Denko, kwiecień 2020r.

30 kwietnia 2020



No i kolejny miesiąc za nami, ten był już bardziej domowy i izolacyjny od ludzi. Aż jestem w szoku, że cały miesiąc udało nam się wytrzymać! Co prawda obostrzenia powoli są cofane, ale jeszcze długo, długo nasze życie nie wróci do normy. I pewnie to spowodowało, że to denko jest takie mizerne, aż jestem w szoku, bo dawno nie zużyłam tak niewielu produktów Naprawdę aż się zdziwiłam, ale może to sprawi, że kolejny miesiąc będzie już w ogóle spory! Zobaczymy ;) Na razie przechodzimy do tego ;)


Ulubieńców zacznę tym razem do standardów, czyli oczywiście Facelle, chusteczki nawilżające do higieny intymnej, co prawda słyszałam, że zostały zmienione opakowania i prawdopodobnie jakościowo też się zmieniły, ale tego jeszcze nie sprawdzałam jak coś. Poza tym, BeBeauty, płatki kosmetyczne - coraz mniej ich zużywam, co mnie naprawdę cieszy, ale w dalszym ciągu jak już mam jakieś zużyć to tylko te, są zdecydowanie najlepsze ;). Obowiązkowo zużyłam oczywiście, Schwarzkopf, Gliss Kur, Supreme Length, ekspresowa odżywka regeneracyjna w sprayu no i co tu dużo mówić? Ja po prostu je uwielbiam i nie wyobrażam sobie pielęgnacji bez nich. Tak wiem, powtarzam to za każdym razem, ale te odżywki naprawdę są świetne ;). No i przy okazji w końcu 'zjadłam' jeden blister suplementu diety Vitapil, ogólnie jestem na maksa niesystematyczna w tabletkach, więc wow, ale to tylko dlatego, że zaczęłam przyjmować inne suplementy i tak wyszło, ze się ogarnęłam. ja bardzo lubię ten suplement i naprawdę widzę po nim różnicę w moim organizmie. 



  • BingoSPA, serum odżywka SPA do włosów - odżywka mnie zachwyciła, używałam jej głównie jak odżywki, ale czasem też dodawałam pompkę do maski i muszę przyznać, że to działanie na moich włosach było naprawdę widoczne już od pierwszego użycia. Nie mam się do czego przyczepić, bo i wygodnie się jej używało, ładnie pachniała, no i włosy po użyciu miały praktycznie zawsze ghd, niezależnie od pozostałych użytych produktów.
  • Iwostin, booster nawilżający w formie serum - w dalszym ciągu ciężko jest mi się zmusić do regularnego używania serum, ale i tak jest lepiej niż wcześniej. To serum mnie uratowało w Kenii. Tam słońce było niemiłosiernie gorące, a ja ani nie przepadam za gorącem ani za jakimś szalonym opalaniem, więc to serum mi bardzo pomagało, nakładałam je wieczorem, rano i w ciągu dnia i nie miałam problemów z przesuszoną skórą. Poza tym, serum po powrocie też mi się przydało. Używałam przed maskami, czasem wieczorem, ale zauważyłam, że serum cudownie nawilża skórę.
  • Vichy, Aqualia Thermal ExtraSensitive, krem przeciw zaczerwienieniom i podrażnieniom - po pierwsze, to jest krem który się nigdy nie kończy. Ja go kończyłam chyba z 2 miesiąc,e tak długo widziałam, że dobija dna, a tu dalej nic, dalej był - szok. Ale krem był naprawdę super! Super nawilżał i odżywiał cerę, więc bardzo mi się podobał!




  • Holika, Holika, wielofunkcyjne żel aloesowy 99% aloesu - ja początkowo byłam na maksa zachwycona tym aloesem, włosy w genialnym stanie, super pełne, miałam wrażenie, ze aloes fajnie wypełnia ubytki we włosach. Ale... dość szybko zaczął się kończyć, a już w recenzji pisałam, że będę używać go na zmianę ze zwykłym sokiem z aloesu. I tak było. Starałam się go używać tak co najmniej raz na 2 tygodnie, a przez jakiś ostatni miesiąc tylko po warunkiem, że mąż był w domu, bo inaczej nie byłabym w stanie wycisnąć z niego czegokolwiek. Moje włosy bardzo szybko się do niego przyzwyczaiły i nie było takie efektu wow. Ogólnie produkt jest dobry nawet, ale za szybko się kończy, jest zbyt niewydajny i dosyć drogi, więc ja jednak postawię na standardowy sok z aloesu.




  • Kobo, Mattyfying Liquid Foundation, podkład matujący - to jest zdecydowanie fluid, do którego nie wrócę i jak dobrze, że się w końcu skończył. Fluid jak na początku był fajne, daje ładne wykończenie i podoba mi się ten gumowy efekt, ale to jak się ściera ten fluid w ciągu dnia mnie dobija, zaczynam się świecić i w ogóle jest nie tak. Po prostu nie. 



  • Dermacol, Deep Cleansing Mask -  no niestety, ja chwilowo jestem bardzo na nie. Maska w płachcie, gdzie płachta już tak nawaliła, że samo używanie maski było średnim miłym doznaniem. Płachta się odklejała, odstawała, kapało z z niej i w ogóle. Aż szkoda, bo samo to już przysłoniło jakiekolwiek inne właściwości maski, i choćby działanie było genialne, to i tak się nie skuszę.


I oto moje denko w tym miesiącu! Używałam głównie masek w pełnowymiarowych opakowaniach, dlatego ich jakoś nie ma tutaj poza tą jedną. Ale, myślę, że kolejny miesiąc będzie lepszy, bo im mniej kończę w jednym miesiącu tym więcej jest zazwyczaj w kolejnym, ale się okaże! Dajcie znac, jak Wasze denko, czy izolacja też ma na nie wpływ? :)


Serum do ciała, jak delicje pomarańcozwe, BingoSPA

27 kwietnia 2020


Dzień dobry! Co tam u Was słychać? Jak humory? Jakieś konkretne plany na majówkę? Może jednak ktoś z Was gdzieś jedzie w zaciszne miejsce, gdzie nie ma nikogo? Uważam, ze jeśli ktoś ma tylko taką możliwość, to jak najbardziej można gdzieś pojechać. I mimo że ja zawsze siedzę w domu (może nie aż tyle) i powinnam być w miarę do tego przyzwyczajona to już ta cała izolacja, niewychodzenie mają na mnie dosyć negatywny wpływ. Strasznie tęsknię za normalnością, za normalnym wyjściem z domu bez maseczki, bez większych rozkmin. Dlatego, jak najbardziej mam już nadzieję, że to się wkrótce skończy, mimo że się na to nie składa, ale nadzieję można mieć ;)
No nic, dzisiaj będzie o balsami do ciała, który pachnie jak delicje pomarańczowe, marki BingoSPA! Zapraszam <3

BingoSPA
Serum czekoladowo pomarańczowe do ciała


Serum urzeknie Was zapachem połączenia pomarańczy z czekoladą. Ma za zadanie pielęgnować Twoją skórę, dzięki zawartości ziarna kakaowca [2] zmiękcza skórę, ma działanie odmładzające i odświeżające, jak i skutecznie likwiduje suchości skóry. Poza tym, antyoksydanty spowalniają proces starzenia się skóry, zapobiegają rozwojowi wolnych rodników. Ponadto, serum drenuje i pobudza metabolizm komórkowy, regeneruje i działa kojąco. 

Skład: Aqua, Theobroma Cacao (Cocoa) Seed Butter [2], Paraffinum Liquidum, Glyceryl Stearate, Ceteareth-20, Ceteareth-12, Cetearyl Alcohol, Cetyl Palmitate, Cetyl Alcohol, Cyclopentasiloxane, Cyclohexasiloxane, Parfum, Citral, Limonene, Linalool, Methylparaben, Ethylparaben Propylparaben, Phenoxyethanol, DMDM-Hydantoin.

Sposób użycia: serum należy rozprowadzić na skórze i delikatnie wmasować. Można używać codziennie, nie stosować na podrażnioną, zranioną skórę oraz w przypadku alergii.


Serum znajduje się w identycznym opakowaniu co Balsam brzoskwiniowy do dłoni i Odżywka keratynowa do włosów, czyli butelka z pompką. Pompka działa bez zarzutu, wydobywa idealną ilość produktu, nie jest tego wiele, ale mi taka ilość mega pasuje. Po prysznicu, na raz mogę zużywać około 10 pompek na całe ciało (matematyka - policzyłam, haha). Mamy jeszcze zatyczkę, która chroni pompkę przed przypadkowym naciśnięciem. Konsystencja jest dość lekka, ale fajna, super się rozprowadza po skórze, nie pozostawia po sobie tłustego filmu i jest mega w porządku. No i zapach, o którym już pisałam w tytule - pachnie prawie jak delicje pomarańczowe, naprawdę. Dla mnie spoko i o dziwo nie powoduje, że chcę mi się jeść i mam ochotę na słodkie, więc dobrze haha.


Tak, jak pisałam, serum super się rozsmarowuje po ciele, nie ma żadnego problemu z tym, szybko i po sprawie. Serum też niesamowicie szybko się wchłania i ja nie mam żadnego problemu z ubieraniem ciuchów zaraz po aplikacji, nic się do siebie nie klei, wszystko gra, co mi mega pasuję, bo ja po porannym prysznicu raczej się spieszę i zawsze od razu się ubieram.
Jeśli chodzi o działanie to muszę przyznać, że zaskakująco serum naprawdę super nawilża skórę, miałam ostatnio mega przesuszenia niedaleko łokci (pewnie od ciągłego siedzenia przy biurku i pisania na laptopie) i serum poradziło sobie z nimi praktycznie po kilku użyciach - rewelacja! Poza tym, skóra po użyciu jest gładka, miękka i super miła w dotyku. Powiem, że jestem w szoku, bo tego się nie spodziewałam,, więc wow! Da się to nawet odczuć przy kolejnych prysznicach, że ta skóra jest taka jakaś inna, taka fajniejsza i aż chce mi się używać tego serum. I wiecie co? Cały czas jestem w stanie wyniuchać czekoladę na ciele, co jest tym bardziej genialne!


Jedyne do czego się przyczepię to fakt, że to serum jest dla mnie niesamowicie niewydajne, co prawda pojemność 135ml jest mniejsza niż standardowych balsamów, które zazwyczaj kupuję (150 - 200ml), ale i tak wydaje mi się, że zazwyczaj jednego balsamu używam minimum 2 miesiące. a tutaj praktycznie miesiąc minął, a on zaraz mi się skończy. No, ale ;) nie wiem jaka jest różnica między serum, a balsamem do ciała, ale ja nie widzę żadnej i jak zawsze mam jakieś ale do samej marki, to muszę przyznać, że ona coraz bardziej mi się podoba i coraz więcej produktów mi pasuje ;).
Z działania jestem bardzo zadowolona, balsam super nawilża skórę, zmiękcza ją i ją pielęgnuje, a to jest dla mnie najważniejsze ;). No i zapach, bardzo smakowity ;) Wszystko sprawdza, że jak najbardziej polecam ten produkt ;)

Szalony zapach od Salvatore Ferragamo na ciepłe dni

24 kwietnia 2020



Dzień dobry! Co tam, jak tam? Jak się trzymacie? Mam nadzieję, ze wszyscy dajecie jakoś radę! Dawajcie znać koniecznie.
A dziś będzie o perfumach, które dostałam od mojego już w sumie jakiś czas temu! Jestem kiepska w opisywaniu zapachów i mimo że początkowo nie należy do moich mega ulubieńców, to pomyślałam sobie, ze warto o nich napisać, bo wpisuje się on w dość w pogodę, jaką teraz mamy i jest to bardzo elastyczny zapach. No, już wyjaśniam o co mi chodzi.

Salvatore Ferragamo
Amo Ferragamo - Flowerful


Woda perfuma została stworzona dla nowoczesnej i namiętnej kobiety, gotowej do skorzystania z okazji, którą przynosi jej życie. Cechuje się kwiatowo orientalnym zapachem, ale i nadaje się do noszenia na co dzień i na specjalne okazje.

Nuty głowy: czarna porzeczka, rozmaryn, Campari
Nuty serca: rabarbar, yerba mate, jaśmin
Noty bazy: wanilia z Tahiti, ambroxan, drzewo sandałowe


Po pierwsze buteleczka jest przeurocza. Mimo że jest praktycznie całkowicie przeźroczysta, to w dalszym ciągu przebijają się przez nie odcienie różu, fioletu; to szkło jest dość grube i działa tak, że odbijają się w nim po prostu wszystkie odcienie tęczy. Nie pytajcie mnie, jak to działa, bo ja nie ogarniam, ale dość mi się to podoba. Poza tym, flakonik jest zrobiony z bardzo grubego szkła, i same perfumy wyglądają dość ciężko i topornie, a i przy okazji muszę przyznać, że jeśli chodzi o wagę to sam flakonik też jest ciężki.
Ale muszę przyznać, że bardzo podoba mi się zatyczka od tych perfum, zaokrąglona kulka z dodatkowym wzorkiem sprawia, że perfumy wyglądają bardzo kobieco, glamour, ekskluzywnie i tak na bogato - w sumie fajnie !


Przechodząc do zapachu. Ja jestem fanką dosyć ciężkich, intensywnych zapachów, nie przepadam za mega słodkimi nutami. No i pierwsze co czuję, kiedy rozpylam te perfumy, czuję mocną kwiatową i owocową słodycz, zapach kojarzy mi się z takimi trochę infantylnymi perfumami dla nastolatek. Szczerze? W życiu nie opisałabym ich tak, że zostały niby stworzone dla namiętnych kobiet, może nowoczesnych, ale na pewno młodych i szalonych kobiet, które wiedzą, czego chcą i czerpią z życia garściami - o tak bym opisała ten zapach!
Na szczęście, ta słodycz dość szybko się ulatnia i pozostawia po sobie taką trochę tajemniczą, kwiatową nutę, lekko zadymioną, co mi się podoba, trochę próbuje się przez to przebić jakaś owocowa słodycz, ale nie udaje jej się do końca tego zrobić i zaczyna być fajnym tłem do całego zapachu. I to jest coś, czego nigdy nie miałam w zapachach, więc mega przydaje się odskocznia od moich ciężkich perfum.
Na końcu, ja jestem w stanie wyczuć już jedynie lekką słodycz, nie jest ona aż tak intensywna, więc spoko, podoba mi się. I to sprawia, że perfumy idealnie wpasowują się w wiosnę i lato, kiedy jest czas szaleństw, wzmożonego ruchu i tworzenia genialnych wspomnień.


I właśnie dla mnie te perfumy są mega idealne na cieplejsze dni, kiedy np. wiem, że będę cały dzień w biegu i potrzebuję czegoś, co dodatkowo będzie mnie pchało do przodu i napędzało jak motorek. One właśnie to mi dają, nakręcam się i jest fajnie! Zapach bardzo mi się kojarzy ze słońcem i z wodą, ogólnie z plażowaniem i ze spędzaniem czasu na świeżym powietrzu. Taki dość szalony zapach, raczej nie na każdą okazję, bo na wieczór, na randkę, na imprezę na pewno wybrałabym coś innego ;). Ale tak, jak wspomniałam teraz używam go bardzo dużo, bo jest idealny na cieplejsze dni.
Aczkolwiek, szczerze muszę przyznać, że mimo że zapach mi się podoba, to nie kupiłabym ich sama ponownie, tym bardziej w regularnej cenie. Dostałabym coś podobnego pewnie w mniejszej cenie, np. dzięki jakiejś mgiełce. Ale wierzę, że są osoby, które uwielbiają takie klimaty, więc warto gdzieś tam poniuchać przy jakiejś okazji ;).

A Wy macie jakieś konkretne perfumy, których używacie głównie na wiosnę i lato? :)


#44 Kinomaniak, czyli ostatnie 6 filmów, jakie oglądałam!

21 kwietnia 2020


Dzień dobry! Pewnie macie już dość ślęczenia przed telewizorami, oglądania filmów i seriali? No ja powiem szczerze, że mega rzadko teraz oglądamy filmy, bo ja już mam dość leżenia, odpoczywania i nicnierobienia. Trafia mnie szlag, jak sobie pomyślę, że czekają mnie kolejne jeszcze dłuższe dni niż wcześniej. Niby fajnie, ale człowieka bardzo ciągnie na zewnątrz. Ale jeśli jeszcze ktoś siedzi w domu i byście jednak coś obejrzeli to zapraszam na mój najnowszy przegląd! Zadziwiająco nie będzie żadnej bajki!

Isi & Ossi (2020) komedia romantyczna


Na tel film trafiliśmy dość przez przypadek, a był najpopularniejszy w serwisie Netflix, a że ja nigdy nie potrafię się zdecydować, to włączyłam ten. I się nie zawiodłam! Ja lubię takie pewne i bezpieczne filmy, kiedy i tak wiadomo co się wydarzy na końcu. nie przeszkadza mi to, bo w trakcie oglądania będziecie świadkami naprawdę wielu zwrotów akcji! Jest wciągający i mimo że jest dość długi to nie ciągnie się i cały czas fajnie się ogląda! Poza tym, fajnie pokazuje realia bogatych i biednych, że to czasem wcale tak nie wygląda stereotypowo jak nam się wydaje. Dla mnie super i warty obejrzenia ;).

Podwójne zagrożenie (1999) "Double Jeopardy' thriller


Trafiliśmy na ten film w telewizji, co było super, bo ja go w sumie kojarzyłam, ale chętnie sobie go przypomniałam, co tam się w nim działo. Na maksa trzyma w napięciu i muszę przyznać, że genialny pomysł na film! Niby wiadomo o co chodzi i raczej na początku każdy już jest w stanie przewidzieć, co się wydarzy i jak on się skończy, ale to nie powoduje, że film staje się mniej ciekawy. On jest cały czas ciekawy i cały czas wyczekujemy tego, co ma się wydarzyć, dla mnie bomba i ja bardzo polecam!

Podwodna pułapka (2017) '47 Meters Down' thriller


Kiedyś kiedyś bardzo chciałam obejrzeć ten film, ale jakoś w ciągu tych dwóch lat stałam się tak bojaźliwa, że bałam się go obejrzeć, ale mąż chciał! Więc okej. Ostresowałam się swoje, obałam się swoje. Jeśli ktoś lubi takie filmy to w sumie zobaczycie tutaj to co chcecie, rekina, który zje jeśli dobrze pamiętam nie jedną osobę, ale niestety sama końcówka jest na tyle rozczarowując,a że możecie jakoś wyłączyć przed końcem i nie niszczyć sobie tego wszystkiego. Gdyby nie to, to chyba nawet i mi by się dość podobał.


Miłość jest ślepa (2020) 'Love is Blind' randkowy, reality show


Tak, ja wiem to jest program telewizyjny, nie film, ale warto i o nim tutaj wspomnieć, bo ja na niego ostatnio bardzo duży bum! Program jest fajny, wciągający i na swój sposób ciekawy, oczywiście jak większość reality show to nie jest do końca w 100% realny i spontaniczny, część rzecz na pewno  jest tez ukartowana, ale nie przeszkadza to w odbiorze. Część par ostatecznie wzięło ślub i są razem do teraz, a program był kręcony półtora roku temu chyba, więc fajnie! Happy end jest to ja jestem zadowolona ;)


Sala Samobójców. Hejter. (2020) thriller


Wykupiliśmy możliwości obejrzenia tego filmu i muszę Wam przyznać, że nawet nie żałuję. Film jest nowy, a ja jestem zawsze sceptycznie nastawiona do polskich filmów, ale muszę przyznać, że ta pozycja jest bardzo interesująca i intrygująca! Wciąga, nie oderwiecie się od tego filmu za bardzo, jesteście mega ciekawi co się wydarzy i nawet jeśli ktoś się czegoś domyśla, to nigdy nie ma się pewności, czy aby na pewno tak się wydarzy. Film jest bardzo dobry, ale sprawia, że człowiek po obejrzeniu ma masę różnych przemyśleń i może być na maksa dołujący. Bo kto nigdy nie spotkał się z hejtem? Na pewno, więc film może otworzyć oczy ludziom, którzy jeszcze nie są tego świadomi, co zwykły typek w internecie może zrobić i spowodować.


Wszystkie jasne miejsca (2020) 'All the Bright Places' melodramat


I tu jest ciężko. Pierwsza część filmy, jakaś połowa była nudna jak flaki z olejem. Nic specjalnego, ciągnęło się i ciągnęło, młodzi ludzie niby się docierali, niby nie, wiadomo jak to wygląda, jak się jest młodym, problemy w szkole, problemy prywatne, śmierć itp. dość ciężkie tematy i tak samo ciężko było przez to przebrnąć. Ale potem, jak się rozkręciło, jak się wkręciłam, naprawdę super ! I aż żałuję, że porządek był taki trochę nijaki, może jakby był krótszy to jakoś tak może szybciej by się przez to przebrnęło. Zakończenie bardzo mi się podobało, film mega smutny i przykry, ale za to z cudownym morałem i mimo wszystko polecam, bardzo ;)!


I dajcie znać, co Wy ostatnio obejrzeliście i możecie mi polecić jakiś nowy program czy film ;) Myślę, że  w końcu się skuszę! :)
Poza tym, serio przez ostatnich prawie 40 Kinomaniaków nikt nie zauważył błędu w grafice? Haha, padłam jak to ostatnio zauważyłam, i tak od dwóch lat sobie to było niezmiennie!


Uzdrovisco uzdrawia i nawilża nasze twarze!

18 kwietnia 2020


Dzień dobry! Kwarantanna trwa nadal, mniej lub bardziej mamy już tego wszyscy dość, Ale ja biorę z niej co najlepsze i jak zawsze szukam plusó! Nie wiem, jak u Waś, ale u mnie ta kwarantanna sprawiła, że wyrobiłam sobie sporo dobrych nawyków, jak właśnie np. stosowanie maski na twarz. Dawno nie było tylu masek u mnie na blogu, więc mega się ciesze, że  w końcu to nadrabiam i zużywam swoje zapasy! A i przy okazji mam czas o siebie dbać.
A dzisiaj będzie o masce nawilżającej do twarzy, marki, o której nie słyszałam do jednego ze spotkań blogerskich. Więc, czas na recenzje!

Uzdrovisco, roślinna maska nawilżająca


Maska jest stworzona dla każdej kobiety, w każdym wieku, która zdaje sobie sprawę, że nawilżenie dla skóry jest najważniejsze. Maska zapewni skórze mocną i szybką dawkę nawilżenia, która od razu poprawi stan skóry. Składniki naturalne zawarte w masce mają wielką moc nie tylko nawodnienia, ale i wygładzenia, jak i zwężenia porów skóry. Pomogą również odzyskać komfort, miękkość i gładkość. Poza tym, maska ujędrni i poprawi gęstość skóry, a także da uczucie błogiego relaksu.
Selektywny ekstrakt z rokitnika [13] (100% zalecanej dawki) - poprawia spójności włókien białkowych skóry i jej gęstość oraz jędrność. Działa głęboko, przywraca skórze stan, poprawia wygląd, zapewnia komfort i przeciwdziała wiotczeniu.
Koniczyna [15] (100% zalecanej dawki) - zmniejsza pory skóry, obniża produkcję sebum i zwiększa zdolność do kurczenia sieci kolagenowej, dzięki czemu zwęża pory, redukuje ich wielkość i ilość nawet o 80%.
Glukonolakton [12], algi [14], wit. E [11] i hemiskwalan [4] - silnie nawilżają oraz wzmacniają lipidowo, skutecznie nawadniając skórę.
Inne składniki: olej migdałowy [7], olej buriti [10].

Skład: Aqua, Glycerin, Tripelargonin, C13-15 Alkane [4], Illite, Glyceryl Stearate, Prunus Amygdalus Dulcis Oil [7], Cetearyl Alcohol, Caesalpinia Spinosa Gum, Mauritia Flexuosa Fruit Oil [10], Tocopheryl Acetate [11], Delta - Gluconolactone [12], Hippophae Rhamnoides Kernel Extract [13], Laminaria Hyperborea Extract [14], Trifolium Pratense (Clover) Flower Extract [15], Sodium Stearoyl Glutamate, Isopentyldiol, Caprylyl Glycol, Butylene Glycol, Maltodextrin, Parfum, Hydroxyacetophenone, 1,2-Hexanediol, Phenoxyethanol, Potassium Sorbate, Sorbic Acid.

Sposób użycia: sporą ilość maski należy delikatnie nanieść o dowolnej porze dnia na całą twarz, omijając okolice oczy i unikając rozciągania skóry. Należy ją pozostawić na ok. 20 minut. Nadmiar należy odcisnąć delikatnie w chusteczkę. Stosować najlepiej dewa razy w tygodniu.


Maska znajduje się w super opakowaniu, szklanym słoiczku, przyciemnianym, dzięki czemu maska na pewno będzie dłużej zachowywała swoje właściwości. Poza tym, jest dodatkowo zaszczelniona sreberkiem, więc mamy pewność, że nasze otwarcie, jest tym pierwszym otwarciem.
Tutaj wszystko działa bez zarzutu, bardzo wygodnie się odkręca i zakręca opakowanie, nie ma obaw, ze się samo odkręci czy coś, czuć, że się zasysa, więc nie dostanie się tam żadne powietrze. Maska ma brudno beżowy odcień, taki dość piaskowy, konsystencja jest dosyć rzadka, ale nie spływa z twarzy. Myślę, że bardzo byśmy musiały przesadzić, żeby coś tam nam skapnęło, raczej mało prawdopodobne. Zapach jest dość specyficzny, taki jakby trochę ziołowy, ale też nie mam za bardzo niczego, co pachnie podobnie, ale zapach jest ładny, nawet mi się podoba i nie jest tak, że nie jestem w stanie wytrzymać, kiedy mam tę maskę na twarzy. Po nałożeniu maski na twarz nie zasycha ona zupełnie, mam wrażenie, że tworzy się taka mokra skorupka na twarzy, ale bardzo łatwo ją zmyć.

'Bo w każdej z nas jest więcej niż myślisz. Więcej piękna, więcej pasji, twórczego myślenia, możliwości i siły.'

No i działanie. Ja jestem zachwycona. Rzadko kiedy miałam takie maski w pełnowymiarowych opakowaniach i to mnie mega cieszy, bo mogę ich używać często, tak często jak tylko mi się podoba. Skóra po użyciu jest na maksa nawilżona, odżywiona, uspokojona, a jakiekolwiek podrażnienia są od razu uspokojone. W dodatku jest wygładzona, miła i miękka w dotyku.
Po dłuższym używaniu (co najmniej 1 w tygodniu od jakichś dwóch miesięcy) jestem w stanie przyznać, że skóra jest zdecydowanie w lepszej kondycji, widać, że jest taka zdrowsza, pełna blasku, rozświetlona i tak aż człowiek lepiej się czuje bez makijażu. Czasem warto pomyśleć o tym, że nie ma co się dość 'sztucznie' upiększać tylko warto zadbać o to, co się ma.
I właśnie tego są efekty, od razu widać różnicę, że coś dobrego się zadziało. Mam sporo przebarwień, jak i lekkich zmarszczek mimicznych, więc dodatkowo mogę powiedzieć, że koloryt skóry jest troszkę ujednolicony, a zmarszczki spłycone, więc widać nawodnienie gołym okiem!


I muszę przyznać, ze jest szał! Jest to moje pierwsze zetknięcie z produktem, ale wierzę, że nie ostatnie, bo ta maska mnie naprawdę tak zachwyciła, że chcę więcej i więcej! Działanie jest ekstra, maska ma pojemność 50 ml i kosztuje niecałe 50zł, Może się wydawać dość sporo, ale za saszetki maseczek zapłacicie czasem więcej przeliczając cenę np. za 1 ml. Także bardzo spoko opcja. Macie bardzo fajną maskę, która jest niesamowicie wydajna, więc też wystarczy Wam na dłużej i nie musicie co chwilę kupować, ani nie walają Wam się nigdzie te jednorazowe opakowania. Dla mnie rozwiązanie genialne i chętnie się przerzucę na takie maski. I bardzo Wam ją polecam!


#Ślub marzeń, tradycyjnie - błogosławieństwo

15 kwietnia 2020


Dzisiaj w kwestii ślubu marzeń porozmawiamy sobie o błogosławieństwie, tradycyjnym i tym mniej. Dlaczego? Bo my go nie mieliśmy w sposób tradycyjny w dniu ślubu, tak jak 'powinniśmy' i z całym szacunkiem do tradycji - bardzo się z tego cieszę.


Dlaczego nie chcieliśmy błogosławieństwa?

Ja od zawsze wiedziałam, że chcę mieć ślub jak w amerykańskich filmach, ojciec prowadzi mnie do ołtarza, masa wzruszeń, emocjonujący moment i po prostu podobało mi się, że zobaczymy się po raz pierwszy z mężem właśnie przed ołtarzem.
Poza tym, wydaje mi się, że tradycyjne błogosławieństwo jest na maksa stresujące, a ja cała na biało, w full makijażu na pewno bym się rozkleiła i bym tak wyła, że łatwo bym się nie uspokoiła. Od początku kojarzyłam to, jako coś intymnego, prywatnego i takiego naszego. No i inni ludzie, zerkający przez drzwi, wstawiający głowy, patrzą, a ja nie mam pojęcia co miałabym robić, ta myśl mnie szczerze przerażała.
Inna kwestia była taka, że ja nie chciałam mieć też i innych tradycyjnych rzeczy, jak wykupowanie panny młodej , bramy i tej całej szopki. Nie chciałam mieć chmary ludzi w domu i przed domem, którzy tylko by mnie stresowali. Chciałam na spokojnie się ogarnąć i przygotować i podejść do tego wszystkiego na luzie.
A i kolejna rzecz to taka, że nie wiedziałabym co robić, oglądałam masę filmów weselnych i zawsze wygląda to inaczej, zapewne uzależnione to jest od regionu i od rodziców, a moi też nie wiedzieli co mają robić.


Co na to kościół?

Zupełnie nic. Zapytałam proboszcza o to, czy tato może mnie zaprowadzić do ołtarza już na pierwszym spotkaniu, a on w sumie stwierdził, że to nie jego sprawa, z kim ja przyjdę do ołtarza i o nic więcej nie pytał. Jeśli chodzi o błogosławieństwo, nikt Was w kościele o to nie pyta, nie wypełniacie formularza, nie musicie przynieść papierka potwierdzającego, że błogosławieństwo w ogóle się odbyło.



Wyświetl ten post na Instagramie.

Post udostępniony przez Paulina (@beautifulduty.pl)


Co na to inni?

Rodzice wiedzieli, że za bardzo nic nie wskórają, i że i tak będziemy obstawać przy swoim. A czy innym coś nie pasowało? Myślę, że niektórym na pewno to przeszkadzało, część mogła myśleć, że wydziwiamy, a inni mogli nawet nie zauważyć braku błogosławieństwa. I szczerze mnie to jakoś za bardzo nie obchodziło, bo nie lubię robić rzeczy, które wypada i robić czegoś na pokaz, żeby zadowolić innych. Żyję w przekonaniu, że wesele jest dla gości, a ślub jest dla pary młodej, a na własnym ślubie bardzo nie chciałam robić czegoś na siłę, bo tylko bym się wkurzała, a po co?

Błogosławieństwo w innej formie

Jak najbardziej u nas błogosławieństwo się odbyło. Pisałam o tym na początku, że ta chwila była dla mnie bardzo prywatna, więc zależało mi na niej. I błogosławieństwo się odbyło.
Tydzień przed ślubem zaprosiliśmy naszych rodziców do naszego nowego mieszkania na obiad. Mogli zobaczyć mieszkanie i być zarazem naszymi pierwszymi gośćmi. Możecie się domyślać, że w trakcie obiadu mega trzęsły mi się ręce, więc tato stwierdził, że nie będą nas dłużej stresować, przejął inicjatywę i po prostu nas pobłogosławił. Nie były to typowe błogosławieństwo, nie było klękania, były po prostu życzenia takie szczere, prosto z serca, bez widowni dookoła, po naszemu, tak normalnie, ale jak najbardziej cudownie, co bardzo fajnie wspominam ;).


Ja jestem bardzo zadowolona z tego, jak to wszystko wyglądało, wiadomo było po mojemu, więc nie mam na co narzekać, ale to wszystko sprawiło, że było na maksa magicznie i ja byłam szczęśliwa. Błogosławieństwo odbyło się na spokojnie, a i ja przed ślubem mogłam się na spokojnie ogarnąć, nie stresować się ludźmi i po prostu cieszyć się tym dniem. Sam fakt, że wszyscy jadą prosto do kościoła może też i zaoszczędzić wszystkim czasu. Poza tym, moment w którym tato prowadził mnie do ołtarza jest moim jednym z ulubionych, bardzo emocjonujący i taki, że zapamiętam go do końca życia. No i pierwsze spotkanie z mężem przed ołtarzem... to jest moment nie do opisania, kiedy widziałam jak wychodzi z zakrystii i idzie pod ołtarz, jak czeka na mnie wpatrzony i to jest moja wisienka na torcie.

I uwielbiam to, że mój tato mógł mnie zaprowadzić do ołtarza i zdecydowanie ten moment, kiedy zobaczyłam mojego męża po raz pierwszy przed ołtarzem jest najbardziej wspominanym momentem przeze mnie, dlatego bardzo się cieszę, że uparcie trwaliśmy przy swoim ;)
A Wy, co myślicie o błogosławieństwie w innym dniu niż przed ślubem? :) Czy jest ktoś, kto zrezygnował z niego tak samo, jak i ja? Jeśli tak, jestem strasznie ciekawa jak ta chwila wyglądała u Was! <3


Pielęgnacja włosów z Isaną, olejek arganowy

12 kwietnia 2020


No i witam Was ponownie! Dzisiaj będzie o kolejnym olejku do włosów. Jak pewnie już wiecie, ja uwielbiam olejować włosy i one też to uwielbiają. Tak naprawdę bez olejowania u mnie włosy pewnie by odpadły, więc tym bardziej testuję i testuję. Ostatnio zaczęłam używać oleju winogronowego, który miał mieć idealne działanie, ale trafiłam na taki, który pachnie jak jakieś tanie wino. I jak w sumie nie mam nic aż tak do taniego wina, to mimo wszystko ciężko wytrzymać, kiedy ma się to na włosach przez dłuższy czas. Na szczęście mam jeszcze inny olejek, który głównie używałam jeżdżąc na basen, ale postanowiłam od czasu do czasu i nim olejować włosy skoro tamtego zapach mi nie pasuje ;). Więc Isana, Oil Care Haarol zasłużył i na recenzję ;)


Isana, olejek do włosów
Oil Care Haarol


Olejek przeznaczony jest do mocno zniszczonych i suchych włosów. Zawiera olejek arganowy [5] i słonecznikowy [3,4]. Ma za zadanie nadać włosom zdrowy połysk, pielęgnować je i pozostawić zdrowe, silne i lśniące. Olejek szybko się wchłania i uszlachetnia włosy, tym samym ich nie obciąża i nie przetłuszcza. 
Przetestowany przez fryzjerów. 

Skład: Cyclopentasiloxane, Dimethiconol, Helianthus Annuus Hybrid Oil [3], Helianthus Annuus Seed Oil [4], Argania Spinosa Kernel Oil [5], Parfum, Benzyl Alcohol,Limonene, Linalool, Hexyl Cinnamal,  Citronellol, Benzyl Salicylate,  Alpha-Isomethyl Ionone, Geraniol, Cl 40800.

Sposób użycia: olejek można stosować na kilka różnych sposób; przed myciem w ramach olejowanie, na mokre włosy w celu nadania im połysku i gładkości oraz na suche włosy jako wykończenie.


Olejek znajduję się w dość fajnym opakowaniu, chociaż też i się niczym nie wyróżnia. Jest przeźroczyste, więc przynajmniej widzimy ile olejku nam jeszcze zostało do całkowitego zużycia. Macie najważniejsze informacje na butelce i dodatkowo mamy naklejkę z polskimi napisami. Mamy też pompkę, która dozuje nam niewielką ilość produktu. Ja na użycie pompuję i pompuję zazwyczaj, zależy też od mojego czasu, ale na pewno czasem podchodzi pod 10 pompek. Dobrze, ze pompka jest, nie zacina się, sprawnie działa przez cały czas. Mamy też zatyczkę, która dodatkowo chroni pompkę przed naciśnięciem, nic nie przecieka, więc wszystko gra.
Konsystencja jest dość tłusta, jak na olejek przystało i gęsta, ale n ie ma problemów z nakładaniem produktu na włosy. Zapach jest dość mocny i jest wyczuwalny, kiedy mam naolejowane włosy, ale nie przeszkadza mi to, bo zapach jest bardzo ładny! Nie mam pojęcia, co tak pachnie, kojarzy mi się z jakimiś orzechami, jest lekko przydymiony, ale naprawdę ładny.



Działanie! Muszę przyznać, że olejek idealnie sprawdza się na basen, kiedy chcę ochronić włosy przed chlorem. Wtedy dodatkowo je pielęgnuje, co mnie mega cieszy, że nie mam potrzeby potem dodatkowo jakoś pielęgnować i dbać o włosy, więc bardzo polecam ten sposób!
Jako olejowanie, zawsze nakładam olej na podkład, jest to albo żel aloesowy Holika Holika albo po prostu sok z aloesu. Uwielbiam! Nie dość, że pachnie bardzo ładnie i ten zapach jest wyczuwalny, co mi na maksa pasuje, to jeszcze działa. Nie spływa z włosów, tylko super w nie wnika, a ponadto bardzo łatwo jest go zmyć, u mnie to standardowo szampon Alterra i nie plączą się. Włosy po umyciu są cudownie nawilżone, mięciutkie, mega wygładzone i po prostu w super stanie! Nie zauważyłam obciążenia ani przetłuszczenia, dla mnie czad.
Jeśli chodzi o nakładanie na mokre włosy, to ja do tego mam inny olejek i jest to Natura Siberica, olejek rokitnikowy, ale z ciekawości sprawdziłam i ten, żeby móc coś powiedzieć na ten temat. Efekt są muszę przyznać, takie sobie. Jakoś nie zauważyłam jakiejś ogromnej różnicy, a nawet miałam wrażenie, że były mega słabo ujarzmione, a końcówki żyły własnym życiem.
Z kolei do nakładania na suche włosy też używam innego produktu, ale znowu postanowiłam to sprawdzić i jestem zachwycona. Albo moje włosy po prostu tak piją ten olejek albo on jest na tyle fajny, że idealnie w nie wnika, albo to i to. Nie pozostawia po sobie żadnego tłustego śladu na włosach i ich nie obciąża. Za to cudownie je wygładza i nawilża. Nie wyglądają na poszarpane ani na zniszczone, tylko na super zdrowe, więc jak dla mnie czad. Olejku mogę dodawać co jakiś czas tyle ile mi się podoba i nie ma opcji, żeby jakoś je przetłuścił, co przy innych produktach mi się zdarza. Fajne to jest, bo można na bieżąco dbać o włosy i co jakiś czas dodawać im zastrzyk nawilżenia bez obaw.


Podsumowując ja jestem zadowolona! On jest mega tani i na dodatek uniwersalny. Mogę go brać ze sobą, jako jeden produkt i używać, jako oleju, jako serum na końcówki i jako dodatkowe nawilżenie na mokre włosy, dla mnie czad. Co prawda trochę zastanawia mnie jego skład, zapach dość wysoko, ale ja się na nich nie znam, to tak sobie mogę coś głośno myśleć. Ja i tak go najbardziej traktuję w razie w, kiedy mam dość pozostałych olei, które obecnie testuję ;).
Dajcie znać, co myślicie i może macie możliwość polecenia mi innych olejków?


Kenia | Story Time, jak wyglądało kupowanie pamiątek?

09 kwietnia 2020


Dzień dobry! Dzisiaj wracamy do tematu Kenii! Co prawda nie wiem, czy powinnam Was denerwować tematem wakacji, w momencie kiedy jesteśmy dalej uziemieni w domu, ale! Z drugiej strony, trochę wakacji, ciepełka i takich fajnych klimatów nikomu nie zaszkodzi! Dzisiaj będzie o jednej sytuacji, która przytrafiła nam się w Kenii kupując pamiątki. Może się wydawać, że hoho, co niby się działo, ale ja Wam zaraz powiem! Myślę, że każdy kto kiedykolwiek by się udał w tamto miejsce powinien być przygotowany na coś takiego. Bo mnie ta sytuacja przerażała, poważnie.


Przed wyjazdem, dużo czytaliśmy i zgodzę się z tym, że biały człowiek jest tam uznawany za bogatego. Targować się trzeba, bo inaczej zapłacicie kwotę z kosmosu i im na pewno nie będzie przykro z tego powodu! Ale to też nie jest takie proste, bo oni są mistrzami manipulacji, perswazji i zakręcą Wami tam, że nie będziecie wiedzieć, co się stało i jak to się stało. Właśnie dlatego, kupowanie pamiątek i targowanie nie do końca należało do przyjemnych momentów. O beachboysach już wiecie, są wszędzie i tylko się czają aż wyjdziecie na plażę i od razu do Was podejdą! A nawet nie będą czekać, każda okazja będzie dobra, żeby Was zagadać i nie tak łatwo jest się od nich uwolnić. Z jednej strony, okej, to jest ich jedyna szansa na zarobek, a muszę przyznać, ze niektórzy mają naprawdę ogromną wiedzę, o czym przekonaliśmy się przy okazji Sea Safari, o czym napisze w kolejnym wpisie o Kenii.


Kupowanie pamiątek w Kenii

Bardzo chcieliśmy kupić jakieś pamiątki dla siebie i dla innych, jak zawsze, nic specjalnego, jakieś drobnostki. Oczywiście jeden beach boy nas pokierował na stragan, który na całej plaży był jeden - i nie wiem, czy odważyłabym się tam zajść sama, gdyby nie on. Sam stragan był nawet spory i w środku niego znajdowało się kilka różnych stołów; każdy stół był nazywany oddzielnym sklepem i należał do innej osoby. Nieważne, kto Was na ten stragan zwabił, przeglądać oczywiście możecie wszystko i wybierać rzeczy z różnych stołów. W międzyczasie będą Wam pokazywane różne rzeczy, dużo różnych rzeczy.

Nic nie ma ceny

I nikt Wam nie powie ile co kosztuje, nawet jak zapytacie 100 razy to się nie dowiecie. Ja już w pewnym momencie przestałam pytać, bo jak o coś spytacie, a czasem tylko dotkniecie, dla nich będzie to znak, że chcecie to kupić i zostanie to dla Was odłożone w bezpieczne miejsce, a 'Ceną się nie przejmujcie, kupujcie dalej!'. Im bardzo ciężko przegadać i naprawdę uważam, że są mistrzami taktyk wywierania wpływu. No i tak sobie wybieracie niczego nieświadomi, dostajecie jakąś miskę na te wszystkie rzeczy, którą potem też możecie kupić, coś wam jest wciskane/proponowane i jak skończycie zakupy dowiadujecie się, że macie iść do biura na spotkanie szefem. 'WHAT?'


Gdzie jest to biuro?

Biuro znajduje się z tyłu, za straganem, po środku niczego... między krzakami. Poważnie. Na środku znajduje się stół, dookoła niego kilka krzeseł, a dookoła tego pozostałe krzesła, na których siedzieli inni starsi mężczyźni. Spoko, w mojej głowie od razu pojawiła się myśl, że przecież nikt nie wie, że tu jesteśmy, ich jest dużo więcej niż nas, i nie znamy ich i w ogóle milion pytań bez odpowiedzi. No, a na dodatek za stołem z drugiej strony zasiadł potężny facet, starszy od beach boysów, boss - prawdopodobnie szef wszystkich szefów i to on miał się zająć wyceną.

180$ za magnesy i figurki

Wybraliśmy kilka magnesów, jakieś figurki zwierząt, bransoletki i nie wiem co jeszcze. Nic wielkiego, raczej drobne pierdoły, a wszystko kosztowało dokładnie 180$. No, ja zbladłam i się bardzo zszokowałam, a ta cała sytuacja razem ze wszystkimi czarnymi, którzy nas obserwowali, z ceną z kosmosu, sprawiła, że początkowo bałam się w ogóle targować i cokolwiek odezwać. Ale nie było wyjścia. Zaczęliśmy się na zmianę zapisywać ceny w zeszycie, proponowaliśmy, że możemy z czegoś zrezygnować. Ale nie ma takiej potrzeby, bo oni chcą nam dać wszystko. W między czasie zaproponował nam nawet zapłacenie części kwoty w dolarach, a drugiej części w złotówkach, co suma summarum przewyższało te pierwsze 180$ - afrykańskie biznesy. Ostatecznie zapłaciliśmy za te pamiątki chyba 80$ (tyle też mieliśmy maks przy sobie). Niby dużo utargowaliśmy, ale w dalszym ciągu dużo zapłaciliśmy. Ale ta cała sytuacja mnie tak przerażała, że chciałam to skończyć, jak najszybciej.
Każda rzecz była podpisana, boss wszystko spisał i obstawiam, że każda osoba, która coś wykonała dostała pieniądze za swoją pracę (mam nadzieję).


To nie koniec...!

Wyjście stamtąd wcale nie było takie łatwe. Po drodze nagle większość wstała, ktoś się pojawił nie wiadomo skąd i zaczęli od nas wołać o wszystko, co się dało; klapki, koszulki, spodenki, okulary, długopisy, kosmetyki i inne pierdoły. Ok, ja byłam na to przygotowana i miałam stare japonki, które dałam jakiemuś typowi, bo stwierdził, że jego córka bardzo by się z takich ucieszyła. O dziwo, zaproponował mi, że w zamian za klapki mogę sobie coś wybrać z jego sklepu. Fajnie! Ale jak zaczęłam wybierać, to okazało się, że powinnam jeszcze dopłacić. I wtedy już uciekłam. Ale to jest właśnie deal, powinnam się uczyć, haha


Na zdjęciach to oczywiście nie wszystko, bo to, co mieliśmy dla innych już dawno porozdawaliśmy.
Z jednej strony zdaję sobie sprawę z tego, że za te rzeczy przepłaciliśmy, z drugiej strony mieliśmy możliwość zobaczyć ich w akcji, czyli w pracy, kiedy własnoręcznie wykonywali te wszystkie rzeczy. Kiedy jeszcze kupowaliśmy tę deseczkę z imionami i napisem Kenia (z 80$ wprawieni zeszliśmy do 10$), zaprowadzili nas znowu w krzaki, gdzie kilkoro czarnych robiło gównie figurki. Tak, znowu w krzakach, ledwo byli w stanie schować się przed słońcem, nie widziałam tam nigdzie wody ani żadnego jedzenia. Nie wiem ile dostają za każdą sprzedaną rzecz, ale my nie zbiedniejemy, a dla nich każdy dolar jest na wagę złota, więc okej aż tak nie boli tak nadpłata ;).


Mieliśmy też i drugą okazję robić zakupy. W naszym ośrodku był masajski targ co niedzielę, przychodzą Masaje i wystawiają swoje sklepy, więc możecie coś kupić, pamiątki, figurki, ubrania, obrazy, torebki itp. Dzień wcześniej dostaliśmy kupon, który mogliśmy wymienić na targu na drobny upominek, ale wiadomo jak to działa - znowu wypada coś kupić, ale okej. Wzięliśmy tyle pieniędzy ile maks byliśmy w stanie wydać i jeszcze raz! Wybraliśmy znowu jakieś łyżki ozdobne i nie pamiętam co, ponownie udaliśmy się do biura (już nie w krzakach, wszystko się działo w ośrodku), gdzie uderzyła nas kolejna cena. Co prawda nie pamiętam ile konkretnie i za ile wtedy kupiliśmy, ale po utargowaniu się i zrezygnowaniu z kilku rzeczy, nasz sprzedawca schował część kwoty do skarpety upewniając się, że nikt nie patrzy, a resztę przekazał bossowi. Gdybym wiedziała o tym wcześniej, od tego zaczynałabym targowanie! :) Radzą sobie, jak mogą ;)


Nie wiem, czy udało mi się idealnie odzwierciedlić to, co wtedy czułam, ale musicie uwierzyć mi na słowo, że cała ta sytuacja, otoczka, miejsce sprawiały, że naprawdę się trochę obawiałam. I nie jest to powód uprzedzeń, ale w każdym miejscu na świecie tak bym się czuła, gdyby to się powtórzyło. ;)


Mocne oczyszczanie twarzy z Tołpą: sebio.

06 kwietnia 2020


Dzień dobry! Jak tam? Trzymacie się jakoś? Mi już na maksa odwala od tej kwarantanny i wiem, że powtarzam to ostatnio cały czas, ale naprawdę mam nadzieję, że to się już skończy jak najszybciej, bo ile można? Ale musimy to przetrzymać, będzie dobrze, będzie super i wierzę, że już niedługo pojedziemy gdzieś zrobić grilla, napić się piwka w ogrodzie i będzie można bez przeszkód wyjść na spacer.
Ale, akcja #zostańwdomunałózmaskę trwa w najlepsze, dzięki czemu w końcu udało mi się znaleźć te produkty marki Tołpa do oczyszczania twarzy, których zawsze na maksa chciałam wypróbować, były w szafie, więc ciężko nie było! Najważniejsze to, że użyłam i zapraszam na opinię! I wierzcie lub nie, ale to był mój pierwszy ever peeling enzymatyczny! Enjoy!



I zanim przejdę do omawiania tych produktów oddzielnie to muszę wspomnieć o ogólnej prezencji. Nie muszę pisać, że opisy marki Tołpa na opakowaniach są swojego rodzaju strzałem w 10, ja bardzo lubię czytać i bardzo podoba mi się to, że na tych opakowaniach macie dosłownie wszystko! Opis jest wyczerpujący, a i dostanie dużo informacji dodatkowych, ja to bardzo lubię!
Oba produkty znajdują się w aluminiowych ubkach, które pomagają zachować jakość produktu i nierozwijanie się bakterii. Dodatkowo nie dostaje się tam powietrze, co jest zaletą, ale w moim przypadku powoduje, że jak tylko odkręcam te tubki, to od razu produkt sam z siebie 'wychodzi' na zewnątrz. Da się do tego przyzwyczaić i na to przygotować, chociaż czasem jest dość irytujące, ale nie na tyle, że tracę ochotę na używanie. Ale jak widzicie na poniższych zdjęciach, otwór tubki jest dość specyficzny, podłużny i gdyby nie specyfika produktów, to pozwalałaby na mega precyzyjne nakładanie.


Poza tym, zakrętka działa bardzo poprawnie, nie mam problemów ani z odkręcaniem ani z zakręcaniem tubek, a i za każdym razem mam pewność, że jest dobrze zakręcony.
Także tutaj od strony technicznej, jak dla mnie, wsio gra!


Tołpa: dermo face, sebio.
Peeling 3 enzymy


Zawiera papainę z papai [5], bromelainę z ananasa [6], mikrokapsułowaną keratynazę [8] i glicerynę [2]. Nadaje się do skóry mieszanej, tłustej i trądzikowej, a także do skóry wrażliwej.
Ma za zadanie intensywnie złuścić, głęboko oczyścić pory, a także zapobiegać ich blokowaniu, zmniejszać ilość zaskórników, wyreguluje rogowacenie naskórka i wygładzi jego powierzchnię, wyeliminować nawracające niedoskonałości i zmniejszyć ilość zaskórników. Produkt działa, jak peeling mimo że nie zawiera drobinek ani kwasów AHA. Usunie zrogowaciały naskórek bez pocierania i dodatkowych podrażnień, Skóra po zastosowaniu będzie odnowiona, nawilżona, matowa i bez zaskórników.

Skład: Aqua, Glycerin [2], Propylene Glycol, Peat Extract, Papain [5], Bromelain [6], Algin, r-Bacillus Licheniformis Keratinase [8], Carbomer, Tetrasodium EDTA, Xanthan Gum, Sodium Hydroxide, Parfum, Tromethamine, Sodium Chloride, Calcium Chloride, Ethylhexylglycerin, Phenoxyetanol, Caprylyl Glycol.

Sposób użycia: należy nałożyć dość grubą warstwę peelingu na oczyszczoną twarz omijając okolice oczu i pozostawić na 10 minut. Następnie należy rozmasować delikatnie zwilżonymi dłońmi, zaczynając od szyi w górę, poprzez brodę, policzki, nos i czoło, a na koniec spłukać letnią woda. Stosować 2 razy w tygodniu.


A więc jak wspomniałam jest to pierwszy peeling enzymatyczny,z  którym miałam do czynienia i jako wierna fanka peelingów mechanicznych, mocnych i gruboziarnistych, stwierdzam, że jestem bardzo zadowolona!
Zapach peelingu jest dość owocowy, lekko jabłkowy, nie do końca mi się kojarzy dobrze, ale też aż tak mi nie przeszkadza. Konsystencja jest bardzo gęsta, trochę glutkowata i bardzo kleista, ale to dobrze, bo nie mamy uczucia, że peeling nam spłynie z twarzy, wiec to jest bardzo fajne. Po nałożeniu od czasu do czasu mam uczucie lekkiego pieczenia, ale głównie przy podrażnieniach w okolicy nosa np. Tak to produkt sam w sobie nie podrażnił mi skóry ani razu.
Jeśli chodzi o działanie to muszę przyznać, że skóra jest tak samo dobrze oczyszczona, jak po peelingach mechanicznych! Jest gładka, miękka i bardzo miła w dotyku. Nie mam wrażenie, że jakikolwiek martwy naskórek został na twarzy, tylko tak super wszystko jest wygładzone, że ja jestem trochę w szoku! Od kiedy używam tego produktu czuję, że moja cera jest w dużo lepszym stanie niż wcześniej. Coraz rzadziej pojawiają się jakiekolwiek niedoskonałości nawet przy okresie. Ponadto, pory są rzeczywiście uspokojone i oczyszczone i jestem w stanie zauważyć mniejszą ilość zaskórników. 
Skóra nie jest przesuszona ani ściągnięta, tylko fajnie nawilżona i zadbana. Nigdy nie miałam raczej problemów z sebum i z przetłuszczaniem się skóry, więc tego nie jestem w stanie raczej sprawdzić.


Tołpa: dermo face, sebio.
maska czarny detox


Maska zawiera węgiel aktywny [10], borowinę [4], glicerynę [3] i białą glinkę [2]. Maska idealnie nadaje się do cery mieszanej, tłustej i trądzikowej, jak i również do skóry wrażliwej. Jest hipoalergiczny.
Ma za zadanie detoksykować, głęboko oczyszczać, redukować niedoskonałości oraz zaczerwienienia i przywrócić równomierny koloryt,  pochłaniać sebum oraz zwężać rozszerzone pory i zmniejszać ich ilość. Poza tym, zapewnia potrójny detox oraz silne oczyszczanie, jak i koryguje niedoskonałości. Nie powoduje uczucia dyskomfortu i ściągnięcia, a skóra po użyciu będzie głęboko oczyszczona, nawilżona i matowa.

Skład: Aqua, Kaolin [2], Glycerin [3], Bentonite, Peat Extract [4], Hydrolyzed Algin, Zinc Sulfate, Disodium EDTA, Hydroxyethyl Acrylate/ Sodium Acryloyldimethyl Taurate Copolymer, Parfum, Charcoal Powder [10], Polyglyceryl-10 Stearate, Polyglycerin-10, Polyglyceryl-10 Myristate, Sodium Dehydroacetate, Citric Acid, Phenoxyethanol, Caprylyl Glycol.

Sposób użycia: maskę należy nałożyć na oczyszczoną twarz omijając okolice oczu i pozostawić na ok. 10 minut aż do wyschnięcia. Następnie należy spłukać letnią wodą lub usunąć płatkiem kosmetycznym nasączonym wodą. Stosować 2-3 razy w tygodniu.


Obawiałam się, że będzie to kolejna czarna maska typu peel-off, że w trakcie ściągania strasznie ciągnie, co na maksa boli i mnie drażni. Zaskoczyłam się bardzo pozytywnie! Po pierwsze zapach jest na maksa ładny i bardzo mi się podoba, dość owocowy i odświeżający, poza tym nasza czarna maska ma piękny szmaragdowy odcień, co podoba mi się jeszcze bardziej. Niby nic, a od razu dodaje kilka punktów do ostatecznej oceny. 
Maska zasycha na twarzy dość szybko, myślę, że zdecydowanie jest to mniej niż 10 minut, co jest spoko dla osób, które nie przepadają za leżeniem w maskach. A i dla mnie to jest plus, bo zazwyczaj gderam, że nie mam czasu na maskę, ale nie oszukujmy się, co któryś dzień 10 minut znajdę na pewno ;).  Maska nie powoduje wcale uczucia ściągnięcia, nawet jak zaschnie już na twarzy i tak jesteście w stanie w miarę mówić i funkcjonować.
I efekty są znowu bardzo na plus! Skóra jest idealnie zmatowiona, ale zarazem nawilżona i odżywiona. Poza tym, maska oczywiście fajnie oczyszcza skórę, redukuje i uspokaja niedoskonałości, sprawia, że zaczerwienienia są również mniej widoczne, tak samo jak i pory! Ja jestem mega zadowolona!


No! Jak możecie się domyślać jestem super zadowolona z obu tych kosmetyków. Zazwyczaj używam ich w duecie, jakoś tak jest mi wygodniej, ale muszę przyznać, że marka Tołpa naprawdę super sobie dała radę i stworzyła coś, do czego ja będę bardzo chętnie wracać i nie tylko teraz w czasie #zostańwdomu! Brawo! Skóra jest w naprawdę super stanie od kiedy używam tych produktów, a nawet nie muszę tego robić regularnie kilka razy w tygodniu. Wystarczy mi minimum raz na tydzień i też jest bomba!