Pierwsze denko 2021r. - styczeń!

29 stycznia 2021

 

Hej! Co tam, jak tam? Mamy już praktycznie koniec stycznia, szok, że początek roku 2021 tak szybko zleciał, nawet nie wiem kiedy i w sumie mamy już prawie luty. Ale ja się bardzo cieszę, niech ten czas leci, ucieka i jak najszybciej będzie wiosna i niech się dzieje. 
No, a jak koniec miesiąca to lecimy z denkiem, wcześniej niż zazwyczaj, ale raczej nic innego nie uda mi się zużyć, tym bardziej, że na weekend ciśniemy do Krakowa, więc będziemy lecieć głównie na miniaturkach ;). Ale! Jak zaczęłam pisać to denko to powiem Wam szczerze, że jakaś taka nuda tu wjechała! Prawie sami ulubieńcy, same sprawdzone produkty, które pojawiają się tu co chwilę, prawie żadnych nowości - no nuda! Ale to nic, tak wyszło to tak trzeba działać! 


Zużyłam oczywiście BeBeauty, waciki kosmetyczne, tym razem wersja aloesowa i według mnie nie ma lepszych! Zawsze będę to powtarzać, są tanie, nie rozwarstwiają się, super oczyszczają twarz i są w ogóle najlepsze. Poza tym, ApteoCare chusteczki do higieny intymnej - sprawdziłam i jestem z nich zadowolona, dalej ubolewam, że tamte łatwo dostępne zniknęły, a te muszę zamawiać z neta, ale to nic, najważniejsze, że się sprawdzają w swojej roli. W końcu też zużyłam, Alterra, Naturkosmetik, szampon dodający objętości, bio-papaja i bio-bambus. Teraz w sumie mega rzadko myję włosy, więc średnio mi idzie zużywanie szamponów, ale w dalszym ciągu te są najlepsze, super oczyszczają włosy i się sprawdzają. I jeszcze Dove, 48h Anti-perspirant - kulka jak kulka, z jednej strony nic nadzwyczajnego, z drugiej strony zawsze wracam do tych konkretnych. Mają super zapachy, wiele różnych opcji i są po prostu fajne, więc coś muszą w sobie mieć skoro tak często do nich wracam. Z kolorówki poszedł Catrice, Liquid Camouflage, korektor w płynie - dla mnie jest hitem i nie wymienię go na żaden inny. I podobnie mam z W7, Glowcomotion rozświetlacz - mega się z nim polubiłam. Poznałam go dzięki kalendarzowi adwentowemu i bardzo mi spasował, pięknie błyszczy, ma super odcień i robi ekstra taflę! A jak już makijaż jest zrobiony to bez zmiennie używam Kobo, MakeUp Fixer spray - kolejny produkt, z którego jestem mega zadowolona i bardzo często go używam. Nigdy mnie nie zawiódł, nigdy nie zrobił żadnej plamy na twarzy i po prostu super!


  • Avon, planetSPA, krem do rąk z eukaliptusem i miętą - zawsze mówiłam, że nie lubię używać kremów do rąk, bo mnie wkurzają i po prostu nie, ale okazało się, że po prostu nie trafiłam jeszcze na taki krem, z którego byłabym zadowolona. Ten krem jest po prostu świetny, pięknie pachnie, super nawilża dłonie, szybko się wchłania i używałam go mega chętnie! Serio nie mogłam się doczekać każdego zużycia i wystarczyło, że krem się skończył zaczęłam używać innego i znowu powróciła ta niechęć do kremów do rąk. Więc ten krem jest naprawdę świetny. 
  • Bourjois, Mascara Volume Reveal, adjustable volume - tusz się u mnie na maksa sprawdził, pięknie rozdzielał rzęsy i wydłużał je, nie sklejał, nie osypywał się, był naprawdę super. Dodatkowo ma lusterko, więc zawsze wygodnie można pomalować rzęsy nawet w hardcorowych sytuacjach. Mega!


  • Eucryl, pasta do zębów w pudrze - ostatnio jak się pojawiła w denku to dałam ją do cudów, a teraz już jakoś tak fajnie mi się jej nie używało. Wkurzała mnie, raz mi się w ogóle rozsypała i wszędzie był ten puder, a i już nie było tak szałowego efektu, jak za pierwszym razem. Więc dziwne, ale już teraz kminię, że nie będzie mi się chciało z nią bawić. 


Cien, Food For Skin, maska do twarzy, odświeżenie z zieloną glinką i ogórkiem, Cien, Food For Skin, maska-peeling od twarzy, oczyszczenie z czarnym węglem i trawą cytrynową, Cien, Food For Skin, maska-peeling do twarzy, oczyszczenie z białą glinką i rozmarynem - wszystkie dopiero co opisywałam na blogu, więc żeby się nie powtarzać wbijajcie do recenzji, gdzie macie opisane wszystko :). Ale w skrócie powiem Wam, że są bardzo w porządku i bardzo fajne! Jestem z nich zadowolona. 


No takie to denko! Mam nadzieję, że w lutym będzie lepsze, grubsze i ciekawsze! Trzymajcie za mnie kciuki, żebym pozużywała coś więcej ;)! I dajcie znać, jak Wasze zużycia styczniowe? :)




TOP 3: gry na każde spotkanie ze znajomymi

26 stycznia 2021

 
Cześć! Co tam, jak tam? U mnie mega ciężki weekend, dlatego też wpis pojawia się z opóźnieniem. Ale w sobotę miałam egzamin, pierwszy od dawna, dawna, więc poczułam się znowu jak studentka! A zaraz po egzaminie pojechaliśmy do rodziców i tyle nas było. Jakkolwiek wracałam padnięta po weekendzie, tak myślałam sobie, że w sumie to fajnie. Coś się dzieje, weekend wykorzystany na maksa i wiadomo, że się nie chce, ale jak już się ruszy dupę to jest ruszona! A korzystam póki mogę, bo myślę, że w późniejszym miesiącach ciąży nie będzie już tak lekko.


A dzisiaj, tak jest, zgadza się wszystko, będzie o grach! Od jakiegoś czasu kolekcjonujemy gry i mamy ich naprawdę dosyć sporo. Zaczynaliśmy od dwóch/trzech, a teraz mamy ich na pewno ponad 10 i wiem, że na tym się nie skończy nasza kolekcja, bo uwielbiamy grać w gry! Na szczęście większość naszych znajomych i rodziny też to lubimy, więc gramy bardzo często. I właśnie najczęściej to wrzucam na story w weekendy, haha.
Ale, na początek wybrałam nasze 3 ulubiony gry i ciężko było wybrać... Jak pisze ten wpis to co chwilę kminię, że może powinnam wrzucić tutaj inną grę, ale na pewno wszystkie opiszę! Planszówki wracają do łask i mega się z tego cieszę. Zaczynamy od naszego Top3!

1. KOLEJKA


Kolejka czyli zakupy w czasach PRL i to jest hit nad hity! Graliśmy w to u znajomych, kupiliśmy tę grę moim rodzicom pod choinkę i tak pożyczyliśmy ją od nich i chyba już nie oddamy, haha. I, jak pisałam to jest hit. Gramy w nią ze wszystkimi kto do nas przychodzi i zawsze każdy jest mega podjarany tą grą. Nie znam osoby, której ta gra się nie podoba, więc jeśli planujecie dla siebie czy na prezent to ja polecam!
W skrócie: robicie zakupy (przykładowa lista zakupów znajduje się na zdjęciu), ustawiacie się w kolejce do sklepów, ale tak naprawdę nie wiecie, gdzie danego dnia będzie dostawa. Jak już jest dostawa, to zaczynają się przepychanki, czyli ktoś idzie na początek kolejki, ktoś zabiera towar spod lady, bo ma znajomości, ktoś odwraca kolejkę 'do góry nogami', a pod koniec i tak okazuje się, że w sklepie jest np. remanent i nic nie kupicie. No rewelacja. Każdy się wciąga, emocji jest mnóstwo, śmiechu też. Robimy wszystko, żeby zrobić zakupy z naszej listy, jak najszybciej, ale i pilnujemy, żeby innym się to nie udało przed nami.
Poza tym, gra jest wykonana w rewelacyjny sposób, producent zadbał o każdy szczegół, można się wymieniać na bazarze, są spekulanci, którzy zabierają nam towar sprzed nosa, nawet są ślady po kubkach z kawą, żeby plansza wydawała się 'stara'. Graliśmy w nią z moimi rodzicami, którzy zgodnie stwierdzili, że ona mega odwzorowuje to co się działo w PRL'u, co dla mnie jest niesamowite i tym bardziej chce mi się w nią grać.
Jest też inna wersja tej gry "Pan tu nie stał', ale ponoć w porównaniu do Kolejki jest beznadziejna - nie grałam w nią, ale wierzę znajomym, więc ja polecam tę konkretną wersję.

2. GIERKI MAŁŻEŃSKIE


Ta gra była naszym hitem przez długi czas i w sumie dalej jest tą bardziej ulubioną od innych. Ma ten duży plus, że posiada dwa warianty grania, jeden dla czterech par, a drugi dla jednej pary. Czyli możemy grać spokojnie sami ze sobą i się świetnie bawić albo grać z innymi parami, co daje możliwość wszystkim lepszego poznania się.
Mamy cztery różne karty; 1) skojarzenia - czyli musimy wypisać w parzę parę skojarzeń i co najmniej dwa muszą być takie same; 2) kalambury - czyli rysujemy, do zgadnięcia jest film, powiedzenie lub pozycja seksualna (szalona); 3) między słowami - czyli zwykłe tabu, wyjaśniamy jakieś słowo bez użycia słów zakazanych i 4) znamy się - czyli musimy odpowiedzieć tak samo na pytania, wybrać tę samą opcję spośród czterech różnych lub odpowiedzieć poprawnie na konkretnie pytanie. Za to oczywiście dostajemy punkty, kto wygrywa ten ma jakieś zadanie do wykonania. 
Gra jest świetnie wykonana, zadbany w każdym szczególe, mamy pisaki, karty do rysowania/pisania, które można spokojnie zetrzeć, ścierkę do ścierania, klepsydrę (chociaż my nigdy nie gramy na czas) itp. Niektóre rzeczy są związane oczywiście z seksem, ale nie w jakiś nachalny sposób. Ogólnie gra się świetnie.
Poza tym, Gierek Małżeńskich też jest parę różnych wersji, my mamy tę podstawową, ale można kupić inne, które są bardziej powiązane z kartami, jakie my posiadamy. Tez świetna opcja na prezent dla znajomych.

3. JUNGLE SPEED


To jest jedna z pierwszych gier, które kupiłam; zręcznościowa dla turbo spostrzegawczych osób. Wykładamy karty po kolei i czekamy na pojedynek. pojedynek jest wtedy, kiedy ktoś ma taki sam wzór na karcie co my (nie patrzymy na kolor) i wtedy walczymy o totem (czyli ten kołek, co stoi na środku). Kto pierwszy złapie totem, nie upuści go - ten wygrywa i może pozbyć się kart, kto pierwszy pozbędzie się wszystkich ten wygrywa. Oczywiście są karty, które zmieniają tok gry i musimy robić coś innego, np. patrzeć na kolory, łapać za totem albo raz jeszcze wyłożyć karty - ogólnie dużo się dzieje!
Gra jest na maksa wciągająca, ludzie się wpatrują w karty, rozkminiają, mylą się z tego wszystkiego i właśnie o to chodzi, jest super rozrywką na każdą okazję! Ale musze ostrzec! Bo zdarzyło mi się złamać paznokieć i moim koleżankom też podczas grania, nie jednego faceta już zadrapałyśmy. Czasem totem wypadnie, czasem człowiek się pomyli, bo chce być jak najszybszy, co bywa bardzo frustrujące, tym bardziej, że po każdej pomyłce lub upadku totemu zabieramy wszystkie karty, jakie są na stole, czyli do pozbycia się mamy jeszcze więcej kart. Ale jest bomba!


Takie jest nasze top3! Takich postów o grach na pewno się jeszcze pojawi więcej, bo można powiedzieć, że to nasza nowa, dobra zajawka. Jeśli też lubicie planszówki, dajcie koniecznie mi znać! I jeśli macie jakieś ulubione to napiszcie, uwielbiam czytać i kupować nowe gry i potem je testować.
Trzymajcie się!


Podstawowy makijaż! Jakich produktów używam?

22 stycznia 2021



Dzień dobry! Jak się macie? Dzisiaj będzie wpis makijażowy! Dosyć rzadko wrzucam takie produkty, jak i tym bardziej swoje makijaże, a że w sumie chcę to zmienić to stwierdziłam, że zacznę od takiego basicu! Co prawda ze względu na Covid i tak maluję się rzadziej, bo od jakiegoś czasu rzadko kiedy wychodzę z domu i niby fajnie, bo skóra odpoczywa, czuje się i wygląda dużo lepiej niż wcześniej, ale jest jakieś ale jak zawsze.
Ale to nie oznacza, że jak już się pomaluję to mi się nie podoba. Bo, podoba mi się na maksa i czuję się wtedy piękna, wyjątkowo i turbo wylaszczona! Więc ostatnio, jeśli tylko mogę to się stroję, jeśli tylko mam czas, ochotę i nastrój to korzystam z tego. Na początku ciąży nie chciało mi się nic, na wszystko reagowałam źle, a teraz kiedy brzuszek jest już dużo większy, a ja w II trymestrze odzyskuję siły i siebie to aż mi się chce. A jeśli już mi się chce, to ja z tego korzystam!
Dlatego zapraszam Was na mój bazowy makijaż, taki podstawowy, jak zazwyczaj maluję się na co dzień + delikatne oko, żeby za nudno nie było. 


BAZA POD MAKIJAŻ
Bazy używam dosyć często, jeśli już się maluję. Bo nawet jeśli używam podkładu, za którym nie przepadam to baza mu pomaga, sprawia, że ma lepsze działanie, dłużej się utrzymuje, nie ściera się i po prostu ładniej wszystko wygląda. Dlatego jak kiedyś baza towarzyszyła mi tylko na większe wyjścia, tak teraz z przyzwyczajenia używam bazy pod każdy makijaż. W sumie teraz każde wyjście jest większe.


Moja obecna i ulubiona baza: Dermacol, White Magic Blurring

PODKŁAD
Powiem szczerze, że potrafiłam zmieniać podkłady co chwilę, nie przywiązywałam się nigdy ani do marki ani do konkretnego produktu, potrafię używać beznadziejny fluid, tylko po to, żeby go zużyć, np. kiedy siedzę w domu i nie maluję się na cały dzień, ale jednak wypada, żebym wyglądała jako tako przynajmniej przez chwilę to wjedzie. Chwilowo jestem wierna marce Dermacol i jest to mój podkład do zadań specjalnych i tych niespecjalnych, bo on po prostu wygląda fantastycznie, więc ostatnio maluję się tylko nim. Brakuje mi właśnie czegoś lekkiego, co sprawi, że będę przyzwoicie wyglądać, ale nie musi być turbo kryjący itd. Więc jak macie coś do polecenia to ja jestem chętna!


Mój obecny i ulubiony podkład: Dermacol, Longwear Cover

KOREKTOR
Uwielbiam dobre rozświetlenie w niektórych miejscach na twarzy, a szczególnie pod oczami, bo to jest sfera, która zawsze trochę mi przeszkadzała; podkrążone oczy, sińce/worki u mnie to był standard, więc dobry korektor, który jest w stanie sprawić, że spojrzenie nabiera wyrazu, blasku i samej cudowności jest u mnie zawsze na wagę złota. I nie oszczędzam go, lubię kiedy wyraźnie jest coś rozjaśnione!


Ulubiony i jedyny korektor: Catrice, Liquid Camouflage

PUDER
I mimo że bardzo lubię rozświetlenie to tak samo zależy mi na dobrym zmatowieniu w konkretnych miejscach. I jak w sumie nie mam problemów z cerą i nie wymagam od pudru zbyt wiele to są pudry lepsze, jak i gorsze. Zdecydowanie uwielbiam te sypkie, z puszkiem - bardzo wygodnie mi się ich używa i efekty są genialne!


STYLIZACJA BRWI
Henna i regulacja brwi to u mnie must have, na który udaję się do salonu mniej lub bardziej regularnie - wiadomo, jak jest. Aczkolwiek uważam, że twarz bez brwi to nie twarz, a czasem wystarczą tylko one, żeby twarz nabrała spoko wyglądu i żaden makijaż nie jest wtedy potrzebny. Nawet po dobrej i mocnej hennie muszę jeszcze jakoś wystylizować swoje brwi dodatkowo. U mnie tych produktów jest parę, najpierw żel, potem cienie i na końcu jeszcze jeden żel. Tak na wszelki wypadek, żeby wszystko zostało na swoim miejscu.


Ulubiony produkt do brwi: Hean, cienie do brwi

KONTUROWANIE
I tu domyślam się, że często przesadzam, ale nawet na co dzień, kiedy siedzę w domu lubię dobry kontur twarzy. Musi być wybronzowiona, zaróżowiona i oczywiście rozświetlona. Wszystko w jednym, tak robię zawsze - nie wiem czy dobrze, ale tak mi jest dobrze, a to najważniejsze.
*Bronzerów potrafię używać parę, bo jeden jest ciepły, inny jest delikatny to fajnie pasuje na czoło i skronie, a trzeci ładnie pachnie - ten typ tak ma.


Ulubiony bronzer: Constance Carroll, paletka do konturowania

Z różami mi w sumie nie po drodze, nie potrafię znaleźć swojego koloru ani marki, która by mi odpowiadała idealnie. Zawsze używam czegoś innego, a że one się długo zużywają to też rzadko, kiedy używam nowości. A nie chcę kupować i potem się gubić w 50 różnych różach. Dlatego jeśli macie do polecenia jakiś róż - to ja chętnie!


Rozświetlacz to mój ulubiony etap makijażu. Kocham mocne rozświetlenie, kocham jak się błyszczy łuk kupidyna, okolice pod brwiami, czubek nosa i oczywiście kości policzkowe. Dodatkowe mocne rozświetlenie w kąciku oczu? Jasne, że tak! Dodatkowy rozświetlacz na kościach policzkowych? Why not! Bierę.


Ulubiony rozświetlacz: W7, Glowcomotion oraz Essence, Glow to go

OKO
Uwielbiam makijaż oczu i jest to zdecydowanie coś na czym się skupiam jak mi zależy na turbo boskim makijażu. Mam 3 fazy: 
1) Nie maluję oczu w ogóle, bo mi się spieszy, bo mi się nie chce, bo i tak krzywo to zrobię, więc nie ma sensu
2) Delikatny makijaż oczu, zawsze w odcieniach brązu, ewentualnie odrobina fioletu. Ale to zawsze wygląda u mnie tak samo, rozświetlenie od wewnętrznego kącika i zaciemnienie na zewnętrznym.
3) Turbo mocny makijaż oczu z wykorzystaniem tysiąca cieni do powiek, który na końcu i tak wygląda tak samo. Nie umiem się malować, ale jak czasem wyjdzie to petarda, a czasem plama, ale to nic - życie.
Najbardziej ubolewam nad tym, że moje kreski są zawsze krzywe i jeszcze nie wymyśliłam sposobu, jak mogłabym się nauczyć je robić. O cieniach będę mówić przy okazji makijaży, a obecnie, jak już się maluję to używam tuszu do rzęs i wio! A że obecnie zużywam te tusze, które mam to się trochę męczę. Ale marzę o tym, żeby w końcu je zużyć i mieć spokój ;).



USTA
Nie. Nie lubię malować ust, nie lubię stresować się, że pomadka się zjada, ściera i to w dodatku nierówno. Nie lubię się stresować, ze pocałuję męża i będę wyglądać jak wampir, nie lubię się poprawiać w ciągu dnia ani na imprezach, no kurde nie. Zawsze wjeżdża pomadka ochronna i ja jestem zadowolona. Aczkolwiek, chciałabym to zmienić, chociaż zmieniam to już od paru lat, a pomadek na chwilę obecną mam ponad 100... więc przydałoby się. Ale jeśli już mowa o podstawowym makijażu, to w podstawowym makijażu rządzi pomadka ochronna i jest klasa! 


Więc podsumowanie w lepszym świetle, bez żadnego filtra wygląda właśnie tak! Mimo wszystko trochę żałuję, że nie ogarnęłam telefonu przed zdjęciem bez makijażu, bo jednak automatycznie on wygładza i jakoś ogarnia kolory, więc uwierzcie bez makijażu tak nie wyglądam! Możecie sobie dodać trochę plamek, piegów, więcej czerwonych miejsc, ale taka blada jestem z natury, więc to akurat nie jest przekłamane :).

Jak wygląda Wasz podstawowy makijaż? Podobnie, czy jednak jest bardziej podstawowy? A może codziennie robicie sobie turbo makijaż? Dajcie znać!


Cien, maski i peelingi w saszetkach

19 stycznia 2021


Witam! Co tam, jak tam? Mam nadzieję, że zima Was nie zaskoczyła (i że w ogóle jest u Was zima) i że trzymacie się ciepło i fajowo! Ja jestem zachwycona, klimat jest fantastyczny, mimo że zimno i ciężko się chodzi to i tak jest ekstra! Szkoda, że nie w grudniu, ale i tak tych parę dni ze śniegiem mi sprawia ogrom przyjemności. Chociaż nie powiem, już by mogła nadchodzić wiosna powoli, bo dla mnie to będzie dużo wygodniejsze!
Ale, ale! Ja dzisiaj mam dla Was post z serii tych, które na blogu pojawiają się dosyć rzadko, ale muszę przyśpieszyć tempa i wrzucać ich więcej - jako motywację do zużywania produktów. Kiedyś, kiedyś przy okazji wizyty w Lidlu skusiłam się na dwie saszetki masek-peelingów i teraz mam dla Was moją opinię na ich temat - Enjoy!


Cien, Food For Skin
Maska - peeling do twarzy - oczyszczanie z czarnym węglem i trawą cytrynową

Konsystencja jest bardzo gęsta i czuć w niej delikatne drobinki peelingujące.  Maska-peeling ma bardzo mocny zapach, mi pachnie bardzo podobnie do środków czystości, co jest trochę przerażające i nie podoba mi się, ale ok. Po nałożeniu na skórę dalej czuć tę 'czystą woń'. I da się odczuć lekkie pieczenie w niektórych miejscach, tym bardziej w tych już podrażnionych, np. w okolicach nosa. Pojawił się też lekki efekt chłodzenia. Po jakimś czasie to uczucie przechodzi na szczęście.
Maskę trzymamy na skórze 15 minut. Maska lekko już zaczynała zasychać na rantach. Zmywa się nawet łatwo, chociaż trochę trzeba się namachać i może nabrudzić w umywalce, ale bez tragedii. Skóra po użyciu jest bardzo uspokojona, nie błyszczy się, ale nie wygląda tak szaro zmatowiona tylko tak idealnie. Czuć, że skóra została fajnie oczyszczona. 
Jedna saszetka starczyła mi na raz, a powinno używać się jej niby 2-3 razy w tygodniu, więc więcej nie jestem w stanie się wypowiedzieć, czy to są efekty mega długotrwałe, ale jak na raz jestem zadowolona.

Cien, Food For Skin,
Maska do twarzy - odświeżenie z zieloną glinką i ogórkiem

Maska do twarzy ma bardzo lekką, ale i zbitą konsystencję. Nie ma tu już żadnych drobinek i nie pachnie aż tak źle, chociaż i tak zalatuje mi czymś niefajnym poza ogórkiem. Ale da się przeżyć i pachnie lepiej niż ta opcja powyższa. Też od razu da się odczuć lekkie uczucie chłodzenia, które dość szybko mija/ Ale już mając tę maskę na twarzy czuję się bardziej świeżo, tak odnowiona i taka fajniejsza, więc czad.
Zmywamy znowu po 15 minutach i maska już jest dosyć zaschnięta. Zmywa się bardzo dobrze i nie brudzi już łazienki. Ogólnie twarz po tej masce jest w naprawdę super stanie, znowu cudownie uspokojona, taka odświeżona i po prostu da się odczuć, że dobrze jej ta maska zrobiła. 
Znowu maskę należy używać 2-3 razy w tygodniu, a jedna saszetka wystarczy na raz, więc szkoda, że przynajmniej na dwa razy by nie starczyła ;).


Cien, Food For Skin,
Maska - peeling od twarzy - oczyszczanie z białą glinką i rozmarynem

Maska jest bardzo gęsta i zbita, biała i posiada w sobie ogrom drobinek, który po rozsmarowywaniu po twarzy bardzo fajnie peelinguje twarz. Mimo że peeling jest drobniutki to potrafi dobrze pojeździć po twarzy, więc trzeba uważać i na pewno bym zrezygnowała z mocnego oczyszczania przed nałożeniem tej saszetki. Zapach jest w porządku, mi przypomina samoopalacze - nie wiem czemu, ale jest spoko. 
Po nałożeniu czuć lekkie pieczenie, które szybko mija, więc ja się o nic nie boję. Zmywamy po 15 minutach i dosyć ciężko ją zmyć. Trzeba się trochę namachać i nalać tej wody, żeby ją domyć. Poza tym, ciężko jest to zrobić dokładnie, bo ja potem nakładając maskę nawilżającą i tak czułam jeszcze lekkie drobinki.
Ale ale, efekty były turbo świetne! Skóra była cudownie oczyszczona i idealnie zmatowiona. Gładka, jędrna mimo wszystko wyglądała jakoś tak zdrowo i promiennie, tak naturalnie. Bardzo mi się podoba takie oczyszczenie tym bardziej teraz, kiedy chce mi się dbać o siebie i muszę to wykorzystać na maksa!


Cien, Food For Skin, 
maska - peeling enzymatyczny do twarzy - blask z papają

Maska jest hitem i zdecydowanie moim ulubieńcem z całej 4! Ma świetny słodki zapach, taki bardzo owocowy, ale nie do przesady, no po prostu mi się spodobał na maksa! Konsystencja jest bardzo żelowa, a taka jakby gumiasta zarazem, więc bardzo ciekawa. Nie spływa z twarzy, bardzo dobrze się jej trzyma - jest to peeling enzymatyczny, więc nie uświadczymy w niej jakichkolwiek drobinek.
Nie miałam pierwszy raz żadnych odczuć po nałożeniu. Nałożyłam i czekałam 15 minut. Nic nie piekło, nie drażniło, wszystko było jak najbardziej okej. Po zmyciu naprawdę dało się zauważyć cudowne oczyszczenie twarzy, odświeżenie i zarazem ten blask, promienność - rewelacja! Ja jestem zachwycona, bo ta maska nie tylko oczyszcza, ale i zdrowo rozświetla skórę, co dla mnie jest świetne. 
Pierwszy raz nie zużyłam całego opakowania, ale nie było sensu. nawet nie miałam ochoty dopychać jej na siłę na twarz. Przy okazji wcześniejszych saszetek miałam wrażenie, że spokojnie mogę dokładać. Tutaj było tego już na tyle wystarczająco, że stwierdziłam okej, zostawię sobie na drugi raz. I na szczęście nie zaschło mi nic w saszetce, więc bardzo się cieszę, że miałam i na kolejny raz. 
Mój zdecydowany faworyt, gdybym miała możliwość kupienia pełnowymiarowego produktu, na pewno bym to zrobiła ;).




Powiem Wam, że jakoś tako jestem pozytywnie zaskoczona tymi saszetkami! Kompletnie nie pamiętam ile one kosztowały, ale te produkty to klasa! Nie uczuliły mnie, mimo że czułam lekkie pieczenie praktycznie przy każdym produkcie, ale efekty były bardzo zadowalające za każdym razem! Dla mnie czad i jak będę kiedyś miała okazję to myślę, że je zakupię. Producent każe ich używać aż 2-3 razy w tygodniu, więc ja za każdym razem używałam inne, ale to i tak było w porządku. Poza tym, saszetki są dość napakowane, myślę, że gdybym nie nakładała trzech pierwszych na całą twarz aż tak obficie to by starczyła mi na 2 razy, ale obawiałam się, że mi zaschnie i nie będzie się nadawać do używania ponownie. Dlatego polecam używać z psiapsią albo partnerem!

Znacie je?? :)


Yankee Candle, mulberry & fig delight - soczysta morwa i świeże figi

15 stycznia 2021

 
Hej! O tam, jak tam? Ja się przyznam, że ostatnio uaktywniłam się na instagramie, więc  jeśli ktoś mnie jeszcze tam nie ogarnia, to zapraszam na instagram.com/beautifulduty.pl :) Dużo treści ciążowych, blogowych, życiowych i po prostu pierdołowatych, bo ja lubię gadać pierdoły, więc czemu by nie robić tego na głos? Haha. Dajcie znać, co tam u Was słychać!
Dzisiaj idziemy w zapachy i będzie kolejna wersja Yankee Candle! Tym razem będzie zapach, do którego nie byłam za bardzo przekonana, więc kupiłam sampler na goodies, kiedy pojawił się, jako zapach miesiąca ;).

Yankee Candle, mulberry & fig delight
czyli soczysta morwa i świeże figi


Owocowa linia zapachowa Yankee Candle, o zapachu soczystej morwy i świeżo zebranych fig. Zapach łączy w sobie soczyste jeżyny, czerwoną śliwkę, morele itp. Mimo owocowych i pysznych nut, zapach idealnie nadaje się na chłodne, jesienne wieczory. 

Nuty górne: jeżyny, figi, liście maliny
Nuty środkowe: czerwona, śliwka, morele, brzoskwinie, jeżyna pospolita 
Nuty dolne: fasola Tonki, laska wanilii

Tak, jak mówiłam nie byłam na początku przekonana do tego zapachu. Jakkolwiek głupio to nie zabrzmi już sam fakt, że świeca jest niebieska była dla mnie podejrzana. No bo jak to, niebieska? I jak to niby ma pachnieć? Człowiek dużo patrzy po samym wyglądzie, a potem jest zonk!
Jest to znowu sampler i po raz kolejny miałam z nim niefajną sytuację. Jakkolwiek świeczka pachnie fantastycznie, czuć nawet po samym opakowaniu, że zapach jest fajnie intensywny i ładny, a po odpaleniu samplera nie czuć nic. Można czarować, kminić, kombinować i nie czuć nic, ale już dzięki Wam jestem mądrzejsza i wiem, że takie samplery najlepiej jest palić w kominkach, tak jak woski czy tarty ;).


Jak już zapach ląduje w kominku, to powiem Wam, że zapach jest obłędny! Jest owocowy i nawet słodki, ale nie na tyle, że byłby aż mdły, jest idealnie wyważony, trochę słodki, trochę kwaskowaty, trochę pachnie jak grzaniec, przez co jest bardzo otulający i idealny na każda okazję. Uwielbiam i palę go nie tylko na wieczory, ale i całymi dniami, kiedy po prostu mam na niego ochotę. 
Paliłam go głównie jesienią i teraz zimą, ale nie przestanę, jak tylko zrobi się cieplej. Dla mnie zapach jest na maksa uniwersalny i nadaje się na każdą okazję i z wielką chęcią zakupię dużą świecę! :)

Znacie ten zapach? Jakie inne moglibyście mi polecić? ;)


#ślubmarzeń - podziękowania dla rodziców

12 stycznia 2021

 
Nie wiem, jak to się stało, że zapomniałam o mojej serii ślubnej, a zostało mi tak niewiele wpisów, które sobie zaplanowałam do napisania i opublikowania, że aż mi szkoda, żebym tego ostatecznie nie opublikowała. Ale, nadrabiam ogarniam i w końcu naprawiam swój błąd. 
Dzisiaj z serii #ślubmarzeń będę pisać o dość ważnej dla mnie rzeczy, a mianowicie o podziękowaniu i prezentach dla rodziców. Domyślam się, że jest to dość indywidualna kwestia i wiadomo, że każdy robi po swojemu albo nie robi wcale, więc na luzie - jak zawsze! Ja chciałabym i tak się podzielić moją opinią.



Dlaczego chcieliśmy podziękować rodzicom na ślubie?
Poza tym, że rodzice wspomogli nas finansowo to dla mnie ważniejszą rzeczą jest to, że pomagali nam też na każdy inny sposób. To nie jest tylko kwestia tego, że 'Dali kasę, to kupmy im coś' w takiej sytuacji coś za coś, dla mnie by to nie miało sensu. Dla mnie rodzice są turbo ważną częścią naszego życia, gdyby nie oni nie było nas, nie bylibyśmy tacy jacy jesteśmy, nie byliśmy w tym miejscu, gdzie się teraz znajdujemy i osobiście uważam, że rodziców oboje mamy zajebistych, więc dlaczego by tego nie podkreślić, nie pokazać i ich po prostu nie docenić na tak ważnym wydarzeniu, jak właśnie ślub i wesele.
Ja jestem po prostu wdzięczna za wszystko, co nam dali i nie chodzi mi tylko o czas przygotowań do ślubu, ale chodzi o całe życie i zawsze będę to podkreślać, że jestem na maksa wdzięczna moim rodzicom i rodzicom mojego męża, bo dzięki im wszystkim jestem teraz na maksa szczęśliwa, mam życie o jakim nawet nie marzyłam, mam teraz na maksa ogromną rodzinę i jestem szczęśliwą żoną i szczęśliwą przyszłą mamą - czego chcieć więcej?


Jak wyglądały podziękowania?
W tym temacie nie jestem tradycjonalistką. Nie przepadam za sztywnym tańczeniem w kółeczku do ckliwej piosenki, która sprawiłaby pewnie, że bym się powyła i nie mogłabym się uspokoić. Ale każdy robi tak, jak czuje i po swojemu. Można zrobić to w ogóle w domu, w czasie błogosławieństwa, jak ktoś się czuje lepiej to czemu nie zrobić tego na spokojnie drugiego dnia, 'poza kamerami'? Ludzie tworzą filmiki, prezentacje, ile ludzi tyle pomysłów.
Nam pomysł podsunęła orkiestra, że coraz więcej par robi to po prostu przed tortem. Są podziękowania, 100 lat, wjeżdża tort i cała imprezka się rozkręca - tak też zrobiliśmy i dla nas było idealnie.
Gdybym tylko nie była turbo beksą mega chętnie skusiłabym się na jakieś mini przemówienie, podziękowania oficjalne, ale nie dałabym rady na pewno wykrztusić z siebie ani jednego słowa, ale szanuję każdego kto jest w stanie to zrobić!



Nasze prezenty na podziękowania
Nawet nie wiem, jak ja na to trafiłam, ale na maksa spodobały nam się takie a'la obrazy, drzewo z jakąś parą pod spodem, w drewnie, a na liściach znajdują się słowa, które wyrażają to, za co chcieliśmy rodzicom podziękować. Oczywiście był to gotowiec, nie będę ściemniać, ale może tak nawet lepiej, bo miałabym dylemat, co zawrzeć na tym drzewie, a samo w sobie wyszło fajnie. I co najważniejsze, żadni rodzice tego nie schowali w głąb szafy, więc z tego się cieszę. Dodatkowo dobraliśmy takie koszyczki z naturalnymi produktami, tam były jakieś powidła, czekolada, herbata - taki drobny upominek do zszamania i wypicia ;).
Przy okazji, nasi rodzice dostali jeszcze jeden prezent, ale z lekkim opóźnieniem, bo pod choinkę. Przygotowaliśmy dla nich albumy ze zdjęć z wesela, oczywiście spe4rsonalizowane. Wrzucaliśmy tam zdjęcia naszych rodzin, nasze, ich, imprezy i co tam nam w sumie pasowało. Muszę przyznać, że mega wyszło, bo i już nie musieliśmy wywoływać zdjęć, a jak chcieli coś komuś pokazać, to wystarczało wziąć album i wszystko mieli, jak na tacy ;).


Linki do aukcji powyższych rzeczy (skąd wzięłam też zdjęcia):

Inne propozycje
Teraz jest tyle różnych opcji na prezent w ramach podziękowania dla rodziców, że szok. Chciałabym podać tutaj te ciekawsze, które mi się na maksa podobają:
  • zdjęcia, albumy i zdjęcia, wszystko co ze zdjęciami związane, to jest tak spersonalizowany prezent i miły, że zawsze będzie moim ulubionym
  • kwiaty, a także ogród w szkle - my w sumie dostaliśmy taki zestaw; monsterę i ogród w szkle od mojej koleżanki ze studiów i nawet nie wiecie, jak fajnie jest patrzeć na nie i pamiętać o niej. Tak samo wydaje mi się, że byłoby z prezentem dla rodziców. Zawsze patrząc na te kwiatki myślimy o osobach, od których je dostaliśmy, co jest mega
  • kosze z prezentami, ale bardziej chodzi mi o takie personalizowane kosze (chociaż sama skorzystałam z gotowca :D), czyli dajemy do koszy, skrzynek co chcecie; kubki, kufle, szklanki, koszulki, coś do jedzenia, picia, co chcecie, a sami znacie rodziców najlepiej, więc wiecie co można dodać ;)
  • wspólne doświadczenia - to jest dla mnie najlepszy prezent zawsze i wszędzie; wspólnie spędzony czas, po prostu bycie razem, robienie czegoś wspólnie, może to być obiad w domu czy w restauracji, może to być mniejszy albo i większy wyjazd



Dajcie znać, co Wy myślicie o podziękowaniach dla rodziców? Jesteście za, czy jednak przeciw? :) A jeśli już macie to za sobą to podzielcie się swoimi pomysłami na prezenty ;).


konopie i szafran do zmywania makijażu z Bielendą

09 stycznia 2021

 
Hej, hej! Co tam, jak tam? Bardzo się cieszę, że ostatnie wpisy tak bardzo Wam się spodobały, co widać po odnośnikach po bit.ly :) Chyba czas na więcej prywatnych wpisów, wiadomo wszystko ma swoje granice, ale możecie dać znać, co Was ciekawi, czy chcecie jakieś tematy związane z ciążą? niby mam pewien plan i na takie posty, ale w sumie na razie nic nie robię w tym kierunku, bo sama nie wiem. Ale dacie mi znać i będzie wsio jasne!
Teraz zabieram się do sedna tego wpisu, czyli do recenzji kolejnego płynu micelarnego, tym razem marki Bielenda.

Bielenda, Botanic Formula
Płyn micelarny nawilżający
konopie + szafran


Płyn micelarny nadaje się do każdego rodzaju cery, ale szczególnie mieszanej, tłustej, jak i suchej i wrażliwej, pozbawionej blasku. Bogaty w naturalne wyciągi roślinne ma za zadanie dokładnie oczyszczać i odświeżać naskórek, skutecznie usuwać makijaż, a także pozostałe zabrudzenia. Poza tym, zapewnia skórze wszystko, czego potrzebuje na etapie oczyszczania, łagodzi podrażnienia, koi, nawilża, a także przygotowuje cerę do kolejnych produktów kosmetycznych.
Zawiera ekstrakt z konopi siewnej bogaty w kwasy Omega 3 i 6 oraz witaminy A, B1, B2, B3, B6, C, D oraz E. Dzięki czemu głęboko regeneruje i odżywia skórę, zapobiega jej wiotczeniu, zmiękcza, wygładza, nawilża, zapobiega zmarszczkom, reguluje wydzielanie sebum, zmniejsza ryzyko powstawaniu przebarwień i podrażnień, poprawia koloryt cery.
Zawiera również szafran bogaty w minerały: wapń, magnez, fosfor, potas i kwas foliowy, dzięki czemu ma działanie antyoksydacyjne, opóźnia procesy starzenia się, rozjaśnia przebarwienia i nawilża.
*bez parabenów, silikonów, glutenu, PEG, SLES, SLS, sztucznych barwników i syntetycznych kompozycji zapachowych.

Skład: Aqua, Rosa Damascena Flower Water, Glycerin, Trehalose, Sodium Lactate, Betaine, Sodium Cocoyl Alaninate, Sodium Cocoamphoacetate, Crocus Sativus Flower Extract, Cannabis Sativa Seed Extract, Sodium Hyaluronate, Lactic Acid, Disodium EDTA, Sodium Chloride, Sodium Glycolate, Gluconolactone, Calcium Gluconate, Sodium Benzoate, Potassium Sorbate, Benzyl Alcohol, Sodium Dehydroacetate.

Sposób użycia: należy zwilżyć wacik płynem, oczyścić skórę, nie należy pocierać za mocno i nie spłukiwać, stosować rano i wieczorem lub w ciągu dnia w celu odświeżeniu skóry.


Zaczynają cod czysto technicznych właściwości to płyn micelarny znajduje się w ogromnej butli, 500ml! Mimo wszystko muszę przyznać, że opakowanie jest dość poręczne i wygodne, nie wypadło mi nigdy z ręki i nic się z nim nie działo. Raz, jak zabrałam ze sobą na wyjazd to trochę się coś mu ulało, ale powodzi nie spowodowało, nie zalało mojej kosmetyczki, więc jest okej. Zamknięcie na zatrzask działa bardzo dobrze, nie zacina się ani nie poluźnia.
Konsystencja jest bardzo wodnista, jak tonik i standardowy płyn micelarny, nie jest to tłusta formuła, która pozostawia niefajny film na skórze. O dziwo musze przyznać, że zapach jest dość słodki, ale nie jest tez łatwo wyczuwalny, trzeba się wwąchać, żeby poczuć cokolwiek, ale nie mam parcia na to, że wszystko musi mi pachnieć. 
Wygodnie się go używa, nie wnika za bardzo w wacik , więc można używać.


A używanie zacznę od tego, że pisząc opis płynu micelarnego z etykiety zaczęłam się zastanawiać co to za cuda, co to za fantazje i co to za niesamowite właściwości. Nie myślałam o nim aż tak źle, kiedy go używałam właśnie do czasu aż nie przeczytałam dokładnie, co obiecuje nam producent. Bo jak sami przeczytacie ten opis no to mamy tutaj wrażenie, że będzie to płyn micelarny idealny! A jak jest naprawdę?
Makijaż zmyć - zmyje. Nie jest to turbo szybki i fantastyczny efekt, ale zmyje go dość dokładnie po kilku/kilkunastu wacikach. Jeśli chodzi o kolorówkę to też sobie z tym radzi nawet ładnie, ale akurat z niektórymi moimi tuszami do rzęs, które nawet nie są wodoodporne, nie radzi sobie wcale. Jeździ i ciągnie rzęsy, a w ogóle nie rozpuszcza tuszu, co mnie dziwi na maksa, bo pierwszy raz się spotkałam z czymś takim. Poza tym, po demakijażu tylko tym płynem i tak używałam czegoś dodatkowego żeby jeszcze się domyć.
Jeśli chodzi o używanie nie na makijaż to ja nie czułam się z nim aż tak komfortowo. Miałam wrażenie, że nie oczyszcza mojej twarzy tak super, dokładnie i dogłębnie, jakby mógł. Poza tym, też średnio czułam się z nakładaniem kosmetyków po nim, a według producenta nie trzeba go zmywać. Więc bardzo średnio.

Jako płynu micelarnego samego w sobie go nie polecam - bubel. Ale zużywam go, jako wspomagacz demakijażu. Najpierw stosuję mleczko do demakijażu, które świetnie radzi sobie z każdym moim makijażem, a potem domywam sobie wszystko tym płynem. On nie jest tłusty, wic po nawet tłustym mleczku fajnie mi się sprawdza ;), ale po wszystkim i tak stosuję jeszcze coś na wszelki wypadek ;).
Więc ogólnie nie polecam, ja znalazłam na niego sposób z czego się cieszę, bo nie chciałabym go wyrzucić i zmarnować ;).

Napiszcie mi koniecznie, czy go znacie?

Kalendarz adwentowy Deluxe z The Body Shop!

06 stycznia 2021


Cześć ! Co tam, jak tam w Nowym Roku? Wszystko u Was w porządku? Dajcie znać czy ten rok zaczął się super, ekstra i fantastycznie! Trzymam kciuki, żeby ten rok okazał się być lepszy, ale też i za to, żeby każdy z nas mógł dostrzec plusy i w słabych momentach ;)
A dzisiaj mam dla Was moją opinię na temat drugiego kalendarza adwentowego, który miałam w 2020roku i był on marki The Body Shop!


1. Krem do rąk, kokos 30ml - użyłam, jak na razie raz, zapach ma piękny, formuła fantastyczna, mam nadzieję, że zużyję dosyć szybko, bo mimo wszystko u mnie z kremami do rąk jest najgorzej jeśli chodzi o zużywanie, ale zobaczymy!
2. Maska w płachcie Witamina C - takie maski uwielbiam i są dla mnie zawsze najlepszym rozwiązaniem, więc czekam aż użyję
3. Myjka do ciała wykonana z plastiku pozyskanego z recycklingu - akcesoriów w kalendarzu nie lubię, ale myjek używam, więc się nie zmarnuję
4. Wielowarstwowy pilnik do paznokci - i tu już nie dość, że akcesoria to jeszcze ja takich pilników nie używam, tylko szklane!


5. Masełko do ust, kokos 10ml - jak wszystkie produkty do ust przyjmuję z otwartymi ramionami, tak nie lubię niestety grzebać paznokciami czy palcami w takich słoiczkach, ale jeśli tylko będzie genialny to jestem w stanie się poświęcić
6. Żel pod prysznic, mango 60ml - produkty idealne dla mnie na wyjazdy, więc na pewno zużyję - i to bardzo chętnie!
7. Odżywka do włosów, banan 250ml - odżywka jest jakaś turbo odżywiająca, a mnie to cieszy, uwielbiam bananowe produkty i produkty do włosów, więc na pewno będę używać. No i mamy pełnowymiarowy produkt!


8. Oczyszczająca maska do twarzy z węglem himalajskim, 15ml - nie mam pojęcia co to jest za produkt, nie znam go i nie wiem jeszcze, jak go będę używać, ale będę, tym bardziej że dostałam parę wiadomości na insta wychwalających ten produkt.
9. Krem do rąk, shea 30ml - kolejny krem do rąk, który użyję, ale nie mam pojęcia kiedy, ale użyję!
10. Żel pod prysznic, różowy grejpfrut 60ml - jakkolwiek lubię te mini produkty, bo na wyjazdy, bo mini produkty - bomba, ale ja nie znoszę zapachu grejpfruta, więc choćby nie wiem co, oddam go komuś :)
11. Kula do kąpieli, kokos - nie mam wanny, nie lubię kąpieli, więc kolejny produkt pójdzie na prezent.


12. Delikatny płyn do demakijażu, rumianek 250ml - płyny do demakijażu u mnie zawsze się przydają, więc chętnie użyję i zużyję i mam nadzieję, że będę zadowolona! No i znowu produkt pełnowymiarowy.
13. Krem nawilżający, witamina E 50ml - kolejny produkt pełnowymiarowy, tym razem jest to krem nawilżający do twarzy, którego jestem na maksa ciekawa (!), znowu dostałam masę wiadomości, że jest spoko, więc tym bardziej. Co prawda mam obecnie mnóstwo kremów, więc nie wiem, kiedy nadejdzie jego czas, ale w końcu nadejdzie.
14. Energetyzująca maska do twarzy z ziarenkami kawy, 15ml - kolejna maska do twarzy, której nie mogę się doczekać aż zacznę używać. 


15. Szampon do włosów, banan 250ml - do kompletu do odżywki musi być szampon, znowu banana, znowu odżywiający, a ja lubię, więc ja będę na pewno używać, soon soon! I znowu pełnowymiarowy produkt ;).
16. Masło do ciała, truskawka 50ml -  uwielbiam produkty do ciała, nie lubię co prawda maseł i znwou grzebać palcami w takich opakowaniach, ale ten zapach... ta konsystencja... oj ja chyba bardzo pokocham te produkty! Fajny produkt do zabrania na wyjazd.
17. Matowa pomadka w płynie, kolor: Nairobi Camellia 8ml - pierwsza i chyba ostatnia kolorówka w kalendarzu - a nawet nie wiedziałam, że marka TBS ma pomadki, i to matowe, i to jeszcze w tak ładniutkim odcieniu, no ja się jaram i na pewno użyję. I można go uznać za produkt pełnowymiarowy.
18. Nawilżająca maska w płachcie, Witamina E - kolejna maska w płachcie, które uwielbiam!


19. Żel pod prysznic, British Rose 60ml - kolejny żel, którego nikomu nie oddam, a na pewno zabiorę ze sobą na wyjazd, pachnie fenomenalnie, różą taką prawdziwą, ahh! 
20. Masełko do ust, mango 10ml - podobnie jak z wersją kokosową, lubię produkty do ust, ale nie lubię takich opakowań, mimo wszystko sprawdzę i użyję, bo ten zapach! Co prawda nie pachnie mango, ale za to marakują, którą się zajadałam w Kenii, więc ohh wspomnienia wracają!
21. Kula do kąpieli, różowy grejpfrut - produkt do kąpieli idzie do osoby uwielbiającej kąpiele ;)


22. Delikatny żel do mycia twarzy, Witamina E 125ml - i znowu mamy produkt pełnowymiarowy, który brzmi świetnie. Nie znam go, nie miałam, ale chcę już używać (a muszę najpierw pozużywać zapasy...), ale jestem mega pozytywnie do niego nastawiona.
23. Opaska na włosy - akcesoria i to jeszcze w paskudnym designie, ze słabego materiału - nie ma się co oszukiwać, to im wyszło akurat mega słabo. A wystarczyłoby zadbać trochę o ten wzór, o materiał, żeby to jakieś, jakieś fajne, a tak to mamy cienki materiał we wzorek jak dla przedszkolaka.
24. Nawadniająca maska do twarzy w płachcie, seaweed - ale maska pasuje do naszej opaski nawet trochę kolorystycznie! maskę użyję czy z maską czy bez, ale jak z maską to na pewno nie tą od TBS.
25. Masło do ciała, mleko migdałowe i miód 200ml - w ostatnim opakowaniu mamy turbo duży produkt pełnowymiarowy i jest to masło do ciała, które pachnie fantastycznie. Będę używać na pewno i wierzę, że będę taka nawilżona i odżywiona, jak pupa niemowlaka!


I wiecie co... ja jestem na maksa zadowolona z tego kalendarza. Co prawda zdarzały się niewypały, jak ta opaska czy pilnik, ale poza tym... rewelacja! Tylko 3 akcesoria, aż 7 produktów pełnowymiarowych, nie licząc oczywiście masek i kremów do rąk w mniejszej pojemności, które też jakąś tam próbką nie są tylko wartościowym produktem. Nie czepiam się za produkty do kąpieli i zapachy, których nie lubię, bo nie są w stanie dogodzić mi w 100%, to ma być kalendarz dla każdego, a nie tylko dla mnie.
Dlatego ja uważam, że jak najbardziej był warty swojej ceny i myślę, że dzięki niemu odkryję masę cudownych produktów! I nie zdziwię się, jak spotkam się z nim i za rok ;)
Co myślicie? :)