Kenia | Story Time, jak wyglądało kupowanie pamiątek?

09 kwietnia 2020


Dzień dobry! Dzisiaj wracamy do tematu Kenii! Co prawda nie wiem, czy powinnam Was denerwować tematem wakacji, w momencie kiedy jesteśmy dalej uziemieni w domu, ale! Z drugiej strony, trochę wakacji, ciepełka i takich fajnych klimatów nikomu nie zaszkodzi! Dzisiaj będzie o jednej sytuacji, która przytrafiła nam się w Kenii kupując pamiątki. Może się wydawać, że hoho, co niby się działo, ale ja Wam zaraz powiem! Myślę, że każdy kto kiedykolwiek by się udał w tamto miejsce powinien być przygotowany na coś takiego. Bo mnie ta sytuacja przerażała, poważnie.


Przed wyjazdem, dużo czytaliśmy i zgodzę się z tym, że biały człowiek jest tam uznawany za bogatego. Targować się trzeba, bo inaczej zapłacicie kwotę z kosmosu i im na pewno nie będzie przykro z tego powodu! Ale to też nie jest takie proste, bo oni są mistrzami manipulacji, perswazji i zakręcą Wami tam, że nie będziecie wiedzieć, co się stało i jak to się stało. Właśnie dlatego, kupowanie pamiątek i targowanie nie do końca należało do przyjemnych momentów. O beachboysach już wiecie, są wszędzie i tylko się czają aż wyjdziecie na plażę i od razu do Was podejdą! A nawet nie będą czekać, każda okazja będzie dobra, żeby Was zagadać i nie tak łatwo jest się od nich uwolnić. Z jednej strony, okej, to jest ich jedyna szansa na zarobek, a muszę przyznać, ze niektórzy mają naprawdę ogromną wiedzę, o czym przekonaliśmy się przy okazji Sea Safari, o czym napisze w kolejnym wpisie o Kenii.


Kupowanie pamiątek w Kenii

Bardzo chcieliśmy kupić jakieś pamiątki dla siebie i dla innych, jak zawsze, nic specjalnego, jakieś drobnostki. Oczywiście jeden beach boy nas pokierował na stragan, który na całej plaży był jeden - i nie wiem, czy odważyłabym się tam zajść sama, gdyby nie on. Sam stragan był nawet spory i w środku niego znajdowało się kilka różnych stołów; każdy stół był nazywany oddzielnym sklepem i należał do innej osoby. Nieważne, kto Was na ten stragan zwabił, przeglądać oczywiście możecie wszystko i wybierać rzeczy z różnych stołów. W międzyczasie będą Wam pokazywane różne rzeczy, dużo różnych rzeczy.

Nic nie ma ceny

I nikt Wam nie powie ile co kosztuje, nawet jak zapytacie 100 razy to się nie dowiecie. Ja już w pewnym momencie przestałam pytać, bo jak o coś spytacie, a czasem tylko dotkniecie, dla nich będzie to znak, że chcecie to kupić i zostanie to dla Was odłożone w bezpieczne miejsce, a 'Ceną się nie przejmujcie, kupujcie dalej!'. Im bardzo ciężko przegadać i naprawdę uważam, że są mistrzami taktyk wywierania wpływu. No i tak sobie wybieracie niczego nieświadomi, dostajecie jakąś miskę na te wszystkie rzeczy, którą potem też możecie kupić, coś wam jest wciskane/proponowane i jak skończycie zakupy dowiadujecie się, że macie iść do biura na spotkanie szefem. 'WHAT?'


Gdzie jest to biuro?

Biuro znajduje się z tyłu, za straganem, po środku niczego... między krzakami. Poważnie. Na środku znajduje się stół, dookoła niego kilka krzeseł, a dookoła tego pozostałe krzesła, na których siedzieli inni starsi mężczyźni. Spoko, w mojej głowie od razu pojawiła się myśl, że przecież nikt nie wie, że tu jesteśmy, ich jest dużo więcej niż nas, i nie znamy ich i w ogóle milion pytań bez odpowiedzi. No, a na dodatek za stołem z drugiej strony zasiadł potężny facet, starszy od beach boysów, boss - prawdopodobnie szef wszystkich szefów i to on miał się zająć wyceną.

180$ za magnesy i figurki

Wybraliśmy kilka magnesów, jakieś figurki zwierząt, bransoletki i nie wiem co jeszcze. Nic wielkiego, raczej drobne pierdoły, a wszystko kosztowało dokładnie 180$. No, ja zbladłam i się bardzo zszokowałam, a ta cała sytuacja razem ze wszystkimi czarnymi, którzy nas obserwowali, z ceną z kosmosu, sprawiła, że początkowo bałam się w ogóle targować i cokolwiek odezwać. Ale nie było wyjścia. Zaczęliśmy się na zmianę zapisywać ceny w zeszycie, proponowaliśmy, że możemy z czegoś zrezygnować. Ale nie ma takiej potrzeby, bo oni chcą nam dać wszystko. W między czasie zaproponował nam nawet zapłacenie części kwoty w dolarach, a drugiej części w złotówkach, co suma summarum przewyższało te pierwsze 180$ - afrykańskie biznesy. Ostatecznie zapłaciliśmy za te pamiątki chyba 80$ (tyle też mieliśmy maks przy sobie). Niby dużo utargowaliśmy, ale w dalszym ciągu dużo zapłaciliśmy. Ale ta cała sytuacja mnie tak przerażała, że chciałam to skończyć, jak najszybciej.
Każda rzecz była podpisana, boss wszystko spisał i obstawiam, że każda osoba, która coś wykonała dostała pieniądze za swoją pracę (mam nadzieję).


To nie koniec...!

Wyjście stamtąd wcale nie było takie łatwe. Po drodze nagle większość wstała, ktoś się pojawił nie wiadomo skąd i zaczęli od nas wołać o wszystko, co się dało; klapki, koszulki, spodenki, okulary, długopisy, kosmetyki i inne pierdoły. Ok, ja byłam na to przygotowana i miałam stare japonki, które dałam jakiemuś typowi, bo stwierdził, że jego córka bardzo by się z takich ucieszyła. O dziwo, zaproponował mi, że w zamian za klapki mogę sobie coś wybrać z jego sklepu. Fajnie! Ale jak zaczęłam wybierać, to okazało się, że powinnam jeszcze dopłacić. I wtedy już uciekłam. Ale to jest właśnie deal, powinnam się uczyć, haha


Na zdjęciach to oczywiście nie wszystko, bo to, co mieliśmy dla innych już dawno porozdawaliśmy.
Z jednej strony zdaję sobie sprawę z tego, że za te rzeczy przepłaciliśmy, z drugiej strony mieliśmy możliwość zobaczyć ich w akcji, czyli w pracy, kiedy własnoręcznie wykonywali te wszystkie rzeczy. Kiedy jeszcze kupowaliśmy tę deseczkę z imionami i napisem Kenia (z 80$ wprawieni zeszliśmy do 10$), zaprowadzili nas znowu w krzaki, gdzie kilkoro czarnych robiło gównie figurki. Tak, znowu w krzakach, ledwo byli w stanie schować się przed słońcem, nie widziałam tam nigdzie wody ani żadnego jedzenia. Nie wiem ile dostają za każdą sprzedaną rzecz, ale my nie zbiedniejemy, a dla nich każdy dolar jest na wagę złota, więc okej aż tak nie boli tak nadpłata ;).


Mieliśmy też i drugą okazję robić zakupy. W naszym ośrodku był masajski targ co niedzielę, przychodzą Masaje i wystawiają swoje sklepy, więc możecie coś kupić, pamiątki, figurki, ubrania, obrazy, torebki itp. Dzień wcześniej dostaliśmy kupon, który mogliśmy wymienić na targu na drobny upominek, ale wiadomo jak to działa - znowu wypada coś kupić, ale okej. Wzięliśmy tyle pieniędzy ile maks byliśmy w stanie wydać i jeszcze raz! Wybraliśmy znowu jakieś łyżki ozdobne i nie pamiętam co, ponownie udaliśmy się do biura (już nie w krzakach, wszystko się działo w ośrodku), gdzie uderzyła nas kolejna cena. Co prawda nie pamiętam ile konkretnie i za ile wtedy kupiliśmy, ale po utargowaniu się i zrezygnowaniu z kilku rzeczy, nasz sprzedawca schował część kwoty do skarpety upewniając się, że nikt nie patrzy, a resztę przekazał bossowi. Gdybym wiedziała o tym wcześniej, od tego zaczynałabym targowanie! :) Radzą sobie, jak mogą ;)


Nie wiem, czy udało mi się idealnie odzwierciedlić to, co wtedy czułam, ale musicie uwierzyć mi na słowo, że cała ta sytuacja, otoczka, miejsce sprawiały, że naprawdę się trochę obawiałam. I nie jest to powód uprzedzeń, ale w każdym miejscu na świecie tak bym się czuła, gdyby to się powtórzyło. ;)


39 komentarzy:

  1. super, nieważne, że teraz nie możemy wyjeżdżać, czytanie o wakacjach może podbudować. Będzie dobrze :) Piękna relacja

    OdpowiedzUsuń
  2. wow ale historia! pamiatki ladne ale zyby tyle kasy wydac? Ja nie potrafie sie targowac wiec jaka cene by dali to bym zaplacila :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Niby tylko kupowanie pamiątek, a takie przeżycie... oto, co znaczy zetknięcie z inną kulturą. Ja bym na pewno wymiękła, bo po prostu nie znoszę się targować.

    OdpowiedzUsuń
  4. Jejku, ja czytając to już byłam przerażona! A na Twoim miejscu to chyba bym zeszła na zawał. :D Ale przynajmniej masz co wspominać.

    OdpowiedzUsuń
  5. Niezła historia, nie wiem, czy chciałabym kupić jakąkolwiek pamiątke :P

    OdpowiedzUsuń
  6. Ja bym chyba nie wytrzymała tego "chaosu" to zdecydowanie dla ludzi o mocnych nerwach :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Zazdroszczę takiego wyjazdu :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Mega pouczająca historia! Z jednej strony 180 dolarów za kilka drobnych pamiątek to ogromny wyzysk, a z drugiej trochę strach się przeciwstawić tubylcom. Kenia - egzotyczny kierunek, któregoś dnia chętnie bym ją zwiedziła.

    Spodobało mi się u Ciebie. Obserwuję.

    Zapraszam na nowy post ♥ Będzie mi bardzo miło jeśli wpadniesz.
    Pozdrawiam serdecznie Mój blog-KLIK

    OdpowiedzUsuń
  9. Jestem osobą, której targowanie się nie przychodzi łatwo-nie pamiętam nawet kiedy ostatni raz miałam z tym do czynienia. Ba... ja mam nawet tak, że jak podejdę do kasy i usłyszę cenę dużo większą niż myślałam z powodu na przykład nie zauważenia to mimo wszystko(oczywiście o ile mnie na to stać) to kupuję. Głupio jest mi raptownie to oddać czy anulować, ale gdybym usłyszała 180$ za kilka pamiątek-tutaj chyba zrobiłabym wyjątek :D
    Tablica z Waszymi imionami jest przepiękna! Chciałabym taką pamiątkę!


    Poza tym wszystkim, zazdroszczę wyjazdu do Kenii-moje malutkie marzenie! ♥

    OdpowiedzUsuń
  10. Lubię wakacyjne i podróżnicze tematy, mimo że Kenii w planach nie mam i się nie zanosi. Ale gdybym się jednak wybrała, to będę wiedzieć, czego się spodziewać. ;)
    Też by mnie przeraziła ta sytuacja z pamiątkami, nie pomyślałabym, że to takie skomplikowane. No i w ogóle wolałabym płacić bezpośrednio sprzedawcom.

    OdpowiedzUsuń
  11. Zdecydowanie nie dla mnie podróże do takich krajów. Nie dość, że jest za ciepło to jeszcze takie sytuacje. Chyba bym nie wytrzymała, bo takie sytuacje są strasznie stresujące.
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  12. Wybrałabym się z chęcią :-)

    OdpowiedzUsuń
  13. Tematem nie męczysz, miło sobie pomyśleć o wakacjach, przy okazji powspominać własne :). Kurcze to ja będąc w Tunezji byłam przerażona tym, że jak coś obejrzę to męczą, żeby kupić. A tutaj widzę jeszcze gorzej, chyba bym całkiem zrezygnowała z pamiątek :D

    OdpowiedzUsuń
  14. o matuchno xD 180$ to serio cena z kosmosu! cała ta sytuacja z targowaniem jest dla mnie absurdalna :P ale rozumiem, że chcą zarobić jak najwięcej :P ja nigdy się nie targowałam więc nie wym, czy bym dała radę i pewnie na takich ludziach zarabiają najwięcej :D

    OdpowiedzUsuń
  15. To jest zupełnie inna tradycja handlu, ja miałam podobne wrażenia na Mauritiusie, nie można nic kupić bez targowania, to może być bardzo męczące doświadczenie :)

    OdpowiedzUsuń
  16. piekne pamiatki zwlaszcza zyrafa

    OdpowiedzUsuń
  17. Oj tam denerwować. Moja kulturoznawcza dusza absolutnie nie ma nic przeciwko szczypty egzotyki, choćby i w czasie kwarantanny :)

    OdpowiedzUsuń
  18. Ja tam Ci się nie dziwię że się bałaś- na Twoim miejscu sama bym się chyba tak czuła...
    Zresztą cała procedura kupowania pamiątek jest skomplikowana a cena to już wogule...
    Pozdrawiam i Życzę Wesołych Świąt 🙂
    Lili

    OdpowiedzUsuń
  19. Lubisz podróżować. Prawda? :)

    OdpowiedzUsuń
  20. Ciekawe i niecodzienne doświadczenia, ale jaka cudowna wycieczka! <3

    OdpowiedzUsuń
  21. No jesteśmy uziemieni w domu, ale to chociaż poczytamy sobie o dalekich krajach, nie? ;) Jak zwykle ciekawie, szkoda tylko, że tak mało zdjęć, człowiek mógłby pomarzyć, że siedzi na jakiejś rajskiej plaży zamiast w domu ;)

    OdpowiedzUsuń
  22. Nie dziwię się, że byłaś przerażona tą sytuacją. Ja sama prawdopodobnie zwiałabym przy pierwszej lepszej okazji. Strasznie nie lubię jak ktoś próbuje tak omotać, nawciskać czegoś na siłę.
    Pozdrawiam ;)

    OdpowiedzUsuń
  23. Ale przygoda!!! Zakupy mocno stresujące ;)... jeśli kiedykolwiek trafię w takie egzotyczne miejsce, to chyba zrezygnuję z kupowania pamiątek ;)!!!
    Pozdrawiam serdecznie :)!!!

    OdpowiedzUsuń
  24. Ładne pamiątki, ale okoliczności ich nabycia stresujące - jednak nie dla mnie takie zakupy. Pozdrawiam. :)

    OdpowiedzUsuń
  25. To zdecydowanie nie mój kierunek na wakacje, ale z ciekawością przeczytałam Twój tekst :)

    OdpowiedzUsuń
  26. Nieźle! A ja w Polsce nie lubię robić zakupów i przeszkadza mi to, jak nie ma nigdzie ceny, bo gdzieś się zawieruszyła. Nasunęło mi się stwierdzenie, że jak wycieczka egzotyczna, to i zakupy egzotyczne. Niemniej było ciekawie ;).

    OdpowiedzUsuń
  27. Nie dla mnie takie zakupy, irytuje mnie bardzo naleganie by coś kupić...

    OdpowiedzUsuń
  28. Najważniejsze, że wszystko dobrze się skończyło.

    OdpowiedzUsuń
  29. O to faktycznie mieliście przygodę, nawet nie widziałam że tak tam jest. Jakby ktoś nie chciał się targowac to na prawdę dużo by zapłacił.

    OdpowiedzUsuń
  30. Byłam kiedyś na wakacjach w Kenii i muszę przyznać, ze zakochałam się w tym kraju. Mam nadzieję, ze kiedyś uda mi się tam wrócić :)

    OdpowiedzUsuń
  31. Zakazany owoc smakuje najlepiej, więc chyba teraz każdy z nas znacznie bardziej marzy o jakimś wyjeździe.

    OdpowiedzUsuń
  32. przy mojej asertywności, zostałabym bez pieniędzy, butów i wszelkiego dobytku w ciągu pierwszych dwóch dni :D
    fantastyczna przegoda, choć wierzę, że w środku akcji nie było wesoło. wspomninać już można bezpiecznie :) pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  33. Piękny piasek na pierwszym zdjęciu, zakochałam się w nim :) Przydałby mi się taki do piaskownicy do ogrodu dla dzieci :P
    A co do targowania się, to w takich miejscach trzeba, bo oni są do tego przyzwyczajeni do takiego sposobu sprzedaży. Nie jest to łatwe, szczególnie, gdy doświadczony sprzedawca wyczuwa czy potrafimy się targować czy nie.

    OdpowiedzUsuń
  34. Ulala to ceny niezłe. Ja myślę, że oni są podejścia, że skoro stać ludzi na wczasy to i na takie pierdółki. Ciekawe czy miałabym odwagę powiedzieć im nie :)

    OdpowiedzUsuń
  35. Jak dla mnie, możesz pisać o wakacjach jak najwięcej :D A pamiątki bardzo mi się podobają, a Wy, będziecie mieli co wspominać ;)

    OdpowiedzUsuń

Bardzo proszę o komentarze na temat notki lub moich wpisów u Was ;))
miło mi, że mam fajnego bloga, ale za pusty komentarz nie dodam do obserwowanych ;))
mimo wszystko lubię z Wami rozmawiać, czy nawet ostrzej konwersować ;)) :DDD