Pro kreska na oku dzięki Gosh

27 kwietnia 2019


Hej, hej, hej! Ja dzisiaj zaczynam swój szalony tydzień majowy, w którym czekają mnie dwa wesela, wyjazd do Zakopanego i komunia! W między czasie może uda się zrobić jakiegoś grilla i jeszcze mam jeden dzień pracy od rana do wieczora. Także obawiam się, że w kolejnym tygodniu mogę nie wiedzieć, jak się nazywam, ale jeśli chcecie wiedzieć, jak to działa to zapraszam na mojego instagrama, tam będę się chwalić co i jak!
Co do dzisiejszej recenzji, to chyba wiecie, że nie jestem jakąś Pro Make Up Artist, nawet w połowie, ani w 1/10. Tak naprawdę to maluję się tak jak potrafię i jak czuje. Dlatego też namalowanie równej kreski jest dla mnie sporym wyzwaniem. Kiedyś jeszcze się w to bawiłam, próbowałam i musiałam pogrubiać co chwilę to kolejną kreskę haha. Ale wypadłam z wprawy, więc teraz podjęłam kolejne wyzwanie i postanowiłam coś z tym zrobić, tym bardziej, że trafił do mnie produkt, który idealnie się do tego nadaje z wizazsklep.

Gosh Giant Pro Double Eye Liner 2w1
Eyelner w pisaku + kredka Kajal


Gosh Giant to kosmetyk 2w1, który łączy w sobie właściwości kajalu oraz eyelinera. Idealnie czarny odcień sprawia, że spojrzenie będzie intensywne. Produkt pozwoli na namalowanie cienkiej, subtelnej kreski, ale również na uzyskanie spektakularnego efektu. Produkt szybko zasycha na powiece i utrzymuje się przez 12 godzin. Precyzyjna końcówka eyelinera pomoże uzyskać kształt kociego oka bez rozmazywania. Natomiast, kajal można idealnie rozprowadzić, a także z łatwością rozetrzeć dzięki swojej kremowej konsystencji. Kosmetyk nie zawiera parabenów i substancji zapachowych.

Skład: *Eyeliner: Aqua, Glycerin, Butylene Glycol, Styrene/Acrylates/Amonium Methacrylate Copolymer, Cl77266/Black 2, PVP, Oleth-20, Phenoxyethanol, Caprylyl Glycol, Sodium Laureth-12 Sulfate, Dehydroacetic Acid, Ammonium Hydroxide. // *Kajal: Cl 77499/Iron Oxides Ricinus Communis Seed Oil, Caprylic/Capric Triglyceride, Glyceryl Ricinoleate, Candelilla Cera/Euphorbia Cerifera Wax/Cire de Candelilla, Cera Alba/Beeswax, Mica, Copernicia Cerifera Cera/Copernicia Cerifera Wax, Myristyl Myristate, Cl77510/Ferric Ammonium Ferroxycyanide, Butyrospermum Parkii Butter, Cetyl Alcohol, Pentoerythrityl Tetra-Di-T-Butyl Hydroxyhydrocinnamate.

Sposób użycia: *Eyeliner należy aplikować zaczynając od wewnętrznego kącika oka i kierować w kierunku zewnętrznym. Grubość kreski można dobrać indywidualnie w zależności od efektu, jaki chce się osiągnąć. // *Kajal należy aplikować na powiekę w celu uzyskania miękkiej i rozdymionej kreski. Może być stosowany zarówno na górną, jak i na dolną powiekę oraz linię wodną.


Produkt znajduje się w typowym opakowaniu dla wszystkich większych eyelinerów,wygląda jak marker. Jako kosmetyk 2w1 z jednej strony znajduje się eyeliner, z drugiej wysuwany kajal. Nic się nie zacina, wszystko działa bardzo poprawnie i bez zarzutów.
Kajal ma niesamowicie czarny odcień, jest też cudownie miękki, więc naprawdę można go z łatwością rozcierać uzyskując genialny rozdymiony efekt, może być mocniejszy, ale i delikatniejszy w zależności od potrzeb. Kajal początkowo był idealnie zaostrzony, ale wiadomo, że  z czasem końcówka robi się coraz bardziej płaska, przez co jesteśmy coraz mniej precyzyjni, ale jeśli i tak rozcieramy potem produkt, to nie przeszkadza to w używaniu.
Jeśli chodzi o część z eyelinerem, to jest tak cudownie perfekcyjny, że nawet taki lamus jak ja jest w stanie zrobić całkiem równą kreskę. Eyeliner nie wysycha w trakcie używania, nie musimy czekać chwili żeby wziąć się za drugie oko, żeby 'odpoczął' tylko od razu możemy przejść do działania. Ekstra! Fajnie współpracuje z innymi kosmetykami, jak cieniami. Nic się nie rozmazuje
Produkt nie podrażnił ani nie uczulił oczu, nie powodował łzawienia.



Jeśli chodzi o efekty, to tak ja jestem nawet zadowolona. Wiadomo, że gdybym miała większe zdolności manualne to pewnie umiałabym cuda wyczarować na oczach.
Bardzo podoba mi się to, że eyeliner ma naprawdę idealnie precyzyjną końcówkę, dzięki czemu już za pierwszym razem udało mi się uzyskać nawet fajny efekt. Co prawda jeszcze trochę do poprawki, ale jak na pierwszy raz, było bardzo dobrze! Mam jeszcze problem z jakimś ładnym wykończeniem, ale to spokojnie, za każdym razem jest coraz lepiej! Nie mam obaw, że trafię sobie w oko, mimo że jeszcze trochę muszę się ogarnąć i malować kreski bliżej górnej linii rzęs.
Jeśli chodzi kajal, to tym operuje mi się dużo łatwiej, przez to, że ma miękką konsystencję mam też pewność, że mogę w razie w coś tam poprawić. Ja tez lubię taką rozdymioną i zmiękczoną kreskę w zewnętrznych kącikach i kajal się idealnie do tego nadaje. Można uzyskać delikatny efekt, spojrzenie jest w dalszym ciągu uwydatnione, ale i mocniejszy. Ale jest też jeden minus - lubi się rozmazywać nawet w ciągu dnia. Jeśli będę nieuważna, albo źle rozetrę kreskę to bardzo prawdopodobne jest, że będę miała ją odbitą na oku.


Jak najbardziej jestem zadowolona z tego produktu. Dzięki niemu mam też motywację do tego, żeby nie tylko trochę podszkolić swoje zdolności makijażowe, ale i żeby w końcu coś kombinować z makijażem. Zazwyczaj nie mam na to czasu rano, więc robię same podstawowe rzeczy, żeby jakoś wyglądać, ale teraz gwarantuję, że będziecie mnie częściej widywać z mocniejszym i bardziej wyrazistym spojrzeniem!
Produkt dostanie na Wizaż Sklep i obecnie jest na promocji! Zamiast 60 zł, możecie go dostać za 30zł :).


Post - wyzwanie, czyli 40 dni bez... używek

24 kwietnia 2019


Kto śledzi mnie na instagramie ten wie, że wraz z początkiem postu skusiłam się na małe wyzwanie. Zainspirowana Agnieszką Kurowską, która zrobiła challenge: 69 dni bez alkoholu i ja postanowiłam w końcu wziąć się za siebie i zrobić sobie swój mały challenge. Bo każdy my jakieś uzależnienia, mniejsze lub większe. Ja też, więc postanowiłam wygrać ze swoimi uzależnieniami i wzięłam się za to z grubej rury - na raz wszystko. Dużo łatwiej jest mi coś zmienić, kiedy mam wyznaczone dokładnie ramy czasowe, od kiedy do kiedy dokładnie mam coś zrobić i wtedy jakoś to idzie. Gdyby nie to, to jestem osobą dla której zawsze jutro jest lepszym początkiem.
Co postanowiłam? Postanowiłam wytrzymać cały post bez mojego największego grzechu, czyli energetyków, a przy okazji bez alkoholu i słodyczy/przekąsek. Moim głównym celem były oczywiście energetyki, cała reszta to tak o przy okazji z ciekawości, jak już coś postanowiłam to zaszalałam i chciałam odstawić wszystko, możecie się domyśleć, że wszyło z tym różnie no ale.


Cel nr 1: ENERGETYKI
Kto mnie zna ten wie, że zaczynałam swój dzień od energetyka, tak jak inne osoby zaczynają od kawy czy herbaty. Nie zawsze na jednym się kończyło, ale od kilkunastu ostatnich miesięcy (nie chcę napisać, że lat) właśnie tak zaczynałam swój dzień, nieważne gdzie byłam. Uwielbiałam ten smak i nie chodziło o to, że dostawałam po nim kopa i działałam cały dzień na pełnych obrotach, bo tak nie było (przestał na mnie działać), ale lubiłam ten smak i poranny spokojny rytuał. Wiecie, siadałam przed komputerem, otwierałam puszką i powoli zabierałam się za bloga, za ogarnianie kalendarza, wypisywanie sobie rzeczy, które mam danego dnia zrobić - uwielbiałam to.
Myślałam (i nie tylko ja), że z odstawieniem energetyków będzie naprawdę ciężko, a o dziwo - nie złamałam się ani razu! Serio, udało się i to było dużo łatwiejsze niż mi się wydawało. Co prawda miałam sick momenty w sklepie, że albo unikałam konkretnych półek albo zastanawiałam się czy może jednak nie wypić jednego,bo nic się nie stanie. Na szczęście szybko mi przeszło i nie przeżywałam.
Początkowo miałam częste bóle głowy, byłam też na maksa zmęczona i zasypiałam wieczorem od razu. Łamało mnie jak tylko położyłam się do łózka niezależnie od godziny. W sumie to ogólnie dużo spałam, ale i tak byłam ciągle zmęczona. Na szczęście szybko się odzwyczaiłam i żyję i teraz jest normalnie. Najważniejszy cel został osiągnięty.

Cel nr 2: ALKOHOL
Jak wspominałam nie mam problemów z alkoholem, lubiłam się napić od czasu do czasu, lubię smakowe piwo, lubię drinki, uwielbiam whisky, zdarzało mi się wypić też za dużo, zdarzało się też pić często - spoko jestem tylko człowiekiem, ale wszystko był pod kontrolą. Byłam ciekawa bardziej, jak to będzie, słyszałam o genialnych efektach pięknej i promiennej cery, lepszego samopoczucia itp. Nie było wcale ciężko nie pić, bo też w czasie postu sporo osób rezygnuje z alkoholu, ale zdarzali się znajomi, dla których to było dziwne i nie do pomyślenia.
Kilka razy się złamałam, tam lampka wina i może wypiłam ze 2-3 piwa przez cały ten okres. nie dlatego, że musiałam, ale chciałam - były okazje i po prostu miałam ochotę. Co i tak jest bardzo niewielką ilością, bo tyle mogłabym wypić w jeden wieczór.
Czy coś zauważyłam? W sumie to nic, może dlatego że czas 40 dni jest trochę za mały, żeby zauważyć jakieś większe efekty. Mimo wszystko, świetnie się bawiłam i bez alkoholu, woda z cytryna genialnie smakuje i do pizzy, i w pubie i nie mam problemu z piciem wody, kiedy wszyscy piją piwo. Poza tym, w moim przypadku niewiele potrzeba, żebym rano miała kaca, a jego brak jest cudowny. 

Cel nr 3: SŁODYCZE I PRZEKĄSKI
Byłam przekonana, że ten punkt będzie najbanalniejszym celem ze wszystkich, bo ja jakoś nigdy nie przepadałam za czipsami, ciastami, czekoladą itp., a jak już to w małych ilościach. Chciałam to też połączyć z wszystkimi fast-foodami i niezdrowym jedzeniem. Mam swoje ulubione smaki, które co jakiś czas kupuję, ale to jest naprawdę raz na kilka tygodni. Zawsze słyszałam, że po odstawieniu słodyczy ciało nagle staje się smuklejsze, jędrniejsze, a brzuch bardziej płaski i w ogóle miodzio.
Aczkolwiek, po odstawieniu energetyków, kiedy przestałam dostarczać organizmowi jakikolwiek cukier, zaczęłam mieć taki zachcianki, że szok. Mój organizm domagał się pączków, batoników, paluszków i innych produktów, których nie jadłam przez kilka lat. 
I na tym punkcie poległam całkowicie, mam wrażenie, że zaczęłam jeść tego wszystkiego nawet więcej niż kiedyś, ale nie dziwi mnie to. Nagle zrezygnowałam całkowicie ze wszystkiego i to chyba był błąd, takie zmiany powinny być raczej stopniowe. I trudno,zaczęłam jeść słodycze, starając się w tym nie zatracić, ale tylko dlatego, że wolałam zjeść czekoladę niż wrócić do energetyków.


Mim że nie do końca się udało to ja i tak jestem z siebie zadowolona, bo z najważniejszym udało mi się wygrać. Najbardziej się jaram, że dałam radę, że udowodniłam sobie, że potrafię być silniejsza niż moje największe słabości i to są zmiany na lepsze. Energetyków nie piję dalej, z alkoholem też wiem, że będę pić go mniej, bo po prostu go nie potrzebuję. Teraz czas na kolejne wyzwanie ze słodyczami, nie poddajemy się, ale tym zajmę się stopniowo na spokojnie, przynajmniej teraz wiem, że mogę, że potrafię i że dam radę.

Też robicie sobie take wyzwania albo w związku z postem rezygnujecie z czegoś? Dajcie znać!


Święta, sprzątaniem, ale nie zapominaj o najważniejszym

18 kwietnia 2019


Dzień dobry w Wielkim Tygodniu - mamy już Wielki Czwartek i poruszę dzisiaj temat, o którym pewnie każdy z Was myśli i słyszycie co chwilę komentarze na ten temat. W związku ze świętami najważniejsze pytanie brzmi. Macie posprzątane? Okna umyte? Piwnica wysprzątana? Placki, ciasta sałatki zrobione albo przynajmniej zaplanowane? Pewnie tak. Jak to zawsze przed jakimikolwiek świętami wszędzie słyszy się o wielkim sprzątaniu, trzepaniu dywanów, praniu firanek itp. Ostatnio byłam na paznokciach i koleżanka pyta się mnie jak przygotowania do świąt, a moja standardowa odpowiedź brzmiała: 'Mieszkanie nieposprzątane, okna też nieumyte.' - I zajebiście.


Zastanawiam się skąd się to wzięło, że na święta wszystko musi być wysprzątane na błysk, a co się stanie jeśli moje okna są brudne, a w piwnicy dalej będzie pełno kurzu? Nic, kompletnie nic. Co się stanie jeśli ja posprzątam sobie po świętach albo po majówce, bo akurat wtedy będę miała luźniejszy okres i trochę więcej czasu? Nic. A jeśli mnie natchnie na sprzątanie w niedzielę to ja wtedy posprzątam. Nie lubię żyć pod presją społeczeństwa, że coś wypada, a czegoś nie wypada, a wtedy trzeba konkretnie zrobić to i to, bo tak. A może nie? Może przenieśmy nasze starania i wysiłek ze sprzątania na kontakty z ludźmi i z rodziną, na zrobienie czegoś dobrego albo po prostu na zadbanie o siebie. W dalszym ciągu ludzie mają tendencję do zapominania o sobie, zapominania o potrzebie wypoczynku,bo przecież trzeba i wypada to, to i tamto.

Tak, mam nieumyte okna i możecie się domyśleć, że nie przepadam za sprzątaniem, ale na to składają się też inne czynniki. Mimo wszystko, nie żyję w wielkim syfie i bałaganie - według mnie. Mój plan dnia jest dosyć napięty i mam dużo rzeczy do zrobienia, i nie mam czasu zjeść czegokolwiek w ciągu dnia, więc nie mam też czasu na sprzątanie. Lubię sobie ogarnąć coś na bieżąco albo wtedy kiedy mam na to ochotę albo codziennie po trochę. Ale zdarza się czasami nawet  tak, że nie robię nic przez 2 tygodnie i nie jest mi z tym źle. A tym bardziej nie planuję porządków na sobotę, bo mi po prostu szkoda marnować takiego wolnego dnia na sprzątanie, tym bardziej teraz kiedy pogoda jest wspaniała.

Nie zrozumcie mnie źle, lubię porządek, lubię jak jest czysto, świeżo i pachnąco, ale jeśli nie mam czasu i ochoty na to wszystko, to nie będę się zarzynać od rana do nocy, bo przecież trzeba. A jeśli nie mam na to czasu, to sprzątanie nie jest i nigdy nie będzie moim priorytetem. Wiem, że dla niektórych osób taka postawa jest nie do pomyślenia, ale ja nie żałuje, że potrafię żyć i normalnie funkcjonować, kiedy mam kurz na półkach. Niedawno wpadłam do sąsiadki zobaczyć czy wszystko u niej w porządku i przez 5 minut musiałam zgadywać, co się zmieniło w pokoju. Okazało się, że umyła okna i wymieniła firankę - no sorry, ja naprawdę nie zwracam uwagi na takie rzeczy.
Dajcie mi znać czy tylko ja tak mam, czy jednak mimo wszystko w Waszych domach musi lśnić na święta? :)
W takim razie.. życzę Wam spokojnych i wesołych Świąt Wielkanocnych, bez zbędnego chaosu, spinania się i latania po ścianach, bo to naprawdę nie jest konieczne. Bez kłótni i sporów. Wrzućcie na luz, pomyślcie o sobie i o swoich bliskich. A zamiast z miotłą spędźcie ten czas z najbliższym albo na odpoczynku, bo święta to właśnie idealny czas na to. Dużo uśmiechu i radości!



Yankee Candle, morelowa róża wykąpana w słońcu

15 kwietnia 2019


Dzień dobry! Nowy tydzień, pogoda wróciła do tej cieplejszej i wiosennej - ja uwielbiam. Fajnie jest się przejść gdzieś bez kurtki, fajnie jest, jak Cię razi, więc mam nadzieję, że ostatnie śniegu już do nas nie wrócą. Zbliżają się święta, więc u mnie powoli kończy się zapierdziel i będę wtedy odpoczywać, w końcu! Dajcie znać, jakie Wy macie plany na święta,może gdzieś jedziecie albo robicie coś mega fajnego? Ja mam nadzieję, że spotkamy się ze znajomymi i nadrobimy wszelkie zaległości. A dziś będzie lekki i w miarę krótki wpis, bo będzie o zapachach!
Uwielbiam, jak mi pachnie. Mam strasznie wyczulony węch, więc zawsze zwracam na to uwagę. Wosków mam bardzo dużo, ale nie zawsze jest mi po drodze z ich paleniem. Jakoś tak, czasem mnie bierze i palę regularnie, a czasem przypominam sobie o tym, co 2 miesiące. Dzisiejszy zapach kupiłam przez przypadek, bo kupowałam świecę koleżance i stwierdziłam, że też sprawdzę przy okazji.

Yankee Candle,
Sun Drenched Apricot Rose


Sun Drenched Apricot Rose to letni zapach delikatnej, kwitnącej morelowej róży. Bujnym pąkom towarzyszy aromat słonecznych owoców o nadzwyczajnie miękkich płatkach.

Nuty górne: słoneczna morelowa róża, kwiat nektarynki
Nuty środkowe: morelowa róża, płatki kwitów
Nuty dolne: piżmo, puder


Od razu powiem, że w zapachu się zakochałam. Jest przepiękny. Idealna mieszanka kwiatowo owocowa. Zapach jest wyważony i żadna strona nie przeważa i nie determinuje zapachu. Czuć kwiaty, róże, owoce, słodkie nuty, ale nic nie jest na tyle intensywne, żeby mogło robić się niedobrze. Zapach jest mocny, ale chodzi o to, że unosi się idealnie w całym mieszkaniu, rozprzestrzenia się i wszędzie da się go wyczuć. A jak nam coś pachnie to chcemy się tym zapachem otaczać wszędzie. Rewelacja. Zapach też jest lekki,jest mocny, ale nie jest duszący, więc gwarantuję, że nie będziecie mieć go dość.
To jest zapach idealny na wiosnę, idealny na cieplejsze dni, kiedy na zewnątrz już jest coraz bardziej zielono, wszystko zaczyna kwitnąć i jest tak weselej. Zapach też jest wesoły, mi on poprawia humor i zaczyna powoli brakować mi określeń, jak inaczej mogłabym powiedzieć, że jest fantastyczny. Bardzo polecam!
A nawet nie wiedziałam, że coś takiego jak morelowa róża istnieje, a szkoda, bo nie tylko zapach jest przepiękny, ale z tego, co widzę to i wygląda przepięknie.



Znacie? Dostępna oczywiście na Goodies :)
Dajcie też znać, jakie inne zapachy możecie mi polecić z tych wiosennych, lekkich, ale pięknych!


Oczyszczamy się na wiosnę, czyli Skin Detox Neutrogena

12 kwietnia 2019


A dzień dobry! Co tam, jak tam? U mnie wszystko w jak najlepszym porządku, powoli do przodu, działamy i jaram się tym wszystkim, co się dzieje dookoła mnie. Święta coraz bliżej, nasz wyjazd do Zakopanego również coraz bliżej, potem już z górki. Mam wrażenie, że piszę ostatnio bardzo ogólnikowo o jednym i tym samym, haha. Za jakiś czas dowiecie się dokładnie o wszystkim, co się dzieje i wtedy będę miała dużo więcej pomysłów na wpisy.
A dzisiaj mam dla Was recenzję produktu, który otrzymałam od wizażu w ramach testów i jest to produkt Neutrogeny. Z marką już dosyć długo nie miałam nic wspólnego, więc tym bardziej się cieszę, że mogłam poznać coś nowego;).

Neutrogena, Skin Detox
Oczyszczająca maska 2w1


Oczyszczająca maska Skin Detox zawiera glinkę i kwas glikolowy, dociera do 100% zanieczyszczeń. Ma za zadanie usunąć zanieczyszczenia, a także działać przeciw szkodliwym czynnikom zewnętrznym. Poza tym, delikatnie usunie cząsteczki brudu, nadmiar sebum oraz resztki makijażu bez utraty nawodnienia w skórze oraz odblokuje pory. Maska jest delikatna, więc nadaje się do każdego typu skóry i może być stosowana codziennie.

Skład: Aqua, Glycerin, Kaolin, Bentonite, Sodium Methyl Cocoyl Taurate, Cl 77891, Trideceth-8, Panthenol, Salicylic Acid, Menthyl Lactate, PEG-5 Ethylhexanoate, Sodium Chloride, Xanthan Gum, Disodium EDTA, Citric Acid, Glycolic Acid, Sodium Citrate, Sodium Hydroxide, Parfum, Cl 42053.

Sposób użycia: *Jako produkt oczyszczający, należy nałożyć na zwilżoną skórę omijając okolice oczu i następnie spłukać wodą. *Jako maskę, należy nałożyć na skórę, omijając okolice oczy. a następnie należy odczekać 1 minutę do wyschnięcia produktu i spłukać wodą.
! Unikać kontaktu z oczami. W przypadku dostania się produktu do oczu należy natychmiast przepłukać wodą. 


Opakowanie jest, jak najbardziej na tak. Wygodna tubka, stojąca na głowie, więc nie ma problemów z wydobywaniem produktu. Przez opakowanie widać też ile produktu nam zostało do końca (pod światło). Wszystkie najważniejsze informacje znajdziecie na tubce. Opakowanie jest szczelne i bardzo dobrze się zamyka jak i otwiera- nawet przy mokrych dłoniach. Nic się nie zacina i na pewno produkt sam się nie otworzy, więc można brać ze sobą wszędzie. Maskę też się dobrze wyciska z tubki, dostajemy idealną ilość, na pewno nie wypłynie Wam wszystko na raz.
Konsystencja jest bardzo kremowa i mazista, gęsta i taka konkretna. Po nałożeniu na twarz na szczęście nie nie spływa.. Poza tym, pachnie bardzo miętowo, co działa dość pobudzająco i orzeźwiająco - bardzo mi się to podoba, bo zapach mnie potrafi rozbudzić.
Jak coś to od razu przestrzegam przed nałożeniem zbyt dużej ilości, bo będzie problem z zaschnięciem. Maska i tak dość długo zasycha (na pewno nie minutę, jak macie napisane na opakowaniu), więc im mniej tym lepiej.


Po nałożeniu do razu da się odczuć genialne uczucie chłodzenia, które jest relaksujące i odprężające, dla mnie rewelacja. Poza tym, zapach jest cały czas wyczuwalny więc też zadziała na zmysły.
Stosowanie, jako maska: Maska zasycha dość długo ok. 10-15 minut, a i tak może się zdarzyć, że grubsza warstwa nie zaschnie do końca. Trochę ciężko się zmywa te niezaschnięte miejsca. Skóra po zmyciu jest fajnie nawilżona, odżywiona i zdecydowanie oczyszczona. Jakiekolwiek wypryski zostały prawie od razu uspokojone i w krótkim czasie zniknęły. Bardzo pomaga na jakiekolwiek niespodzianki na twarzy, więc będzie to na pewno produkt ratujący przed jakimś ważniejszymi wydarzeniami! Bardzo pozytywnie wpływa na wszelkie zmiany i przyspiesza ich zniknięcie.
Stosowanie, jako produkt oczyszczający: Jeśli chodzi o oczyszczanie, to zdecydowanie bardziej wolę peelingi, czy żele. Maska sprawdziła się w lekkim oczyszczaniu, odświeżeniu cery i uspokojeniu niektórych wyprysków, ale po zmyciu nie czułam, żeby moja cera była aż tak genialnie oczyszczona, jak robią to peelingi. Więc tutaj mimo wszystko czegoś mi brakuje i zostaję przy używaniu Skin Detoxu głównie jako maska.


Ja jestem z tego produktu zadowolona, ale jeśli stosuje go jako maska, do oczyszczania używam innych produktów i lepiej się sprawują. Rzadko, kiedy mam problem z wypryskami, ale zazwyczaj pojawiają się właśnie wtedy, kiedy zależy mi żeby wyglądać jak gwiazda, więc wiem, że jak tylko coś takiego się u mnie pojawi od razu użyję tej maski i wiem, że będzie natychmiastowa poprawa.
Cena jest trochę wyższa niż inne produkty tego rodzaju, ale maska jest wydajna. Trzeba nauczyć się nakładać minimalną ilość produktu, bo tyle wystarczy, że maska dobrze oczyścił twarz. Powinna kosztować ok. 20 zł i w niektórych drogeriach za tyle ją dostaniecie, ale widziałam też wyższe ceny. Jako maskę - bardzo polecam, jako produkt oczyszczający może być fajny dla osób, które nie lubią mocnych i mechanicznym peelingów.


Dajcie znać, czy używałyście już tego produktu. I jakie inne produkty marki Neutrogena polecacie, bo powiem szczerze, że jestem zielona i kompletnie nie ogarniam, co tam marka jeszcze ma!


#36 Kinomaniak, czyli ostatnie filmy, jakie oglądałam

09 kwietnia 2019



Dzień dobry! Co tam, jak tam? Wiosna już chyba przyszła do nas na dobre. Uwielbiam ten moment, kiedy mogę iść od sklepu bez kurtki, a na szybko przelecieć i w sumie jest mi idealnie ciepło - rewelacja! Jednak wiosna ma też coś w sobie takiego, wszystko kwitnie, wszystko pachnie i jest przepięknie! I spędziłam weekend w Krakowie, który mnie zainspirował, zmotywował i jakoś tak lepiej. Mam wrażenie, że znowu odżyłam, znowu bardziej mi się chce i mam masę pomysłów, tylko czasu brak. Bo ten kwiecień to będzie dla mnie szalona kolejna, ale będzie fajnie,a to najważniejsze. Czekam też na wiosenne burze i ulewy, więc mam dla Was zestaw filmów, które można obejrzeć, jak będziecie spędzać wieczory w domach.


Daję nam rok (2013) 'I give it a year' komedia romantyczna

Trafiłam na ten film przypadkiem, ale mega mi się spodobał! Rzadko kiedy filmy zaczynają się od ślubu, zazwyczaj się na nim kończą - trafiają na siebie, kochają się, jest jakaś burzliwa relacja, trochę problemów, ale ostatecznie każdy jest z tym, z kim ma być. Ta komedia zaczyna się od końca, ale kończy się tak, jak powinna! Para się pobiera, jest w sobie zakochana, ale jakoś tak od początku coś nie gra, czują że to nie jest to i udają się na terapię. Strasznie podoba mi się mega szacunek, jaki do siebie mają, mimo wszystko się dogadują, ale jednak nie jest to do końca relacja romantyczna. Ja bardzo polecam, film jest i piękny i zarazem mega komiczny,więc świetnie spędzicie przy nim czas.

Przeprowadzka (2015) '5 Flights Up' komedia

Fantastyczni aktorzy, którzy robią atmosferę oglądając ten film. Sprawiają, że jest tak przytulnie, ma się wrażenie, że wszystko odczuwamy sami - uwielbiam to. Flm powiada o (nie)zwykłej przeprowadzce dwojga ludzi, już starszych co prawda, ale poza tym, widzi się ich cudowną relację, jaka jest między nimi. Nie zapomnieli o tym, co ich połączyło, szanują się, kochają się i to jest tak piękne, że mogłabym ten film oglądać bez końca. Ich relacja jest cudowna i to, że są starsi pokazuje tylko, że się da, jeśli się chce to się da, trzeba się postarać, ale można. I nigdy nie jest za późno na zmiany, na powroty, na przypomnienie sobie, co kiedyś sprawiało nam radość. A jeśli się ma obok siebie wspierającą osobę, to można dużo więcej. Film warto obejrzeć i skupić się na tych relacjach towarzyszących samej przeprowadzce.

Truman Show (1998) 'The Truman Show' dramat, komedia, science-fiction

Myślę, że nie ma osoby, która nie zna tego filmu, chyba że trafi się tutaj ktoś młodszy, to może tak być, że jednak go nie znacie, a jak coś to koniecznie go obejrzyjcie! To jest film mojego dzieciństwa, który chodził za mną prawie całe życie, pamiętałam z niego co prawda tylko urywki, ale nie dawno obejrzałam go ponownie i wow! Nie chce za bardzo opowiadać, co się w nim dzieje, bo to trzeba zobaczyć, trzeba się przekonać na sobie, ale mimo że jest to film, który ma ponad 20 lat to idealnie wpisuje się w to, co obecnie dzieje się w social media, na instagramie, internecie i wszędzie. Na maksa go polecam - sztos!

Szpieg, który mnie rzucił (2018) 'The Spy who dumped me' komedia, akcja

Kolejny film obejrzany dość z przypadku, ale mega chciałam go zobaczyć i nie żałuję. Mega się uśmiałam, uwielbiam obie aktorki. Trochę film przerysowany, myślę że też i niemożliwy, ale mega wciągający i fajnie się go oglądało. Rozrywkowy, z elementami romansu, cudownego zakończenia, ale i fajnie wchodzi w temat przyjaźni, pokazuje, że czasem inne rzeczy są dużo ważniejsze, a my w poświęceniu dla kogoś jesteśmy w stanie zrobić coś, o co nikt, a nawet my sami byśmy się nie podejrzewali.

Legalna blondynka (2001) 'Legally Blonde' komedia Legalna Blondyna 2 (2003) 'Legally Blonde 2: Red, White & Blonde' komedia

Kolejna seria filmów, które wydaje mi się, że są znane, ale jeśli jednak znajduje się tutaj ktoś kto ich nie oglądała, to gorąco polecam! Na długie popołudnie, z ulubionym napojem, pod kocem, właśnie kiedy pada, z ukochanym, czy z koleżankami, gwarantuję Wam świetną zabawę, a przy okazji każdemu co jakiś czas należy przypomnieć, że nie można kierować się stereotypami i potrafią być one bardzo mylące, więc tym bardziej gorąco polecam.

Wszyscy moi mężczyźni (2017) 'Home Again' komedia romantyczna

Kolejna genialna komedia. Ciężko było mi ją znaleźć, ale mega się ciesze, że mi się udało. Kolejny motywujący i inspirujący film, który pokazuje, że nie ważne w jakiej sytuacji jesteśmy, czy ile mamy lat, zawsze możemy zmienić nasze życie, możemy zrobić coś szalonego i nie oznacza, że nic ekscytującego już nas w życiu nie spotka. Uwielbiam takie filmy, które mi to uświadamiają, a w dodatku mega fajnie się je ogląda. Więc ja bardzo polecam!

Dajcie znać koniecznie w komentarzach co Wy ostatnio mieliście okazje obejrzeć!

BingoSpa, brzoskwiniowa ulga dla dłoni

06 kwietnia 2019


Halo, halo! Co tam, jak tam? Ja ostatnio trochę znowu zostałam wybita z rytmu działania i trochę obudziłam się z ręka w nocniku i muszę teraz ponapierdzielać i ponadrabiać wszystko, a przed nami dużo roboty, dużo ogarniania, więc to będą zwariowane najbliższe miesiące - ale ja się cieszę! Na dodatek, dzisiaj jadę do Krakowa jaram się niemiłosiernie! Więc myślę, że trochę pospamuję na insta czy snapie ;). Ale nie przedłużając, przechodzimy do wpisu.
Dzisiaj mam dla Was produkt marki Bingo Spa, do której przez długi czas nie byłam przekonana, przez reklamy które pojawiły się dobrych kilka lat temu. Dla mnie były po prostu obrzydliwe i nikt nie powinien nigdy wpaść na tak do dupy pomysł, więc nie korzystałam w ogóle z produktów tej marki. Ale na jednym ze Spotkań Blogerek, marka przekazała całą torbę kosmetyków na aukcję, a ja w aukcjach lubię brać udział i lubię licytować rzeczy i stwierdziłam, okej - spróbujmy! Może się przekonam na nowo. No i takim sposobem, czas na brzoskwiniowy balsam do dłoni.

BingoSpa
brzoskwiniowy balsam do dłoni


BingoSpa oferuje doskonały balsam o aksamitnej konsystencji do codziennej pielęgnacji dłoni i paznokci. Nadaje się do każdego rodzaju skór, ale najbardziej polecany jest szorstkiej, zniszczonej i spierzchniętej. Balsam rozprowadza się równomiernie, szybko się wchłania. Ma za zadanie delikatnie natłuścić skórę nie pozostawiając nieprzyjemnego uczucia lepkości. Dodatkowo tworzy film chroniący warstwę lipidową, dzięki czemu skóra dłoni staje się elastyczna, miła w dotyku. Zapach jest bardzo owocowy i kuszący.

Skład: Aqua, Elaesis Guineensis, Petrolatum, Cetyl Alcohol, Glyceryl Stearate SE, Propylene Glycol, Paraffinum Liquidum, Ceteareth-10, Praffinum, Parfum, Benzyl Salicylate, Limonene, Cellulose Gum, BHT, Citric Acid, Sodium Benzoate, DMDM Hydantoin, Methylparaben, Ethylparaben, Propylparaben.


Po pierwsze balsam znajduje się w fajnym opakowaniu z pompką, o pojemności większej niż mają standardowe kremy, bo mamy tutaj aż 135g. Dla mnie spoko, bo butelka stoi sobie na biurku czy przy łóżku i na bieżąco w miarę pamiętam, żeby go używać. Design jest typowy dla marki, minimalistyczny z mocną czcionką, jeden delikatny rysunek i nigdy nie znajdziecie za dużo informacji na opakowaniu. Z jednej strony dobrze, ale mimo wszystko mi czasem brakuje opisu. Poza tym, skład jest napisany tak tragiczną czcionką, że nie wiem, jak ja go rozszyfrowałam. Pompka działa bez zarzutu i jedna pompka, to dla mnie jedno smarowanie - więc idealnie. Przez opakowanie widać pod światło ile produktu nam jeszcze zostało i tutaj nie mam nic do zarzucenia.

Konsystencja jest naprawdę genialna, bardzo wygodnie mi się go używa i rozsmarowuje na dłoniach, nie ma z tym żadnego problemu. Balsam też nie zostawia filmu na skórze, ładnie i szybko się wchłania i dość prędko można przejść do działania bez obawy, że coś nam się wyślizgnie z dłoni. Z kolei zapach jest jeszcze bardziej rewelacyjny, tak cudownie pachnie, bardzo brzoskwiniowo, owocowo - hi.t Zapach nawet trochę utrzymuje się na dłoniach, ale nie jest to intensywny i mocny zapach.


Dla mnie balsam to cudowne ukojenie dla moich podrażnionych dłoni. Nie jestem systematyczna w używaniu czegokolwiek do rąk, nie jestem też osobą rękawiczkową, a zawsze jak gdzieś idę to z telefonem w ręce, więc skóra na dłoniach jest bardzo spierzchnięta, ściągnięta i pojawia się sporo ran. Więc ten balsam po pierwsze daje cudowne ukojenie, ulgę i od razu czuję się niebo lepiej. Dłonie są gładkie, miękkie i miłe w dotyku, a efekt utrzymuje się dosyć długo. Nie sięgam po krem, co kilka godzin, a czuję, że ze skórą na moich dłoniach jest wszystko okej. Lubie też używać go na noc, wtedy biorę dość grubszą warstwę i nie dość, że zasypiając ładnie mi pachnie to jeszcze rano dłonie są w mega fajnym stanie.


Balsam kosztuje niecałe 20 zł, a chyba nigdy nie miałam aż tak wydajnego produktu. Naprawdę! Staram się używać kremu, co kilka godzin, czasem jest to co godzinę, a czasem jest to raz na dwa dni - wiadomo, różnie z tym bywa. Balsamu też nie zabieram nigdzie ze sobą, ale większość czasu spędzam w domu (pracuję też w domu), więc trochę się uzbierania tego używania. Ale ja byłam przekonana, że pompuję go często, a powiem Wam, że jakoś od stycznia zużyłam 1/4 opakowania - rewelacja. Poza tym, balsam działa, pięknie pachnie i ja jestem zadowolona.
Aczkolwiek, wiem, że w składzie znajduje się parafina, więc osoby, które nie lubią się z parafiną, raczej nie będą zainteresowane.


Denko, marzec 2019r.

03 kwietnia 2019


Wiecie, że obecnie mam sporą fazę na zużywanie produktów. Zależy mi na tym, żeby zużyć ich jak najwięcej, a przy okazji nie kupować za dużo. Ja niestety ciągle kupuję, wydaje mi się, że same najpotrzebniejsze rzeczy, ale już widzę, że mam niektórych kosmetyków takie zapasy, że będę je zużywać jeszcze spokojnie do końca roku - co jest totalnie bezsensu. Musze też się w końcu wygrzebać z tych wszystkich próbek, bo prędzej czy później wszystko się zepsuje, a u mnie to tylko bezsensu leży, ale mam nadzieję, że  w końcu się zmobilizuję do tego wystarczająco. 
W tym miesiącu na początku byłam pewna, że zużyje niewiele produktów, standardowo myliłam się, bo ostatnie dni marca były najgorsze. Dziennie potrafiłam wyrzucić 2-3 kosmetyki, co mnie przeraża. Dopiero teraz zauważyłam, ile u mnie produkuje się śmieci, niepotrzebnego plastiku, a z miesiąca na miesiąc tych produktów wcale nie maleje Więc odpowiedni moment, żeby coś z tym zrobić. Na razie, zapraszam do denka!


Standardowo, jak co miesiąc w moim denku nie mogło zabraknąć Facelle, chusteczki do higieny intymnej oraz BeBeauty, płatki kosmetyczne. Tanie, a zajebiste, często na promocji, spełniają swoje zadanie najlepiej na świecie i nic więcej mówić nie trzeba Wacików co prawda zużyłam w tym miesiącu mniej, bo przerzuciłam się na olejki do zmywania makijażu, więc też spoko wyszło. Poza tym, zużyłam Isana, kremowe mydło w płynie, mango i pomarańcza i tak samo, jak wcześniej; tanie, a dobre. Nie wysuszają dłoni, nie powodują podrażnień, myją i ładnie pachną. W tym miesiącu również skończyła się moja ulubiona woda perfumowana Yves Rocher, Moment de Bonheur i jest to mój zapach numer 1, do którego będę wracać zawsze, a tym bardziej teraz na wiosnę i lato muszę koniecznie zaopatrzyć się w kolejny flakonik, bo nie wyobrażam sobie ciepłych dni bez tego zapachu. Mimo że ostatnio przekonuję się też do innych, to te na zawsze zostają ultimate favourite. Dalej mamy Venus, piankę do golenia, do której też zawsze wracam i nie testuję innych, chociaż mam ochotę. Są fajne, dzięki nim golenie jest trochę bardziej przyjemne niż nie jest haha. O Kobo, Make Up fixer spray mówię za każdym razem, jak pokazuję Wam na blogu makijaż. Jeśli idę na jakąkolwiek imprezę, zawsze wykańczam nim makijaż i wtedy mam pewność, że makijaż będzie się trzymać cała noc, dla mnie ideał. A Organic Shop, peeling do ciała, sycylijska pomarańcza to moje niedawne odkrycie. Co prawda odsyłam Was do recenzji wersji mango, ale dopiero jak piszę to denko zczaiłam się, że jest to inna wersja zapachowa, dla mnie bez różnicy, nawet zapach taki sam. Przy okazji, ostatnio w tesco są mega promocje na nie, więc nic tylko brać. a standardowo na koniec, Schwarzkopf, Gliss Kur, ekspresowa odżywka bez spłukiwania, ultimate repai - gdybym miała przeliczyć ile opakowań tych odżywek zużyłam to chyba bym się przeraziła, ale co zrobić, jak działają, nawilżają, odżywiaja, i pomagają mi zwalczyć ddatkowo ewentualny puch - dla mnie cudo.



  • B.app, kuracja keratynowa,krem scalający końcówki - kiedyś, kiedyś sprawił, że moje włosy się rozprostowały na długości, a końcówki były mega pofalowane. I na maksa mi się podobał ten efekt, ale późniejsze rozjaśnianie zniszczyło wszystko. Teraz wróciłam do tego kremu, bo miałam robione keratynowe prostowanie włosów i chciałam podtrzymać efekt. Krem akurat się skończył kiedy keratyna się prawie wypłukała. Mimo wszystko, uwielbiam ten krem. Nie chodzi mi o sztuczne sklejanie włosów, ale zapobiega rozdwajaniu i sprawia, że włosy wyglądają ładnie i zdrowo.
  • Freshlight,Water Lily & Moisture,  odżywka bez spłukiwania - ta odżywka okazała się być genialnym sztosem i fantastycznym zamiennikiem odżywek bez spłukiwania z Gliss Kur. Zapach jest genialny i uzależniający, działanie świetnie! Włosy były nawilżone odżywione, ale nie obciążone i sklejone. Dla mnie mega i na pewno będę do nich wracać, żeby włosy nie znudziły się jedną marką, to na zmianę;).
  • Evree, różany olejek do mycia twarzy - olejek dla mnie jest świetny. Ma piękny różany zapach, idealną konsystencję, lekko się pieni i idealnie zmywa makijaż każdy, twarzy, jak i oczu. Pewnie jeszcze nie raz do niego wrócę.
  • Skrzypovita, suplement diety - z suplementami u mnie bardzo nie po drodze, jestem  na maksa niesystematyczna. Jak sobie przypomnę to biorę, więc miesięczne opakowanie u mnie starczy na jakieś 3 miesiące. Ale działa, nawet przy takim niesystematycznym stosowaniu ja widzę, że włosy nagle rosną jak szalone i są coraz dłuższe, więc szał!
  • Garnier Fructis, HairFood, regenerująca maska do włosów, papaja - dopiero co pisałam o tych maskach i nic się nie zmieniło, dla mnie są genialne. Zapachy, konsystencja, wchłaniają się cudownie we włosy, a poza tym działają, włosy są mięsiste, miękkie, odżywione i nawilżone - sztos!
  • Dermacol, 24h control, długotrwały podkład - no i niestety kolejny genialny podkład się skończył. Kolor był fajny, współpraca z nim też świetna i nie mam temu podkładowi nic do zarzucenia. Dawno nie cieszyłam się tak trwałym i nieścierającym się makijażem,a podkłady od Dermacol wam to zagwarantują!
  • Oeparol, pomadka ochronna w sztyfcie - pomadkę wytargłam z jakichś czeluści torebki chyba, a nawet nie chcę myśleć, jak dawno mogłam ją kupić, bo nawet cała się starła, ale zużyta! I byłam mega zadowlona. Pomadki od Oeparol są mega nawilżające i wygładzające, ja je mega lubię. Zapach i 'smak' też spoko, nie przeszkadzają.
  • Dermedic, krem-żel ultranawilżający - krem do twarzy, który jest mega lekki, a treściwy i działający. Daje początkowo fajne uczucie chłodzenia, wchłania się w głąb skóry i cudownie ją nawilża i odżywia. Dla mnie rewelacja, zapach, konsystencja bardzo na plus. A i fajnie współpracuje z innymi kosmetykami i z makijażem. Nie sprawia, że coś jest mniej trwałe, a  pielęgnuje skórę cały dzień
  • Isana, kremowy żel pod prysznic, Indian Passion - ten żel kupiłam kompletnie z przypadku i w sumie mega pozytywnie się zaskoczyłam. Cena jest wręcz śmiesznie niska, zapach mocny, intensywny, perfumowany, ale mi mega odpowiadał. Czego chcieć więcej? Umyje, nie wysuszy skóry, a pachnie ładniutko! Ja więcej od żelu nie oczekuję.
  • Nivea, pielęgnujący żel pod prysznic, diamentowy blask, zapach kalii - te żele są bardzo fajne, ładnie pachną, mają mega aksamitną i kremową konsystencję, duże pojemności, więc są hiper wydajne, no i spoko! Na pewno jeszcze nie raz tu będą.
  • Tutti Frutti, cukrowy peeling do ciała - kolejny peeling, który jest bardzo fajny! Gruboziarnista konsystencja jest moją ulubioną, zapachy są nieziemskie, i pojemności spore, więc używamy ich trochę dłużej niż inne peelingi. Bardzo fajne i godne polecenia!


  • Yves Rocher, szampon odbudowujący z olejkiem z jojoba - ja początkowo tym szamponem byłam zachwycona i miałam kilka opakowań i byłam cały czas mega zadowolona z jego działania, ale nie wiem dlaczego nagle zaczął mi obciążać włosy i po jego użyciu były lekko oklapłe, co mega mi się nie podobało,więc ograniczyłam jego użycie. Ale za każdym razem efekt był ten sam. Zużyłam go po basenie, bo mimo wszystko wtedy potrzebowałam większego ujarzmienia włosów i 'oklap' mi nie przeszkadzał.
  • Nivea, olejek w balsamie, kwiat pomarańczy i olejek awocado - z olejku byłam zadowolona, bardzo mi się podobała jego lekka konsystencja, która mimo wszystko fajnie nawilżała i odżywiała skórę. Bardzo fajnie rozprowadzało się go po ciele i zapach też był mega orzeźwiający, ale jakoś nie tęsknie za nim. Może kiedyś na promocji wypróbuję inne wersje zapachowe, ale nie ma parcia.
  • Schwarzkopf, Gliss kur, serum w sprayu na rozdwajające się końcówki - pisałam Wam ostatnio w recenzji, że nie wiem co mam począć z tym serum. Bo niby spoko, ale na poprawę stanu moich włosów na pewno miało wpływ wszystko inne, co robiłam i każdy inny kosmetyk. Ale, serum się skończyło, a ja nie tęsknie, więc chyba jasne, że jakoś cudem nie mógł być.
  • AA, witaminowy tonik regenerujący - tonik był w porządku, fajnie mi się go używało rano, wieczorem i ewentualnie w ciągu dnia dla odświeżenia, domywał jakieś resztki makijażu, jak np. tusz, czy kredkę/eyeliner, ale jednak nie zauważyłam tej całej regeneracji itp.
  • Biały Jeleń, emulsja do higieny intymnej - kolejny produkt z serii, spoko, ale szału nie ma. Dla mnie produkty do higieny intymnej są zawsze takie same, jakoś nic się nie wyróżnia zapachem, konsystencją czy działaniem, fajnie myją, spoko odświeżają, ale nic więcej. Poza tym, ta emulsja była turbo niewydajna, skończyła się w moment.
  • Tołpa, green, odżywianie, odżywczy koncentrat wygadzający do rąk - krem ma małą pojemność, więc idealnie nadaje się do torebki na wyjścia,ale niestety ma mega gęstą konsystencję i ciężko się go aplikuje na dłonie, przy okazji też dosyć długo się wchłania, a efekty są dość mizerne,  jak na tak treściwy krem. Spodziewałam się dużo więcej!
  • Nivea, Fresh Revive, suchy szampon 'have a great hair day', różowa wersja dla szatynek - ostatecznie, pod koniec jakoś już coraz gorzej mi się go używało. Może być tak, że za długo stał w cieple, bo nie używam suchych szamponów co chwilę, tylko raz na kilka tygodni. Coraz ciężej mi się go wyczesywało, mimo że zapach był ładny i efekty też cały czas były zadowalające, ale mam ochotę na coś innego!


  • BeBeauty, maska na tkaninie regeneracja, #sówkałamigłówka - ta maska to totalna porażka. Ja lubię markę BeBeauty i biedronkowe rzeczy, ale to był dramat. Płachta była jakaś taka niewymiarowa, ta sówka też paskudna, a w dodatku zapach był nie do zniesienia i co się rzadko zdarza, ale ściągnęłam ją praktycznie po kilku minutach, nie wytrzymałam.
  • BeBeauty, nawilżający płyn micelarny do demakijażu twarzy i oczu - płyn, ostatecznie okazał się do dupy. Dopiero teraz zauważyłam, że zmywanie nim makijażu to po prostu katorga i dramat, strasznie długo to trwało, strasznie dużo wacików zużywałam, a i tak zawsze coś jeszcze zostawało na tej twarzy, więc po prostu nie.


No to denko mamy już z głowy. Pochwalcie się koniecznie w komentarzach, jak Wam poszło zużywanie kosmetyków!