowe

13 października 2020

 

Dzień dobry! Co tam, jak tam? Dawajcie koniecznie znać, jak dajecie sobie radę w czasie tej jesieni, czy Wam przeszkadza jakoś bardzo, czy nawet korzystacie z niej w pełni i ostatecznie Wam się podoba. U nas się dzieje, w sumie jak zawsze, a ja nie mam siły na nic, ale damy radę! Duże zmiany, dużo nowości, mam nadzieję, że będziecie równie podekscytowani, jak ja ;).

A dzisiaj jesteśmy w temacie włosów i mam dla Was recenzję produktów, które otrzymałam od wizaż w ramach testowania. W skład regenerującego zestawu wchodzą szampon i maska, więc zapraszam :)


L'biotica Biovax, Limited Collection
*japońska wiśnia *mleko migdałowe


Regenerujący zestaw do włosów został stworzony z myślą o suchych i zniszczonych włosach, pozbawionych witalności i połysku. Wiśnia japońska zapewnia włosom optymalne nawilżenie, sprawia, że stają się one miękkie i zregenerowane. Wysoka zawartość witamin sprawia, że włosy stają się idealnie gładkie i lśniące bez efektu obciążenia. Natomiast mleko migdałowe i zawarte w nim proteiny chronią włosy przed uszkodzenia powstałymi w wyniku działania czynników zewnętrznych, wygładzają włosy i kondycjonują je, zwiększając ich elastyczność i redukują ryzyko łamania. 

Efektem proteinowego nawilżenia włosów są: *nawilżone, zregenerowane, jedwabiste i lśniące włosy *zmniejszona łamliwość włosów *gruntownie odbudowana struktura włosów *oczyszczone włosy i miękkie w dotyku *zmysłowy i długotrwały zapach.


Cały zestaw jest utrzymany w fajnej szacie graficznej. Typowe też wzorki dla marki L'biotica, a ja bardzo lubię, kiedy marka korzysta ze swoich specyficznych wzorów. Tak samo opakowania, głównie masek, mam wrażenie, że są cały czas te same, bez kombinowania, bez wymyślania, bo po co skoro się sprawdzają? Bardzo podoba mi się też i taka jednostajność ;).

Przy okazji, produkty mają fenomenalny zapach, taki dość owocowy, nie wiem czy właśnie tak pachnie japońska wiśnia, ale zapach jest super, bardzo mi się podoba i łącząc szampon z maską utrzymuje się nawet na długo. Ale też nie przesadzajmy, ja po całej pielęgnacji włosów nakładam na włosy jeszcze tyle różnych produktów, że niemożliwością jest żeby ten zapach był wyczuwalny.


Regenerujący szampon micelarny

Skład: Aqua, Sodium C14-16 Olefin Sulfonate, Cocamidopropyl Betaine, Sodium Chloride, Coco-Glucoside, Glycerin, Bis-(Isostearoyl Oleoyl Isopropyl) Dimonium Methosulfate, Acrylates/VInyl Neodecanoate Crosspolymer, Prunus Serrulata Flower Extract, Prunus Amygdalus Dulcis Oil, Lysine, magnesium Chloride, Potassium Chloride, Aluminum Chloride, Zinc Chloride, Copper Sulfate, Gluconolactone, Panthenol, Zea Mays Starch, Xanthan Gum, Polyglyceryl-4 Caprate, Tocopherol, Glycol Distearate, Laureth-4, Acrylates/PEG-10 Maleate/Styrene Copolymer, Hydroxypropyl Guar Hydroxypropyltrimonium Chloride, Lauryl Alcohol, Dicaprylyl Ether, PEG-7 Glyceryl Cocoate, PEG-40 Hydrogenated Castor Oil, Trideceth-9, Di-PPG-2 Myreth-10 Adipate, Parfum, Phenethyl Alcohol, Caprylyl Glycol, Calcium Gluconate, Phenoxyethanol, Sodium Benzoate, Potassium Sorbate, Benzyl Alcohol, Lactic Acid, Formic Acid, Citric Acid, Tetrasodium EDTA, 2-Bromo-2-Nitropropane-1,3-Diol, Cl 17200.

Szampon znajduje się w bardzo smukłym opakowaniu, dzięki czemu bardzo wygodnie trzyma się go w dłoni i nie ma żadnych problemów z używaniem. Lubię to! Jest to coś innego i nowego dla mnie i trochę kojarzy mi się z profesjonalnymi aptecznymi produktami - sama nie wiem czemu ;).Szampon ma wygodne zamknięcie na zatrzask, które w żadnym stopniu nie działa źle, nie powinno się samo otworzyć, a i nie ma problemu z otwieraniem. 
Konsystencja jest bardzo i niesamowicie kremowa! Mi przypomina bardzo jakąś lekką odżywkę czy jakiś krem do włosów już bez spłukiwania. Nie przeszkadza mi ta konsystencja, bo nijak nie sprawia, że włosy stają się obciążone, oklapnięte czy sklejone.


Z działania jestem bardzo zadowolona. Szampon fajnie domywa i oczyszcza włosy. Zawsze takich szamponów używam do drugiego mycia i tak sprawdzają się u mnie najlepiej. Tak, jak pisałam nie ma żadnych negatywnych skutków na włosach, nie są sklejona ani obciążone, nie wyglądają nieświeżo, więc z tego jestem bardzo zadowolona. Poza tym, włosy stają się super gładkie, jedwabiście miękkie i takie idealnie dociążone, dopełnione. Nie wiem, jak to wyjaśnić, ale zapewne proteiny tak działają, że szampon fajnie wypełnia pewne ubytki we włosach, co mnie bardzo cieszy.
Stosowałam szampon też solo razem z innymi kosmetykami i zawsze moje spostrzeżenia były podobne, a ja zawsze byłam zadowolona. Włosy były super sypkie, świetnie się układały i nie miałam z nimi żadnego problemu. Więc ten szampon jest dla mnie idealnym sposobem na goodhairday, kiedy mi na tym wyjątkowo zależy. Nie wypowiem się jedynie na temat mega długiego składu, bo na tym się nie znam, ale im dłuższy tym bardziej mnie zawsze przeraża. 

Regenerująca maska 

Skład: Aqua, Cetearyl Alcohol, Behentrimonium Chloride, Persea Gratissima (Avocado) Oil, Cetyl Esters, Hydroxypropyl Starch Phosphate, Prunus Serrulata Flower Extract, Prunus Amygdalus Dulcis Fruit Extract, Prunus Amygdalus DUlcis Oil, Glycerin, Lysine, Magnesium Chloride, Potassium Chloride, Aluminum Chloride, Zinc Chloride, Copper Sulfate, Sodium Benzoate, Gluconolactone, Zea Mays Starch, Xanthan Gum, Sodium Chloride, Polyglyceryl-4 Caprate, Tocopherol, Ceteareth-20, Bis-(Isostearoyl Oleoyl Isopropyl) Dimonium Methosulfate, Parfum, Lactic Acid, Phenoxyethanol, Potassium Sorbate, Benzyl Alcohol, Methylchloroisothiazolinone, Methylisothiazolinone, Isopropyl Alcohol, Sorbitan Stearate, Synthetic Wax, Polysorbate 60, Cl 77007, Cl 73360, Cl 17200.

Na temat opakowania nie muszę się wypowiadać raczej, bo jest to standardowe opakowanie masek od Biovax. Przeze mnie bardzo lubiane, bo są mega wygodne w użytkowaniu, a do tego ma się 100% pewność, że na bank się nie otworzy. Poza tym, do każdej maski zawsze dołączony jest czepek, a i za to ogromny plus.
Tutaj konsystencja jest zaskakująca. Ogólnie jest dość gęsta, taka konkretna, trochę grudkowata, ale to w niczym nie przeszkadza. Zadziwiają mnie w tej masce różowe kuleczki, jakby drobinki czegoś, czego kompletnie nie jestem w stanie rozgryźć, co to może być. Nie wiem czy jest to taki o po prostu bajer, czy te drobinki to cudowne dodatkowe składniki, które jeszcze lepiej oddziałują na włosy - mam nadzieję. 


Znowu działanie tej maski jest genialne. Włosy są idealnie wypielęgnowane, nawilżone, wypełnione, zregenerowane i po prostu miodzio! Kolejna maska w mojej kolekcji, która świetnie się sprawdza, kiedy zależy mi na goodhairday, przed weselem, przed imprezą czy po prostu, kiedy chcę ładnie wyglądać. Włosy są dociążone, gładkie, lśniące i pełne zdrowia i wszystkiego, co najlepsze. Dla mnie bomba. Maskę też stosowałam różnie, z różnymi innymi kosmetykami, solo, z odżywką i bez odżywki. Maska sama w sobie świetnie sobie daje radę i ja jestem z niej super zadowolona. 


I tak, ten duet jest super. Zdarzało się, że jeśli bardzo mi się spieszy to jestem w stanie użyć tylko szamponu i tej maski, solo bez żadnego oleju, odżywki czy innych wspieraczy i jestem bardzo zadowolona, bo wiem, że w szybki sposób jestem w stanie umyć i wypielęgnować moje włosy. 
Znacie tę serię? Jeśli nie to ja bardzo polecam! :) A jeśli jesteście w stanie polecić mi inne produkty, to czekam!


Dermedic, nawilżający fizjotonik

10 października 2020

 
Dzień dobry! Nie ma mnie tu ostatnio za dużo, ale w sumie dużo się dzieje. Dużo mam własnych obowiązków, pracy, które musze wykonywać i aż nie spodziewałam się, że przełoży się to tak, że kompletnie nie będę mieć czasu na bloga! Poza tym, nie mam siły ostatnio do niczego, nie siedzę przed komputerem tyle co ostatnio - także zmiany, zmiany! nie mam zamiaru stąd zniknąć, spokojnie - ogarniemy coś innego ;).
A dzisiaj przechodzimy do kolejnej recenzji! Tym razem będzie to marka Dermedic i ich nawilżający fizjotonik, so enjoy!

Dermedic
nawilżający fizjotonik


Nawilżający fizjotonik nadaje się się idealnie do wrażliwej skóry suchej, bardzo suchej oraz odwodnionej w celu stonizowania jej po demakijażu. Ma za zadanie utrzymać właściwe pH zdrowej skóry, a i przy okazji zachować prawidłowy mikrobion naskórka. Idealnie przygotowuje skórę do lepszego wchłaniania pozostałych substancji aktywnych zawartych w preparatach pielęgnacyjnych. Dzięki zawartości kwasu hialuronowego, gliceryny oraz betainy fizjotonik zwiększa zdolność komórek naskórka do wiązania wody, zatrzymuje w nim wodę i zapobiega przesuszeniu się skóry. W konsekwencji utrzymują odpowiedni poziom nawilżenia skóry.
Pielęgnuje hydrolipidowy płaszcz ochronny naskórka, odświeża skórę i nie pozostawia filmu na skórze.

Skład: Aqua, Glycerin, PEG-40 Hydrogenated Castor Oil, Sodium Hyaluronate,  Betaine, Citric Acid, Cetrimonium Bromide, DMDM Hydantoin, Phenoxyethanol, Ethylhexylglycerin, Parfum.

Sposób użycia: należy nanieść tonik na płatek kosmetyczny i delikatnie przetrzeć skórę twarzy, szyi oraz dekoltu. Najlepiej stosować rano i wieczorem.


Standardowo od początku! Fizjotonik znajduje się w fajnym opakowaniu. Smukła buteleczka, która może i niczym się nie wyróżnia, ale też niczym nie wkurza. Jest estetyczna, fajna, ładna :). Wszystkie najważniejsze informacje się na niej znajdują, więc klasa. Zamknięcie jest jakby na zatrzask, wygodne. Nie ma problemów z otwieraniem ani chcianym jak i przypadkowym. 
Konsystencja jest typowa i wodnista, nie jest tłusta ani oleista. Zapach też jest w porządku, typowy dla marki Dermedic. Pachnie ładnie, nie jakoś sztucznie, nawet kosmetycznie, ale jest okej.


Ja toniku używam bardzo często i też różnie; głównie po demakijażu, kiedy moja skóra jest lekko podrażniona, po toniku głęboko oczyszczającym, który ma w sobie tak dużo alkoholu, że chcę dać potem ulgę mojej skórze, a także rano po oczyszczaniu twarzy, jeśli czuję, że skóra jest lekko ściągnięta i 'nie w sosie'. 
Tonik co najważniejsze daje skórze rewelacyjną ulgę, lekko ją ochładza, uspokaja i to jest super. Od razu czuję, że skóra jest w lepszym stanie i dodatkowo nie obawiam się o nadmierne wysuszenie. Fizjotonik na bieżąco uzupełnia poziom wody w skórze, co sprawia, że moja skóra jest w super stanie. Nie jestem w stanie zbadać tych wszystkich właściwości, o których mówi producent, ale jestem w stanie powiedzieć, że moja skóra bardzo lubi się z tym tonikiem.


Dlatego ja jestem zadowolona, bardzo! I jeszcze bardziej polecam Wam ten produkt. Jest dość uniwersalny, a i daje skórze to co powinien. Ma fajny zapach, super konsystencję, nie pozostawia filmu na skórze, nie jest tłusty i nie zapycha ani nie powoduje żadnych wyprysków na skórze. Szkoda, że nie ma atomizera, bo uwielbiam rozpylać tonik w postaci mgiełki, ale aplikacja na wacik i delikatne przykładanie do skóry jest tutaj jak najbardziej okej i też daje pozytywne efekty.
Znacie, lubicie? Dajcie znać!

#48 jesienny Kinomaniak, czyli ostatnie filmy, jakie oglądałam

05 października 2020



Dzień dobry! Jako, że jesień mamy w pełni, ja już prawie każdy wieczór spędzam przed telewizorem czy netflixem pod kocem, więc nie mógł pojawić się inny wpis, jak właśnie kinomaniak. Bo na długie jesienne wieczory zdecydowanie najlepsze jest oglądanie filmów i grzanie się w domku! Przynajmniej ja to uwielbiam ;). Dlatego zapraszam Was do kolejnych moich propozycji filmowych :)
Jak zawsze, dajcie znać, co Wy ostatnio oglądaliście i co polecacie ;)!


Kobieta sukcesu (2018) komedia romantyczna


Mimo że polska, to mi się bardzo spodobała ta komedia i bardzo chciałam ją obejrzeć, więc tym bardziej się cieszę, że się udało. Komedia jest jak najbardziej przyjemna, trochę zaskakująca, dobrze się kończy, a nawet bardzo dobrze. I pokazuje, ze wcale nie trzeba podążać utartymi i bezpiecznymi ścieżkami, bo po co ;). Warto czasem ryzykować i robić swoje, to na co się ma ochotę - to jest super. Lubię filmy, które to pokazują. A ta jest naprawdę spoko, i uwielbiam główną aktorkę!

Wszystko zostanie w rodzinie (2015) 'Babysitting 2' komedia


Ja na maksa Wam polecam tę komedię. Ona jest głupkowata, durnowata, ale przy okazji na maksa śmieszna i zabawna. Przygotujcie się na sporo analogii do seksu, może trochę w niesmaczny dla kogoś sposób, ale każdy komu poleciłam tę komedię (uprzedzając, że ona jest dzika) każdy mówił, że się świetnie bawił, jak ją oglądał. Poprawia humor, sprawia, że śmiejesz się non stop. Ja się nawet popłakałam ze śmiechu, co nigdy mi się nie zdarzyło oglądając film, a myślę, że to jest najlepsza recenzja. Bardzo polecam (i aż się chichram kiedy o niej piszę haha).

Poczujcie rytm (2020) "Feel the Beat' dramat, komedia


Nie powiedziałabym, że jest to dramat, ja tu niewiele widzę z dramatu. Ot zwykła komedia, komedia romantyczna, musi się pojawić trochę strasznych i przykrych momentów, po to żeby później było nagle wielkie wow i happy-end. No to jaszka. Osoby, które oglądały kiedyś program, nie pamiętam jego nazwy, ale chodziło o małe dziewczynki, które chodziły do szkoły tanecznej Abby Lee. No to tam się działo i trochę ten film mam wrażenie, że do tego nawiązuje. Nie ma lekko, trzeba zapierdzielać. Ale film całkiem przyjemny, fajnie się go oglądało ;).


Desperados (2020) komedia


Swojego czasu #1 na Netflixie, totalnie nie wiem z jakiej racji. Obejrzałam, bo stwierdziłam, wow popularny, może być niezły, poza tym lubię piwko desperados, więc tym bardziej byłam skłonna obejrzeć i świetnie się bawić. Ale przez większość czasu się nudziłam albo kminiłam 'no na pewno'. Może i był czasem zabawny, ale trochę też przykry i żenujący. Nie jest też dramatyczny, z braku laku można obejrzeć, ale nie jest to turbo-konieczne.


Unorthodox (2020) mini-serial, dramat obyczajowy


Czytałam o tym serialu na blogu u jednej z Was i muszę przyznać, że jest świetny! Czytałam też co prawda gdzieś, że jest to raczej fikcja, a książka była jedynie inspiracją, ale mimo wszystko bardzo mi się podobał ten serial! Ma tylko 1 sezon i 4 odcinki, każdy po godzinie. Czego chcieć więcej? Co prawda nie wiem w jakim stopniu odzwierciedla 100% prawdy na temat żydowskiej, ortodoksyjnej społeczności, ale na maksa wciąga. Mega ciekawy i myślę, że bardzo warto go obejrzeć!


John Wick (2014) thriller, akcja



Nie przepadam za takimi filmami, po prostu filmy akcji i thrillery mnie tak przerażają i tak trzymają w napięciu, że ja się obawiam zawsze, że ze stresu padnę na zawał. Te filmy nie są złe, w większości przypadków są świetne, tak jak właśnie John Wick. Film jest rewelacyjny pod każdym względem. Wszystko mi się w nim podobało, sama historia, gra aktorska, aktorzy, których za bardzo nie znam, scenariusz, historia - wszystko bez wyjątku. Film jest tak wciągający, że mi nawet aż tak nie przeszkadzały brutalne sceny walki, których było dość sporo. 


Denko, wrzesień 2020r.!

02 października 2020

 

Dzień dobry! Co tam, jak tam? Mam nadzieję, że wszystko w porządku! Jesień już na 100%, ostatnie deszcze już mnie nie szokują, ale wszystko ma swoje plusy, nawet i takie ulewne dni. 
A dzisiaj denko. Co prawda denko bardzo słabe i powiem szczerze, że aż sama byłam w szoku, że tak mało żużyłam w tym miesiącu, ale trudno - tak się zdarza! Mam nadzieję, że następny miesiąc będzie lepszy, a jak na razie zapraszam Was do tego denka ;)


Nawet i ulubieńców jest tu bardzo mało w tym miesiącu! No, ale w temacie ciała mamy Isana, Almond Dream, żel pod prysznic, który jak i wszystkie inne rodzaje, jest super. One ładnie pachną, mają fajną przyjemną konsystencję, no i są tanie, a i nie wysuszają skóry! Więc bardzo super. Inną kwestią jest Ziaja, intima kremowy płyn do higieny intymnej - kolejny produkt, który u mnie jest musthave. I nawet jeśli co jakiś czas zmieniam na inne produkty do higieny intymnej to i tak zawsze wracam do tych. W temacie włosów nie mogłam się obejść bez Schwarzkopf, Gliss Kur, Fiber Therapy, ekspresowa odżywka do włosów - myślę, że już wszyscy wiedzą, że są u mnie numerem jeden. No i Catrice, Liquid Camouflage, korektor w płynie - kolejny mój numer 1 i jak na razie prędko go nie zamienię na nic innego.


Tangle Teezer - tak po tylu latach nadszedł czas, żeby się pożegnać ze szczotką tangle teezerem. I mimo że nie do końca mogłabym przyznać jej cudo, bo przerzuciłam się na inną szczotkę, która wydaje mi się, że jest lepsza. Ale po tylu latach nie mogę jej zdegradować do innej grupy, po prostu nie. Bo mimo wszystko, genialnie rozczesywała moje włosy, nawet moje jeszcze kiedyś kręcone włosy, których nie dało się czasem tknąć i nigdy nie miałam z nią problemów. nie zauważyłam też, żeby łamała mi włosy czy coś, ale jednak przyszedł czas na nowe ;).
La Roche-Posay, lipikar balsam AP+, balsam do ciała uzupełniający poziom lipidów - o tym balsami macie obszerną recenzję na blogu, więc kto czytał ten wie, że ten produkt zrobił na mnie ogromne wrażenie. Zaskakująco cudownie nawilżył moją skórę, pomógł mi walczyć z poparzeniem słonecznym i wszystko było tutaj na tak. Więc ja bardzo polecam, tym bardziej jeśli macie problematyczną skórę. 
Kobo Professional, smooth makeup base, baza pod makijaż - kolejny super produkt, baza pod makijaż, lekka i fajna konsystencja, super zapach, no i efekty na makijażu są świetne. Bo makijaż wygląda ładniej, trzyma się dłużej i mamy pewność, że wszystko będzie się dłużej trzymać. 
Douglas, proteinowa maska do włosów - użyłam jej na wyjeździe i jestem na maksa w szoku. Słyszałam o niej wiele dobrego, ale nie spodziewałam się, że po jednym użyciu efekty będą takie super. Akurat w Zakopanem włosy miałam w strasznym stanie, bo za bardzo nie miałam jak o nie dbać, więc 
Cleanic, płatki kosmetyczne - mimo że myślałam, że nie znajdę dobrych zastępców moich ulubionych płatków z BeBeauty to powiem Wam, że te płatki są świetne! Mają fajny materiał, nie rozwarstwiają się, nie wkurzają mnie i naprawdę są ekstra!
Apteo Care, chusteczki do higieny intymnej - chusteczki do higieny intymnej, które godnie zastąpią u mnie markę Facelle, zamówiłam ostatnio na Internecie parę sztuk i jazda! nie muszę już szukać dalej, co mnie bardzo cieszy!


Dermacol, Aroma Ritual, antystresowy peeling do ciała, winogrono i limonka - wiecie co, ja uwielbiałam ten peeling, byłam nim zachwycona za pierwszym razem jak tylko go użyłam, więc z chęcią zamówiłam drugie opakowanie i tak czekało na czas aż będzie mogło mi poprawiać humor. No i klops. Jakieś takie niewydajne, a i zapach się zrobił mega sztuczny. Działanie w dalszym ciągu ma dobre, ale zdecydowanie to nie to, co było kiedyś. 



Seni care, chusteczki do higieny intymnej - już o nich pisałam w ostatnim denku, ale że zostało mi jeszcze jedno opakowanie to nie mam wyjścia. No, ale słabe, bardzo słabe i bardzo złe i tyle.


Mamy to! bardzo krótkie i szybkie denko, mam nadzieję, że w tym miesiącu, październiku zużyję dużo więcej, W sumie we wrześniu bardzo dużo jeździliśmy i co weekend praktycznie gdzieś byliśmy, wiec chyba dlatego tak marnie mi poszło. Ale obiecuję poprawę! Bo chcę się odgruzować :)
Dajcie znać, jak Wasze denka ? ;)