Miya - myWATERmask - maska intensywnie nawilżająca do twarzy i okolic oczu

07 grudnia 2024

 
Dzień dobry! Witamy się w grudniu! Pierniki, choinki, prezenty, mikołaje, krasnale i ciśniemy piosenki świąteczne i to jest to, co ja lubię! W tym roku mimo wielu innych obowiązków, mimo tego, że nie mam kompletnie czasu na nic, mam plan, żeby jednak ten grudzień był najświąteczniejszy, jak to tylko możliwe. Jest dużo planów, dużo pomysłów, muszę przyznać, że teraz jest tez masa możliwość i wszędzie dookoła są różne opcje, z których aż chce się korzystać! Liczę na to, że uda nam się wszystko zrobić tak, jak sobie to wyobrażam. Najważniejszy to, żeby wszyscy byli zdrowi, bo wiadomo, z chorymi dziećmi to nigdzie nie pojedziemy, dlatego u nas tran, witamina D i wszystko jest w ruchu codziennie.
A dzisiaj chciałabym Wam zaprezentować moje ostatnie odkrycie z boxa Pure Beauty, które mnie naprawdę pozytywnie zaskoczyło, tym bardziej, że pry pierwszym zetknięciu nie byłam dobrze nastawiona, ale ostatecznie wszystko okazało się inne niż się spodziewałam. Mimo że Miya to marka, która u mnie sprawdza się fenomenalnie to nie jestem fanką masek do twarzy, które nie są w płachcie, dlatego też długo zwlekałam z użyciem tej maski. Niepotrzebnie i żałuję, że zdecydowałam się na nią aż tak późno, bo.... przeczytajcie sami!


Miya - myWATERmask -
maska intensywnie nawilżająca do twarzy i okolic oczu





Tak długo zwlekałam, bo maska znajduje się w słoiczku, a jak pisałam mi zawsze zależy na czasie, lubię szybkie rozwiązania, które nie wymagają ode mnie zbyt wiele. Jestem leniem, ale ostatnio miałam więcej czasu i skorzystałam z tej okazji. 
Maska znajduje się w bardzo ładnym słoiczku, uwielbiam te kolory, wygląda to wszystko obłędnie. Opakowanie jest bardzo wygodne, fajnie się odkręca, szczelnie się też zakręca, nie ma problemu z przypadkowym otwarciem. Mamy tutaj zdawkowo najważniejsze informacje, ale myślę, że to nie jest problem. Konsystencja maski jest dość gęsta, można spokojnie nałożyć na twarz cieńszą warstwę, a i tak odczujemy, że coś dobrego się tam dzieje. Maska jest mocno skoncentrowana składnikami aktywnymi, co ja uwielbiam. Zapach jest bez szału, dla mnie lekko zadymiony i nie należy do moich ulubieńców. Ale na szczęście zapach nie jest mocno odczuwalny, nie jest intensywny, więc dobrze.


Maska od samego nałożenia działa na skórę, Od razu czuć, że coś dobrego dzieje się ze skórą, że się idealnie napina, ujędrnia i jakoś staje się taka bardziej elastyczna. Po zmyciu maseczki, skóra jest niesamowicie gładka, miękka i cudownie nawilżona. Efekt jest bardzo zauważalny, co jest niesamowite. 
Ja w ogóle następnego dnia, nie mogłam się powstrzymać przed nie dotykaniem twarzy. To, jaką ona była ujędrniona, napięta, jak po liftingu - szok! A uwierzcie mi, że przy dłuższym i regularnym stosowaniu nasza twarz zyskuje troszeczkę inny, wygląd. Mamy piękne odmłodzenie, wygładzenie i niesamowite spłycenie ewentualnych zmarszczek. Mega. 


Zdecydowanie żałuję, że tak późno się skusiłam na użycie tej maski, ale z drugiej strony teraz zdecydowanie mam więcej czasu na to, więc mogę rzeczywiście się przyłożyć do pielęgnacji, co na pewno pozytywnie odbije się na mojej skórze. No ta maska naprawdę potrafi zdziałać cuda, ma na maksa pozytywny wpływ na skórę, nawilża ją, odżywia, regeneruje. Ale zdecydowanie najlepsze w tym wszystkim jest to cudowne i magiczne uczucie ujędrnienia i napięcia skóry. Dzięki czemu, twarz może być pięknie odmłodzona i znowu pełna blasku. Uwielbiam takie cuda!



[produkt otrzymany w ramach współpracy, ale jego recenzja nie była wymagana]


Denko - listopad 2024r

30 listopada 2024



Dzień dobry! I żegnamy się dzisiaj oficjalnie z listopadem! Jutro już zaczynamy grudzień, dla mnie cały miesiąc świętowania świąt, ja już czuję ten christmas vibe i musze przyznać, że jestem wniebowzięta. Bardzo się cieszę, że to już. Ale na razie jeszcze powalczymy ze śmieciami, z moimi zużyciami z listopada. Przyznam szczerze, że myślałam, że będzie ich niewiele, dopóki nie zaczęłam robić zdjęć... No trochę się zaskoczyłam i myślę, że każdemu chwile zejdzie zanim przebrniemy przez to wszystko. Ale musze przyznać, że czasem bardzo dużo się zmienia w trakcie używania kosmetyków.
No i dzisiaj mam dla Was zestawienie zużyć z listopada. Enjoy!



W ulubieńcach są kosmetyki, które pojawiają się tu bardzo często. Zaczynając od Isana, żel pod prysznic - ja je wybieram regularnie, tylko w różnych wersjach zapachowych. One są mega tanie, a robią to, co mają robić. Ładnie pachną, są wydajne, przyjemnie myją, nie wysuszają skóry, no i mi to zdecydowanie wystarcza. Z kolei AA Baby, 3w1 pianka - chmurka, którą ja osobiście uwielbiam. Jest bardzo przyjemna dla dzieci, ma piękny zapach, jest niesamowicie delikatna i bezpieczna dla skóry dzieci. Super! Dalej mamy, Alterra, Naturkosmetik szampon nawilżający bio-owoc granatu to zdecydowanie najlepszy szampon do pierwszego mycia. On zmywa z włosów wszystko, nawet olej, jak i oczyszcza skórę głowy na maksa dokładnie. Rewelacja. A Facelle, chusteczki do higieny intymnej - nie są moim must have z wielu względów, ale muszę przyznać, że fajnie jak są, lubię ich używać w toalecie. A bez Garnier, Vitamin C, super serum na przebarwienia nie wyobrażam sobie już poranków. To serum idealnie wprowadza mnie w pozytywny nastrój i przygotowuje mnie całą na cały dzień. A Catrice, liquid camouflage korektor nie ma sobie równych jeśli chodzi o krycie oraz rozjaśnianie naszego makijażu. Tak samo, rewelacja - jestem wierna!



  • CeraVe, nawilżający pieniący się olejek do mycia - ten olejek bardzo fajnie sprawdza się przy pielęgnacji ciała, naszego czy dzieci. Bardzo go lubię z tego względu, że biorąc go gdzieś an wyjazd, mam jeden produkt dla siebie i dzieci. Mam wtedy pewność, że skóra będzie super oczyszczona, a przy okazji zaopiekowana. Nie wysusza skóry i nie podrażnia jej.
  • Ziaja, ekspresowa odżywka do włosów z kofeiną - ta odżywka okazała się być u mnie dużym hitem, i nie tylko u mnie. Na moich włosach odżywka ekspresowo działała, nawilżała i wygładzała włosy, ale głównie używałam jej u mojej córki na jej cienkich włosach. mam wrażenie, że dzięki niej jej włoski stały się grubsze, dłuższe, końcówki były zdrowsze, bo odżywka działała na nie chroniąco. 
  • Himalaya, detoksykujący żel do mycia twarzy z węglem aktywnym i zieloną herbatą - kolejny produkt do pielęgnacji twarzy, który mi bardzo spasował. Genialnie zmywał makijaż, rewelacyjnie oczyszczał skórę z jakichkolwiek zanieczyszczeń, po prostu robił wszystko, co miał i robił to dobrze, a nawet bardzo dobrze.
  • Garnier, czysta skóra, czarne serum do twarzy z węglem aktywnym przeciw niedoskonałościom - to serum przeze mnie było używane raz na jakiś czas, nie używałam go codziennie, ale i tak naprawdę fajnie się to u mnie sprawdzało. W zależności od potrzeb co drugi trzeci dzień to serum szło w ruch i dzięki temu moja skóra cały c czas utrzymywała naprawdę przyjemny stan!
  • Isana, lakier do włosów, mini - ten lakier od włosów u mnie był już bardzo długo, kupiony tylko ze względu na wielkość, bo taka pojemność jest idealna na imprezy, żeby zmieścić w torebce. Ale lakier i tak, i tak robi robotę, fajnie utrwala fryzurę, a na dodatek nie wysusza włosów. 
  • Facelle, żel do higieny intymnej, mini - i tutaj jest podobnie, jak z produktem wyżej. Potrzebowałam mini wersję, żeby nie brać całej butli i zdaje to swój egzamin. Żel sprawdzał się w porządku, ładnie mył, odświeżał i pielęgnował. Nie robił nic złego, a to jest bardzo ważne.



I przechodzimy do turbo obszernej grupy w tym miesiącu. Jestem z siebie bardzo dumna, że aż tyle masek w między czasie udało mi się zrobić. Miałam bardzo dużo sytuacji, które pozwalały mi na maseczkowanie się. Np. na moim urodzinowym wyjeździe z przyjaciółką w ciągu dwóch dni machnęłam sobie aż 4 maseczki. A jak! Więc oby ta passa u mnie została. 
  • Produkty marki Garnier - nie będę się rozpisywać na temat każdej maski oddzielnie, bo pisałabym to samo. Ale uwielbiam je. One są rewelacyjne. Tkanina jest przemiła, idealnie leży na twarzy, nie spływa z niej nic - wszystko ekstra. Zapach jest zawsze super. A działanie jest rewelacyjne. Nic dodać, nic ująć. Skóra po użyciu jest pięknie nawilżona, odżywiona, zregenerowana, odświeżona i po prostu wygląda pięknie. Uwielbiam to!
  • Clarena, 2 membran carnoniacin mask, maska ze złotą karnozyną, ceramidami i niacynamidem - to kolejna maska, która świetnie się u mnie sprawdziła, a że posiada w swojej membranie złoto, miałam tutaj dodatkowy przyjemny akcent, powiew luksusu, który bardzi mi spasował. Skóra po użyciu również była w świetnym stanie.
  • Skin 79, maska ze śluzem ślimaka - Skin79 to marka, która zna się na rzeczy, wie co ma robić i zawsze robi to dobrze, z kolei śluz ślimaka to składnik, który zawsze zrobi naszej skórze bardzo dobrze. I tak samo było oczywiście z tą maską. 
  • Biotaniqe, aktywnie nawilżająca maska na tkaninie - a tutaj niepozorna, mniejsza saszetka, ale działanie ma tak samo świetne, jak te maski powyżej. Tkanina równie przyjemna i fajna, z kolei efekty na skórze tak samo ekstra. Nic dodać, nic ująć- bomba.


  • Dermacol, Caviar Long Stay, podkład do twarzy - tutaj niestety się zawiodłam, ale rlyko pod względem koloru. ten podkład czeka u mnie bardzo długo aż go w końcu użyję i jak go użyłam, okazało się, że kolor całkowicie mi nie pasuje. Żałuję bardzo, bo wiem, że ten produkt jest fenomenalny i genialnie wygląda na skórze.


I takie mamy denko w tym miesiącu! Jestem z siebie bardzo dumna jeśli chodzi o maseczki do twarzy, mam nadzieję, że utrzymam ten poziom każdego miesiąca i uda mi się dbać o siebie tak, jak w listopadzie. Chociaż nie powiem, jest to dla mnie zawsze problematyczne i wymagające ze względu na brak czasu i odpowiedniej okoliczności. Ale musze postawić na siebie i muszę też zrobić porządki w kosmetykach, bo trochę tego wpadło ostatnio w moje rączki. No i cały czas focusuje się na denkowaniu!
A jak Wasze deko w tym miesiącu? Let me know!


beBIO Cosmetics żelowy olejek do ust

28 listopada 2024


Dzień dobry! Jesteśmy coraz bliżej grudnia, pogoda też się już trochę psuje, chociaż dla mnie jest, teraz mega jesiennie. Ten deszcz nie nastraja mnie może świątecznie, ale i tak jest klimat! 
A ja dzisiaj znowu zapodam Wam recenzję mega ciekawego produktu do ust, z którym ja mam szczerze trochę chatę-love relationship. Pomadki od beBIO Cosmetics obecnie są widoczne w social media. Ja wersję kokosowa dostałam oczywiście w Pure Beauty i nie powinno to nikogo zaskoczyć, bo tam zawsze znajdują się najlepsze i najciekawsze perełki. Dla mnie rewelacja. Tym bardziej, że ja z ustami mam zawsze problem, więc potrzebuję takich produktów. 


beBIO Cosmetics żelowy balsam do ust
Glazed Lips Shine & Protect
coconut gloss





Ten niepozorny balsam do ust znajduje się w dość zwykłym opakowaniu, mamy tutaj niewielkich rozmiarów tubkę, która ma odkręcaną zatyczkę. Do opakowania nie mam żadnych zastrzeżeń, nic się nie zacina, wszystko jest szczelne i wszystko działa tak, jak należy. Informacje znajdują się na kartoniku, w którym początkowo znajduje się nasza tubka. Aczkolwiek muszę przyznać, że bardzo podoba mi się ten kontrast różowego z tym morskim odcieniem, i w ogóle ten różowy kolor to strzał w 10. Zawsze rzuca się w oczy, więc nie ma obaw, że nam gdzieś zaginie, a wiadomo jak jest z produktami pielęgnacyjnymi do ust.
Konsystencja tego olejku jest dość żelowa, nawet zbita, nie jest taka wodnista czy lejąca się. Ona bardzo fajnie siedzi na ustach, nie lepi się, nie sprawia żadnego dyskomfortu. Zapachy jest ładny, mocno kokosowy i po prostu smaczny, mi się bardzo podoba.


Ja początkowo byłam bardzo źle nastawiona. Po nałożeniu na usta czegoś mi brakowało, mam wrażenie, że nie było tej wisienki na torcie. Olejek bardzo fajnie się nakładał, nie kleił się ani nic, ale mam wrażenie, że znikał. On się wchłania bardzo szybko. Ten olejek, jak się wchłonął sprawiał, że usta były jakby tępe. Nie wiem, jak to wytłumaczyć, ale brakowało mi go na ustach. Więc jest to produkt, który trzeba dosyć często dokładać. 
Ale... Używałam go wtedy na ustach w fajnym stanie. A to o robi z ustami, które potrzebują pomocy to jest szaleństwo. Ten olejek magicznie pozbywa się wszystkich suchych skórek, wszystkich podrażnień, a nawet poradził sobie z zajadam i pęknięcie w kącikach ust! Miałam go akurat pod ręką, kiedy się mega męczyłam. Z ustami i zrobił rewolucję! Usta od razu zyskały cudowny, wygląd i stan... Szok! I to naprawdę dało się odczuć już przy pierwszym nałożeniu, że ten olejek działa i coś robi. Ja byłam w szoku, ale teraz po prostu wiem, że olejek idealnie się sprawdza do zadań specjalnych.


I tak, jak Wam pisałam, ten olejek potrafi zdziałać cuda, ale ma na czym. Jak usta sa w porządku stanie, to w sumie nic nowego nie zrobi i żadnego szoku nie będzie. Ale u mnie będzie głównie wykorzystywany na czarną godzinę, bo naprawdę. Bardzo szybko sprawił, że pozbyłam się zajadów, suchych skórek, podrażnionych ust, a także pękniętych kącików. Dodatkowo chroni wtedy usta, jeśli tego naprawdę wymagają. On potrafi się dostosować do potrzeb. Jeśli jest taka potrzeba, to zostaje na ustach i cały czas je regeneruje, a jeśli nie to po prostu się wchłania i wszystko jest cacy. Wiecie, on w takich sytuacjach nie ma co robić, dlatego nie ma różnicy. Dla mnie magia, ale ja lubię taką magię!


A Wy jaką magię na ustach lubicie najbardziej?


[produkt otrzymany w ramach współpracy, ale jego recenzja nie była wymagana]

Bioexilire Essentials, lamelarny szampon i odżywka do włosów

26 listopada 2024


Dzień dobry! Jak się macie? Ja muszę przyznać, że jestem już bardzo w klimacie świątecznym. No nic na to nie poradzę, ale to mnie owładnęło i oszalałam. Kupuję prezenty, myślę o dekoracjach, strojach, ciekawych aktywnościach, które można zrobić z dziećmi. Bardzo mi się chce działać w tym roku i to chyba dlatego, że w ostatnich latach byłam bez życia przez małe dzieci, a teraz jak już jednak są trochę większe to i mi się bardziej chce. No, ale fajnie! Mam nadzieję, że entuzjazm mi nie opadnie i że będziemy działać. Zamierzam też w tym roku wrócić na insta, kalendarz adwentowy już jest z Pure Beauty, więc będzie się coś działo!
A zostając w temacie boxy Pure Beauty mnie ostatnio mega pozytywnie zaskoczyły! A to dlatego, że w jednym boxie trafił się cały zestaw do włosów i to produktów pełnowymiarowych. No wow! Mamy tutaj szampon oraz odżywkę do włosów marki Bioelixire, które są lamelarne. Dla mnie to słowo jest zupełnie nowe i cały zestaw był nowością na moich włosach. Produkty lamelarne to kosmetyki wysoko skoncentrowane, które mają mocne działanie nawilżające i odżywiające.


Bioelixire Essentials
lamelarne szampon i odżywka do włosów




I tak się prezentuje cały nasz zestaw do włosów. Mamy tutaj szampon oraz odżywkę, a czytam, że jest jeszcze jakaś specjalna woda lamelarna, która mnie bardzo ciekawi! Ale na razie skupimy się na bazie do pielęgnacji włosów. Szampon i odżywka znajdują się w takich samych buteleczkach, które są wygodne w użytkowaniu. Mamy zamknięcie na przycisk, z jednej strony naciśniemy to pojawia się otwór, przez który dozujemy produkt. Wszystko tutaj gra, nic się nie zapycha, nie psuje. Oczywiście mamy najważniejsze informacje na opakowaniu.
Kosmetyki są łatwo dostępne, są też w nawet niskich cenach w Internecie, więc nie ma problemu z dostaniem ich. Kosmetyki nie podrażniają skóry głowy, nie zapychają jej i nie powodują szybszego przetłuszczania się skóry, co jest dla mnie mega ważne. Kosmetyki ładnie pachną, dość kosmetycznie, ale ładnie. Jeśli chodzi o konsystencję to należy ona do tych gęstszych, ale nie ma problemu ani z wydobywaniem produktu z butelki, ani z nakładaniem na włosy.


Jak widzimy nasz szampon w głównej mierze ma nam wygładzać włosy, zapobiegać ich puszeniu się. Oczywiście szampon bardzo fajnie oczyszcza skórę głowy. Sprawia, że pory są odblokowane i czuć po prostu, że ta skóra głowy jest w lepszych stanie. Szampon bardzo dobrze pielęgnuje też włosy na długości. Wiadomo, że jest na nich za krótko, żeby miał robić sporo, ale czuć po umyciu, że włosy są w lepszej kondycji. Są mięsiste, takie jakby wypełnione czymś, objętość jest zwiększona i czuć w dłoniach, że włosy są wzmocnione, są bardziej odporne na zniszczenia. Przyznam szczerze, że nigdy nie miałam takiego wrażenia po żadnym produkcie, więc jest to dla mnie coś zdecydowanie nowego. Ale fajnie! Ja się bardzo cieszę, bo lubię dawać moim włosom różnorodność.



Z kolei odżywka domyka łuski włosa i jest idealnym uzupełnieniem szamponu. Ta odżywka mocno wygładza włosy, zapobiega puszeniu się, co jest mega ważne teraz zimą, kiedy włosy lubią się puszyć przez czapki, szaliki i pogodę. Włosy są bardzo ładnie nawilżone, odżywione i zregenerowane. Powiem Wam, że ta odżywka tez uzupełnia ubytki, wypełnia włosy odpowiednimi składnikami, dzięki czemu włosy są mocniejsze i zdrowsze. Wyglądają też fenomenalnie po myciu i tutaj bardzo łatwo goodhairday przy dopilnowaniu całej pielęgnacji. Końcówki też wyglądają bardzo ładnie, no wszystko tutaj wygląda bardzo ładnie i ja jestem zachwycona.
Bardzo łatwo można je potem ułożyć i poddać jakimkolwiek zabiegom stylizacyjnym. 


Ja jestem mega pod wrażeniem tego zestawu. Jest to dość specyficzny zestaw i przy moich włosach na pewno nie do codziennego użycia, ale używając co któreś mycie mogę uzyskać genialne efekty. Przy częstszym stosowaniu w moim przypadku bardzo łatwo o przeproteinowanie włosów, więc musze uważać. Ale tak, jak mówiłam, używanie co któreś mycie powoduje, że włosy wyglądają fenomenalnie i da się to odczuć, że włosy są w fajniejszym stanie po prostu dotykając ich. Taki sposób fajnie się sprawdza na moich świeżo rozjaśnianych włosach, kiedy ta pielęgnacja musi być dużo bardziej wymagająca, więc fajnie!
Co myślicie? Mieliście już kiedyś lamelarne kosmetyki? Może tylko dla mnie to nowość, a tak naprawdę to już istnieje w świecie kosmetycznym od dawna. Dajcie znać!



[ produkt otrzymany w ramach współpracy, ale jego recenzja nie była wymagana]




Himalaya detoksykująca pianka do mycia twarzy z aktywnym węglem i organiczną zieloną herbatą

24 listopada 2024

 
Dzień dobry! Jak tam Wasz weekend? Udany? Robiliście coś ciekawego, coś fajnego, a może coś inspirującego? My już jesteśmy po sesji świątecznej i powiem szczerze, że dziwnie, że tak szybko jesteśmy już po. Aż mam ochotę umówić się na kolejną i kolejną. Aczkolwiek mam mega fajny plan na sesję i mam zamiar go zrealizować dopiero na wiosnę, ale zależy mi na tym, żeby było ciepło i już się nie mogę doczekać! Na samą myśl jestem na maksa excited, ah! Ale na razie wchodzę w świąteczny klimat, aura za oknem mi sprzyja, więc jestem bardzo zadowolona, tym bardziej, że za tydzień przywitamy już grudzień!
A chwilowo chciałabym Wam przedstawić produkt, który ostatnio zawojował w mojej łazience, jest to kolejny produkt marki Himalaya, która naprawdę mi podpasowała. Testowałam ostatnio przeróżne kosmetyki i muszę przyznać, że ta marka naprawdę się u mnie sprawdza i widzę w niej sporo plusów. Działanie w stosunku do ceny jest fenomenalne, więc warto się skusić na te produkty, kiedyś przy okazji. Albo warto skorzystać z oferty Pure Beauty i na bieżąco dostawać kosmetyki przeróżnych, ale fantastycznych marek!


Himalaya, detoksykująca pianka do mycia twarzy
z aktywnym i organiczną zieloną herbatą





Opakowanie tej pianki jest bardzo przyjemne. Mamy butelkę z pompką, która fantastycznie dozuje nam produkt w postaci pianki. Nie ma z nią problemu, nie zacina się, nie psuje, wszystko jest tutaj w porządku i mi bardzo odpowiada. Uwielbiam pompki, są hiper wygodne w użytkowaniu i są mega przyjemne dla skóry. Ogólnie na opakowaniu oczywiście posiadamy wszystkie najważniejsze informacje.
Tak, jak pisałam pianka ma idealną konsystencję i jest hiper przyjemna dla skóry. Bardzo fajnie nakłada się ją na skórę, nie szczypie w oczy, nie powoduje podrażnień, nic złego się nie dzieje ze skórą, można przejść do mycia. Mi zapach nie przeszkadza, nie należy do jakichś przepięknych, jest tu trochę wyczuwalny węgiel, ale dla mnie jest okej. 


Ja tej pianki używam na wiele różnych sposobów, w zależności od dnia i oczywiście do potrzeb. Zdarza mi się zmyć nią cały makijaż z pomocą specjalnej gąbeczki i wtedy makijaż zmywa w trymiga. Nie ma tutaj problemu z żadnym kosmetykiem, wszystkie jest pięknie rozpuszczone, a skóra jest pięknie oczyszczona.
Co prawda, obecnie preferuję olejki do demakijażu, więc ta pianka jest głównie wykorzystywana, jako drugie etap oczyszczania w dni kiedy mam na twarzy makijaż. Po olejkach, niekoniecznie musi występować uczucie dyskomfortu, czy tłusty film na skórze. Ja uważam, że zawsze warto dodatkowo czymś umyć twarz, zawsze znajdą się jakieś resztki makijażu, które warto domyć. U mnie się to genialnie sprawdza. Kiedy mam wrażenie, że moja skóra jest średnio doczyszczona, to wtedy posiłkuję się jeszcze gąbeczką, ale zazwyczaj nie ma takiej potrzeby.
W dni kiedy nie mam makijażu, stosuję tę piankę, jako pierwsze oczyszczanie twarzy z kremów i innych mazideł do twarzy. Następnie wjeżdża jakiś peeling i naprawdę jest super.


Dla mnie ta pianka to petarda. Bardzo lubię kosmetyki uniwersalne, które idealnie zastępują mi parę innych produktów. To jest mega wygoda, tym bardziej w podróży. Bierzemy jedną taką piankę, którą zmyjemy makijaż, oczyścimy twarz po całym dniu pełnym wrażeń, ale i umyjemy oraz odświeżymy twarz rano. Czego chcieć więcej? Bardzo ją polecam! Od kiedy używam tej pianki, widzę pozytywne zmiany na mojej skórze, która teraz jest pięknie oczyszczona każdego dnia, odświeżona i idealnie przygotowana na działanie następnych kosmetyków, takich jak serum czy krem do twarzy. Dla mnie bomba!


Jakim produktem lubicie myć twarz? Dla mnie pianki mają dodatkowy atut taki, że są hiper wydajne. W trakcie używania mam wrażenie, że są niezniszczalne i wystarczają na dużo dłużej niż zwykłe żele np. U mnie węgiel aktywny też się fajnie sprawdza i jestem zawsze zadowolona z tych produktów, więc fajnie, że kolejna rzecz wpada do mojej fav kolekcji. 


[wpis reklamowy]