Marcowe denko 2021r.!

01 kwietnia 2021

 
Hej! No i co tam u Was słychać? Koniec miesiąca, święta i szalony czas z lockdownem. Mam nadzieję, że mimo wszystko macie się dobrze i że wszystko jest u Was, jak najbardziej w porządku! Ja się cieszę, bo zbliża się czas odpoczynku, czas spędzony z najbliższymi i mam nadzieję, że będzie to high quality time! Chociaż wiaodmo, safety first i będziemy uważać, ale cieszę się na ten odpoczynek, na wolne cokolwiek ni będziemy robić ;).


Ale zanim wejdziemy w te święta to mam jeszcze dla Was denko i to ogromne denko. Wiedziałam, że jak ostatnie denka były dosyć liche to w końcu zdarzy się tak, że zużyję wszystko na raz i tak właśnie było w tym miesiącu. Szok, a jak się zaczęłam za opisywanie tych produktów to kolejny szok... Dawno nie zużyłam takiej ilości produktów. Ale, nie tylko zużyłam, a i wyrzuciłam przeterminowane, zepsute (!) i posprzątałam (!) i jestem zadowolona! W dalszym ciągu mam z tyłu głowy kolorówkę, która mnie na maksa dręczy, bo mam jej zdecydowanie za dużo, ale może to ogarnę na kolejne denko ;).


A z ulubieńców i sprawdzonych produktów zużyłam tym razem stosunkowo niewiele: Ziaja, Intima, kremowy płyn do higieny intymnej dla mnie jest najlepszy, najtańszy, najłatwiej dostępny, a co najważniejsze dobry w działaniu, Nie podrażnia i nic złego nie robi i nawet, jak mam ochotę wypróbować coś nowego to i tak wracam do tego produktu do higieny intymnej, bo po co przepłacać? A pozostając w temacie to oczywiście ApteCare, chusteczki do higieny intymnej, one są bardzo w porządku i bardzo je lubię i chyba to wiecie, bo co denko mam zużytych średnio ze 2 opakowania. Poza tym, jakimś cudem zużyłam Venus, nawilżająca pianka do golenia, ona jest najlepsza, najfajniejsza i po prostu naj, ale uwierzcie mi, golenie się w ciąży to nie lada wyzwanie, dlatego jestem sama pod wrażeniem, że zużyłam tę piankę haha. Hean, slim no limit, peeling cukrowy do ciała, limonka, żeń-szeń ja po prostu uwielbiam te peelingi, są ekstra, ale ja bardzo lubię peelingi gruboziarniste, takie, że naprawdę czuć to tarcie drobinek na skórze. I od razu powiem, że ta wersja jest mocniejsza od tej fioletowej, ale mi to nie przeszkadza, bo super pachnie no i ekstra działa, skóra jest gładka i hiper oczyszczona. W końcu też zużyłam kolejne opakowanie Alterra, Naturkosmetik, szampon nawilżający, bio-owoc granatu & bio-aloes. W ciąży jakoś mega rzadko myję włosy, więc i te produkty zużywam bardzo powoli, ale nie narzekam na ten fakt. Ale ja uwielbiam te szampony, są po prostu najlepsze, nie są turbo mocne, a super oczyszczają. 


  • Kolastyna, emulsja do opalania SPF20 oraz SPF10  - ja bardzo lubię wszystkie te produkty do opalania od Kolastyny, mieliśmy je w Kenii i zawsze ich używamy gdziekolwiek byśmy nie wychodzili na słońce, więc dla mnie są klasa! Ładnie pachną, nie kleją się, nie są tłuste, do tego są wodoodporne, więc nie trzeba smarować się, co chwilę (ale i tak warto po każdym wyjściu z wody). 20 to i tak jest słaba ochrona, tym bardziej w Kenii, więc tutaj ciężko porównywać, ale ja lubię i mąż też był zadowolony.
  • Bath&Body Works, Pretty as a peach, balsam do ciała - oj, jak ja uwielbiam ten balsam! W konsystencji był dość gęsty, ale bardzo łatwo rozprowadzało się go po ciele i dzięki temu też był nawet wydajny! Poza tym, zapach to jest coś najlepszego i najwspanialszego! piękny, brzoskwiniowy, owocowy, letni no po prostu świetny! Aż mi już szkoda, że się skończył, więc naprawdę warto.
  • Bielenda, Botanic Formula, mleczko do demakijażu, olej z granatu + amarantus, twarz i oczy - oczywiście jest to kwestia upodobań, mi jakoś mleczka nie podchodzą i zawsze się z nimi męczę. To mleczko zaskakująco super się u mnie sprawdzało i jestem z niego naprawdę zadowolona, bo i zapach fajny, i konsystencja i zmywał ten makijaż, ale po prostu tyle ile to trwa z użyciem mleczek to nie dla mnie, zdecydowanie wolę olejki, które robią to w moment. Więc jeśli ktoś lubi ten rytuał demakijażu mleczkami to będzie mega zadowolony. 
  • L'biotica Biowax, regenerująca maska do włosów suchych i zniszczonych, japońska wiśnia i mleko migdałowe - z tej maski jestem bardzo zadowolona! Opakowanie jest super solidne i konkretne, na pewno nigdzie się samo nie otworzy, a dodatkowo dobrze chroni maskę i produkt sam w sobie. Maska ma super konsystencję, która nie spływa z włosów. No i to jak ona działa na włosach to jest bajka, naprawdę, super nawilża, ekstra odżywia, włosy po użyciu są miękkie, gładki, lśniące i po prostu w super stanie! Ja jestem mega zadowolona, więc bardzo polecam!
  • Ariana Grande, Moonlight, żel pod prysznic - ojeny, jak ja tęsknie za tymi produktami już, ten zapach pod prysznicem, tak piękny i tak mega luksusowy. Ekstra konsystencja, super się pienił, nie podrażnił, nie wysuszył, no a pachniał, a u mnie zapach to podstawa! No i świetnie się sprawdziła ta tubka na wyjazdach, nie jest to pełnowymiarowy produkt, ale na paręnaście pobytów poza domem wystarczył :).
  • LaQ, pralinkowy żel pod prysznic - ja jestem w szoku, używałam tego żelu naprawdę ponad 3 miesiące i za każdym użyciem nie wierzyłam, że on jeszcze jest! Tak wydajny, że wow! Jak na początku narzekałam trochę na cenę, bo jest wyższa od typowych żeli pod prysznic, ale te tańsze zużywa się zazwyczaj w 2-3 tygodnie, a te starczają na dużo dłużej, więc bomba! Na pewno będę do nich wracać.
  • Constance Carroll, bambusowy puder do twarzy z jedwabiem, transparentny - on jest taki mega niepozorny, taki w sumie zwykły, ale ostatnio też użyłam taki zwykły i w porównaniu do tego to ten jest niezwykły i bardzo dobry! Super się sprawdzał w sumie, jak na takiego niepozorniaka. Matowi bardzo ładnie, super się go nakłada, nie tworzy ciasta na twarzy i nie bieli jej. Ale trochę szkoda, że jest mało trwały i nie utrzymuje makijażu w ryzach przez długi dzień, tutaj raczej poprawki by się przydały dość częste, ale czasem to mi wystarczy, tak na co dzień bez spiny, jest idealny, bo lekki i naturalny:)
  • The Body Shop, rozświetlająca maska do twarzy w płachcie z witaminą C - mój zdecydowany ulubieniec z całej trójki, świetny zapach no i super efekt na twarzy. Skóra była rozświetlona, promienna, gładka, a przy okazji mocno nawilżona i odżywiona! Dla mnie bomba! Gdyby tylko one nie kosztowały aż dwóch dyszek za sztukę to już bym miała grube zapasy.
  • The Body Shop, łagodząca maska do twarzy w płachcie z witaminą E - ta też się u mnie świetnie sprawdziła, uwielbiam ją! Zapach był ekstra, no i działanie tak samo ekstra jak tutaj wyżej. Ja nigdy nie widzę większej różnicy między tymi wersjami poza zapachem, więc dla mnie super.
  • The Body Shop, nawadniająca maska do twarzy w płachcie z wodorostami - kolejny super produkt. Tutaj zapach nie był jakiś super, ekstra porywający, ale działanie było sztosem. Skóra była w super stanie, więc czad!
  • Aqua Advanced, nawilżająca maska w płachcie - maski w płachcie, jak widać, uwielbiam wszystkie i one dla mnie wszystko swoimi właściwościami się za bardzo nie różnią według mnie. Ale ta maska to był jeden wielki glut! Poważnie, ja byłam w szoku, wyciągnęłam maskę z opakowania i skminiłam, że to jest jakaś maska żelowa i kminiłam jak ją założyć, ale sam produkt był takiej dziwnej konsystencji, że nie wiedziałam co robić. Aczkolwiek! Maska sama w sobie jest super! Nie spływała z twarzy, ani płachta ani ten produkt, zapach był okej, ale nie był jakoś mocno wyczuwalny, za to twarz była w świetnym stanie! nawilżona, odżywiona i taka turbo zadbana! Bardzo świetna!

  • Bielenda, Bikini, kokosowa mgiełka do opalania, twarz + włosy SPF15 - kupiłam to z myślą o włosach oczywiście, nie ma nic w sklepach, co mogłoby chronić nasze włosy przed słońcem, temperaturą, ale i chlorem na basenie. A ja z moimi rozjaśnianymi, zmęczonymi włosami się bardzo bawię i bardzo dbam o nie zawsze. Ten produkt idzie do średniaków, bo w sumie nie wiem czy coś dał rzeczywiście - w Kenii byłam zaraz po keratynowym prostowaniu włosów, więc to też była swojego rodzaju 'ochrona', ale nie zauważyłam, żeby ta mgiełka im jakoś tubo mega pomogła, ale też nie zaszkodziła i jak na Kenię to nie było dramatu z włosami po powrocie, dlatego średniak.
  • Semi DiLino, odżywczy olejek do włosów - zamówiłam go kiedyś kiedyś mega przy okazji, bo mi brakowało do smarta na allegro - wiadomix. Tak leżał, leżał aż w końcu stwierdziłam, że ok sprawdzę w ogóle co to jest no i okazał się być olejkiem do włosów. Co prawda miał być na raz, ale mi spokojnie wystarczył praktycznie na 4 razy, co jest na plus, Ale niestety nie widziałam jakichś ekstra super efektów, jakich się spodziewałam. Zazwyczaj przy zmianie olejku do olejowania jest super efekt, a tutaj ten olejek był taki jak zawsze, bez szału.
  • Schwarzkopf, Glilss Kur, bio-tech restore, maska do włosów - wiecie co ta maska jest dla mnie dziwna, bo ogólnie działanie ma dość poprawne i na plus, fajnie wnika we włosy, odżywia je i sprawdza się na różnych płaszczyznach, jako odżywka, maska, czy nawet podkład pod olej jest super. Aczkolwiek wiecie co, ona ma tak dziwną konsystencję, bardzo gęstą i zbitą i dodatkowo taką śliską, że aż mi było niekomfortowo jej używać - poważnie. Dłonie się ślizgały, wszystko mi z rak wypadało, więc mega dziwne to było, na tyle że ja już nie chcę.
  • Yves Rocher, pomadka do ust, czerwone jabłuszko - tak zużywam teraz masę starych produktów i ta pomadka jest jedną z nich. Bardzo lubiłam te konsystencję, nie była taka tępa i sztuczna na ustach, tylko fajnie w nie wnikała, zapach też był super, no i działanie też było poprawne. Usta były ładnie nawilżona, ale nie był to efekt wow. Zdarzały się suche skórki i pewne niedociągnięcia, a np. po pomadkach z Alterra mam usta rewelacyjne, więc średnio, mogłoby być lepiej!

  • Avon, Naturals, body spray, mgiełka do ciała - oczywiście, co kto lubi, ja akurat za mgiełkami nie przepadałam nigdy, ale tak naprawdę dopiero teraz trafiłam na zajebiste mgiełki, a kiedyś męczyłam się z takimi jak te. Czyli słaby zapach, który na dodatek mega szybko się ulatniał, bardzo sztuczny i męczyłam się z nim okropnie.
  • Cien, płatki kosmetyczne, delikatne - niech was to nie zastanawia, ja w dalszym ciągu dostaję jakiegoś dziwnego zaćmienia i zmieniam moje ulubione waciki na jakieś dziwne i podejrzane. No te w niczym im nie dorównały, rozdwajały się, wkurzały w dotyku i o. 

PRZETERMINOWANE


Ostatnio przejrzałam jeszcze część rzeczy i wyrzucam parę produktów, które przeterminowały się już wieki temu albo nie nadają się do użycia. Jak np.: Kolastyna, odżywczy olejek do opalania SPF30, który praktycznie nie został użyty, ale nie ma się co dziwić, bo akurat produktów do opalania mamy w heja. Bielenda, MakeUp Academia, magic base, nawilżająca baza pod makijaż - użyłam parę razy, a niestety ostatnio jak chciałam to się na maksa zmieniła jej konsystencja, kolor i wszystko, więc niestety kosz. A i masę pomadek! Resibo, kojący balsam do ust, Eos, balsam do ust oraz Tisane, fresh balsam do ust. I mega żałuję, bo akurat wszystkie te produkty znam i lubię, a Eos to już w ogóle dla mnie jest mistrzem! Ale tak to jest, jak się ma 500 pomadek, niektóre rzuci się gdzieś w kąt i się o nich zapomina, dlatego żałuję bardzo! Ale wyobraźcie sobie, że tyle wyrzucam, a ja dalej mam kilka do zużycia... Jak to się stało? Nie wiem. 


Ale i parę próbek się jeszcze trafiło: Synchroline kremy do twarzy, nawilżające, odżywcze z SPF i koloryzujące - przeterminowały się, więc czas wyrzucić. Podobnie jest z Dermacol, mleczko do opalania dla dzieci wodoodporne SPF50 oraz krem ochronny do opalania SPF50 - przeoczyłam. Parę dni temu wyciągnęłam jest z torby z Kenii (nie pytajcie, to są tajemnice bez rozwiązania) i żałuję, że ich nie sprawdziłam, ale już nic nie zrobię. A Bielenda, krem przeciwzmarszczkowy liftingująca radiofrekwencja RF to już w ogóle srogo przeterminowany, nie wiem jak to możliwe, że tak długo u mnie przeleżał. Z kolei Mokosh, brązujący balsam do ciała i twarzy wyrzucam, nie dość, że prawie przeterminowany to ja go nie użyję, bo nie lubię nic co brązujące.

INNE UŻYCIE


Poza tym, wywalam też produkty, które u mnie już stały, leżały, a  mnie wkurzało to, że ich nie używam, że zapominam albo w  ogóle są bezsensu. Część była w koszyczkach ratunkowych jeszcze na weselu i tak je trzymam. Ale zużyłam! Co prawda trochę inaczej niż powinnam, ale zużyłam. Dokładniej to przecierałam nimi kurze, umywalkę, krany, prysznic i cokolwiek wpadło mi do rąk. I fajnie! Nie wyrzucam zmarnowanych, a trochę czyściej było, dzięki Isana, 3w1łagodne chusteczki oczyszczające, Cleanic, antybakteryjne chusteczki nawilżające (mieliśmy do tatuaży) i Cleanic, dezodorant w chusteczce 2w1.

W dalszym ciągu muszę powalczyć jeszcze z kolorówką i jej się głównie pozbyć, ale mam nadzieję, że już niedługo to ogarnę ;). A jak Wasze zużycia w marcu? :)


21 komentarzy:

  1. Jak ja dawno Alterry nie miałem ;p

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja tam nie widzę sensu używania filtru 10,15,20 ;p

    OdpowiedzUsuń
  3. Sporo ciekawych produktów zużyłaś :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Lubię płyny do higieny intymnej z Ziaji, praktycznie tylko one się u mnie sprawdzają :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Oj też mi się zdarza niestety sporo kosmetyków wywalić bo niestety zbyt dużo się tego kupuje, a potem no cóż trzeba zacząć się ograniczać.

    OdpowiedzUsuń
  6. Wow jakei duże zużycia! Jeśli chodzi o maske biovax to tej wersji jeszcze nie miałam, ale pewnie kiedyś wypróbuję. Maska Gliss Kur, mam tą wersje i według mnei jest ok, ale nie polecałabym klaść pod olej, bo ta maska (chyba) jak wszysktie gliss kur ma silikony i olej może sie dobrze nie wchłonąć. Jeśli chodzi o silikony w tej masce to poszukam w necie i sprawdzę dokładnie :)
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  7. No to wkrótce będziesz musiała zająć się kosmetykami nie tylko dla siebie. :D

    OdpowiedzUsuń
  8. Miałam kiedyś te płatki kosmetyczne i są bardzo kiepskie.

    OdpowiedzUsuń
  9. Bardzo lubię płyny do higieny intymnej Ziai :)

    OdpowiedzUsuń
  10. Bardzo ciekawe zużycie. Znam i lubię ten płyn do higieny intymnej.

    OdpowiedzUsuń
  11. Mleczko do demakijażu z Bielendy mnie zaciekawiło:)

    OdpowiedzUsuń
  12. Nie jestem pewna, czy miałam w użyciu któryś z tych produktów :)

    OdpowiedzUsuń
  13. Też najczęściej wybieram kosmetyki od Kolastyny.
    Z Ziają mam problem. Składów nie ma rewelacyjnych, ale jakoś tak zawsze w mojej łazience coś od Ziaji jest. Aktualnie tonik do twarzy :)

    OdpowiedzUsuń
  14. Ciekawią mnie te maski TBS :)

    OdpowiedzUsuń
  15. Zużywam zdecydowanie mniej kolorówki, ale regularnie dokupuję sobie paletkę Sleeka i-Divine Oh So Special i podkład do cieni Art Deco.

    OdpowiedzUsuń

Bardzo proszę o komentarze na temat notki lub moich wpisów u Was ;))
miło mi, że mam fajnego bloga, ale za pusty komentarz nie dodam do obserwowanych ;))
mimo wszystko lubię z Wami rozmawiać, czy nawet ostrzej konwersować ;)) :DDD