Miss Sporty Pump Up - Extreme volume tusz do rzęs

21 grudnia 2025

 
Dzień dobry, a nawet dobry wieczór! Niedzielny wieczór, spokojny, trochę nie, dzisiejszy dzień przeznaczyłam trochę na ogarnianie, ale też i nie ze wszystkim się niestety wyrobiłam. Ale będę miała jeszcze wolny wtorek, więc liczę na to, że wtedy okiełznam swoją szafę, bo to jest zdecydowanie najgorsze moje miejsce w tym roku. Trzymajcie za mnie kciuki, żeby wszystko poszło po mojej myśli!
A dzisiaj chciałabym Wam jeszcze pokazać tusz do rzęs, wierzę, że znajdzie się osoba, która na święta zostanie bez tuszu, bo czasem kosmetyki kończą się w nieoczekiwanym momencie! A pomalowane rzęsy, nawet jakimkolwiek tuszem to ważna sprawa. Uwierzcie mi, że zdarza mi się po prostu zapomnieć o tuszu i zawsze każdy do zauważy! Jednak to spojrzenie robi robotę. A ja dzięki Pure Beauty odkrywam, ciągle odkrywam cudowne produkty, więc pytanie, czy tusz do rzęs od Miss Sporty będzie należeć do tych cudowności? 


Miss Sporty Pump Up
Extreme Volume - tusz do rzęs




Tusz do rzęs znajduje się w fioletowej, grubszej buteleczce. Ten kształt opakowań zamiast zwraca moją uwagę, bo jakoś tusze do rzęs, które były dawno temu w takich opakowaniach były moimi ulubionymi. Jakoś działa tutaj na mnie mocny sentyment. Opakowanie jest bardzo fajne, bardzo lubię taką kolorystykę. Szczoteczka bardzo mi się podoba, uwielbiam kiedy włosie jest ułożone bardzo gęsto, kiedy tych włosków jest mnóstwo. Mam wrażenie, że takie szczoteczki super sprawdzają się na moich dość krótkich i mało okazałych rzęsach. Tusz do rzęs świetnie wyłapuje każde nawet najmniejsze włoski. 


I tutaj naprawdę ta szczoteczka potrafi zdziałać cuda, rewelacyjnie zgarnia wszystkie rzęsy, pogrubia je i wydłuża. Tusz do rzęs nie dobija się na górnej ani dolnej powiece, nie ma też problemu z pomalowaniem dolnych rzęs. Rzadko kiedy zdarzyło mi się coś uciapać, a jeśli już to jest to bardziej kwestia mojej nieudolności, oczywiście. Tusz do rzęs Pump Up ma mega czarny kolor, który podkreśla spojrzenie, że ahh! Uwielbiam ten tusz, świetnie się nadaje na co dzień, ale i na większe wyjścia potrafi zdziałać cuda. Niesamowite jest też to, że jest on niewyczuwalny na rzęsach. Nie skleja ich, nie tworzy grudek. czasem jadąc do pracy sprawdzam czy aby na pewno pomalowałam tego dnia rzęsy, bo nie czuję, żeby były pomalowane. Jest bardzo lekki, ale w makijażu robi furorę. 


Nie udało mi się niestety zrobić zdjęć, jakoś ostatnio naprawdę nie mam zdjęć do selfiaczków. Nie ważne czy chciałabym pokazać tusz do rzęs, czy podkład te zdjęcia są tak niewyjściowe, że szok! Więc musicie uwierzyć mi na słowo, że Extreme Volume Pump Up to tusz do rzęs, który idealnie się sprawdzi! Sprawia, że rzęsy są widoczne, mimo swojej lekkiej i niewyczuwalnej konsystencji. Rzęsy są długie, grubsze, czarne, spojrzenie nabiera takiego wyrazu, jak nigdy. Pump Up sprawia, że mamy hipnotizing look i aż chce się więcej! Jest też bardzo uniwersalny, fajnie się sprawdzi na dzień, ale i na wieczór. No uwielbiam!


Znacie ten tusz? jeśli nie, to ulalala gońcie po niego! Szczoteczka idealnie współpracuje z konsystencją, dzięki czemu rzęsy są pięknie i idealnie pomalowane. 
Dajcie też znać, jakie są Wasi ulubieńcy jeśli chodzi o tusz do rzęs, a może jednak jesteście team rzęs od stylistek?


[produkt otrzymany w ramach współpracy, ale jego recenzja nie była wymagana]



Vianek przeciwzmarszczkowy krem pod oczy

19 grudnia 2025


Dzień dobry! Jak się macie? To już się dzieje, tydzień świąteczny przed nami, ostatni dzień w pracy na załatwienie najważniejszych rzeczy przed świętami i prawie cały tydzień laby. Ohh, jak miło! Co prawda to będą dość wymagające święta i trochę już mnie to wszystko przeraża, ale nie chcę się nastawiać negatywnie. Tych parę dni szybko zleci i będzie trochę więcej spokoju, a po świętach jest weekend, więc będzie możliwość, żeby odpocząć!
Za to dzisiaj przyszedł czas na kolejną recenzję, tym razem jest to marka Vianek, która ma naprawdę fajne i naturalne produkty. Jeśli chodzi o kremy pod oczy to tutaj temat jest dość trudny. Ja mam zawsze duże wymagania do tych produktów i od zawsze narzekam na swoją skórę pod oczami. podkrążone oczy, cienie, worki to nie jest coś, co chcemy codziennie widzieć w lustrze, a niestety z tym borykam się praktycznie cały czas. Więc, zapraszam na recenzję!


Vianek przeciwzmarszczkowy
krem pod oczy





Krem znajduje się w dość smukłym opakowaniu, buteleczce z pompką, mamy tutaj opakowanie typu airless, które powoduje, że zużywamy produkt praktycznie w całości. Krem kupujemy w kartonowym opakowaniu, na którym mamy bardzo dużo informacji, ale i na samej buteleczce też mamy najważniejsze informacje. Pompka działa bez zarzutu, nic się nie zacina, dozuje idealną ilość produktu na raz, co jest mega super. 
Konsystencja jest dość lekka, ale i zbita i konkretna. Nie jest rzadka, lejąca się, ale też nie jest mega gęsta czy tłusta. Konsystencja jest idealna. Z kolei, zapach jest niewyczuwalny.


Ja używam kremu pod oczy codziennie, rano i wieczorem. Uwielbiam ten moment, nie zapominam o nim nigdy, bo tak, jak Wam pisałam, mam zawsze problem ze skórą pod oczami. Ten krem niestety mnie nie zachwycił. Nic nowego nie zrobił z moją skórą, bardziej podtrzymał efekty poprzedniego kremu, ale nie czuję zachwytów po użyciu, nie widzę większej poprawy. Fajnie nawilża i odżywia tę delikatną skórę pod oczami, coś tam zmniejsza cienie i worki, ale nie jest to na pewno coś, czego szukam i na czym mi zależy. 
Jeśli chodzi o działanie przeciwzmarszczkowe to tutaj mogę powiedzieć, że na plus. Dzięki dobremu nawilżeniu, krem zapobiega powstawaniu zmarszczek czy utrwalaniu zmarszczek mimicznych. Co prawda, ja też nie mam jeszcze problemu ze zmarszczkami, ale wiem że skóra po 30 może się diametralnie zmienić, więc wolę czasami już teraz przeciwdziałać. 


Chwilowo skupiam się cały czas na cieniach i workach pod oczami, które przeszkadzają mi najbardziej, cieszę się, że mm produkty, które już teraz działają na zmarszczki, ale jednak chwilowo skupiam się na innej pielęgnacji. Co prawda wiem, że dużo zależy od diety i stylu życia, a mój styl życia nie wpływa pozytywnie na stan mojej skóry. Jednak brak snu, ciągłe nerwy i stres przez dzieci i nie wypijanie odpowiedniej ilości wody dziennie na pewno ma wpływ, więc nad tym też muszę popracować, to może wtedy ten krem będzie idealnym dopełnieniem.
I nie zrozumcie mnie źle, krem nie jest zły, ale po prostu ja szukam czegoś innego w danej chwili albo w pierwszej kolejności muszę zrozumieć, że warto zadbać o podstawy, żeby kosmetyki miały pole do popisu.


Dajcie znać, jakie są Wasze odczucia na temat tego kremu? Bo ja mam mieszane uczucia.



[produkt otrzymany w ramach współpracy, ale jego recenzja nie była wymagana]


Max Factor Miracle Pure Skin reset

17 grudnia 2025

 
Dzień doby! Jak się macie? Co nowego? Co ciekawego? Jak to przed świętami nie jest łatwo, jak zawsze dużo się dzieje, człowiek chce dobrze, a czasem wychodzi, jak zawsze. Na szczęście jutro czeka mnie ostatni dzień w pracy w tym tygodniu. Piątkowe wolne przyda mi się na maksa i już nie mogę się go doczekać, mimo że będzie krótkie, ale popołudnie będzie jeszcze lepsze! Takie piątki to ja bardzo lubię! Co prawda mam zaplanowane trochę też mojej pracy, ale i tak będzie dobrze!
A dzisiaj w końcu przyszedł czas, żeby przedstawić Wam podkład do twarzy, który od dobrych paru miesięcy towarzyszy mi codziennie! Mowa tutaj o Max Factor Miracle Pure! Podkład trafił w moje ręce już jakiś czas temu w pudełku Pure Beauty, próbowałam zaprezentować go na twarzy, ale zdecydowanie wypadłam z formy jeśli chodzi o robienie zdjęć, więc mam nadzieję, że taka recenzja bez zdjęć twarzy też będzie dla Was przydatna!


Max Factor Miracle Pure Skin Reset
podkład do twarzy





Podkład Miracle Pure znajduje się w bardzo ładnej szklanej butelce z pipetką. Bardzo lubię takie rozwiązania, bo są wygodne i precyzyjne, możemy aplikować na dłoń i potem gąbeczkę lub pędzel albo bezpośrednio na twarzy, co też jest fajnym pomysłem! Bardzo podoba mi się design, połączenie kolorów, wygląda to bardzo estetycznie.
Konsystencja jest z tych rzadkich, ale też podkład się nie przelewa, ja z reguły nakładam trochę na dłoń, to nie mam problemu, żeby go przenieść na twarz. Mamy tutaj odcień idealny dla mnie, fair to light jest jasny, w żółtych tonach, nie są to porcelanowe odcienie, z moją skórą idealnie się stapia. Uwielbiam też jego zapach, jest bardzo ładny, kobiecy, sprawia też, że nakładanie makijażu przebiega bardzo komfortowo. 


Bardzo polubiłam się z tym podkładem. Powiedziałabym, że należy do tych średnio-kryjących, ale dla mnie na dzień jest to wystarczający efekt, ja aż tak nie lubię tak idealnie kryjących podkładów, stawiam mimo wszystko na naturalność. Jeśli chodzi o zmiany barwnikowe są one ładnie zakryte, może być problem z piegami czy pieprzykami, ale ja tego nie oczekuję od podkładu, który zresztą jest zarazem i serum i mamy tutaj bardziej nastawienie na pielęgnację!
Krycie może i jest średnie, ale cała buzia wygląda bardzo zdrowo, to co ma być zakryte jest zakryte i tutaj zdecydowanie nie ma wstydu, koloryt skóry jest idealnie wyrównany, podkład nie wchodzi w pory ani załamania, wygląda na buzi bardzo promiennie i świeżo. Kolor nie ciemnieje, ai fajnie współpracuje ze wszystkimi innymi produktami.
Produkt się nie ściera, może gdzieś tam mamy wzmożone świecenie w strefie T, ale też jest to normalne po całym dniu. Ja się cieszę, że wygląda cały dzień dobrze, nie zostają nagle puste dziury na twarzy bez podkładu. Fajne jest też to, że jeśli zależy nam na mocniejszym kryciu możemy użyć po prostu większej ilości produktu i będzie git.


Ja się z tym podkładem bardzo polubiłam! Na dzień bardzo lubię produkty, który nie robią z twarzy photoshopa, tylko działają tak naturalnie, co trzeba to zakryje, ale jednak naturalne piegi czy pieprzyki nie muszą być zakryte. Uwielbiam jego zapach, jakoś tak milej jest mi zaczynać z nim dzień, no i lubię go używać. Aplikacja jest prosta, nie ma opcji, że wyrządzimy sobie nim krzywdę, wygląda naturalnie i bardzo ładnie, a o to właśnie mi chodzi i na tym mi zależy. 
Dla mnie podkład jest bardzo fajny i myślę, że na pewno wezmę go pod uwagę, kiedy będę musiała kupić jakiś podkład. Także fajnie! Lubię takie sprawdzone pewniaki, które sprawiają, że buzia w makijażu wygląda super. 

Dajcie koniecznie znać, jaki jest Wasz ulubiony podkład?



[produkt otrzymany w ramach współpracy, ale jego recenzja nie była wymagana]

Farmona Radical Trychologiczny peeling enzymatyczny do skóry głowy

15 grudnia 2025

 
Dzień dobry! Witam się z Wami w ostatnim tygodniu przed świętami! nie ukrywam po weekendzie czuję się niebo lepiej, parę rzeczy załatwiłam, parę rzeczy ogarnęłam, co prawda nie ze wszystkim się wyrobiłam, ale jakoś mi lżej na duszy, że większość najważniejszych rzeczy mam załatwione, a to robi ogromną różnicę! Od razu mi lepiej, łatwiej i mam przestrzeń na myślenie o innych rzeczach. Przyjemnie tak!
A dzisiaj mam dla Was hit. I powiem to d razu na samym początku, ale naprawdę jest to hit, jaram się tym produktem i nie wiem, jak to możliwe, że wpadłam na niego tak późno! Ale lepiej późno niż wcale, a to wszystko dzięki oczywiście Pure Beauty! Peelingi do skóry głowy to moje ostatnie odkrycie, więc tym razem przyszedł czas na zrecenzowanie Peelingu do Farmona Radical!


Farmona Radical
Trychologiczny peeling enzymatyczny
do skóry głowy





Peeling trychologiczny znajduje się w typowym opakowaniu, jak na peelingi, ale i bardzo dobrze przemyślanym. Mamy wydłużony aplikator, który świetnie wchodzi między włosy, co pozwala na nałożenie peelingu bezpośrednio na skórę głowy, zamiast na włosy, co dla mnie jest super ważne. Aplikator się nie zacina i z łatwością można wycisnąć produkt z opakowania, bo peeling też możemy postawić na zakrętce. Zakrętka również działa bez zarzutu. Kosmetyk znajduje się w kartonowym opakowaniu, na którym znajdziemy wszystkie, najważniejsze informacje.
Nie jestem za bardzo w stanie powiedzieć, jaką ma konsystencję czy zapach, bo nie dotykam tego produktu bezpośrednio palcami. Mamy specjalny gadżet do rozprowadzania peelingu na skórze głowy, co mi ratuję życie w takiej sytuacji, bo idealnie rozprowadza produkt na całej skórze głowy. Zapach jest niewyczuwalny, nie jest intensywny, więc spoko. 



Peeling trzymam na skórze głowy paręnaście minut, staram się, żeby to było tyle ile trzeba, ale wiadomo z małymi bąbelkami ciężko jest czasem tak idealnie obliczyć czas, więc wydaje mi się, że za każdym razem ten czas może być odrobinę dłuższy, ale nigdy nie miałam żadnych nieprzyjemności z tym związanych. 
Peeling na skórze głowy działa bez żadnego śladu, nie czuć mrowienia, pieczenia, nic, ale gwarantuję Wam, że działa. To, co ten peeling robi na skórze głowy to jest istne wow! Skóra głowy jest cudownie umyta, czuć tutaj oczyszczenie i odblokowanie porów. Włosy są tak cudownie odbite od nasady, że aż miło popatrzeć. Włosy są też puszyste, ale nie spuszone, wydaje się, że zyskują na objętości, są cudownie elastyczne, sprężyste i jedwabiste w dotyku. 


Dla mnie to niesamowite, że peeling, który głównie ma działać na skórze głowy, jest w stanie sprawić, że włosy na całej długości są w dużo lepszym stanie. Ale tak właśnie jest, to, co się dzieje na całej długości to jest wow. Uwielbiam ten efekt! Uwielbiam stosować peeling przed myciem włosów i naprawdę czuję brak peelingu, kiedy zdarzy mi się nie używać go przez dłuższy czas. Aczkolwiek staram się używać za każdym razem albo przynajmniej co drugie mycie, bo myję włosy i tak stosunkowo rzadko.
Peeling jest dość wydajny, wszystko zależy od tego ile używacie na skórę głowy, czasem ciężko jest to wymierzyć, ale ogólnie zawsze można to potem uratować rozprowadzając na całej skórze głowy. Peeling jest też mega tani i łatwo dostępny. Bomba! Bardzo polecam  zdecydowanie jest to mój ulubieniec!


A Wy? Dajcie mi znać, czy używacie peelingów do skóry głowy? Bo ja od jakiegoś czasu jestem tak zakochana w tym kroku pielęgnacji włosów, że szok. Polecam każdemu!


[produkt otrzymany w ramach współpracy, ale jego recenzja nie była wymagana]

Sleeping Beauty z Mixa i Garnier!

13 grudnia 2025

 
Dzień dobry! Jak się macie? Co u Was słychać? Ta sobota to u nas istny sajgon, tyle rzeczy ile było dzisiaj do ogarnięcia, a ile nawet nie byłam w stanie zrobić, to szok. Co prawda, noc jeszcze młoda, jeszcze mam parę godzin ogarniania, mam nadzieję, że po napisaniu tego wpisu dostanę jakichś magicznych mocy i poradzę sobie z resztą pokoju, ale nie jest łatwo. Czuję się tak przebodźcowana, że szok, marzę o spokojnym wieczorze z książką, ale ilość rzeczy 'do zrobienia' mnie przytłacza. 
Ale! Na szczęście ostatnio trafił do mnie Pure Beauty box zatytułowany Sleeping Beauty z kosmetykami marki Mixa oraz Garnier i oh, jak ja bym się chciała utożsamiać z tą nazwą. Co prawda, nie czuję się beauty i daleko mi od określenia sleeping, ale ten box przeniesie mnie w magiczną podróż, która ma odmienić pielęgnację w prawdziwą bajkę. Mamy tutaj wyjątkowy zestaw produktów, które pobudzą nasze piękno, gdy śpimy. A takie produkty ja bardzo lubię w związku z tym, że w ciągu dnia nie mam totalnie czasu. 


Zasypiamy, a zaawansowane składniki aktywne działają, żeby rano móc obudzić się z cerą pełną blasku, ukojoną oraz zregenerowaną skórą. Włosy będą zachwycać miękkością i zdrowym wyglądem. Ta pielęgnacja działa intensywnie i mocno, dlatego zapewnia skuteczną regenerację, a efekty są odczuwalne od razu. Efekt Sleeping Beauty w zasięgu ręki!

#garnier #skincare #haircare #mixa #SleepingBeauty 
@garnierpolska @mixa_polska



GARNIER SKIN NATURALS płyn micelarny 3w1 do skóry wrażliwej
Produkt numer jeden jeśli chodzi o oczyszczanie twarzy z makijażu, jak i wszystkich innych zabrudzeń. Płyn jest świetny, przeznaczony jest do skóry wrażliwej, a mimo to ma aż potrójne działanie! Do demakijażu i oczyszczania twarzy możemy dodać kojenie twarzy, oczu oraz ust. Jest testowany dermatologicznie i okulistycznie. Płyn naprawdę świetnie sobie radzi z każdym rodzajem makijażu, zmywa wszystko bez uczucia pieczenia, swędzenia czy nieprzyjemnego napięcia skóry. Naprawdę jest moim numerem 1 jeśli chodzi o demakijaż, a ta miniaturowa wersja jest turbo wydajna! Została mi już ostatnio końcówka po naszych wyjazdach i stwierdziłam, że zużyję w domu i tak już zużywam ponad miesiąc, no szok! Rewelacja!



GARNIER SKIN NATURALS VITAMIN C rozświetlające serum z witaminą C na noc
Po dobrym oczyszczaniu pamiętajmy o serum! Ja uwielbiam wszystkie serum i wiem, że powtarzam to w kółko, ale one naprawdę rewolucjonizowały moją pielęgnację i diametralnie poprawiły stan mojej skóry. Mamy tutaj mieszankę najwyższej 10% koncentracji czystej witaminy C oraz kwasu hialuronowego, która sprawia, że zmęczona, matowa skórą po nocy staje się rozświetlona oraz wypoczęta. Serum wspiera również walkę z przebarwieniami, a w nocy skóra regeneruje się najbardziej, więc jest to dobra mieszanka!



GARNIER SKIN NATURALS HYDRA BOMB nawilżająca maska w płachcie na noc
A nie ma nic cudowniejszego, jak maska w płachcie, która działa jak mocny shot pielęgnacyjny. Tej wersji jeszcze nie miałam, ale już sam wygląd mnie przekonuje. Maska gwarantuje intensywne nawilżenie, dzięki wodzie morskiej, wodzie bławatkowej oraz kwasu hialuronowego. Skóra stanie się bardziej zregenerowana, wygładzona oraz wypoczęta. Idealnie nadaje się do każdego rodzaju skóry, w tym wrażliwej. Oj, tak bardzo jest mi potrzebna, że zaraz ją użyję!



MIXA HYALUROGEL NOC nawilżający krem-maska na noc
A na koniec naszej twarzowej pielęgnacji wjeżdża oczywiście hit. Krem maska na noc i wiecie, że ja takie rozwiązania bardzo szanuję i uwielbiam! Walczę z tym, ale zazwyczaj brakuje mi czasu, jak i siły, żeby zrobić sobie w końcu maseczkę, a tutaj mamy krem, która daje nam 2w1! Krem-maska dobudowuje naruszoną w ciągu dnia barierę ochronną skóry, regeneruje ją, pozbywa się oznak zmęczenia, a także tworzy warstwę ochronną, która nocą nasyca skórę dokładnie wybranymi składnikami aktywnymi. Pierwsze skrzypce gra oczywiście kwas hialuronowy, która mocno nawilża i wzmacnia i zapobiega utracie wody. Uwielbiam ten krem, bo robi wszystko to czego mi potrzeba!



GARNIER FRUCTIS HAIR FOOD COCOA BUTTER maska do włosów niesfornych i puszących się
Przechodząc do włosów mamy tutaj najwspanialsze maski, które odmieniają włosy już po pierwszym użyciu. Wersja kakaowa idealnie nadaje się do niesfornych i puszących się włosów. Ta maska cudownie wygładza oraz odżywia włosy, jak i wzmacnia je i nadaje im intensywny blask. Mamy tutaj super skład, bo aż 13% odżywczych kompleksów, w tym Omega 6.9, masło shea oraz masło kakaowe. Ja się podpisuję pod tym rękami i nogami. Maska jest boska!



GARNIER FRUCTIS PAPAYA HAIR FOOD regenerująca maska do włosów
I na koniec kolejna cudowna maska, wersja papaja, która cudownie regeneruje, wzmacnia, wygładza i odżywia włosy, a także zmniejsza łamliwość włosów aż o 94%. Mamy tutaj również świetną formułę zawierającą witaminy C, E oraz F. Wszystkie te maski można stosować na aż trzy sposoby, co bardzo ułatwia pielęgnację, bo jednym kosmetykiem możemy załatwić parę spraw, odżywkę bez spłukiwani, odżywkę ze spłukiwaniem, a także maskę, która nakładana na dłużej, pod np. foliowy czepek i ręcznik to już w ogóle robi wow! Maski pachną smakowicie, są łatwo dostępne i ja je uwielbiam! Nie pamiętam, kiedy ostatnio używałam innej maski do włosów, te są najlepsze.


Nie ukrywam, mogłabym być taką Królewną Śnieżką, która zasypia chociażby na 30 minut, w spokoju, w ciszy, sama... z maseczką na włosach, na twarzy i ogórkami na oczach! Ohh, to moje małe marzenie na chwilę obecną, którego prędko nie zrealizuję, ale na szczęście mam inne produkty, które sprawią, że choć trochę poczuję się jak księżniczka, a także nadrobią wszystkie moje braki w pielęgnacji. 
Maski do włosów są sprawdzone, serum, jak i maski do twarzy również, płyn micelarny jest znany i lubiany, więc to też nie powinno nikogo zdziwić, a Mixa krem-maska na noc - ohh to moje zbawienie. No uwielbiam ten box!


Idealnie na dobranoc, trzymajcie się i powiedzcie, który kosmetyk Was zaciekawił najbardziej?
Buźka!


[wpis reklamowy]