Shecare laboratories całonocna maska - serum normalizująco - matująca

04 lutego 2025

 
Dzień dobry, lecimy z recenzjami, lecimy z nadrabianiem, bo mam naprawdę dużo produktów do recenzowania, w tym dużo jest właśnie w użyciu. Sporo nowości, sporo kosmetyków, których tutaj jeszcze nie było, więc mam nadzieję, że będzie się działo. Nastawiam się na tydzień ogarniania, trzymajcie kciuki, żeby dużo rzeczy udało mi się zrobić. 
A dzisiaj chciałabym Wam pokazać maseczkę całonocną do twarzy, która mnie zaskoczyła. Uwielbiam maski całonocne, ale przyzwyczaiłam się do nieco innych właściwości bardziej takich przypominających krem, a tutaj marka SheCare Laboratories stworzyła maskę, która jest bardziej maską niż kremem. Zapraszam do wyjaśnienia moich tajemniczych tekstów. A wszystko zostało spowodowane najlepszym Pure Beauty - boxy kosmetyczne.


Shecare Laboratories
całonocna maska - serum
normalizująco - matująca





Maska znajduje się w takim małym opakowaniu, które wydaje się być jednorazowe, ale spokojnie maski jest na tyle, że wystarczy na więcej użyć, może nawet i do 3-4 w zależności od tego, kto ile nakłada i jaki efekt pragnie osiągnąć. Wygodnie się otwiera, wygodnie się nakłada, fajne jest to, że zabierając ja ze sobą na wyjazd nie zajmie sporo miejsca, jak jest zamknięta. Przy otwartej przydałby się jakiś dobry spinacz i na pewno jest to do zrobienia. 
Maska ma ładny, zielony kolor przypominający glinkę po zaschnięciu, w konsystencji przypomina dość gęstą maskę. Zapach jest w porządku, ładny ale nic konkretnego nie przypomina. 


I tak, jak pisałam. Ja jestem przyzwyczajona do masek całonocnych, które bardziej przypominają w swoich właściwościach krem. Nakładamy, wszystko się fajnie wchłania, ewentualnie zostawia film, który w ogóle nie przeszkadza i nie jest, aż tak odczuwalny, no i maski też nie widać na twarzy. 
Dlatego tu miałam szok przy pierwszym użyciu, bo maska ma właściwości maski, czyli jest taka opcja, że będzie po prostu trochę widoczna na twarzy. Ja nałożyłam mniejsza ilość, dzięki czemu uzyskałam efekt niewidocznej maski, a przy okazji jej wydajność jest lepsza i starczyła mi na parę użyć, z czego też się bardzo cieszę. 
Maska ma super właściwości pielęgnacyjne, nawilża, odżywia, pielęgnuje i po prostu dba o naszą skórę. Efekt zmatowienia jest bardzo widoczny, skóra jest, super ujednolicona, wygląda zdrowo, promiennie, jest pełna blasku, no po prostu ekstra! Takie małe, niepozorne, a robi robotę, co bardzo cieszy. 


Ta maska co prawda nie jest, przeznaczona do mojego typu cery, ale i tak fajnie sobie radzi że skórą normalną. Rano po użyciu tej maski, skóra wygląda bardzo na plus, zdrowo i promiennie. Są różne wersje, więc na pewno każdy znajdzie coś odpowiedniego dla siebie, a warto. Maski są tanie, łatwo dostępne, przy odpowiednim nałożeniu wystarczą nam na dłużej, no i ich działanie jest super. Pozytywnie się zaskoczyłam, bo maska jest bardzo niepozorna, ale te całonocne maski stają się powoli moimi ulubieńcami. Bardzo się cieszę, że takie istnieją, bo dla zapracowanych mam, nie mających czasu na nic to jest świetne rozwiązanie. 


Znacie takie maski całonocne? Używaliście już jakichś? 
Dajcie znać! Bo to jest zdecydowanie objawienie i coś mega fajnego!


[produkt otrzymany w ramach współpracy, ale jego recenzja nie była wymagana]

Denko, styczeń 2025!

02 lutego 2025


No dzień dobry! Czas na pierwsze denko tego roku, co prawda miało być już parę dni temu, ale rozleniwiłam się pod koniec miesiąca. Ciężko było mi wrócić na równe tory i marzyłam tylko o śnie. Ale na szczęście, na ten moment mogę przyznać, że udało nam się pokończyć parę ważnych projektów, coś tam jeszcze jest w toku, ale to już szybko będzie koniec. No i ta sobota tez była intensywna, spodziewałam się odpoczynku, relaksu, a wyszło jak wyszło. Ale tez się cieszę, że udało nam się tak ogarnąć. A teraz przyszedł czas na denko i na pozbycie się niepotrzebnych już kosmetyków. 


Mimo wszystko ten styczeń był dość słaby jeśli chodzi o zużyte kosmetyki. Spodziewałam się czegoś lepszego, ale przynajmniej udało mi się przejrzeć kosmetyki zebrać te już przeterminowane, których nie udało mi się zużyć. Nie wiem, czy następny miesiąc będzie lepszy, nie wiem czy w ogóle ten rok będzie lepszy pod kątem zużyć kosmetyków, bardziej chciałabym zadbać o siebie. Marzy mi się glow up, o którym pisałam już dwa lata temu i dalej go nie ma. Ale chwilowo za dużo mam na głowie, żeby móc się tak wychillować na maksa. 
No to lecimy, z tym co mamy.


W ulubieńcach pojawili się naprawdę super ulubieńcy marki Garnier. Najpierw mamy Garnier, maska prebiotyczna w płachcie, która robi z twarzą cuda. Sprawia, że jest pięknie nawilżona, odżywiona i taka uspokojona. Wszelkie zmiany są złagodzone, skóra jest idealnie zmatowiona. maska daje jej wszystko, co najlepsze, co oczywiście widać. Uwielbiam efekt zmiękczonej, wygładzonej i po prostu wypielęgnowanej skóry. A jako drugi produkt to oczywiście Garnier, serum na przebarwienia z witaminą C, które ze mną jest codziennie rano od dobrych paru miesięcy. To serum rano idealnie przygotowuje skórę na dzień pełen wrażeń, sprawia, że skóra wygląda promiennie, świeżo i zdrowo. Ja to uwielbiam i nie wyobrażam sobie już funkcjonowania bez niego. 





  • Miya Cosmetics, mywonderbalm, regenerująco odżywczy krem do twarzy z masłem shea - ten krem nie jest zły, ładnie nawilża i odżywia skórę, fajnie ją regeneruje i pielęgnuje, ale nie było takiego efektu WOW. Przy używaniu tak wielu kosmetyków, jest on dla mnie właśnie jak jeden z wielu. Jest w porządku, ale nie zapadnie mi w pamięć. Może nie był przeznaczony do mojej cery po prostu.
  • GlySkinCare, for body & hair, żel do mycia ciała - kolejny produkt, który nie zapadnie mi w pamięc. Był mocno średni, konsystencja może w porządku, ale zapach bardzo podchodzący pod unisex w kierunku męskim, nie dla mnie. Po miniaturce nic więcej nie mogę stwierdzić.
  • Schwarzkopf, Gliss kur, odżywka bez spłukiwania, aqua revive - i tutaj się niestety zawiodłam, bo uwielbiam całą linię tych odżywek bez spłukiwania. Używam ich nałogowo od kilkunastu lat, codziennie, przy każdej możliwej okazji. Ale to jest pierwsza opcja, która na moich włosach nie robiła nic. Pewnie dlatego, że nie jest ona do wymagających włosów, a ja potrzebuję czegoś mocniejszego po prostu. 



I wyrzucone produkty. mamy tutaj kosmetyki głównie przeterminowane, takie, których na pewno nie będę używać, ale i tak których używam już bardzo długo, są otwarte dobre kilka lat i chyba to nie do końca bezpieczne używać ich dalej. 
Babydream, pianka do nawilżania suchych chusteczek, świetna sprawa, jarałam się tym niemiłosiernie i nie użyłam w końcu ani razu, więc nie mogę się dłużej oszukiwać. Tak samo, jak i Babydrram oliwka pielęgnacyjna, miała być na rozstępy, miała być do pielęgnacji dzieci, a ostatecznie leży i tylko ją przekładałam z miejsca w miejsce. Neo Make Up, gąbeczka do makijażu u mnie sprawdziła się super, ale nie spodobał mi się jej kolor, wszystko okropnie na niej widać, a ja nie mm czasu myć pędzili codziennie, więc nie dałam rady. 
Produkty od Soraya, Kolastyna oraz Dax Cosmetics są już przeterminowane, a wiadomo, kwestia ochrony przeciwsłonecznej jest na tyle ważna, że wolę nie używać przeterminowanych kosmetyków w tym celu. Pozbywam się też mojego ulubionego produktu, czyli Kobo utrwalacz do makijażu, zobaczcie, że jego recenzja na blogu pojawiła się w już 2019 roku, co mówi samo za siebie, żśe produkt jest pierwsza klasa, a do tego jest turbo wydajny. Nie jest to ten sam, co oczywiście 6 lat temu, ale nie musiałam kupować go za często. Ale jest mega!


No i myślę, że to by było na tyle na chwilę obecną. Ale już zrobiłam małe rozeznanie wśród kosmetyków, których używam i na dniach na pewno parę mi się skończy, więc kolejne denko będzie ciekawsze - mam nadzieję. Ale zużywamy, regularnie idziemy do przodu. Znowu mi szkoda, że nie pojawiła się tu żadna maska w płachcie, czyli standardowo słabo u mnie w tym temacie i muszę się w końcu poprawić ;).
Dużo zużyliście w styczniu? Trzymajcie się!

Avena Cosmetics amber złocisty peeling do ciała z drobinkami z bursztynu

29 stycznia 2025

 
No i witam się z wami ponownie. Dzisiaj już jestem w lepszym nastroju niż ostatnio. Ciężko lekko żyć i nic na to nie poradzimy, byleby jakoś do przodu i jakoś przetrwać i sobie poradzić. A najgorsza praca jest nad sobą, ale mamy nowy rok, a jak zaczynamy rok wtedy mamy najwięcej ochoty na zmiany, więc ja w tym roku planuję dość spore zmiany i pracę, ale właśnie głównie nad sobą.
A praca nad sobą wiąże się też z dbaniem o siebie. W tym roku chcę w siebie trochę zainwestować, chcę zrobić rzeczy, na które miałam ochotę już od dawna. Ale całe szczęście w domu też można o siebie zadbać, a jak się ma do tego odpowiednie kosmetyki to już w ogóle! I jednym z takich kosmetyków będzie dzisiejszy peeling od Avena Cosmetics, który przeniesie nas w idealne SPA! Sprawia, że każde użycie przenosi mnie w jakieś odległe miejsce, gdzie skupiam się na sobie i oddaję się samym przyjemność. Takie cudowne doznania tylko z boxem kosmetycznym od Pure Beuty, bo w każdym box'ie takich smaczków jest mnóstwo!


Avena Cosmetics
amber złocisty peeling do ciała z drobinkami bursztynu





Peeling znajduje się w sporych rozmiarów słoiczku, szerokie wieczko, ale jest całkiem niski, więc wygodnie nabiera się produkt na dłonie. I nawet nie przeszkadza mi to, że robię to zazwyczaj palcami, bo konsystencja jest bardzo przyjemna. Ogólnie opakowanie jest w porządku, bardzo dobrze się zakręca i odkręca, w środku, znajduje się dodatkowe plastikowe wieczko chroniące nasz peeling. Może nie ma na opakowaniu za wielu informacji, ale w sumie do peelingu nie potrzeba skomplikowanej instrukcji. 
Zapach jest bardzo fajny, nie przypomina mi nic konkretnego, jest bardzo specyficzny i taki ich. Ale mi on bardzo pasuje, bo jest troszkę słodkawy, troszkę owocowy, lekko błotnisty - mieszanka ciekawa, ale naprawdę na plus. A konsystencja jest idealna, między rzadką a gęstą, super się ją nakłada na dłonie i potem genialnie rozsmarowuje się ją na skórze. Ta formuła jest bardzo wypełniona drobinkami peelingującymi, są bardzo drobne, ale jest ich mnóstwo, więc to super. Taka ilość drobinek idealnie działa na skórę i robi to, co ma robić.


I zdecydowanie robi to, co ma robić, a nawet robi więcej! Ten peeling od samego nałożenia przenosi mnie do jakiejś dżungli, gdzie w środku lasu mam robiony masaż, masaż czymś wyjątkowym w najlepszym SPA. I serio peeling wydaje się być taki dosyć zwykły, ale całość tutaj jest tak idealnie skomponowana, że ja przenoszę się w inny wymiar, kiedy go używam. Ta konsystencja jest tak idealnie wypełniona po brzegi drobinkami, że cała skóra jest nimi pokryta. I peeling, jak na peeling drobnoziarnisty radzi sobie genialnie! Skóra jest wygładzone, idealnie zmiękczona, nawilżona, cudowna w dotyku, po prostu rewelka. Nie spodziewałam się, że peeling drobnoziarnisty da mi takie same efekty, jak peelingi gruboziarniste, które uwielbiam. No szok, ale to jest zdecydowanie mój teraz ulubieniec. Jest delikatny, ale skuteczny - cudowny!


Jeśli lubicie peelingi drobnoziarniste to skuście się na ten. Ten peeling wygładzi, zmiękczy Waszą skórę. Sprawi, że będzie super miła w dotyku, martwy naskórek jest idealnie starty - no naprawdę nie mam się do czego przyczepić. Bardzo podoba mi się to, że ten peeling z drobinkami z bursztynu przenosi mnie w inny wymiar, przenosi mnie w inne miejsce i mogę chwilę poczuć się, jak w egzotycznym miejscu. Na mnie robi ogromne wrażenie4 ten peeling, głównie też dlatego, że jest taki niepozorny, ale na prawdę... ja go polecam! jest cudowny :)


Znacie go? Macie jakieś inne swoje ulubione peelingi? Dajcie mi koniecznie znać, bo ja jestem największą fanką tego rodzaju kosmetyków. I peelingów u mnie nigdy za wiele!


[wpis reklamowy]

Pure by Clochee masełko do demakijażu

25 stycznia 2025

 
Dzień dobry! Witam się z Wami w weekend. Piękny weekend, jak na razie słoneczny i obiecujący nam piękną pogodę w przyszłym tygodniu. Też słyszeliście o tych temperaturach na poziomie 10 stopni? Dla mnie bomba, nie mogę się już doczekać, każde promienie słoneczne są teraz na wagę złota i po prostu poprawiają mi humor. A taka poprawa humoru jest bardzo przydatna, jest ciężko, momentami bardzo, ale do czegoś ma to mnie prowadzić. Nie wiem jeszcze do czego, ale zostaje mi jedynie przetrwanie tego.
A dzisiaj przyszedł czas na recenzję kolejnego masełka do demakijażu i powiem Wam, że nie mam do nich szczęścia ostatnio. Ostatnie masełko, jakie recenzowałam było takie mocno średnie i powiem Wam, że jak zobaczyłam kolejne marki Pure by Clochee to sobie pomyślałam, że tym razem będzie lepiej. Ale niestety... zaraz Wam opowiem coś więcej.  


Pure by Clochee
masełko do demakijażu





Masełko znajduje się w niewielkim słoiczku, z którego musimy nabierać produkt na dłoń. Możemy to robić palcami lub np. drewnianym patyczkiem, który mnie zawsze ratuje w wielu sytuacjach. Masełko ma bardzo zbitą konsystencję, ale zarazem jest bardzo kremowa. Dosyć ciężko się zmienia to masełko w olejek, przyznam szczerze, że mi chyba nigdy nie udało się uzyskać takiej prawdziwej olejkowej konsystencji. Chociaż ostatnio zauważyłam, że dopiero przy większej ilości ten masaż twarzy jest przyjemniejszy. Przy niewielkich ilościach masełko jest jakby tępe i dosyć ciężko rozprowadza się na twarzy.
Zapach jest bardzo w porządku, pachnie delikatnie, ale bardzo ładnie.



Tak, jak pisałam masełko ciężko zmienia swoją konsystencję w olejek, jednak w dalszym ciągu masaż twarzy w celu zrobienia demakijażu jest oczywiście możliwy. I sam masaż jest przyjemny w zależności od ilości masełka, jakie weźmiemy do dłoni. Bardzo doceniam to, że nie szczypie w oczy, że nie podrażnia, że możemy dokładnie umyć okolice oczu, rzęsy, a głównie chodzi mi oczywiście o tusz do rzęs. Ale, najgorsze w tym wszystkim jest zmycie masełka z twarzy. Ja za pierwszym razem miałam wrażenie, że jest to niemożliwe. Na twarzy tworzy się taka mocna maska, po której woda głównie spływa i bez jakiekolwiek dodatkowego produktu się nie obejdzie. Musimy użyć żelu, pianki albo czegokolwiek innego, żeby dokładnie zmyć masełko z twarzy. Ja to robię minimum dwa razy, a i tak się zdarza, że mam wrażenie, że jakieś resztki są jeszcze na twarzy, więc trzeba to robić bardzo dokładnie i dość obficie.
Ale, co by nie było makijaż jest zmyty i to bardzo dobrze. Nie zostawia po sobie nic, ani resztek tuszu do rzęs ani jakiejś innej kolorówki czy podkładu. I twarz jest bardzo dobrze oczyszczona, ale wiadomo przy okazji masełka używamy jeszcze dodatkowego produktu do oczyszczania, żelu lub pianki, więc siły są zdwojone. No to jest fajne, ale szkoda, że takie efekt jest uzyskany drogą przez mękę trochę. Bo samo zmywanie tego masełka z twarzy jest najgorsze.



I ja sama nie wiem, co mam myśleć o tym masełku. Wiecie, makijaż jest zmyty, demakijaż jest zrobiony pierwsza klasa, wszystko tutaj gra. Ale, im więcej masełka tym wygodniej się go rozkłada na twarzy, przy mniejszej ilości masełko będzie tępo jeździło po twarzy. No, a zmywanie masełka też do najprzyjemniejszych nie należy, ja za każdym razem zastanawiam się, czy i tym razem uda mi się wszystko dokładnie zmyć. Więc niby działa, ale trochę za dużym nakładem pracy, a przynajmniej większym niż bym tego oczekiwała po produkcie do demakijażu, a szkoda.


Co myślicie o takich produktach? Które w sumie działają, ale tak naprawdę trzeba im bardzo pomóc, żeby działały. Mi się wydaje, że produkt sam w sobie powinien być 'samowystarczalny' i wiadomo, że ja po demakijażu i tak robię drugie oczyszczanie twarzy, ale w tym przypadku robię 3 albo czasem nawet 4-etapowe oczyszczanie twarzy dla pewności. Jeśli macie inne cuda do demakijażu to koniecznie dajcie mi znać jakie, jestem spragniona fajnych nowości.


[zakup własny]

Himalaya Botanique cynamonowa pasta do zębów

23 stycznia 2025

 
Witam się z Wami już w czwartek. matko kolejny tydzień się kończy, dla mnie to pozostaje niesamowite, jak szybko ten czas leci i ucieka. Zaraz skończy się styczeń i będziemy mieć już bardzo blisko do wiosny. No gadam o tym ostatnio cały czas, ale moja dusza pragnie cieplejszej pogody, bo to ułatwi nam naprawdę dużo. No i ja zaczęłam też planować parę wyjazdów, więc mam nadzieję, że niedługo gdzieś pojedziemy i będziemy mogli trochę odpocząć.
A dzisiaj mam dla Was recenzję mojego kolejnego odkrycia z ostatniego pudełka Pure Beauty. Jak tylko przyszedł do mnie box, wiedziałam, że pasta do zębów idzie ze mną od razu do łazienki. Nie powiem, trochę się obawiałam, jak może działać pasta cynamonowa, czy spełni moje oczekiwania i czy zrobimy to, co do niej należy. Ale muszę przyznać, że marka Himalaya naprawdę się świetnie sprawdza w tej roli. 


Himalaya Botanique
complete care - simply cinnamon
cynamonowa pasta do zębów





Nasza cynamonowa nowość znajduje się w standardowej choć dość cienkiej tubce, co mi bardzo pasuje, bo tubka mieści mi się w organizerze w łazience, dzięki czemu w łazience jest większy porządek. W ogóle mega wygodna jest ta tubka w użytkowaniu, nakładaniu. 
Pasta ma taką kremową konsystencję, nie jest żelowa, nie jest jak glutek, jest taka bardzo w porządku. Zapach i smak jest mocno cynamonowy, co może nas zaskoczyć. Ja się osobiście spodziewałam bardziej delikatnej nuty cynamonowej, a tu pełne zaskoczenie. 



I przejdziemy do najciekawsze części, czyli działanie. Nie myślałam, że cynamonowa pasta może być w ogóle w jakiś sposób odświeżająca, że będzie w stanie dobrze umyć zęby i pozostawić po sobie super świeży oddech. 
Oczywiście się myliłam, od pierwszego użycia byłam zachwycona tą pastą. Genialnie myje zęby, czuć językiem, że są dobrze oczyszczone i gładkie. Poza tym, pozostawia po sobie niesamowitą świeżość, oddech jest taki czysty i przyjemnie pachnący. Ogromne zaskoczenie, ale no rewelacja! 
Zaskakują mnie te naturalne pasty, ale bardzo pozytywnie. 


Jeżeli jest wśród Was osoba poszukująca naturalnej pasty do zębów, która nie będzie zawierać fluoru, a będzie na dodatek wegańska, to ta będzie dla Was strzałem w 10. Genialnie myje zęby, pozostawia po sobie świeży oddech i naprawdę swoim działaniem dorównuje drogeryjnym pastom znanych wszystkim marek. Dla mnie bomba! 


A Wy za jakimi pastami przepadacie najbardziej Lubicie testowa te naturalne, czy jednak trzymacie się drogeryjnych wyborów, które są dobrze rozreklamowane? Ja Wam powiem, że ja zmieniłam zdanie diametralnie i zawsze się cieszę, jak znajduję waśnie taką 'inną' pastę niż wszystkie. I polecam Wam to samo!

[wpis reklamowy]