Czy drugi poród jest rzeczywiście lżejszy i szybszy?

15 grudnia 2022

 
Hej! W sumie myślałam, że temat ciążowy i porodowy już zakończyłam, ale jakoś tak stwierdziłam, że warto jeszcze napisać jeden wpis. Skoro mam za sobą dwa porody, które trochę się od siebie różniły, to też warto coś o tym napisać, tak żeby dziewczyny, które to czeka były świadome, że może być różnie.

Mój [pierwszy poród] został opisany już na blogu, więc klikajcie w link. Ale w skrócie mogę powiedzieć, że jak na pierwszy raz to była bajka, bolało, cierpiałam, ale ogólnie poszło sprawnie, gładko mimo braku znieczulenia, a po porodzie doszłam do siebie od razu, czułam się fantastycznie, tak jakbym nie rodziła, więc nic tylko zachodzić w ciążę i rodzić po raz drugi, przecież nic mnie nie może zaskoczyć. Tym bardziej, że mówi się, że drugi poród jest szybszy i łatwiejszy, więc jazda z tym!

Czy bałam się drugiego porodu?

I tak i nie. Z jednej strony wiedziałam, co mnie czeka, a że miałam pozytywne wspomnienia i doświadczenia z pierwszego razu to było okej. Poza tym, byłam też u fizjoterapeuty uroginekologicznego, więc miałam wrażenie, że jestem lepiej przygotowana. Ale z drugiej strony, wiedziałam na co się pisze, znałam ten ból i byłam świadoma praktycznie wszystkich procedur, jakie mnie czekają. A skoro poród naturalny u mnie poszedł tak fajnie, to bałam się okropnie cesarskiego cięcia.
Moja ginekolog powiedziała, że drugi poród jest szybszy, ale może być bardziej bolesny.

Jak wyglądał mój drugi poród?

W drugiej ciąży również miałam cukrzycę ciążową, więc wiedziałam, że poród też będzie indukowany. Do samego końca praktycznie sama zajmowałam się córką i czułam się dobrze, więc były obawy, że może zacząć się samo, ale na szczęście nic takiego się nie wydarzyło, mimo że już na kilku badaniach przed porodem miałam małe rozwarcie.
Pojechałam ze skierowaniem do szpitala, decyzja miała zapaść na izbie przyjęć, czy będzie zakładany balonik czy od razu pojadę na porodówkę. W sumie nie spodziewałam się, że pojadę od razu na trakt porodowy, ale na wstępnym badaniu miałam już większe rozwarcie, a na dodatek na KTG pisały się skurcze, których nie czułam. Pojechałam rodzić i wszystko szybko się działo... do czasu, bo rozwarcie jakoś tak nie postępowało już tak szybko.
Dostałam oksytocynę, skakałam na piłce, został przebity pęcherz płodowy i zaczęły się w końcu bóle, których myślałam, że nie zniosę i zdecydowałam się na znieczulenie, o którym opowiem później. Po znieczuleniu czułam błogą ulgę, czułam napinanie brzucha, ale poza tym nic, nic mnie nie bolało, nic mnie nie rozrywało no milusio, śmiałam się, że tak to ja mogę rodzić co tydzień. I wtedy akcja trochę przystopowała, nic się nie działo, nic nie powstępowało i nuda, dopóki nie zmieniła się kadra. Wpadła inna położna, powiedziała, żebym położyła się na boku, momentalnie znieczulenie przestało działać, a ja myślałam, że umrę, ale po 15 minutach urodziłam. Wydaje mi się, że urodziłabym szybciej, ale poprzednia położna nie chciała już zaczynać akcji przed końcem jej zmiany.

Znieczulenie przy porodzie

Tak, jak pisałam przy pierwszym porodzie nie miałam znieczulenia, bo było ciężko z anestezjologiem, a jak już przyszło, co do czego to było za późno. Dlatego też zastanawiałam się, czy teraz jest sens brać znieczulenie, skoro raz dałam radę bez, ale zdecydowałam się, mimo że bałam się, że akcja porodowa się zatrzyma, a wtedy zostaje już tylko cesarka. Na szczęście urodziłam naturalnie, chociaż na skurcze parte znieczulenie i tak przestało działać, ale przed samym finałem przynajmniej dwie godziny mogłam naprawdę odpocząć.
Ale, po porodzie byłam bardzo osłabiona. Już po wstaniu z łóżka zrobiło mi się słabo, a gdyby nie mąż nie mogłabym się sama wykąpać i przygotować sobie wszystkich rzeczy. Cała się trzęsłam, byłam turbo słaba i taka jakaś rozbita, nie mogłam jakoś dojść do siebie i ogarnąć, co się dzieje. Czułam się tak źle, że postanowiłam na noc syna oddać do pokoju adaptacyjnego^, żeby zajmowały się nim położne, bo bałam się, że mi wypadnie albo coś... 
Czy to przez znieczulenie? Tak mi się wydaje, że po prostu moje ciało w taki sposób na nie zareagowało i musiało potem odreagować...


Aczkolwiek całe moje dochodzenie do siebie po porodzie, jak i połóg trwały dłużej niż po pierwszym porodzie. Możliwe, że to też dlatego, że miałam dwa porody w ciągu półtora roku, a zajmując się rocznym dzieckiem nie odpoczywałam przed porodem, więc organizm nie był w 100% sprawny i na maksa zregenerowany. No i syn tez był większy od córki. Więc wydaje mi się, że w moim przypadku drugi poród był trochę cięższy, nie należał do tragicznych i traumatycznych, ale jednak za pierwszym razem poszło jakoś łatwiej.

*Córką zajmowałam się sama od razu po porodzie, teraz oddałam syna do pokoju adaptacyjnego, chociaż walczyłam sama ze sobą, żeby może jednak spróbować, ale położne same doradziły mi, żebym odpoczęła. Ciężko mi stwierdzić, że to była dobra decyzja, bo cały czas o nim myślałam, nie mogłam spać, czułam się z tym źle, że go nie ma przy mnie, a przecież powinien. W nocy pytałam nawet położnych, jak się ma mały...

Najważniejsze, że wszystko poszło dobrze i w miarę po naszej myśli, jesteśmy we czwórkę w domu, młody ma już 3 miesiące i teraz tylko zostaje nam żyć i doświadczać wszystkiego razem. Fajnie, bo dużo się dzieje i dużo się będzie działo.


1 komentarz:

  1. Dziękuję, że podzieliłaś się z nami swoim doświadczeniem i przeżyciami.

    OdpowiedzUsuń

Bardzo proszę o komentarze na temat notki lub moich wpisów u Was ;))
miło mi, że mam fajnego bloga, ale za pusty komentarz nie dodam do obserwowanych ;))
mimo wszystko lubię z Wami rozmawiać, czy nawet ostrzej konwersować ;)) :DDD